Po otwarciu konferencji przez organizatorów – Błażeja Lenkowskiego z Fundacji Industrial I Piotra Womelę z Fundacji Adenauera – przyszedł czas na pierwszy punkt programu merytorycznego. Wystąpienie Janusza Styczka z Departamentu Polityki Europejskiej MSZ nie wnosiło jednak zbyt wiele – treść niespecjalnie odbiegała od dobrze znanych, oficjalnych formuł wypowiadanych przez przedstawicieli ekipy rządzącej. Usłyszeliśmy więc po raz kolejny, że Polska dobrze wykorzystała prezydencję oraz celuje w obecność w „głównym nurcie” integracji. Odniósł się też do możliwych scenariuszy rozwoju sytuacji w Europie i ich konsekwencji dla naszego kraju – w tym kontekście chyba najciekawszym było wejście w polemikę z salą w kwestii tego, czy korzystną byłaby dla nas realizacja projektu federacyjnego. Styczek zdanie o niekorzystnym dla Polski charakterze tego pomysłu uzasadniał dwojako – z jednej strony mówił o 30% społeczeństwa niechętnych jeszcze głębszej integracji, zaniepokojonych tym, że będzie ona oznaczać nadmierną utratę niezależności, a w efekcie wpłynie negatywnie na stan polskiej tożsamości. Z drugiej zaś operował językiem interesu – i tak np. ujednolicenie systemu podatkowego w całej Unii byłoby ciosem w polską konkurencyjność.
Wokół mowy berlińskiej Radosława Sikorskiego
Następnie konferencja przeszła do etapu znacznie ciekawszego – z modelu wykładu przenieśliśmy się bowiem na pole debaty. Wzięli w niej udział prof. Jan Barcz z WSPiZ L. Koźmińskiego oraz dr Krzysztof Iszkowski reprezentujący jednocześnie warszawski SWPS, zaplecze eksperckie Ruchu Palikota – „Plan Zmian” oraz magazyn Liberté!. Pretekstem do dyskusji była szeroko komentowana w kraju mowa berlińska ministra Sikorskiego. Prof. Barcz odniósł się do głośnego przemówienia szefa polskiej dyplomacji jako do nie tak przełomowego w propozycjach, jak sugerowałyby to reakcje mediów i polityków. Wskazał także na grzech nieścisłości i niedopowiedzeń, który w historii integracji zdołał już nieraz pogrzebać koncepcje o fundamentalnym znaczeniu, jak było to choćby w przypadku Traktatu Konstytucyjnego. Zwrócił tym samym uwagę na kolosalne znaczenie stosowanej terminologii, która przy braku precyzji może być rozumiana opacznie. W tym właśnie kontekście należy odbierać słowa profesora: Trzeba rozdzielić dyskusję o państwie federalnym od federalizmu jako idei […]Pojawienie się w jakiejś organizacji elementów federalistycznych nie świadczy o tym, że następuje proces państwowotwórczy. To na pewno ważny głos w kontekście problemu strachu o tożsamości narodowe, podniesionego już przez dyrektora Styczka.
Z kolei Krzysztof Iszkowski nie był skory do strojenia się w piórka ważącego racje analityka. Stawiał sprawę jasno, a żeby dodatkowo zobrazować swój pogląd, posłużył się… mikrofonem. Spośród dwóch dostępnych urządzeń najpierw w jego ręce trafił egzemplarz niedziałający. Po wymianie sprzętu, Iszkowski stwierdził – Pokazaliśmy właśnie na przykładzie mikrofonu prosty mechanizm, który powinno się zastosować w stosunku do Unii Europejskiej – coś, co nie działa, zastąpiliśmy tym, co działa. Według Iszkowskiego niedziałający mikrofon odegrał rolę Unii wciąż składającej się z państw narodowych, zaś działający – Unii posuniętej w integracji znacznie dalej niż dziś. Argumentował to choćby poprzez przykład budżetu europejskiego – a więc tematu, który dominuje debatę w ostatnich tygodniach. Uzasadniał, że budżet negocjowany, ustalany w ramach dyskusji międzyrządowych, w których każda strona myśli wedle swojego egoistycznego interesu to rozwiązanie wpisujące się w „poetykę bitwy”, której to „nie powinno się uprawiać wokół wspólnych interesów” – To nie buduje Europy – stwierdził. W zamian proponował kształtowanie unijnej kasy poprzez unijny podatek – choćby miał być on nawet udziałem w krajowym VAT-cie. Sprzeciwił się przy tym opinii Janusza Stryczka dotyczącej zagrożeń związanych z ujednoliceniem systemu podatkowego Unii – Są dwa rodzaje konkurencyjności – oparta o jakość lub o cenę. Chciałbym, żeby po naszej stronie była nie tylko ta druga. Wtedy wspólny system podatkowy przestanie być dla nas zagrożeniem – stwierdził szef zaplecza eksperckiego Ruchu Palikota. Zdradził też, że sam lider tej partii jest zwolennikiem federalistycznej koncepcji Daniela Cohn-Bendita i Guya Verhofstadta.
Wiele prędkości Europy – czy to na pewno zagrożenie?
Następny panel, poprowadzony przez Piotra Beniuszysa z Liberté!, dotyczył zagadnienia Europy wielu prędkości. Dokładniej zaś tego, czy zróżnicowanie tempa integracji pomiędzy poszczególnymi grupami państw jest rzeczywiście czymś, przed czym należy się bronić, czy może jest to naturalny bieg rzeczy, którego powstrzymywanie koniec końców jest niekorzystne dla wszystkich. W takim też kontekście postawione zostało pytanie o to, jaką rolę w Europie powinna odgrywać Polska. Odpowiedzi na nie szukać mieli Bartłomiej Nowak z Centrum Stosunków Międzynarodowych oraz Leszek Jażdżewski – redaktor naczelny Liberté!.
Gdy wstępowaliśmy do Unii Europejskiej, była to Unia oparta o jedność, spójność, a także otwarta. Dziś we wszystkich tych kwestiach mamy zmianę. – stwierdził na początek Nowak. Odnosząc się do roli Polski stwierdził zaś, że Polska nie próbuje blokować mechanizmu dwóch prędkości – próbuje „wsadzić but” w drzwi, które są już prawie zamknięte i iść z mocniejszymi.Tym też tłumaczył przekonanie rządu o konieczności wejścia do strefy euro, jako warunku utrzymania się w rdzeniu integracji – bo ten stanowić będzie właśnie eurozona. Nowak skrytykował jednocześnie fakt, że jednym z głównych argumentów podnoszonych przez przeciwników wejścia Polski do strefy euro jest konieczność wsparcia państw zadłużonych przez tęże. Stwierdził, że jest to świadectwo hipokryzji jeśli wziąć pod uwagę jak dużo strona polska stara się mówić o europejskiej solidarności.
Z kolei Leszek Jażdżewski zaczął od odniesienia się do samego tytułu panelu – Nie wydaje mi się, żeby można było rozmawiać o „kształtującej się” Europie wielu prędkości. Ona już taka jest – stwierdził naczelny Liberté!, wskazując jako jedną z przyczyn europejskiego kryzysu (nie tylko finansowego) rozszerzenia Unii z lat 2004 i 2007 – Unia nie była przygotowana na 12 nowych państw – ocenił. Jażdżewski wyraził pogląd, że Polska powinna zabiegać o członkostwo w strefie euro z prostego powodu – to w niej podejmowane będą decyzje co do przyszłości Europy. Stwierdził też, że wiele prędkości, rozumiane jako przyjmowanie pewnych rozwiązań tylko przez pewną grupę państw, ale pozostawiając innym możliwość dołączenia się do nich w przyszłości to dobre rozwiązanie. Pozwala bowiem przeprowadzić na mniejszą skalę jakiś eksperyment, który – jeśli wypali – przyjmą u siebie także pozostałe państwa. Jażdżewski wskazał na USA jako przykład miejsca, w którym taka formuła się sprawdza.
Z tym porównaniem nie zgodził się drugi z panelistów. Bartłomiej Nowak stwierdził, że trudno rysować paralele pomiędzy USA i UE, skoro dla Amerykanów stworzenie federacji było warunkiem uzyskania niezależności, zaś w Europie mamy realnie istniejące państwa. Nie zgodził się też ze stwierdzeniem, że ostatnie rozszerzenia były źródłem problemów Unii. Szczególnie tych finansowych – Źródłem kłopotów nie są państwa „nowej”, ale „starej” UE. Przecież żadne z państw Europy Środkowej nie prosiło o specjalną pomoc, choć przecież dotknął je kryzys – zauważył dyrektor wykonawczy CSM.
Czego chcemy od wschodu i… czy wschód chce nas?
Kolejny panel dotyczył polskiej polityki wschodniej – ze względu na temat przewodni konferencji nie mógł być jednak oderwany od kontekstu europejskiego. I nie był. W panelu, który miałem przyjemność poprowadzić, wzięli udział dr Jarosław Ćwiek-Karpowicz z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, dr Julian Pańków z Collegium Civitas oraz Marcin Wojciechowski z Gazety Wyborczej. Pierwsze pytanie skierowane było do Juliana Pańkowa, a dotyczyło jego doświadczeń jako doradcy ds. transformacji na terenach poradzieckich. Przedstawił on w sposób dość szczegółowy i bardzo interesujący okoliczności, na jakie natrafił wraz z innymi przedstawicielami misji. Całą opowieść skonstatował jednak dość pesymistycznym akcentem: Idea pomocy zewnętrznej polega na tym, żeby doprowadzać do takiego momentu, w którym ta pomoc stanie się zbędna – „no, takoje nie bywajet”. Kłopotem jest to, że wszystkie państwa, którym staraliśmy się pomóc w przeprowadzeniu transformacji przeszły już tak wiele, korzystając z obcych zaleceń, ale koszty ponosząc już wyłącznie w swoim imieniu, że tej pomocy już nie chcą. Ponadto, podniósł też wiecznie obecny w dyskusjach o wschodzie argument, który nie raz słyszał także w czasie swojej działalności w regionie – „My mamy inną mentalność”. Mieszkańcy Europy Wschodniej, Azji Centralnej, Zakaukazia przyniesione przez nas rozwiązania traktowali jako nieswoje i nieprzystające do ich kultury i rzeczywistości. I nie można im naszych rozwiązań narzucać na siłę – ani 20 lat temu, ani dzisiaj– stwierdził.
Z kolei doktorowi Ćwiek-Karpowiczowi przypadła ocena Partnerstwa Wschodniego. Zaczął on od idei, które przyświecały projektowi. Wśród nich znalazły się przede wszystkim dwie – stworzenie państwom Europy Wschodniej przestrzeni współpracy bez udziału Rosji, a także zmobilizowania ich do pozytywnej rywalizacji, jaką udało się pomiędzy państwami środkowoeuropejskimi wywołać w latach 90-tych. Z kolei to, co było przy tym projekcie kluczowe dla Polski, to zwrócenie uwagi państw Zachodu na państwa Partnerstwa, podniesienie jego znaczenia, a także wykreowanie wizerunku naszego kraju jako istotnego dla regionu. Następnie analityk PISM przeszedł już do części właściwej, a więc oceny na ile idee udało się wcielić w życie. Nie dało się w tym kontekście nie wspomnieć o swoistym fiasku koncepcji pozytywnej rywalizacji w doganianiu standardów zachodnich – nie sposób tu nie wspomnieć o wskazywanych jako niemal pewni liderzy przemian Ukrainie i Gruzji, w których następuje odwrót od osiągnięć tamtejszych „kolorowych rewolucji”. Dr Ćwiek-Karpowicz wspomniał też jednak o niespodziewanie dobrych sygnałach z Mołdawii, które dają pewne podstawy do optymizmu jeśli chodzi o skuteczność Partnerstwa.
Zapytany o relacje polsko-ukraińskie Marcin Wojciechowski stwierdził, że należy w nich umiejętnie – tak jak w relacjach z innymi państwami – wyważyć stosunek między wartościami a pragmatyzmem. Nietrudno domyślić się, że chodziło tu o problem utrzymywania (bądź nie) relacji z przywódcami, których praktyka rządzenia odbiega w sposób znaczący od europejskich standardów. Wspomniał o wielkim problemie, jakim jest brak konsensusu między ukraińskimi siłami politycznymi wokół kwestii strategicznych – wśród nich kwestii akcesji do NATO, która przez Sojusz była już poważnie rozważana, ale proces zablokował ówczesny premier – a obecnie prezydent – Wiktor Janukowycz. Zauważył też jednak, że wina za niepowodzenia w integracji Ukrainy ze strukturami nie leży wyłącznie po stronie Kijowa, bowiem to Unia Europejska nie była przygotowana na rewolucję 2004 roku, przez co nie potrafiła wyjść do wschodniego sąsiada z zachęcającą ofertą – Tutaj Unia wykazała się brakiem refleksu. Wydaje mi się, że gdyby taka pozytywna oferta została szybko wystosowana, to zmusiłoby ukraińskie elity do bardziej zdecydowanych reform – stwierdził dziennikarz.
Zaznaczył też, że mimo negatywnego stereotypu Wiktor Janukowycz nie jest hamulcowym zacieśniania relacji Ukraina-UE, bowiem od momentu objęcia prezydentury wykonał na tym polu dużą pracę, co zaowocowało uzgodnieniem treści umowy stowarzyszeniowej – co nie udało się wcześniej „pomarańczowym”. Redaktor nie zapomniał jednak o wątpliwościach co do przestrzegania przez Ukrainę standardów prawnych, finansowych, a także w warstwie praw człowieka na podwórku krajowym, co z kolei jest już wyłącznie przewiną ekipy obecnie rządzącej – co nie zmienia faktu, że z perspektywy regionu Ukraina wciąż jest relatywnie demokratycznym krajem, czego najlepszym dowodem jest znaczna obecność przedstawicieli opozycji w parlamencie. W tym kontekście dziennikarz Gazety Wyborczej ocenił jako właściwe podejście polskich władz do sąsiada, oparte na jednoczesnym utrzymywaniu kontaktów tak z oficjalnymi władzami, jak i z opozycją. Zauważył też, że wcale nie mniejsze naruszenia, których dopuszcza się Rosja, nie skutkują pomysłami zaprzestania relacji z Moskwą, co świadczy o stosowaniu przez Europę podwójnych standardów.
„Strefa euro – rozwiązywać czy ratować?”
Ostatni z paneli w ramach konferencji dotyczył strefy euro i jej przyszłości, a udział wzięli w nim: Maja Goettig z KCB Securities, będąca też członkinią Rady Gospodarczej przy premierze, Stefan Kawalec z Capital Strategy i Centrum Analiz Społeczno Ekonomicznych oraz prof. Cezary Wójcik z SGH. Prowadząca Kamila Łepkowska zdradziła od razu, że osią dla dyskusji będzie liberte.pl, w którym b. wiceminister finansów wraz z Ernestem Pytlarczykiem proponowali kontrolowaną dekompozycję strefy euro jako jedyny sposób na uratowanie zdobyczy wspólnego rynku, a także Unii Europejskiej jako całości. W trakcie panelu podtrzymywał tę tezę stwierdzając, że wprowadzenie wspólnej waluty było fundamentalnym błędem. Owszem, popełniono też błędy po jej wprowadzeniu. Ale to ono było błędem samym w sobie. Kawalec argumentował na przykład, że kwestia utraty konkurencyjności przez państwa południa Europy byłaby znacznie łatwiej rozwiązywalna, gdyby posiadały one własne waluty narodowe.
Z kolei Maja Goettig pozwoliła sobie zacząć wypowiedź od żartu – Zawisza Czarny mawiał, że feudalizm jest najgorszym z systemów, ale lepszego nie wymyślono. Podobnie jest ze strefą euro – po czym przeszła do właściwej wypowiedzi, trzymając się jednak myśli, która była kluczem dowcipu:strefa euro nie jest idealnym systemem walutowym – stwierdziła – Ale jej rozpad groziłby rozpadem całej UE oraz wspólnego rynku. Zwróciła też uwagę, jak katastrofalne skutki miałby rozpad eurozony dla Polski, identyfikując trzy kanały, którymi taki obrót spraw by w nas uderzył. Po pierwsze, ucierpiał by na tym polski handel, jako że 20% rodzimego eksportu to wymiana z krajami strefy euro. Po drugie, nastąpiłby oczywisty w przypadku każdego przełomu wzrost niepewności, który tworzy niekorzystny klimat dla jakichkolwiek aktywności gospodarczych. Zaś trzecim kanałem byłyby finanse.
Trzeci z panelistów – prof. Cezary Wójcik – pomimo usilnych prób zwrócenia na siebie uwagi przez towarzyszącego mu potomka pozostał skoncentrowany na temacie dyskusji. Podobnie jak przedmówczyni postanowił posłużyć się w swojej argumentacji cytatem. Z tą różnicą, że cytat zaproponowany przez profesora był już prawdziwy – Robert Francis Kennedy powiedział kiedyś parafrazując George’a Bernarda Shawa: „There are those that look at things the way they are, and ask: why? I dream of things that never were, and ask: why not?” – i tak powinniśmy podchodzić do kwestii przyszłości strefy euro. To, że jakiś mechanizm nie funkcjonuje nie znaczy, że po odpowiednich zmianach nie będzie funkcjonował w przyszłości. Niewydolność mechanizmów jest faktem, ale ten stan nie determinuje przyszłości. Pozostając przy tej linii argumentacji profesor stwierdził, że kłopotem UE i strefy euro jest dziś deficyt przywództwa. Posłużył się przykładem dotychczasowej historii Unii Europejskiej – projektu, który przerwał stulecia wojen między zwaśnionymi państwami – jako dowodem na to, że wystarczy odpowiednia idea, poparta odpowiednią wiarą odpowiednich ludzi, a rozwiązanie się znajdzie. Polemizował też ze Stefanem Kawalcem odnośnie wpływu sztywnego lub elastycznego kursu walut na kryzys – Sztywny kurs nie jest źródłem kryzysu. Przypominam, że USA czy Islandia go nie miały, a kryzys dotknął je bardzo mocno – argumentował.
Kawalec z kolei ripostował, że wspólny rynek funkcjonował już w środowisku wielu walut. Dokonał też barwnego porównania, które miało zobrazować wpływ waluty na konkurencyjność – Przejście od waluty narodowej do wspólnej to zabieg podobny do tego, jak gdybyśmy postanowili przed jazdą rowerem po górach zrezygnowali z roweru z przerzutkami na rzecz takiego bez przerzutek, a do tego ze „sztywnym kołem”. W ramach polemiki z tą opinią, ale pozostając w konwencji kolarskiej, prof. Wójcik stwierdził – Przerzutek nie mają też kolarze torowi, którzy uprawiają sprint. Cały panel prowadząca Kamila Łepkowska podsumowała bardzo wyważenie stwierdzając, że dekompozycja bądź ratowanie strefy euro nie zamykają się w prostym rachunku ekonomicznym.
Ważna dyskusja
Podsumowując konferencję należy stwierdzić, że poruszone zostały na niej tematy fundamentalne dla przyszłości Europy, a także Polski. Dyskusje, dzięki znakomitym panelistom, były niezwykle ciekawe i inspirujące. Podziw budził też sposób ich prowadzenia – jakże inny od przekrzykiwania się, z którym na co dzień mamy do czynienia w mediach, choć przecież różnice zdań, niekiedy fundamentalne, zdarzały się na każdym kroku. Pozostaje wyrazić nadzieję, że w takim klimacie i na takim poziomie toczone będą spory o przyszłość.
Tekst ukazał się na portalu: MojeOpinie.pl