Nie jest trudno wydedukować, która z płci jest od najmłodszych lat socjalizowana do przemocy. Żadnym wyzwaniem nie jest ani wskazanie, u kogo na podwórku agresja prędzej zostanie uznana za „walkę o swoje” i nagrodzona, ani wskazanie, kto zostanie nazwany mazgajem za płacz lub manifestację emocji innych niż gniew. Mężczyzna, chłopiec.
Nie po raz pierwszy mam przyjemność obcować z twórczością bell hooks. Pierwszy raz jednak budzi ona we mnie tyle obaw i pytań. Jej książka Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości dotyczy relacji mężczyzn z kobietami, a także z innymi mężczyznami. Jak większość z czytelników się domyśla, nie są one proste.
Przemoc, dominacja, patriarchat oparty na białej supremacji – są to pojęcia znane zarówno zwolenniczkom (i zwolennikom), jak i przeciwniczkom (i przeciwnikom) feminizmu. O to przecież toczą się w dyskusjach o feminizmie i relacjach międzyludzkich – tak, międzyludzkich, nie tylko damsko-męskich – najbardziej zacięte spory.
Nie jest trudno wydedukować, która z płci jest od najmłodszych lat socjalizowana do przemocy. Żadnym wyzwaniem nie jest ani wskazanie, u kogo na podwórku agresja prędzej zostanie uznana za „walkę o swoje” i nagrodzona, ani wskazanie, kto zostanie nazwany mazgajem za płacz lub manifestację emocji innych niż gniew. Mężczyzna, chłopiec.
Większość z nich jest afirmowana za agresywną walkę o swoje, kroczenie „drogą wojownika” i wzrasta we wzorcach, w których emocje są wyalienowane, a regularne stosowanie przemocy jest oznaką, że konkretny mężczyzna jest w stanie przejąć kontrolę nad swoim otoczeniem i zapewnić byt rodzinie. Bo przecież do tego został stworzony, nie ma innych zastosowań. Za to jest nienawidzony przez feministki, przez to kobiety często rezygnują z prób pokochania go. W wielu relacjach pomiędzy płciami (nie tylko romantycznych) po prostu występuje na tyle akceptowalny poziom przemocy (fizycznej, psychicznej, ekonomicznej), aby nie musieć się ewakuować w obawie o życie lub zdrowie. Szanuj patriarchę swego, możesz mieć gorszego.
Patriarchat to system mocno krzywdzący – kobiety, to rzecz jasna, ale także, co bell hooks mocno akcentuje w swojej książce – mężczyzn. Działaczka feministyczna wskazuje, jak wielkie spustoszenie patriarchat czyni w sercach mężczyzn, jak bardzo ich ograbia z możliwości stanowienia o sobie i ekspresji, a wreszcie – jak pozbawia ich miłości. bell hooks zauważa, że „mężczyznom nie wolno po prostu być sobą i świecić blaskiem własnej, niepowtarzalnej tożsamości”. Zestawia to podejście z (wciąż zbyt wolno) rozwijającą się kulturą antypatriarchalną, w której „mężczyźni nie muszą dowodzić swojej wartości i swojego znaczenia. Od urodzenia wiedzą, że samo istnienie czyni z nich wartościowe jednostki i daje im prawo do opieki i miłości”.
To brzmi jak ogromny fart i pozostaje zarazem w kontraście wobec tak popularnych, przemocowych wzorców. Przemoc jest tu słowem kluczowym. Wszyscy w kulturze patriarchalnej uczeni są przemocy – w domu, w szkole, na wojnie, w relacjach intymnych. Przemoc oznacza kontrolę i, jak w większości dzieł kultury popularnej, źli ludzie sięgają po nią, aby nad kimś panować, dobrzy zaś, aby nie oddać kontroli. Mężczyzna, jako jednostka predysponowana do władzy, musi walczyć, aby tę kontrolę utrzymywać, choćby we własnym gospodarstwie domowym. Jakby to powiedział Alastor Moody z uniwersum Harry’ego Pottera, „Nieustanna czujność!” Wróg i zagrożenie mogą być bowiem wszędzie – w wyścigu po awans, po towar na promocji w supermarkecie, w przechodniu, który może spojrzeć oceniająco, czy nawet we własnym domu, w postaci syna, którego popkultura kreuje na kogoś, kto może w przyszłości odebrać władzę ojcu.
To musi być bolesne. Pozostawanie w stanie nieustannej walki i konieczności udowadniania własnej wartości przez przemoc, tak aby tylko być uznanym za godnego szlachetnego miana mężczyzny. bell hooks zauważa, że „żeby naprawdę zająć się męskim bólem i kryzysem męskości, musimy stać się jako społeczeństwo gotowi do obnażenia brutalnej prawdy o tym, że patriarchat niszczył mężczyzn w przeszłości i niszczy dzisiaj”. Dostrzega, że nie byłoby tak ogromnych problemów z nałogami i przemocą u mężczyzn, gdyby ten system był w jakikolwiek sposób opłacalny. To nie feminizm rodzi ten ogrom przemocy.
Nie jest tak, że dopiero bell hooks odkryła straszną skalę przemocy systemu patriarchalnego wobec mężczyzn. W swojej książce przytacza wiele prac badaczy i badaczek wskazujących na poziom emocjonalnego okaleczenia chłopców. Zauważa, że „pierwszy akt przemocy, którego patriarchat domaga się od mężczyzn, nie dotyczy kobiet”. Jest nim psychiczne samookaleczenie i zabicie swojej emocjonalności. Jako jeden z czynników powstrzymujących badaczy przed krytyką patriarchatu bell hooks wskazuje po prostu brak alternatyw.
Autorka proponuje jednak pewne remedium, do zastosowania którego wzywa także (a może przede wszystkim) kobiety. Jest nim miłość. Naprawdę, literalnie nawołuje do pokochania mężczyzn. Na stronach jej książki (lub na czytniku) można przeczytać jasno wyartykułowane zdanie: „żeby stworzyć kochających mężczyzn, musimy ich pokochać”.
Ten fragment, muszę przyznać, był dla mnie największym szokiem, choć przecież doczytałam to słowo w tytule. Stworzyć kochających mężczyzn? Jak, do cholery? Nie, nie nienawidzę ich, ale trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której do mężczyzn, których mijam z kluczami między palcami, podchodzę z miłością. Czy myślę o pokochaniu mężczyzn, gdy ktoś za mną idzie i udaje rozmowę przez telefon, lub gdy po prostu przyspieszam kroku i uciekam, bo nie ma w pobliżu nikogo, a typ ewidentnie zbliża się za bardzo i „zwykły” catcalling przekształca się w groźby? To przecież victim blaming.
Tu jednak autorka dodaje, że „miłość do męskości nie oznacza jednak chwalenia i nagradzania mężczyzn za realizację seksistowskich koncepcji męskiej tożsamości. Dbać o mężczyzn ze względu na to, co dla nas robią, to nie to samo, co kochać ich za to, że są”. Zmagania z patriarchatem odbywają się na wielu frontach i w wielu głowach. Przejawiają się uważnością na drugą osobę, pracowaniem nad reakcjami na jej emocje i pracą nad własnymi traumami. Odbywają się poprzez wzajemną troskę i powstrzymywanie przemocy, nie jej afirmację.
bell hooks zaznacza, że zadaniem kobiet w tym wszystkim nie jest „naprawa” mężczyzn, lecz wspieranie ich w zmianie. Szacunek do prawdy ich wewnętrznego ja, pragnienia miłości i bycia kochanym. Działaczka zauważa, że odrzucając mężczyzn, daleko nie zajdziemy. Twierdzi, że „dysponują oni zbyt dużą władzą, żeby można było ich zignorować czy o nich zapomnieć. Te z nas, które kochają mężczyzn, nie chcą kontynuować bez nich swojej podróży. Potrzebujemy ich obecności, ponieważ ich kochamy”. Zaiste, każda kobieta zna mężczyzn, których kocha lub chce pokochać: partnerzy, ojcowie, bracia, przyjaciele.
Mityczna wojna płci według bell hooks odbywa się między tymi, którzy widzą siebie w roli drapieżców, a tymi, których uważają za swoje ofiary. Tylko wspólny wysiłek może pozwolić na zmianę tego stanu rzeczy i obalić patriarchat nie jako władzę, supremację mężczyzn, lecz system, który rani wszystkich ludzi, okaleczając ich od wczesnego dzieciństwa. Choć niektóre myśli i tezy bell hooks mogą wzbudzać różne emocje, niekoniecznie pozytywne, warto zapoznać się z punktem widzenia kogoś, kto widzi nadzieję na zmianę patriarchalnej rzeczywistości i ma na nią pomysł.
–––
Wszystkie cytaty w niniejszym artykule pochodzą z książki: bell hooks, Gotowi na zmianę. O mężczyznach, męskości i miłości, Warszawa: Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2022.
