Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek – tak zdaje się ostatnimi czasy postępować prezydent Lublina Krzysztof Żuk. Z jednej strony broni twórców alternatywnego miesięcznika ZOOM przed zakusami radnych PiS, którym nie podoba się finansowanie z publicznych pieniędzy magazynu szerzącego według nich pornografię. Pornografię, czyli zdjęcie kanapy w kształcie fallusa (o ile dla kogoś kanapa może się w ten sposób kojarzyć). Z drugiej strony obejmuje swoim patronatem Marsz Równości, przepraszam Marsz Rodziny, który jak piszą organizatorzy na oficjalnej stronie, ma pokazać, że „jest nas dużo i jesteśmy silnie zakorzenieni w naszej religii katolickiej”. Już sam fakt angażowania się jakiegokolwiek urzędu publicznego w akcję mającą propagować idee jednej z religii należałoby uznać za niedopuszczalne i niezgodne z Konstytucją. Jest jednak coś jeszcze. Podczas niedzielnego Marszu Życia wolontariusze będą zbierać wśród dorosłych podpisy pod inicjatywą całkowicie zakazującą badań i samego in vitro na terenie UE. Będzie można również poprzeć przepisy ograniczające aborcję i zmuszające kobiety do rodzenia w przypadkach ciężkiego uszkodzenia płodu lub nieuleczalnej, śmiertelnej choroby. To, że demonstrację wspiera lubelski oddział Obozu Narodowo-Radykalnego nie jest również dla nikogo żadną tajemnicą. To wszystko pod patronatem Prezydenta Miasta. Prezydenta popieranego i wywodzącego się nie ze środowiska PiS czy ONR, ale członka Platformy Obywatelskiej.
Lublin pod kierownictwem Krzysztofa Żuka faktycznie się zmienia. Buduje się nowe drogi, obwodnice i tyle… Dobre drogi, brak dziur w jezdni to przedsięwzięcia niezmiernie ważne i pożądane. Śmiem jednak twierdzić, że ta sfera działalności należy do kompetencji przede wszystkim Dyrektora Wydziału Dróg i Mostów, czy zastępcy Prezydenta ds. Inwestycji. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby znała się na tym również najważniejsza osoba w mieście, ale od takiej osoby wymagać należy zdecydowanie więcej. Gospodarz miasta ma sprawić, by wszyscy jego mieszkańcy czuli się na równi szanowani. Niezależnie od tego, czy popierają aborcję, są przeciwnikami in vitro, kibicują Motorowi, są fanami żużla, czy też po prostu chcą co niedziela pojeździć rowerem zamiast iść na mszę. O tym Prezydent Żuk zdaje się zapominać. Wychodzi z założenia, że jak będzie sprawnym i skutecznym menadżerem, a do tego ułoży się z grupami, które są najbardziej głośne i napastliwe: kibicami, organizacjami kościelnymi itp. to będzie miał święty spokój (z naciskiem na święty) i co najważniejsze praktycznie pewny wybór na kolejną kadencję. Wreszcie będzie mógł w spokoju budować drogi. Powinien pamiętać jednak o jednym. Droga sama w sobie nie może być celem. Droga musi dokądś prowadzić. I to właśnie zdaje się być największym problemem nie tylko prezydenta Żuka, ale i całej Platformy Obywatelskiej. Drogi powstają, ale nie ma celu.
Co może być tym celem dla Lublina? Budowa miasta przyjaznego i nowoczesnego. Miasta nie tylko inspiracji, jak głosi hasło promocyjne, ale również otwartości i tolerancji. Coraz więcej młodych ludzi, również z zagranicy może podejmować w Lublinie studia. Muszą mieć jednak pewność, że władze zrobią wszystko, by czuli się jak u siebie w domu. Trudno sobie wyobrazić pozytywne emocje, gdy prezydent patronuje przedsięwzięciom, które a priori wykluczają z przestrzeni publicznej wszystkich tych, którzy mają od nich inne zdanie na temat życia, śmierci, wiary czy seksu. Mam nadzieję, że Prezydent Żuk nie do końca zdawał sobie sprawę z tego, jakiej inicjatywie daje swoje nazwisko i urząd. Prawdopodobnie ktoś z doradców wprowadził go na minę. Nie może być to jednak usprawiedliwieniem. Prezydent winien większą uwagę zwracać na to, co w mieście jest najważniejsze. Na ludzi. Wszystkich. W przeciwnym wypadku Lublin zostanie zalany betonem. Niekoniecznie tym od dróg.

