Wrażenie mam, że wszystkim nam przydałaby się terapia; wielka narodowa terapia, która skonfrontowałaby nas z rzeczywistością, taką jaką jest, obudziła z narodowych, klasowych i środowiskowych majaków (nigdy dosyć przypominania, że gdy rozum śpi.).
Tak bardzo irytowało nas (Polaków myślących o sobie: ja racjonalista) platformerskie „nicnierobienie”, że sama zapowiedź reform (słowo „zakazane” w poprzedniej kadencji) była wystarczającym powodem ekscytacji. Czekaliśmy na expose premiera, prawie jak na finał mistrzostw w piłce nożnej z udziałem naszej reprezentacji. I stało się (słowo, bo że ciałem, to na pewno jeszcze nie teraz, jeśli w ogóle): premier reformy obiecał głosem stanowczym (mąż stanu, jak my bardzo czekamy na męża stanu.) i w trybie warunkowo- bezalternatywnym (albo reformy albo zgon po grecku).
Jeżeli przyjmiemy, że personalizacją naszego czekania na reformy, że naszym reprezentantem, kimś, kto owemu czekaniu poświęca większość swojej zawodowej energii, jest redaktor i naczelny Wprosta Tomasz Lis (żeby nie było: lubię i cenię), to warto się sobie samemu w Lisie przejrzeć, właśnie w kontekście naszego chciejstwa, czyli reakcji na expose.
Tomasz Lis mianowicie, niemalże eksplodował poniedziałkowym wydaniem swojego tygodnika (i my z nim eksplodowaliśmy). Tak, my już wszystko wybaczamy Tuskowi; te jego ścibolenia i zaniechania i małe kroki też; bo Tusk jest politykiem mądrym i wszystko dokładnie zaplanował (do niedawna jeszcze, nawet ludzie niechętni prezesowi, twierdzili, że jest on graczem cynicznym, ale diabolicznie genialnym; teraz czas na geniusz polityczny Tuska). Premier Tusk prezydenturę odpuścił, opozycję rozegrał, partię scalił pod przywództwem silnym i niekwestionowanym, rozciągnąwszy ją jak gumę balonową od Gowina po Arłukowicza itd. itp.; a wszystko po to, by w chwili ostatniej, za pięć dwunasta, jak w thrillerze najlepszym, nas ocalić; czyli kraj zreformować, od kryzysu zachować, na nowe tory pchnąć modernizacji i potęgi.
Kiedy już troszku ochłonęliśmy, kiedy nam polska gorąca krew szumieć w głowach, gotować się przestała i zaczęliśmy znowu myśleć (masakra Panowie i Panie, jakież to nieprzyjemne), to się w nas pojawiły pierwsze malkontentów wątpliwości.
Ile ma w końcu przynieść budżetowi podniesienie składki rentowej: kilka miliardów (zakładając, że pracodawców nie ubędzie, a ubyć może, bo bankructwa w czasie kryzysu to rzecz raczej normalna), czy dwadzieścia kilka? Jednak kilka-to niedużo raczej, prawda?
A opodatkowanie rolników, zmuszenie ich do opłacania składki zdrowotnej i emerytalnej, to kiedy i ile to da (budżetowi)? Nie wiadomo kiedy i niewiele?-a to ci niespodzianka. Dodatkowo, jak się nałoży na chłopa obowiązek, to trza mu też przecież dać i przywilej: na przykład korzystania z pomocy społecznej. A iluż to chłopów produkuje na rynek, 15%? Z czego wynika, że 85 % (żyjących z dopłat unijnych i krusowskiej emerytury) może sięgnąć po pomoc socjalną i znając Polaków-sięgnie, mając taką możliwość.
To może przynajmniej podniesienie wieku emerytalnego do lat 67-miu daje nadzieję na ustabilizowanie budżetu (zasypanie dziury w ZUS-ie)? I tutaj się wykazał premier wizjonerstwem, a jednocześnie pogodził wymóg chwili, ze społeczną wrażliwością i koniecznością podtrzymywania medialnego show propagandowego, bo dochodzenie do wieku lat 67-miu ma nam zająć. 40 lat. Może się okazać, że za 40 lat dobiegający siedemdziesiątki Polak, będzie się czuł i wyglądał jak dzisiejszy pięćdziesięciolatek: postęp biotechnologii, genetyki i co tam chcecie jest przecież niesamowity (40 lat, ludzie, co się może wydarzyć po drodze w ciągu 40 lat!!!). Może daleko wcześniej, hodowanie zapasowych narządów stanie się tanie i powszechnie dostępne? Może nawet będziemy mogli sobie całe ciało wymienić na nowe (a co)?! Może skolonizujemy Marsa; może będziemy kopać, wydobywać, pozyskiwać co nam potrzebne, a na Ziemi się kończy, na asteroidach? Kto wie. Chcieliśmy jednak wizji, polityki pisanej nie na dziś, ale na jutro i pojutrze też, to mamy. Nawet na popojutrze; a że jutro zbankrutujemy-nieważne i czepialstwo pierwsza klasa.
A co premier powiedział na temat bardzo prawdopodobnej rozwałki strefy euro? Nic nie powiedział. A czy zapowiedział, że ZUS będzie wypłacał dokładnie tyle, ile do niego wpływa (to by była reforma!)? Nie zapowiedział. A może zaproponował, by wpisać do konstytucji zerowy deficyt z możliwością zaciągania długu w okolicznościach wyjątkowych, za zgodą narodu (referendum) i prezydenta (na przykład)? Nie zapowiedział. A może premier Tusk chce zlikwidować powiaty, potrzebne tylko lokalnym kacykom i ich krewnym (partyjnym kolegom), po to, by wzmocnić gminy i duże miasta, które wszędzie są ośrodkami budującymi potęgę regionów (u nas niekoniecznie, vide: Miasto Łódź)? Tusk nie chce zlikwidować powiatów. A co z polityką zagraniczną? Nic, na niej zna się Radosław Sikorski i to on może „od czapy” rzucać pomysły Europy federacyjnej, w której naprawdę da się wyegzekwować np. zapisany w traktacie z Maastricht poziom długu (przypomnę, że nie przestrzegał zapisów nikt, łącznie z Niemcami). Pomysły niegłupie, warte dyskusji, ale zgłaszane przecież nie przez premiera.
Gdyby tego wszystkiego było mało; przecież mamy jeszcze mentalnie bolszewicki PiS, PSL w koalicji (człowiek socjalny przede wszystkim!), pozbawione tożsamości i szukające wektorów SLD, no i miotającego się między swoim rozdętym ego, lewicowością mającą wyeliminować ze sceny politycznej SLD, a liberalizmem i zdrowym rozsądkiem Palikowa.
Nie, to nie wszystko! My mamy również Polaków, naród mamy i społeczeństwo też.
I ten naród (jakże wielki, jakże umęczon, jakże mądrością ludu swego predestynowany do świadectwa, posłannictwa i przewodzenia też), to rozkoszne społeczeństwo już mówi nie! Nie będziemy pracować do lat 67-miu. Żądamy utrzymania ulg na każde dziecko (bo dziecko jak wiadomo jest ciężarem i należy się na każde dziecko ulga, becikowe, darmowe przedszkole, szkoła, studia, dentysta darmowy, pediatra, katecheta i laptop do cholery darmowy też!) i „odpisu” lat dla kobiet (matek Polek), które trzeba przepracować, żeby dostać emeryturę. Niech płacą bogaci i single (a każdy bogaty to singiel-trawestując klasyka); singiel to wielkomiejski egoista i ma być za swoją wielkomiejskość ukarany brakiem ulgi oraz dokładaniem do naszych bachorów (tak nam dopomóż Bóg i honor-szczególnie honor i święty krzyż). I lecą sondaże, lecą, lecą, na łeb lecą (dno tuż, tuż), a prezes już ręce zaciera i mami ten naród wielki, ciemiężony, sponiewierany, upokarzany (przez Niemców, przez Niemców.), wyszydzany.a naród mamiony już się lepiej czuje i brnie, brnie, głębiej i głębiej w . i im głębiej, tym lepiej się czuje, jak za Sasa panie, jak za Sasa.
I gdy prezes mami, a naród brnie, to premierowi Tuskowi już ubywa chęci do zapowiedzianych przez siebie reformek; bo przecież nie są to żadne wielkie reformy, jeno reformki, niemalże kosmetyczne popraweczki; ale i tego jest za wiele i tego naród nie udźwignie.
I my, racjonaliści, my niedobitki inteligencji, my premiera Tuska zrozumiemy, my go rozgrzeszymy, damy jeszcze raz szansę albo i dwa razy jak będzie trzeba; my go wesprzemy, bo przecież: tak, przecież przyjdzie czas, że premier w końcu zreformuje, da im popalić, pokaże, że jest mężem stanu; tak taki dzień nadejdzie, musi nadejść, jeszcze nie teraz, ale kiedyś na pewno.
Wiecie kochani czytelnicy Liberte, dlaczego my, tak jak sympatyczny i inteligentny przecież, redaktor naczelny Tomasz Lis, piejący z zachwytem i wszystko wybaczający, dlaczego tak się zachowujemy, kiedy się nam da choć promyk nadziei? Bo my jesteśmy zaburzeni; albo po polsku bardziej i z chłopska: nam się w głowach popierdzieliło i potrzebujemy lekarza!
A wiecie skąd ten psychiatra do nas przyjdzie? Tak, on przyjdzie do nas, jak złodziej w nocy, jak już nieraz przychodził w historii naszej (wyjątkowej-pamiętajmy); on przyjdzie z zagranicy. I nas wyleczy. I to leczenie będzie bolało. I to jak!
Michał Augustyn
P.s. A Leszek Miller twierdzi, że on już tu jest i ma kapcie i się rozsiadł na kanapie. Że na kanapie to rozumiem, ale psychodoktorek w kapciach. Okropne czasy i obyczaje jeszcze gorsze.