Porażka stymulacyjnego pakietu Baracka Obamy spowoduje kolejną wielką inflację, która przyjdzie po Wielkim Kryzysie, twierdzi Deepak Lal.
Kryzys finansowy w Stanach Zjednoczonych wydaje się nie mieć końca. Jego deflacyjne efekty przedostają się obecnie do realnej, globalnej gospodarki. Wtedy gdy nowy rząd Stanów Zjednoczonych podniósł zarzut wobec Chin o ,,manipulacje walutowe”, groźba wschodzącego protekcjonizmu i konwersji tego, co jest dziś globalną recesją nie do uniknięcia w coś naprawdę paskudnego, zwiększa się. Stąd kryzysowi finansowemu i jego deflacyjnym konsekwencjom musi zostać postawiona tama.
Po pierwsze, w kwestii kryzysu bankowego. Jest obecnie oczywiste, że próba dokapitalizowania banków w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych poprzez publicznie zdobyte uprzywilejowane akcje, nie powiodła się. Banki używały jedynie tego publicznego kapitału do trzymania się swych toksycznych papierów i swych starych, złych nawyków. Gordon Brown, który jako samozwańczy globalny zbawca systemu finansowego pierwszy wprowadził takie ustalenia w Wielkiej Brytanii, dorzuca więcej pomocy publicznej bankom. On i inne rządy później niż trzeba rozpoznały, że źle zdiagnozowali problem, jako problemy z płynnością zamiast niewypłacalność banków, w związku z posiadaniem przez nie toksycznych aktywów będących opakowanymi amerykańskimi hipotekami sub-prime. Wraz ze staczaniem się w przepaść amerykańskiego i brytyjskiego rynku nieruchomości, wartość tych zabezpieczeń hipotecznych ciągle spada, redukując kapitał banków i pogarszając ich zestawienia bilansowe. Jako, że stabilizacja rynku nieruchomości zabierze trochę czasu, niezbędne jest pozbycie się toksycznych papierów ze swego bilansu, zanim banki zostaną przywrócone do zdrowej kondycji.
Różne, proponowane plany radzenia sobie z toksycznymi udziałami, wydają się problematyczne. Jak zauważył George Soros (Financial Times z dwudziestego trzeciego stycznia), plany te pociągają za sobą albo częściowe nacjonalizowanie banków albo zostawianie ich pod prywatną pieczą, ale nacjonalizowanie ich toksycznych aktywów w publicznym ,,złym” banku. Pierwsze rozwiązanie spowodowałoby państwowy zastrzyk kapitału własnego, ale wymaga aby bankowe toksyczne aktywa wycenione były według wartości rynkowej, wraz z zawieszeniem bazylejskich minimalnych wymagań kapitałowych. Drugie rozwiązanie spowodowałoby przeobrażenie ich w zamienniki przegranych „Freddies” (Fannie Mae, Freddie Mac, instytucje oferujące kredyty hipoteczne, posiadające gwarancje rządowe) wraz z rządem naciskającym na nich by pożyczyły mu je na nieekonomicznych warunkach, w trosce o dobro publiczne. Trudno przewidzieć którą z tych dwóch opcji wybierze administracja Obamy, ale wraz z uznaniem niewypłacalności banków spowodowanej ich toksycznymi aktywami, rozwiązanie zostanie znalezione, razem z podatnikami, którzy koniec końców będą musieli poręczyć straty wynikające z posiadania przez banki tych aktywów, szacowane na biliion dolarów.
Z drugiej strony, proponowany niemal bilionowy pakiet stymulacyjny mający na celu nakręcić na nowo popyt w USA to całkowity groch z kapustą. Zawiera propopytowe rozwiązania, jak na przykład cięcia podatków i pomoc finansową stanom, wraz z finansowymi prezentami dla osób potrzebujących pomocy, jak i długoterminowe projekty infrastrukturalne, które powinny być usprawiedliwione długofalowymi korzyściami gospodarczymi jakie przynoszą, a nie jako narzędzie do spłaszczenia cyklu koniunkturalnego. Powszechne cięcia podatków, być może rozleglejsze i głębsze niż te proponowane, byłyby odpowiednim środkiem nakręcenia popytu, podobnie jak zwiększenie federalnych dotacji dla poszczególnych stanów – które również przyczyniają się do cięć podatkowych, jako że wraz ze spadkiem w dochodach podatkowych podczas recesji, stany w innym wypadku zmuszone byłyby do podniesienia podatków, aby zbilansować swój budżet. Proponowane zwiększenia wydatków zgodnie z tym czego można się było spodziewać przyniosły tłum cynicznych kapitalistów, z których każdy forsuje swoją „Włoszczową”. Moim ulubionym jest prośba Larry’ego Flinta, który domagał się siedmiu miliardów dolarów za wykupienie swojego przedsiębiorstwa, żeby ulżyć smutkom bezrobotnych.
Nie dziwi fakt, że ten pakiet wspomagający (szczególnie wzrost wydatków na nowe programy pomocowe i infrastrukturę) jest określany przez jego zwolenników jako powrót do keynesizmu. Nie ma sporu o to czy wielka podatkowa stymulacja jest potrzebna. Zamiast tego, polityczna bitwa toczy się między Demokratami żądającymi więcej państwowej pomocy a Republikanami domagającymi się większych obniżek podatków. Niedawno powstały dwa poparte naukowymi dowodami badania, które powinny rozwiązać ten dylemat ludziom o otwartych umysłach. Jeśli celem pakietu stymulacyjnego jest podniesienie popytu zagregowanego, o taką kwotę o jaką obniżył się on w skutek kryzysu finansowego, Valerie Ramey dochodzi do wniosku, że z historycznych danych amerykańskiej gospodarki wynika, że zwielokrotnienie popytu w związku z wydatkami państwowymi nie jest duże: jeden dolar wydany przez państwo podnosi dochód narodowy brutto o 1,4 dolara (Identifying Government Spending Shocks: It’s all in the timing, UC, San Diego June 2008). Podczas gdy Christina i David Romer badając skutki cięć podatkowych na popyt zagregowany, odkryli, że obniżka podatków podnosi dochód narodowy brutto o trzy dolary w zamian za każdego dolara cięć podatkowych (,,The Macroeconomic Effects of Tax Charge”, UC, Berkeley, November 2008). Powinno się jednak dodać, że odkąd Christina Romer została nominowana przez Obamę na szefa CEA, zmieniła ton wypowiedzi na podobny do prezydenta, twierdząc, że proponowany pakiet będzie prowadzić do stworzenia trzech milionów miejsc pracy na koniec 2010 roku. Jednak jak zauważyło wielu obserwatorów, ,,Całkowity pakiet jest tak rozproszony, że stworzenie jednego miejsca pracy kosztuje 223 tysiące dolarów” (D Brookes: ,,The First Test”, NYT, January 23).
Przekonanie leżące u podstaw pakietu zwiększającego poziom wydatków publicznych na infrastrukturę, że jest on odpowiednią keynesowską reakcją na recesję, nie ma oparcia w pismach samego mistrza. Keynes napisał w 1942 roku: ,,Zorganizowane publiczne prace, w kraju i za granicą, mogą być właściwym lekarstwem na chroniczną tendencję deficytu efektywnego popytu. Ale nie są one zdolne do szybkiej, wydajnej organizacji (i ponad wszystko nie mogą być potem odwrócone lub cofnięte), do bycia najbardziej użytecznym narzędziem do zapobiegnięcia cyklowi koniunkturalnemu” (Collected Works, vol. XXVII, p. 122). Tę obserwację wzmocniła jeszcze ocena planowanych infrastrukturalnych wydatków Baracka Obamy przez CBO (Congressional Budget Office- Biuro Budżetowe Kongresu).
Konsekwentny wzrost w amerykańskim deficycie strukturalnym doprowadzi do Wielkiej Recesji, po której nastąpi kolejna Wielka Inflacja. Nadszedł czas by wykupić chronione przed inflacją obligacje TIPS (Treasury Inflation-Protected Securities – bony skarbowe indeksowane o wskaźnik inflacji), które obecnie wyceniane są przy założeniu ogromnej deflacji.
Tekst przetłumaczył: Michał Ciechan i Leszek Jażdżewski