__
„Daleko to odległość między (…) miejscem, gdzie przebywasz,
a miejscem, gdzie nie a strachu. Blisko to odległość:
a) do każdego trafienia wrogich pocisków,
b) niedostatecznie daleka, by nie bać się śmierci”.
Słownik wojny, ułożył Ostap Sływynski
W piątek 26 stycznia 2024, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości w Hadze nakazał Izraelowi zapewnienie, „że jego siły zbrojne nie dopuszczały się aktów ludobójstwa w Strefie Gazy”; a także podkreślił, iż kraj ten „powinien podjąć środki na rzecz poprawy sytuacji humanitarnej”, co de facto oznacza podejmowanie działań, mających na celu niesienie pomocy ludności cywilnej. Ludności cywilnej Strefy Gazy, określanej czasem jako „największe więzienie świata”, gdzie – szczególnie dziś – zawsze jest się „niedostatecznie daleko, by nie bać się śmierci”. Trybunał nie zarządził przy tym – odnosząc się do wniosku Republiki Południowej Afryki – zawieszenia broni czy przerwania ognia w Strefie Gazy. W odpowiedzi Benjamin Netanjahu podkreślał: „Izrael ma prawo do obrony; będziemy kontynuować tę wojnę do całkowitego zwycięstwa, dopóki zakładnicy nie wrócą do Izraela, a Strefa Gazy nie będzie stanowiła zagrożenia”, szybko dodając, że oskarżenia o ludobójstwo są oburzające, a Izrael będzie nadal robił „to, co konieczne”, aby się bronić. I tak od 7 października 2023 – kiedy to rządzący Strefą Gazy Hamas zaatakował terytorium Izraela, zabijając 1,4 tys. osób, a 240 uprowadzając – patrzymy na kolejną wojnę, która poniekąd odwróciła część uwagi świata od Ukrainy. Nie odwróciła jednak naszej uwagi od pytań o losy ludności cywilnej, a także o sposoby prowadzenia wojny – tej sprawiedliwej i nie; tej toczonej w sposób sprawiedliwy i tej, w której sięga się po środki zbrodnicze; tej, która jest „w prawie”, czy wreszcie tej, która je łamie. I nie chodzi o to, by dziś rozstrzygać kwestie Gazy, Krymu, Izraela, Ukrainy czy Rosji, ale by wskazać, co w najbardziej palących kwestiach mówi nam tu prawo wojny i pokoju.
Wojna wydarza się między państwami, prawda. W konsekwencji toczy się jednak między ludźmi, którzy – przy odrobinie szczęścia/dużej dozie dobrej woli – pozostają ludzcy. Każdy, tak żołnierz, jak i cywil, wolałby być w miejscu „wolnym od strachu”, jednak naiwnością byłoby myśleć, iż rzeczywistość/praktyka wojny zna miejsca dające stuprocentową pewność. Pamiętamy szkoły, szpitale, teatry zbombardowane w Ukrainie, pamiętamy szpitale czy obozy dla uchodźców w Strefie Gazy. Pamiętamy wszystkie te miejsca, w których porwani 7 października 2023 obywatele Izraela mieli prawo czuć się bezpieczni, byli przecież… w domu. Pamiętamy najpewniej wiele innych miejsc podczas wielu innych wojen. To one prowadzą nas od konwencji do konwencji, od jednej międzynarodowej zgody do kolejnej, do prawa, na które zgodziliśmy się jako cywilizowane kraje świata, a którego przestrzegania chcemy się domagać. Dla tych, którzy giną dziś, dla tych, których życie w przyszłości może być zagrożone. Prawa, którego naruszenia badane są właśnie przez Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości ONZ, a także przez Międzynarodowy Trybunał Karny. To właśnie w Hadze rozstrzyga się spory między państwami, tu również bada się zbrodnie wojenne, a wśród nich zbrodnię agresji, zbrodnię wojenną, zbrodnię przeciw ludzkości oraz zbrodnię ludobójstwa. I znów sprawy między państwami, starcie wielkich interesów, wielkich ambicji, a często sprawy „małych ludzi” mają przełożenie na ludzką codzienność. Bo ktoś nagle zdecydował, że do mojego, do twojego domu – w imię czyjegoś/jakiegoś ego zapuka wojna.
Wojna wydarza się między ludźmi. Albo… „Po prostu celuję i strzelam, ale przy tym zamykam oczy. Czy moja kula zabiła kogoś, czy nie, można się tylko domyślać” – opowiada jeden z ukraińskich żołnierzy. Na przestrzeni dziejów podobne słowa mogliśmy przeczytać/usłyszeć nader często, bo poza jednostkami wyjątkowo cynicznymi/sadystycznymi/zbrodniczymi lub poddanymi głębokiej indoktrynacji ideologicznej bądź religijnej, raczej nikt nie chce z zimną krwią zabić drugiego człowieka. Bo gdy przychodzi stanąć oko w oko z człowiekiem niewinnym, nieuzbrojonym, nie możemy już mówić o strzale w obronie kraju, ale zwykłym morderstwie. Bo nawet w posłuszeństwie rozkazom są momenty jak ten – wielokrotnie powtarzany w opowieściach żołnierzy z okresu Wielkiej Wojny – zapisany przez Ericha Marię Remarque’a w Na Zachodzie bez zmian. To jego bohater – uosabiający chłopców wysłanych na front w imię zbrodniczej idei dulce et decorum est pro partia mori – dostrzega, ze leżący w okopie, zabity właśnie wróg jest/ był człowiekiem dokładnie takim, jak on sam. Mówi nawet: „Wybacz mi kolego”. Samo bycie żołnierzem nie odziera z człowieczeństwa; co więcej, bywają sytuacje, gdy ludzie czują specyficzną niechęć do pociągnięcia za spust, bo ogarnia ich „psychologiczny niepokój związany z zabijaniem”. Ów niepokój – opisywany Roberta Gravesa czy George’a Orwella – wydaje się doświadczeniem pierwotnej bezbronności, kryjącej się w człowieku. Teoria mówi tu o „nagim żołnierzu”, który już w XIX wieku chroniony był przed zaatakowaniem. To doświadczenie osobiste i decyzja woli, które nie pozwalają dokonać potwornego czynu. By być dosłownym, trudno strzelać, gdy – pisze Graves – dostrzegło się przez celownik swej precyzyjnej broni żołnierza, który w nieznacznym oddaleniu od ognia walki spokojnie się kąpał albo gdy wrogowi opadają spodnie. Mimo to „nagi żołnierz” pozostaje żołnierzem, wciąż nosi mundur, przynależy do armii, może posłużyć się bronią. Tu potrzeba zmysłu etycznego, a może lepiej powiedzieć człowieczeństwa, które pozwala na samoobronę, na obronę niewinnych, ale nie pozwala na dokonywanie na innych ludziach czynów zbrodniczych. I nie chodzi wyłącznie o to, że zabraniają ich konwencje.
Wojna wydarza się między ludźmi – ostatecznie to ludzie bywają chciwi, żądni zemsty, pełni pożądania; potrafią zamienić się w bestie, na skalę, jakiej trudno szukać w całym świecie pozostałych zwierząt. To bestia, która potrafi zbudzić się w człowieku – w jednostce, ale i w grupie – sprawia, że „piękno na wojnie staje się niebezpieczne. Piękne rzeczy, ludzie, stosunki istnieją teraz nie po to, by inspirować, a po to, by je niszczyć; nie po to, by na nie patrzeć i z miłością dotykać, ale po to, by zadawać im ból”. Ale ostatecznie to człowiek dopuszcza się zbrodni gwałtu, to człowiek sieje śmierć, to człowiek dokonuje zniszczenia i grabieży. To człowiek pali domostwa innego człowieka, odbiera mu dobytek, godność, a wreszcie i życie. I choć po II wojnie światowej społeczność międzynarodowa poczyniła wielki wysiłek, by rozwinąć i uszczegółowić prawodawstwo dotyczące wojny i pokoju, choć powołała wspomniane już trybunały, choć osądziła zbrodniarzy kolejnych wojen, to ani na krok nie przybliżyła się do idei „wiecznego pokoju”. Bo mimo rozmaitych działań mających na celu zapobieżenie wojnom… wydarzyły się Wietnam, Korea, Irak, Afganistan, była Jugosławia, Rwanda, Syria; bo wciąż trwa konflikt o Górski Karabach; bo toczą się walki nie tylko na Ukrainie czy w Strefie Gazy, ale również w Birmie, Sudanie, Etiopii, Somalii. Mało? Dodajmy jeszcze sytuację Ujgurów w Sinkiangu… I za każdym razem to ludzie ludziom gotują taki, a nie inny los. Za każdym razem powraca wrażenie, że inter arma silent leges… A może prawa nie tyle milczą, co o sobie przypominają, czasem grożą palcem, zapowiadają przyszły miecz sprawiedliwości (o którą po wojnie zdecydowanie łatwiej).
I chciałoby się powiedzieć, że człowiek ma dwie, zależne od okoliczności twarze. Ale to nie tak. To byłoby zbyt proste. Człowiek jest swoją decyzją. Każdego wojna stawia w sytuacji, gdy – jak pisał niegdyś Krzysztof Michalski (do którego słów w tej kwestii uparcie wracam) – „wszelkie nasze pojęcia, wszystkie nasze wartości zrozumiałe są dopiero w kontekście wojny; dopiero gdy odkryjemy ich funkcjonowanie w konfrontacji mojego świata z tym innym («na wojnie»), co czeka za rogiem. Dopiero gdy skonfrontujemy nasze pojęcia i nasze wartości z czymś, co od nich radykalnie różne, dowiemy się, ile są warte”. Moment takiej konfrontacji to również chwila, gdy lepiej rozumiemy nasze „tak daleko, tak blisko”; gdy oceny zaczynamy od siebie, a nie od innego; gdy wojna ma nie jedno, ale każde oblicze. Twarz tego, co walczył, albo uciekł; co mordował albo ratował; co walczył sprawiedliwie albo haniebnie; kto odwrócił głowę, nacisnął spust albo… dostrzegł twarz Drugiego; „kto pierwszy był człowiekiem, kto będzie nim ostatni”. Tu zawsze jest wybór. Radykalny wybór, któremu na wojnie towarzyszą światłocienie.
***
„Nie wiem przecież, co przeszedł ten drugi człowiek. I on być może myśli tak samo. Siedzimy i milczymy oboje. A naprawdę przeżyliśmy tyle, że i stu ludziom by wystarczyło” – można usłyszeć bo… wojna to ludzka rzecz. Między ludźmi musi być też „załatwiona”, pogodzona, rozliczona. Ostatecznie – nawet gdy oficjalnie „zakończymy wojnę” – musi się wydarzyć znacznie więcej niż tylko „traktat pokojowy”, odzyskanie tego, co odebrane, osadzenie zła etc. Bo nawet jeśli konflikt rozpoczęli politycy, historycy, demagodzy; gdy rozliczyły go sądy i opisała historia, to do zgody ostatecznie muszą dojść ludzie. Inaczej pokój nie dostanie poważnej szansy na trwanie.
