Jak Państwo wiecie, zdecydowałem się kandydować do Parlamentu Europejskiego. Moment szczególny, bo obchodzimy piętnastą rocznicę członkostwa Polski w Unii Europejskiej. Skorzystaliśmy na niej jak żaden inny kraj. A równocześnie mamy u władzy najbardziej eurosceptyczny i euro pesymistyczny rząd, który spycha nas na manowce europejskiej integracji.
Ale dzisiaj nie będzie o rządzie. Chciałbym podzielić się kilkoma spostrzeżeniami odnośnie tego wyjątkowego jubileuszu. Pamiętam dzień referendum europejskiego. A dokładnie dwa referendalne dni, kiedy wszyscy trzymaliśmy kciuki, aby frekwencja przekroczyła 50%. To był wybór cywilizacyjny dla Polski, ale wynik wcale nie był taki oczywisty. Pamiętam słowa Jana Pawła II: „Polska potrzebuje Europy, a Europa Polski”. A później legendarne już „od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej”. Może to zabrzmi patetycznie, ale czułem się wtedy dumny. Jako Polak i Europejczyk. Gdy wygraliśmy referendum, miałem poczucie, że zaczynamy nowy rozdział. Byłem wdzięczny wszystkim tym, którzy walczyli o wolną Polskę, a później wciągali ją do Unii Europejskiej, za uszy wręcz! Ale, przyznaję ze wstydem, nie w pełni rozumiałem wtedy słowa profesora Bronisława Geremka, który trawestując Włocha Giuseppe Garibaldiego, powiedział „Mamy Europę. Potrzebujemy Europejczyków”. Unia Europejska była po prostu spełnieniem marzeń pokoleń Polaków, wyśnionym lądem, zamknięciem pojałtańskiego podziału. Od momentu wejścia trzeba było jednak brać za nią odpowiedzialność. To nie zawsze potrafiliśmy.
Polskie członkostwo w Unii to bezprecedensowy sukces. W tym czasie nasz PKB na głowę mieszkańca zwiększył się o niemal 30%! Do Polski trafiło 159 mld EUR środków unijnych, to więcej niż dostała Europa Zachodnia w ramach Planu Marshalla! Polski eksport do państw UE wzrósł z niecałych 60 mld EUR w 2004 roku do 221 mld EUR w roku ubiegłym. Mamy ponad 1800 km nowych autostrad!
Ale materialny wymiar członkostwa w Unii Europejskiej, to tylko część historii. Europa to dla nas kotwica pod każdym względem. To bezpieczeństwo nie tylko ekonomiczne, ale również polityczne. To wspólnota jak najbardziej realna, a nie wyimaginowana, jak twierdził prezydent Andrzej Duda. Wreszcie Unia Europejska to wspólnota wartości. A przynajmniej tak powinno być. Z tym obecny polski rząd ma kolosalny problem. Nie chodzi mi tylko o praworządność, demokrację i prawa człowieka. Jest takie piękne słowo, z którego Polska mogłaby być dumna, a które jest zapisane w unijnym traktacie na wiele sposobów: solidarność. Mieliśmy znakomity przecież wkład w pokojowe przemiany Europy. I dzisiaj nie umiemy z tego skorzystać, ani być przykładem.
Częścią polskiego doświadczenia w Unii Europejskiej jest bowiem również okresem kryzysu. Przez wielu nazywany wręcz egzystencjalnym dla Unii, bo nikt nie wiedział, czy z tego wyjdzie cało. A właściwie to było kilka kryzysów na raz: w strefie euro, kryzys bezpieczeństwa i migracyjny. W dodatku niedawno znalazło się państwo, które w powszechnym referendum podjęło decyzję o opuszczeniu Unii Europejskiej. Po stronie polskiej skrajnej prawicy podniosły się szalenie nieodpowiedzialne głosy: a może wziąć wszystkie możliwe środki finansowe, a później czmychnąć z UE? Niektórym przesadzone wydawało się opozycyjne wołanie o ryzyku Polexitu. A przecież przywódcy Wielkiej Brytanii też nie chcieli wychodzić z UE…
Solidarność to dla mnie zobowiązanie, odpowiedzialność. Sprawdza się w momentach najtrudniejszych, a nie wtedy, kiedy jest dobrze. Przez zbyt długi okres czasu przywódcy wielu krajów, w tym również i Polski, nacjonalizowali sukcesy Unii Europejskiej, a europeizowali problemy swojego własnego podwórka. Do Brukseli jeździli aby wyszarpywać od Unii swoje interesy, które ponoć są zagrożone. Może to przysparzało punktów w polityce krajowej, ale zadawało poważne ciosy naszej wspólnej Europie.
Przez te 15 lat członkostwa Polski nauczyłem się, że Unia Europejska jest organizmem śmiertelnym. I że musimy o nią dbać. Europa to sposób w jaki o niej myślimy, mówimy i działamy. Europa bez słuchania, zrozumienia i empatii nie przetrwa. Na co dzień, owszem, to twarda gra interesów. Ale trzeba pamiętać, że wszyscy Europejczycy nadrzędny interes mają taki sam. Właśnie dlatego, 15 lat po wejściu Polski do Unii Europejskiej, zdecydowałem się kandydować do Parlamentu Europejskiego. Obiecuję, że będę dobrze reprezentował Polskę i Europę. Nadszedł czas, aby postawić tamę populistom, eurosceptykom i euro pesymistom. Musimy brać przyszłość w nasze ręce. Oferować konkretne rozwiązania. Budować, a nie niszczyć. Przekonywać, a nie zakrzykiwać. Pomagać, a nie rzucać się z pięściami.
Dlatego jestem i mam nadzieję, że jest nas więcej.
Liczę na Państwa wsparcie! Proszę o Państwa głos!