Wiele na to wskazuje, że po następnych wyborach pozostanie w Sejmie jedna wszechmocna partia, która opanuje niemal wszystkie sale, fotele, stanowiska. PO zyska podstawowe narzędzia władzy: od władzy wykonawczej (prezydent, rząd), przez parlament, sądy, po samorządy. Żadna siła polityczna nie będzie w stanie hamować i kontrolować rządów tak potężnej partii. Taka wielka zdobycz sama im wpada w ręce. Tego wszak chcą w swej większości obywatele.
Jeżeli moja prognoza jest trafna, to oznacza, że niedługo władza w państwie będzie niepodzielnie de facto należała do tandemu Tusk-Schetyna. To oni w pełni kontrolują partię i podejmują wszystkie istotne decyzje polityczne oraz personalne. Czują się tym pewniej, że nie ma w PO wyjątkowych osobowości, liderów. Nie ma też większych różnic opinii, jak nie ma w niej odrębnych frakcji. Wszyscy potencjalni konkurenci czy po prostu silne osobowości (Piskorski, Olechowski, Rokita) dawno już z partii wylecieli.
Nawet jeżeli pojawią się jakieś społeczne czy gospodarcze napięcia – w końcu recesja światowa musi do nas dotrzeć – to i tak nie ma takich osób, takich sił politycznych, które byłyby dzisiaj w stanie skutecznie zagospodarować możliwe niezadowolenie. Na populistów bym już nie liczył. Pozostają jeszcze PiS oraz lewica. PiS – a raczej Jarosław Kaczyński – podjął najgłupszą z gier: mianowicie wykorzystuje wszystkie okazje po temu, by zwiększyć dystans dzielący go od PO oraz by na każdy możliwy sposób zyskać polityczne wsparcie. Używa sztuczek najprostszych: strachu i nacjonalizmu. Teraz starszy nas (i starszych ludzi) wprowadzeniem euro. Zapowiada, że Tusk ma ukryty pod łóżkiem plan zniszczenia Polski. Język jadu, nienawiści i pomówień pan prezes opanował do perfekcji, ale wyborcy chyba na ten rodzaj mowy publicznej są coraz bardziej odporni. Z kolei o SLD nawet mówić nie warto. Afera Rywina była ich przekleństwem, z którym nie potrafią się uporać.
W Polsce wyczerpały swój potencjał wszystkie dotąd istniejące środowiska polityczne: unici, środowisko Unii Pracy, chadecy. Jest zaledwie kilku poważnych i chodzących luzem polityków, ale póki co nie tworzą zwartego środowiska. Nie dostrzegam specjalnie żadnych ruchów organizacyjnych. Wygląda tak, jakby wszystkich sparaliżował lęk przed potężniejącą PO.
Brak realnej alternatywy dla partii Tuska jest największą szansą jego formacji. Tym zręczniej ją wykorzystują, bo są nieinwazyjni, „fajni”, potrafią zależnie od potrzeby mówić jak liberałowie i jak pisowcy, jak konserwa oraz jak partia socjalna. Czyli mogą być każdym i reprezentować wszystkie odcienie politycznej palety. Tak by nikt poza nimi nie był już w polskiej polityce potrzebny.