Nie wierzę w miłość bliźniego z tak wieloma przypisami. Nie wierzę w to, że kończy się ona na „naszych”… Nie wierzę, że czcząc Boga z Betlejem można było dopuścić do tego, by tylu małych uchodźczych „Jezusków” chowało się po lasach i to w okolicy ustanowionej daty urodzin „oryginału”.
Trzynasty października 2020 roku był dla mnie dniem szczególnym. Udałam się wówczas do parafii w miejscu, w którym po raz ostatni czułam przynależność do Kościoła. Usiadłam w kancelarii i podałam proboszczowi wydrukowane i pięknie podpisane oświadczenie woli, które było namacalnym świadectwem mojej apostazji (czy tylko ja tak mam, że im bardziej doniosłe jest dla mnie wydarzenie, z tym większym pietyzmem wiodę piórem po kartce?).
Nie, nie będzie to historia o dramatycznych zmaganiach o stosowny wpis do księgi chrztu, nie zaświecę ci, Czytelniku/Czytelniczko, w wyobraźni niebieskich świateł policyjnego koguta – proboszcz, z którym rozmawiałam o odejściu, wysłuchał mojej sprawy i zadał mi jedno pytanie, do którego był zobowiązany (i pewnie był ciekaw, pamięta jeszcze schyłek mojej kariery w grupach religijnych)… Dlaczego?
Ano… Wtedy posłużyłam się argumentami dotyczącymi dogmatów, z którymi się nie zgadzam (przez jakiś czas prowadziłam szkołę liturgii we wspólnocie parafialnej, a moja natura nie pozwala podejmować się zadań bez przygotowania) i powiedziałam, że nie wierzę w Boga. I pozorne uczestnictwo w czymkolwiek (czy to jeden z najstarszych związków zawodowych, czy to kawa z koleżanką) mnie nie zadowala.
Nie wierzę… Nie skłamałam, nie mam tu żadnych second thougts, wskutek których po skończeniu artykułu polecę do biskupa po pokutę (tak, apostazja jest jak najbardziej odwracalna). Z biegiem czasu zaczęłam zaglądać w siebie i w Kościół głębiej i to, w co nie wierzę, zaczęło nabierać bardziej wyrazistych barw.
I tak oto: nie wierzę, że moi przyjaciele w związkach nieheteronormatywnych są ideologią, dewiacją, a ich czyny i miłość – czymś niedopuszczalnym. Nie wierzę, że jeśli kiedyś pokocham kobietę i stworzę z nią szczęśliwy związek, będzie on mniej wartościowy niż relacje koleżanek z ich partnerami.
Nie wierzę w to, że osoby w związkach niesakramentalnych i po rozwodach są mniej wartościowe niż ludzie, którzy w imię świętości rodziny przez lata cierpią, by nie podpaść swojemu Bogu i czujnemu, gotowemu do ostracyzmu w każdej chwili oku sąsiadów. Bo przecież trudny mąż to dar od Boga, jak mówią niektóre portale katolickie, nie żaden przemocowiec czy osoba, która krzywdzi całą rodzinę.
Nie wierzę w Boga, o którym się mówi, że jest doskonały i miłosierny – zważywszy na historie o potopie, paleniu miast i zagładzie, musiał przejść długą drogę od topienia i mordowania po obietnicę zbawienia. Ale i tak chyba jeszcze nie jest na jej końcu, bo wieczne potępienie dla tych, dla których nie jest jedynym Bogiem, też nie brzmi jak tekst kochającego ojca do swoich owieczek. Gdy dodamy sobie do tego pierwsze z przykazań w dekalogu – „nie będziesz miał bogów cudzych przede mną”, trochę to pachnie staraniem o wyłączność kultu i ofiar oraz ogromnym gniewem wobec tych, którzy nie przyjmą tej łaskawej oferty miłości i dożywotniego starania o odkupienie. Czym więc Biblia ma się różnić od mitologii Greków czy Słowian oprócz zasięgu? I… czym się różni złoty cielec od pozłacanej toruńskiej kopuły?
Nie wierzę w miłość bliźniego z tak wieloma przypisami. Nie wierzę w to, że kończy się ona na „naszych”… Nie wierzę, że czcząc Boga z Betlejem można było dopuścić do tego, by tylu małych uchodźczych „Jezusków” chowało się po lasach i to w okolicy ustanowionej daty urodzin „oryginału”. Czy to jest kwestia tego, że na każdym wizerunku krzyża jest przywieszony biały, umięśniony mężczyzna czy tego, że do miłości bliźniego i nieprzyjaciół Tradycja dopisała tak wiele przepisów szczególnych, które stanowią inaczej – to zostawię do „rozważenia w swoim sercu”.
I wreszcie, nie wierzę w tę wspólnotę. Wychodząc z kościoła, wśród wątków o dochodzącym rosole i schabowym w przyprawach docierało do mnie wiele komentarzy pełnych „troski” o braci i siostry… Ta miała krótką sukienkę i wiodła bezwolnego mężczyznę na pokuszenie (halo, ołtarz jest na przedzie, a ornat kapłana sięga do kostek – nic cię nie rozproszy, biedny, bezwolny mężczyzno). U tych było słychać krzyki w nocy, pewnie Jurek (imię zmienione) bił babę po pijaku (jak bardzo chciałam usłyszeć ciąg dalszy o interwencji lub chociaż o powiadomieniu policji, ale nie, to rodzina, w rodzinę się nie wtrącamy, tylko omawiamy i sprawdzamy, kto tę świętość udźwignął). Po powrocie do domu słuchałam od babci listy rzeczy, które zrobiłam niepoprawnie: wierciłam się w ławce, drzemałam na kazaniu, śmiałam się do koleżanki… Fun fact: na te same msze chodziłyśmy tylko przy świętach, na uroczyste sumy. I jeszcze plot twist: listy o podobnym brzmieniu otrzymywałam również wtedy, gdy za pieniążek otrzymany na ofiarę kupowałam chipsy Maczugi oraz puszkę coli i „odprawiałam” sobie mszę nad brzegiem rzeki wśród drzew. Kapłanką była mi Natura, kojący szum wody błogosławieństwem, a wzmożony ruch samochodów po mszy za linią drzew – rozesłaniem.
Wszyscy jesteśmy ludźmi, każda owieczka ma momenty, gdy po prostu bywa głupiutkim baranem, ale nic to, wszak jak każda zadbana trzódka, ta również ma swojego pasterza. Pasterza, który za nią oddał życie (w podobny sposób umierał wówczas ogrom ludzi, ale ten, właśnie ten założył związek wyznaniowy, więc liczy się bardziej) i zstępuje w swych następców, gdy nauczają lud, zwłaszcza w czasie Eucharystii i płomiennych kazań. To z nich dowiedziałam się, że geje i lesbijki, jak się nie będą modlić i leczyć, pójdą do piekła, ale księża, którzy molestują dzieci, pójdą do nieba, bo przecież są spowiedzi i odpusty i w najgorszym wypadku raz w roku można sobie „wyczyścić konto”. I jest okej. Oskarżenie o pedofilię? Ale o co chodzi, kapłanów Bóg sądzi, przeniesiemy go na inną parafię i może przestanie. Nie przestaje? Parafii jest wiele, starczy na wiele prób. Zwłaszcza że seminaria jakimś dziwnym trafem się zamykają z braku chętnych. Ech, ta pogubiona młodzież.
Ale spokojnie, na pasterzy zawsze można liczyć. LICZYĆ. Jak najwięcej i najlepiej. Nawoływanie do skromności w pozłacanych ornatach, drogich samochodach przecież duuużo kosztuje. Zaangażowani parafianie pomagają własnymi rękami przy organizacji ceremonii, pracach porządkowych i remontach? Bóg zapłać!
W co zatem wierzę? Wierzę w ludzi. W tych, którzy szukają Boga lub boga, w tych, którzy tego nie czynią. Wierzę w dobro i uważam, że żadna religia nie ma na nie monopolu. Jest jedna rzecz, jeden z cytatów z Biblii, z którym zgadzam się od lat i noszę go w sercu: „Po owocach ich poznacie” (Mt 7,20) – nie tylko katolicyzm ma swoich proroków. Jeśli czujesz się przy kimś bezpiecznie, widzisz serce na dłoni i gotowość do pomocy, nie ma potrzeby pytania o światopogląd. Jeśli czujesz przy kimś zagrożenie i strach o swoją przyszłość, ktoś próbuje wpakować cię w gorset własnych przekonań dla własnego interesu – nie przykryjesz tego ani ornatem, ani złotem, ani nawet najlepszą czy najstarszą narracją dla swoich przekonań.
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2023 „Punkt zwrotny”! 15-17.09.2023, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji na: https://igrzyskawolnosci.pl/