Szczęśliwi ci, którzy każdej nocy śpią tzw. snem sprawiedliwego. Żadnych rozbudzeń, przerywanego, szarpanego snu, żadnych epizodów bezsenności. Od wieczora do poranka błogi stan nieświadomości i doskonały wypoczynek. Całe dorosłe życie snem takim i ja się cieszyłem, ale ostatnio coś zaczyna się psuć. Może zdrowie już nie takie, jak kiedyś? Może sny bardziej napastliwe?
Właśnie, sny. Jestem ofiarą głębokiej niesprawiedliwości, ponieważ prawnie nigdy nie pamiętam żadnych snów przyjemnych (chyba że w ogóle ich nie miewam), za to często kołatają mi w głowie wspomnienia koszmarów.
Jest ich kilka, które rotacyjnie mnie dopadają. W jednym z nich żyję ze świadomością popełnienia, zwykle wiele lat wcześniej, jakiejś straszliwej zbrodni. Najczęściej jest to morderstwo, które – jak mi się wydawało – udało mi się skutecznie zatuszować. Moja ofiara zwykle leży nie niepokojona gdzieś kilka metrów pod ziemią w nieoznakowanym grobie, a ja żyję sobie dalej ze spokojem, że uniknąłem kary i już nie muszę się tym przejmować. Lecz wtedy, nagle… w samym środku tego snu pojawia się jakaś przesłanka, że ktoś wpadł na jakiś ślad i moje sprawstwo lada moment zostanie odkryte, dolce vita brutalnie przerwana, spokój zakłócony, wolność odebrana. Te sny mają różne dalsze scenariusze (czasem lecę z łopatą odkopać i przenieść szczątki zabitego przeze mnie nieszczęśnika), ale kończą się zawsze tak samo. Budzę się i po kilku sekundach z ulgą stwierdzam, że to był znów tylko ten sen, a ja nie jestem mordercą, tylko zwykłym podmiejskim nudziarzem.
Maciej W., Mariusz K., Piotr W. Lista pisowskich dygnitarzy, którzy zaczynają płacić za przestępstwa popełnione w toku ich politycznej działalności, się wydłuża. A to tylko początek. Za ich plecami jest cała gromada ludzi, którzy muszą się dziś czuć tak, jak ja w trakcie tych moich koszmarów. Wiedzą, że kolega partyjny już nie kontroluje prokuratury, że wśród sędziów nadal jest wielu legalnie nominowanych i prawdziwie niezawisłych, że policja już nie przymknie oka przez wzgląd na partyjną legitymację. Wiedli spokojne (i dostatnie) życie przez osiem lat. Byli przekonani, że zbudowany przez Kaczyńskiego system nierówności wobec prawa, który zaliczył ich w poczet uprzywilejowanej i wyjętej spod odpowiedzialności kasty, jest wodoszczelny i uchowa ich przed skutkami działań. Tymczasem spada na nich świadomość, że się skończyło, że się nie udało zatuszować, że śledczy zaczynają działać, że wkrótce przyjdzie im zapłacić.
Znam to uczucie i nie zazdroszczę. Ja zapewne niejednej nocy będę zmagał się jeszcze z koszmarem świadomości winy i zbliżającej się po mnie ciężkiej ręki wymiaru sprawiedliwości. Tylko ja za każdym razem się obudzę i skwituję to jakimś cynicznym komentarzem. A panie i panowie z PiS się nie obudzą. W ich przypadku wszystko to odbędzie się na jawie.
Żyjecie teraz w stresie i jest wam źle. Może chociaż niektórzy z was na którymś etapie zrozumieją, że sami sobie zgotowaliście ten los, okradając wspólną kiesę i przykładając rękę do budowy systemu autorytarnego zniewolenia. Buńczuczność z was wkrótce zejdzie. Czas ponieść konsekwencje. Pobudka!
