Leszek Jażdżewski: Dlaczego Polacy są tak niechętni wobec uchodźców z krajów muzułmańskich?
Katarzyna Górak-Sosnowska: Jakiś czas temu nazwałam to „platoniczną islamofobią”, to znaczy islamofobią wobec nieobecnych w Polsce muzułmanów. Ona wynika z kilku czynników. Pierwszym jest to, że z wielokulturowością mamy tak naprawdę niewiele wspólnego, uczymy się jej na sucho – i tak, jak nie nauczymy się pływać na sucho, tak i nie nauczymy się w ten sposób szeroko rozumianej wielokulturowości, czyli tolerancji i akceptacji innych.
Ale druga kwestia jest szersza – wschodnio- i środkowoeuropejska. W badaniach Fundacji Eberta z 2011 roku powstał indeks tolerancji dla obcości, bardzo szeroko rozumianej: politycznej (skrajna prawica, skrajna lewica), społecznej (na przykład alkoholik, chory na AIDS) oraz etniczno-religijnej (muzułmanin, osoba o innym kolorze skóry itd.)[1]. Okazało się, że wszystkie państwa Europy Środkowo-Wschodniej, poza aspektem politycznym, bardzo silnie odbiegają od reszty kontynentu, oczywiście w sensie negatywnym, tj. braku tolerancji.
Kolejnym dowodem na płytkość naszego dyskursu jest to, że wchodzimy w ekstrema – na przykład kojarzymy islam z zoofilią, nekrofilią czy zachowaniami właściwym nie ludziom, a wrogim kreaturom z innej planety – co nie trzyma się praw logiki. Niedawno byłam pytana, w związku z zamachem w Orlando, czy przeprowadzono go z okazji Ramadanu. Niestety nie ma w dyskursie publicznym problemu z zadawaniem tego typu bezsensownych pytań.
Trzecia sprawa, która kojarzy mi się z tym zagadnieniem, to kształt współczesnej sceny politycznej w Polsce. Niestety, poglądy bardzo krytyczne wobec islamu, marginalizowane w życiu publicznym jeszcze 10 lat temu, teraz przeszły do głównego nurtu. Przedstawiciele ruchów islamofobicznych mogą obecnie głosić własny religijny determinizm, a i tak znajdą się osoby znaczniej bardziej skrajne, które będą chciały np. wysłać muzułmanów do obozów koncentracyjnych.
Między wierszami postawiła Pani tezę, że w Europie Środkowej panują nastroję ksenofobiczne. Czy można uznać, że niechęć wobec muzułmanów i Arabów – bo w Polsce te pojęcia są utożsamiane – jest wtórna wobec potrzeby określenia się wobec Innego? I dlaczego ksenofobia znalazła ujście właśnie we wrogości wobec islamu?
Wydaje mi się, że nasza niechęć ucieleśniła się w muzułmanach, ponieważ mamy problemy z szeroko rozumianą integracją z nimi; przy czym mówiąc „my” mam na myśli „my Europejczycy” a nie „My Polacy”, bo jak wiadomo u nas muzułmanów w zasadzie nie ma. Myślę zatem, że łączy się ona z kompleksem zajmowania pozycji pół-peryferyjnej względem Unii Europejskiej. Wreszcie jest coś, co my, Polacy, możemy wiedzieć i robić lepiej niż Niemcy, Francuzi czy Szwedzi, którzy nie radzą sobie z muzułmanami. Duża część polskich islamofobów mieszka czy pochodzi właśnie z Europy Zachodniej, oni są obserwatorami i dostarczycielami informacji. Od kilkunastu lat zajmuję się muzułmanami, od dwóch, trzech lat obserwuję rosnącą falę niechęci. Do tej pory nikt mnie indywidualnie nie „hejtował” – a teraz i owszem, hejtują. Myślę, że to pewna zmiana jakościowa.
Czy nie uważa Pani, że popełniono błędy w wymiarze tłumienia tych negatywnych emocji, przedstawiania zbyt wyidealizowanego obrazu integracji muzułmanów? Stereotyp muzułmanina – potencjalnego terrorysty czy muzułmanina-wroga wewnętrznego, jest dziś silnie zakorzeniony.
Zabraliśmy się w Polsce za dyskusję o uchodźcach trochę bez sensu. Wykształciły się dwie przeciwstawne strony, z których jedna mówiła: „Tak, przyjmujemy uchodźców, będą dla nas pracować, wzbogacą nasze społeczeństwo, wszyscy się zintegrujemy”, a druga odpowiadała: „Nie”. Jedna mówiła, że islam to nie terroryzm, bo prawdziwy islam jest religią pokoju, a druga twierdziła co innego. Nie ma sensu mówić, że uchodźcy od razu wzbogacą nasze społeczeństwo, bo to nieprawda, nie da się zintegrować tak odmiennych grup w ciągu kilku lat. Nie można też odcinać zupełnie religii od terroryzmu, skoro powołują się na nią sami terroryści. Ja nie jestem teologiem, zatem podstawą dla mnie jest autoidentyfikacja, stwierdzam więc, że taki osobnik jest muzułmaninem w takim samym stopniu jak ten, który twierdzi, że w jego religii nie ma miejsca na terroryzm.
Do tego nie mamy kontaktu ze społecznościami muzułmańskimi, które mogłyby pokazać, że składają się z normalnych ludzi, kolegów z pracy, fryzjerów, studentów czy piłkarzy i udowodnić, że nie każdy z nich musi być terrorystą. Mamy jedynie obraz „globalnego muzułmanina”, któremu przypisujemy wszelkie wyobrażenia i skojarzenia. Brakuje nam muzułmanów – „zwykłych ludzi”.
Z czego wynika zatem tak duża skuteczność przekazów medialnych, generujących ten stereotypowy obraz „globalnego muzułmanina”? I drugie pytanie – skąd w ostatnim czasie fenomen wzrostu, czy może ujawnienia się, islamofobii w polskim społeczeństwie, zwłaszcza w internecie?
Zacznę od drugiej kwestii. Jedną z przyczyn jest zdecydowanie napływ uchodźców. Polska chciałaby być częścią dyskursu wokół tego problemu. Jesteśmy jeszcze bardziej wszystkiemu przeciwni, aby pokazać, że nas to wprawdzie nie dotyczy, ale też się liczymy, możemy tupnąć nogą. Druga sprawa dotyczy tego, że przykład idzie z góry. Jeżeli czołowy polityk mówi, że uchodźcy przenoszą choroby i pasożyty, jeżeli w kampanii wyborczej niektóre komitety używają haseł antymuzułmańskich, a na liście jednej z partii pojawia się czołowa islamofobka RP – to jest właśnie nośnik tych idei.
A przekaz medialny? Wiadomo, co nas interesuje w świecie islamu: konflikty, zamachy, ISIS, uchodźcy, ewentualnie dla odmiany – czołowa gwiazda porno pochodząca z Libanu, kraju nominalnie muzułmańskiego, która nazywa się Mia Khalifa i mieszka w Stanach Zjednoczonych i którą fascynowała się swego czasu pewna telewizja śniadaniowa.
Jeśli chodzi o wspominany tu dyskurs islamofobiczny – czy nie sądzi Pani, że on w jakimś stopniu może być racjonalny? Że tak homogeniczne społeczeństwo, jak polskie, chce się po prostu bronić przez obcymi? Że w imię dobra wspólnoty ksenofobia może być racjonalnym wyborem, jakkolwiek odrażający może nam się wydawać?
Gdybyśmy wszyscy nie byli etnocentrykami, stopilibyśmy się w jedną masę. Owszem, dyskurs islamofobiczny może być racjonalny w określonych przypadkach. Zgadzam się na przykład, że w niektórych państwach muzułmańskich problemem jest karanie kamienowaniem za zdradę małżeńską lub gwałt. Tak, to jest złe i należy próbować to zmienić. Problem polega na tym, że dokonujemy esencjalizacji islamu i zaczynamy mówić, że to robią wszyscy muzułmanie. Tu jest właśnie niebezpieczeństwo – obrywają za to, co się w tej chwili dzieje, również ci, których to zupełnie nie dotyczy i którzy tak samo jak my mają dosyć radykalnego isalmu.
A jak odróżnić jednych od drugich? W zamachach terrorystycznych dojmujące jest to, że często dokonują ich imigranci w drugim pokoleniu, ludzie posiadający obywatelstwo danego kraju.
Badania psychologiczne na temat różnic między terrorystą i nie-terrorystą są bardzo mętne – ostateczny wniosek jest taki, że osobowościowo nie różnią się niczym. Jeśli chodzi o muzułmanów, wygląda to bardzo różnie. Terroryzm popierają nie ci, którzy są bezrobotni i niewykształceni, ale ci, których nie stać na ubranie – a więc już wyższy poziom potrzeb. Według wyliczeń Victoroffa, w Stanach Zjednoczonych wydano 29 tysięcy razy więcej na militarną wojnę z terroryzmem niż badanie jego przyczyn[2]. Nie ma na razie skutecznych programów resocjalizacyjnych dla terrorystów. Zresztą coraz częściej to sami muzułmanie zastanawiają się jak rozwiązać ten problem. Przy czym znów dochodzimy tu do dwóch ekstremów. Niektórzy muzułmanie mają dość bycia obwinianym za to, co robią inni muzułmanie[3]. Inni z kolei postulują swoisty euro-islam, czyli ograniczenie islamu wyłącznie do sfery prywatnej.
Czy z perspektywy takiego kraju jak Polska może lepiej przyjąć, że kraj homogeniczny, bez muzułmanów, bardziej się nam opłaca?
Problemu uchodźców z punktu widzenia interesów partykularnych nie da się wybronić – zastanówmy się ile lat może zająć integracja uchodźcy, pochodzącego z innej kultury, mówiącego innym językiem, a ponadto straumatyzowanego, wyrwanego z dotychczasowego środowiska, który być może nie do końca będzie chciał się integrować, wierząc, że być może kiedyś wróci do swojego kraju. Nikt też nie powiedział, że wszyscy, którzy tu przybywają, chcieliby zostać pełną gębą Europejczykami. Myślę, że kwestia uchodźców nie może ograniczać się do pytania „czy mi się to opłaca” – bo wiadomo, że nie. Podstawą są wartości ogólnoludzkie, a nasze zobowiązania – bo przecież my też byliśmy uchodźcami (a obecnie w dużej mierze emigrantami).
Czy w społeczeństwie zachodnim wyznawca islamu ma szansę na integrację z zastanym światem wartości, czy też wymaga to od Zachodu funkcjonowania w modelu zachowania kulturowej odrębności, wielokulturowości, który przeżywa obecnie poważny kryzys?
Muzułmanie, którzy przyjeżdżają do Europy są mniej religijni, bardziej otwarci i tolerancyjni wobec zachodnich wartości, na przykład w stosunku do kobiet, niż ci z państw muzułmańskich, co widać chociażby w badaniach sondażowych Pew Research Center[4]. Jeżeli chodzi o religijnych muzułmanów, są trzy modele akulturacji. Po pierwsze, mogą się oni całkowicie odseparować, stworzyć komunę odrębną od „zgniłego Zachodu” – jak na przykład salafici. Drugi model to dżihadyści, czyli postawa „my jesteśmy muzułmanami, dobrze nam z tym i uważamy, że cały świat powinien się podporządkować naszej religii”. I trzecia opcja, to tak zwana „pobożna obywatelskość” – „jesteśmy dobrymi muzułmanami i przez to jesteśmy też dobrymi obywatelami, ponieważ religia nakazuje nam lojalność wobec państwa, które daje nam opiekę, dba o nasze prawa”. Na marginesie pojawia się pytanie o granice bycia pełnoprawnym Europejczykiem. W jakim stopniu powinien on tolerować, akceptować, czy afirmować odmienne orientacje seksualne. Jest to o tyle zasadne pytanie, że spora część muzułmanów w Europie nie pochwala moralnie homoseksualizmu[5]. Czy to jednak przekreśla ich jako obywateli?
Jak można skutecznie przeciwdziałać stereotypizacji muzułmanów?
Od prawie kilkunastu lat Polski Komitet ds. UNESCO prowadzi projekt edukacyjny dla szkół pod hasłem „W kręgu kultury islamu”[6], w ramach którego sama uczyłam czym jest islam, czym różni się Arab od muzułmanina, z czego wynika zwyczaj zakrywania ciała przez kobiety. Później robiliśmy ankietę ewaluacyjną, porównanie klas, które miały zajęcia w ramach projektu z tymi, które ich nie miały. Poza tym, że w świadomości tych pierwszych muzułmanie stawali się od razu sympatyczniejsi, czystsi – choć nie mniej religijni czy radykalni, tego rdzenia stereotypu nie dało się niestety usunąć – zauważyliśmy u nich również większą otwartość wobec innych obcych: Wietnamczyków, Afrykanów, Indusów… Więc może w ogóle warto zacząć od tego typu edukacji międzykulturowej? Może to będzie pierwszy krok do zmiany?
Polska islamofobia dopiero zaczyna być przedmiotem badań – polskich i zagranicznych, a powinna zostać rozpatrzona i z perspektywy socjologicznej, i psychologicznej, religioznawczej i wielu innych. Nie można po prostu stwierdzić, że ludzie są ignorantami, bo tak nie jest; bo problem jest znacznie bardziej złożony.
Ale nie mamy na to czasu, bo Młodzież Wszechpolska u bram, radykalna prawica u bram…
Więc może ktoś się tym zajmie, choć myślę, że niekoniecznie będzie to obecnie rządząca siła polityczna.
[1] Zick, A., Küpper, B., Hövermann, A. (2011). Intolerance, Prejudice and Discrimination. A European Report. Berlin: Friedrich Ebert Stiftung.
[2] Victoroff, J. (2006). Introduction: Managing Terror: The Devilish Transverse from a Theory to a Plan. w: Tangled Roots: Social and Psychological Factors in the Genesis of Terrorism, J. Victoroff (red.), NATO Security through Science Series, IOS Press.
[3] Np. tu http://muslimscondemningthings.tumblr.com/.
[4] The Great Divide: How Westerners and Muslims View Each Other, Pew Research Center, 22.06.2006.
[5] The Gallup Coexist Index 2009: A Global Study of Interfaith Relations, Gallup 2009.
[6] Więcej o nim: http://www.unesco.pl/kultura/dialog-miedzykulturowy/dialog-euro-arabski/.
