Znów przybił do Stavanger Dar Młodzieży. Ostatnio był tu zaledwie kilka lat temu. Stary masztowiec niczym specjalnym nie wyróżniał się wśród wielu jachtów w porcie w Stavanger. Był niczym szczególnym dla przeciętnego mieszkańca miasta. Ale nie dla mieszkańców polskiego pochodzenia. A jest ich w tym mieście około kilkunastu tysięcy.
Ilu jest Polaków w Norwegii?
Tego chyba już nikt nie wie. Po wejściu Polski do struktur Unii Europejskiej, a właściwie po zliberalizowaniu ustawy o migrantach w 2009 roku, nastąpiła masowa migracja obywateli znad Wisły do kraju fiordów. Jedne dane mówią o 100 tysiącach. Inne o liczbie nawet dwukrotnie większej. Jedno jest pewne – Polaków spotkamy w Norwegii wszędzie. Warto dodać, iż tuż przed II wojną światową w Norwegii było zaledwie 40 naszych rodaków – tyle, co dzisiaj czasem mieszka w jednym domu. Dopiero lata 80. przyniosły napływ posolidarnościowej migracji politycznej, a lata 90. – popularnej w Skandynawii migracji matrymonialnej. Wspólne wycieczki chcących ułożyć sobie życie obywateli Szwecji i Norwegii, których celem było poznawanie polskich kobiet, doprowadziły do powstania chyba najtrwalszych związków w dość liberalnej rodzinnie Skandynawii.
Stavanger
Stavanger to miasto duże jak na norweskie realia. Jest zawsze trochę w cieniu Bergen, również położonego w zachodniej części Norwegii (Vest-Norge). Jako światowa siedziba Statoil (obecnie Equinor) zyskało sobie miano stolicy ropy naftowej. Był olej – była więc i praca, za którą przyjeżdżali do Stavanger migranci praktycznie z każdego miejsca na ziemi. Ale z Polski szczególnie.
Szkoła Polska – szkoła polskich serc
Polska szkoła to jest coś! Inne narodowości w Stavanger nie mają takiej placówki. Mają własne sklepy, różnego rodzaju organizacje, restauracje. Ale tak prężnie działającej szkoły nie mają! Obchodziła ona właśnie 10 lat swojej działalności – ciężkiej, ale i nadzwyczaj przyjemnej pracy: zarówno dla nauczycieli, administracji, rodziców, jak i samych uczniów. Obchody 10-lecia były uroczyste. Był konsul, generał z NATO, ksiądz. Były nagrody i medale. Polska Katolicka Szkoła Sobotnia w Stavanger – bo taka jest jej oficjalna nazwa – uczy w co drugą sobotę polskiego, historii, geografii oraz katechezy. Ma własną gazetkę i bibliotekę. Uczniowie dostają dyplomy z ocenami a nauczyciele legitymacje nauczycielskie. Zupełnie jak w Polsce – i o to właśnie chodziło.
Dwie najbardziej zasłużone osoby dla szkoły to długoletni dyrektor Antoni Czajkowski i przewodnicząca zarządu Joanna Kłysz-Kałuża. – W szkole obecnie uczy się ok. 400, pod okiem 45 nauczycieli i pracowników szkolnych. Zaczynaliśmy od 35 uczniów i zaledwie 5 nauczycieli. Dziś? Zapotrzebowanie jest tak duże, że trzeba by jeszcze ze dwie szkoły otworzyć – śmieje się Joanna.
Towarzystwo
Towarzystwa Polskie w Stavanger są dwa. Pierwsze to Towarzystwo Polsko-Norweskie (TPN); drugie to Stowarzyszenie (jak podkreśla Kaja Szulc-Nweke, jedna ze współzałożycieli) INorge.
Towarzystwo Polsko-Norweskie zostało założone w 1982 (ale formalnie dopiero 3 lata później). Celem było krzewienie kultury narodowej na terenie Norwegii. Istnieje do dziś, ale na początku lat 90. zostało zawieszone. Reaktywowało się w 2004 – już z innymi celami: teraz liczy się głównie pomoc Polakom w Norwegii. Towarzystwem kieruje Renata Peksyk – prawdopodobnie najbardziej zaangażowana w sprawy polskie i polsko-norweskie kobieta. Udziela się w szkole, kościele, lokalnych strukturach Partii Chrześcijańskiej (KRF), gminie i oczywiście w Towarzystwie.
Nowa migracja to nowe wyzwania! – Jak tu dotrzeć do wszystkich? – zastanawia sie Renata – To są dwie różne grupy: młodzież nie zna polskich tradycji, a starsi Polacy nie są zasymilowani.
Czy Stowarzyszenie da radę podtrzymać tradycję? – Spójrzcie na Polonię w Stanach Zjednoczonych – mówi Renata. – Do dziś polska tradycja jest tam żywa, a są to Polacy, którzy przybyli do Ameryki ponad sto lat temu.
Stowarzyszenie INorge (gra słów z norweskiego oznacza W Norwegii) jest dużo młodsze. Istnieje zaledwie 3 lata. Ideami, które przyświecały założycielkom INorge były: integracja, informacja i dobra zabawa – śmieje się Kaja. – W sumie pomysł pojawił się na placu zabaw. Zróbmy coś dla dzieci, by poczuły się jak nie na obczyźnie. Ja nie potrafię nic nie robić, więc korzystałam z zasobów, które miałam pod ręką – wspomina dalej Kaja. – Wierzyłam, i dalej wierzę, że jeśli posiadam jakąś wiedzę, która mogłaby komuś innemu ułatwić życie, to moim obowiązkiem jest dzielenie się nią.
Dwie organizacje, dwie przedsiębiorcze kobiety, jeden cel: promowanie polskości i zajęcie się integracją Polaków w nowej ojczyźnie… ale każda trochę inaczej. TPN stawia na kościół i tradycję. INorge raczej z kościołem się nie utożsamia, z tradycją bardzo, z Polską jak najbardziej. TPN organizuje dla dzieci polskich bal wszystkich świętych jako alternatywę dla Halloween, INorge bale Halloween dla wszystkich. – Dobrze dla dzieci – śmieje się Kaja. – Mogą iść na dwie imprezy, bo ich ideologia nie obchodzi. TPN organizuje Andrzejki, ogniska i występy ludowe a INorge – bal piratów i koncert Małgorzaty Ostrowskiej z Lombardu. Sytuacja jednak nie jest napięta – wręcz przeciwnie: każda z kobiet znalazła swoją niszę i każda angażuje się na swój sposób. – Uważam, że się doskonale uzupełniamy – mówi Kłysz. – Każdy ma ofertę dla innej grupy.
Storhaug – takie małe Jackowo
Storhaug to stara dzielnica Stavanger. Takie miasto w mieście, tuż obok centrum. W Storhaug mamy zarówno blokowiska, silosy, stare fabryki i cementownie, jak i piękne secesyjne wille i kamieniste plaże nad fiordami. Niektórzy mówią na północną część Storhaug, że to takie małe stavangerowskie Soho: pełne afrykańskich sklepików, azjatyckich take-away’ow i hipsterskich lokali. Tu znajdziemy Favoritt Mat (Ulubione jedzenie) – polski sklep z jedzeniem prowadzony przez małżeństwo Dominikę i Piotra. Można tutaj kupić pierogi, śledzie, twaróg i prawdziwą kapustę kiszoną z Polski. Nie taką jak w chińskim sklepie, w słoiku, lecz z beczki. Niedaleko sklepu Ewa – malarka – ma swoja pracownię. Obok działał polski jubiler, ale już go nie ma. Jeszcze dalej Grażka gotuje, a właściwie lepi pierogi. – Ja spełniam swoje marzenia – kwituje Grażka Skierokwoska. – A że pierogi smakują zarówno Polakom, jak i Norwegom, to je lepię.
Z tego lepienia wychodzi już kilkaset pierogów dziennie, a polska restauracja bije rekordy popularności zarówno wśród lokalsów, jak i turystów z wycieczkowców, którzy za radą Trip Advisora najpierw kierują swoje kroki do Grażki.
Grażyna została uhonorowana za swoją działalność nagrodą Wybitny Polak w Norwegii w dziedzinie przedsiębiorczości. Kai przypadła nagroda w kategorii „Młody Polak”, Joannie i Antoniemu: tytuł „Osobowości”. – Otrzymanie nagrody a właściwie samo uzasadnienie było tak piękne, ze płakałam jak bóbr – wspomina Kaja. To chyba najważniejsze wyróżnienie dla polskich migrantów w Norwegii.
Czasem myślimy, że nasze działania są niezauważalne, dopóki nie spotkamy osób nam nieprzychylnych. Ci najlepiej wiedzą co się robiło, po co i ile się na tym zarobiło. Nauczyłam się jednego – staram się nie reagować, nie denerwować się i nie zwariować.
– Kaja Szulc
Zdjęcie tytułowe: Wikipedia, fot. Alexey Topolyanskiy (CC0 1.0)