Henryk Sienkiewicz w Trylogii opowiada mit, ale równocześnie, niczym „drugą ręką”, zaszywa w nim szereg niejednoznaczności, które nie tyle go podważają, ile tak naprawdę ostrzegają, dają przestrogę i naukę. Ta metoda wydaje mi się kluczowa w rozumieniu Trylogii.
[Od Redakcji: tekst pochodzi z XXX numeru kwartalnika Liberté!, który ukazał się drukiem w lutym 2019 r.]
Świat przedstawiony
Henryk Sienkiewicz wpisuje siły kosmiczne w schemat, którego dotykał także Mickiewicz w Panu Tadeuszu, tworząc minikosmologię Soplicowa, gdzie przyroda uczestniczyła w ludzkich wydarzeniach. Tu jest bardzo podobnie. Klamrą zapowiedzi tragedii, w której także uczestniczą siły kosmiczne – „znaki na niebie i ziemi”, jest finał wszystkim dobrze znany, ale dla wartości tej diagnozy chciałem go zacytować: „Opustoszała Rzeczpospolita, opustoszała Ukraina. Wilcy wyli na zgliszczach dawnych miast i kwitnące niegdyś kraje były jakby wielki grobowiec. Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą”.
Zaczyna się od kosmicznego wstrząsu, a kończy na absolutnie realnym opisie zniszczonego kraju i początku upadku narodu. Czy naprawdę w takiej klamrze można mówić o Ogniem i mieczem jak o książce pisanej dla pokrzepienia serc? I dzieje się w to w bardzo szczególnym momencie – w wieku pary i elektryczności, kiedy postęp ogarnia całe narody. Sienkiewicz daje diagnozę, że w erze postępu mogą zniknąć także całe narody. Przypomina, że postęp wcale nie oznacza rozkwitu wszystkich – może oznaczać zagładę niektórych. Będzie o tym mowa przy wojsku zawodowym, ale o tym później.
Źle się dzieje w państwie polskim
Jest w Ogniem i mieczem słynny dialog między Chmielnickim a Skrzetuskim, gdzie rzuca się racje na stół. Racja Skrzetuskiego jest złożona z dwóch elementów – pierwszy to tzw. „nie po bożemu”, czyli oczekiwanie od oponenta, by zapomniał o swojej krzywdzie i nadstawił policzek. Drugi jest taki: to my budujemy cywilizację wbrew wam, Kozakom. Racja Chmielnickiego – aczkolwiek autor tak to zrównoważył, by to Skrzetuski górował – jest w gruncie rzeczy niepodważalna w świetle tych dwóch argumentów – zamieniacie nas w niewolników i uważacie, że to jest dobre, a oligarchia, która wyrządza nam krzywdy, która niszczy Ukrainę, która wywołała wojnę z Rzeczpospolitą ludzi dzikich, ale wolnych, niszczy na końcu samą Rzeczpospolitą.
Ostatnim akordem diagnozy Chmielnickiego jest Targowica założona przecież nie przez brać szlachecką, tylko właśnie przez te „panięta”, które na końcu doprowadziły swój kraj do upadku. Jedną z postaci bardzo szczególnych w tym konflikcie jest podstarości czehryński Czapliński. Przypominam – to ten szlachcic, który wszedł w zwadę z Chmielnickim. Jest opisany tak, jak tylko talent Sienkiewicza pozwolił opisać obrzydliwą postać. Oszczędzę szczegółów, ale naprawdę trudno szukać innych takich postaci na kartach pozostałych powieści Sienkiewicza. Jest kumulacją egoizmu, drapieżności, pieniactwa, głupoty i prymitywizmu wcielonego w urząd publiczny. A prawda jest taka, że po drugiej stronie tego prywatnego sporu był bohater spod pierwszego oblężenia Chocimia, gdzie Chmielnicki zdobywał swoje rycerskie ostrogi.
To jest ukryta diagnoza konfliktu, który w świetle tych faktów rozkłada się nieco inaczej, jeśli chodzi o racje, niż to, co nam się utrwaliło w pamięci. Oczywiście pisarz bardzo temu pomógł, opisując Kozaków jako czerń, odczłowieczając Ukraińców – poza Bohunem.
Wojsko zawodowe
Kolejna rzecz, która dotyczy całej Trylogii – Sienkiewicz, piewca Achillesów sarmackich, tych jeżdżących konno panów od szabli, walczących to w partyzantce, to w bitwie, równocześnie w różnych miejscach na kartach Trylogii daje do zrozumienia, że prawdziwe wojsko to zawodowcy. Nie tylko podziwia wojska szwedzkie, nie tylko komplementuje protestantów walczących po różnych stronach konfliktów opisanych w Trylogii, lecz także daje nam wykładnię zupełnie innego kontraktu, jakim posługuje się wojna. Otóż kiedy Skrzetuski płynie do Chmielnickiego z poselstwem pod ochroną najemników niemieckich, następuje napad na to poselstwo. Rzecz dzieje się w kwietniu. Dowódca roty udaje się na rokowania i słyszy bardzo ciekawą propozycję: „Słuchaj, wszystkich was zabijemy, nie trzymaj się z tymi Polakami, przejdź do nas na służbę, opłacimy cię sowicie”. Na co dowódca roty mówi: „Świetny pomysł, od czerwca przechodzę”. „Jak to od czerwca, jak sprawa jest do rozwiązania teraz?” „Bo kontrakt mi się kończy w czerwcu”. Byłoby to zabawne, gdyby nie to, że dosłownie chwilę po tym, jak oficer wydaje rozkaz feuer, wszyscy jego żołnierze i on sam zostają zabici, czego on sam miał świadomość od początku.
Widzimy zatem wojnę jako kontrakt, zobowiązanie, zimną operację, gdzie najważniejszym elementem jest wierność umowie. Ta wojna zawodowców jest czymś radykalnie innym od wojny panów braci. Zagłoba mówi o tym w Potopie przy okazji bitwy warszawskiej – „Siła książek w cudzoziemskim wojsku człek musi zjeść, siła rzymskich autorów przewertować, nim oficerem znaczniejszym zostanie, u nas zaś nic to. Po staremu jazda w dym kupą chodzi i szablami goli, a jak zrazu nie wygoli, to ją wygolą…”. Sienkiewicz nie ma wątpliwości na kartach Trylogii, że świat poszedł do przodu, a świat panów Pasków i ich zdolności militarnych już wtedy odbiegał od europejskiej normy. Już wtedy ten jego podziw dla wojska zawodowego typu zachodniego przebija z tych niby niechcący wstawionych fragmentów.
Społeczny wymiar Potopu
Przejdźmy dalej – mamy do czynienia z Potopem, który na początku daje nam dość niezwykły obraz. Mianowicie polscy patrioci świetnie potykający się z nieprzyjacielem, wzbudzający za to powszechny podziw, równocześnie są chuliganami i bandytami dręczącymi swoich obywateli. Mówię tu o Kmicicowej kompanii. I co robić z tą biopolityczną siłą młodych ludzi, zaprawionych w wojaczce, którzy swoim patriotyzmem otaczają się jak tarczą, ale w codzienności zabijają, gwałcą, rabują najbliższych? Rada Sienkiewicza jest prosta – zabić. Taki jest finał tej kompanii. Ocalał jeden – Kmicic – oczywiście możemy popatrzeć na cały Potop jako opowieść o przełamaniu słabości i postawieniu się jednej z największych armii w Europie, ale możemy też popatrzeć na Potop jako romans, czyli drogę pana chorążego orszańskiego do łożnicy pewnej panny, co mu zabrało trochę czasu i kosztowało trochę wysiłku wojskowego. Ale wydaje mi się, że właściwa jest zupełnie inna interpretacja. A mianowicie jest to rozpisana na trzy tomy opowieść o niczym innym, jak o inkluzywności społeczeństwa. Andrzej Kmicic nie jest wyłącznie postacią wymyśloną, pojedynczym losem, jednostką. W nim zawiera się tak naprawdę diagnoza całej Pierwszej Rzeczpospolitej, a przede wszystkim diagnoza słabości państwa, która jest w stanie tworzyć bezpieczne społeczeństwo wyłącznie przez wojnę, ponieważ poza wojną to państwo siły nie ma. Czyli o sytuacji, w której młodzi ludzie, uzbrojeni, gardzący regułami społecznymi, przechodzą przez wojnę, która zastępuje państwo, proces wcielenia w społeczeństwo reguł. To jest historia Andrzeja Kmicica. To jest historia, jak społeczeństwo odzyskało swojego obywatela.
Prawdę mówiąc, Andrzej Kmicic nie jest wyłącznie postacią wymyśloną, pojedynczym losem, jednostką. W nim zawiera się tak naprawdę diagnoza całej Pierwszej Rzeczpospolitej, a przede wszystkim diagnoza słabości państwa, która jest w stanie tworzyć bezpieczne społeczeństwo wyłącznie przez wojnę, ponieważ poza wojną to państwo siły nie ma.
Na przykładzie Kmicica widać to wyraźnie, bo nie dosięga go ręka sprawiedliwości państwowej, tylko ludzi, którzy skrzykują się pod sztandarem Wołodyjowskiego.
Mit jako przestroga
Dobrze, zatem – o czym to jest? Czy Trylogia jest wyłącznie powieścią o krzepieniu serc? Bo chociażby z tego bardzo pobieżnego wyliczenia wynika, że Sienkiewicz był podwójny w swoim pisarstwie. Zacytuję państwu dwa ustępy moim zdaniem najwybitniejszego współcześnie krytyka literatury zajmującego się Sienkiewiczem – profesora Koziołka: „Henryk Sienkiewicz szybko zwątpił w skuteczność neooświeceniowej terapii pozytywistycznej, polegającej na maksymalnej racjonalności dyskursu publicznego”.
To jest nie tylko podsumowanie okresu pozytywistycznego Sienkiewicza. To jest także zwrócenie uwagi na to, że Sienkiewicz przeniósł tę całą historię, a razem z nią swoje poglądy społeczne, w sferę niezwykle emocjonalnego mitu, uważając, że jakakolwiek inna forma jest w Polsce nieskuteczna. I tu znowu spotyka się z Mickiewiczem: w VI księdze Pana Tadeusza – Zaścianek, kiedy odbywa się rada, jak się rozprawić z Soplicami, młody, wykształcony pisarz miejscowy – urzędnik państwowy, który wygłasza klasyczne opowieści szkockiego oświecenia o dochodzeniu do rzeczywistości poprzez racjonalny jej rozbiór – zostaje wyśmiany przez szlachtę z zaścianka. Nikt go nie słucha, on sam spada ze stołu i ucieka. To jest podobna diagnoza.
Dalej Koziołek pisze: „Zamiast współczesnej klęski społecznej, jaka dotknęła Polskę po powstaniu styczniowym, Sienkiewicz zaoferował dawną klęskę przezwyciężoną”.
Innymi słowy, zamiast ciężaru historii Sienkiewicz zaoferował mit, bo zauważył, że mit jest w stanie zmieniać zachowania społeczne o wiele skuteczniej niż jakakolwiek próba racjonalnej argumentacji. Ale mit według wielu badaczy nigdy nie jest płaski – to jest to, co różni mit od propagandy, od manipulacji.
Mit jest zawsze złożony wewnętrznie, niejednoznaczny, ma w sobie zaszyte rzeczy, które każą na postaci patrzeć z różnej perspektywy. I wydaje się, że tę samą metodę zastosował Sienkiewicz w Trylogii, gdzie opowiada mit, ale równocześnie, niczym „drugą ręką”, zaszywa w nim szereg niejednoznaczności, które nie tyle go podważają, ile tak naprawdę czynią z niego także ostrzeżenie, przestrogę, naukę. Ta metoda – nie wiem, czy wzięta od Mickiewicza – wydaje mi się kluczowa w rozumieniu Trylogii.
Budujmy nowe mity
I ostatnia sprawa, już całkowicie współczesna. Trylogia żyje – nawet jeśli nie jest czytana tak jak dawniej, to wciąż określa nasze imaginarium narodowe. Wróćmy w takim razie do momentu, w którym się znajdujemy. Jesteśmy po 30 latach polskiego cudu. I równocześnie staliśmy się świadkami zakwestionowania tych 30 lat, czyli wypowiedzenia politycznie i społecznie zgody na Polskę taką, jaka ona jest. I to właśnie polityka w tej chwili jest jednym z zasadniczych konfliktów. Ostatnio nawet Zamiast ciężaru historii Sienkiewicz zaoferował mit, bo zauważył, że mit jest w stanie zmieniać zachowania społeczne o wiele skuteczniej niż jakakolwiek próba racjonalnej argumentacji. Ale mit według wielu badaczy nigdy nie jest płaski – to jest to, co różni mit od propagandy, od manipulacji. Donald Tusk mówił w „Gazecie Wyborczej”, że z perspektywy polskiego cudu ta cała nienawiść, niepokój, rozedrganie są kompletnie irracjonalne. Stało się coś przedziwnego. W momencie wyjątkowym w naszych dziejach coś kazało nam zwrócić się przeciwko sobie, przeciwko temu, co się w Polsce udało. Co to może być? Odpowiedź częściowo dał profesor Leder, pisząc swoją Prześnioną rewolucję – to jest ciężar nieprzezwyciężanej historii. To jest miazga społeczna, moralna, gospodarcza, którą opisał Marcin Zaremba w Wielkiej trwodze, książce opowiadającej o Polakach i o Polsce w latach 1945–1947. To są nieprzezwyciężone duchy Holocaustu, które powodują, że zbiorowo mamy poczucie nieczystego sumienia. To także są duchy rewolucji – okrutnej, potem coraz bardziej łagodnej, która przemieniła Polskę w postaci PRL-u. Zmieniła całą sytuację społeczną i materialną. My nie mamy mitu chroniącego nas przed historią, której oddech czujemy cały czas na karku. A ponieważ nie mamy mitu, to ta historia nieprzezwyciężona każe nam się w tej chwili zwracać przeciwko sobie z zajadłością ludzi, którzy uciekają przed własnym strachem. Z tej perspektywy widać fenomenalną pracę, którą wykonał Sienkiewicz w Trylogii – nie cofając się przed przestrogą i bardzo ostrym określeniem różnych naszych narodowych przypadłości, potrafił wyciągnąć Polaków z traumy powstania styczniowego.
Nie mówię tego po to, byśmy wszyscy sobie pomyśleli: „Cholera, gdzie jest nasz następny Henryk Sienkiewicz, bez niego sobie nie poradzimy”. Kończąc, chcę powiedzieć, że mit niejedno ma imię. Mit nie musi być literaturą, mit jest także w czynie. W takim sensie jak Legiony – niezależnie od propagandy sanacyjnej – są faktem. To niezwykła antyczna opowieść o garstce ludzi z charyzmatycznym przywódcą, którzy wbrew okolicznościom byli pierwszymi idącymi do wolnej Polski. Być może jest tak, że w latach 2018 i 2019 mamy wyjątkową okazję, aby wziąć udział nie tylko w czynie, lecz także w stworzeniu nowego mitu, który uwolni nas od tego palącego oddechu historii na naszych karkach. Mamy do obrony swoiste polskie DNA – wolność wyboru, swobody obywatelskie, demokratyczny kraj przynależący do Zachodu. Spróbujmy stworzyć swój nowy mit.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.