Hasła o budowie zjednoczonej opozycji są właśnie testowane w rzeczywistości politycznej. Kwestia poparcia mniejszego zła w obawie przed zwycięstwem PiS-u staje się wyrzutem sumienia lewicy. Doskonałym przykładem tego dylematu jest sytuacja w Warszawie. Niezależnie od tego, czy nowa lewica poprze w wyborach na prezydenta stolicy Jana Śpiewaka czy kogoś innego, przez wielu liberalnych wyborców i publicystów jest atakowana za rozbijanie bloku opozycyjnego wobec PiS. Każdy kandydat opozycji przyczyni się do obniżenia notowań Rafała Trzaskowskiego i będzie zwiększać szanse Patryka Jakiego na zwycięstwo w pierwszej turze wyborów. Czy takie stawianie sprawy nie odbiera lewicy podmiotowości?
