Ujawnienie na początku czerwca 2013 r. przez amerykańskiego zdrajcę / „dmuchającego w gwizdek na alarm” (whistleblower) Edwarda Snowdena za pośrednictwem anglosaskich mediów (z początku były to dzienniki „The Guardian” i „The Washington Post”) istniejącego od 2007 r. amerykańskiego programu inwigilacji Internetu znanego jako PRISM, a później kolejnych tajemnic amerykańskiego wywiadu elektronicznego wywołało lawinę dyskusji i komentarzy.
Skrót tekstu z XV numeru Liberte! Całość do przeczytania w cyfrowej wersji kwartalnika
Mamy tu do czynienia z szeregiem spraw wrażliwych i drażliwych dla funkcjonowania współczesnych społeczeństw oraz podstaw działania współczesnych zachodnich demokracji, gdyż dotyczą one kwestii ochrony swobód obywatelskich i ich ograniczania czy naruszania przez rządy. (…)
Również sam sprawca tego zamieszania, Edward Snowden, przez cały ten czas nie schodzi z nagłówków mediów. Z czasem odyseja Snowdena zamieniła się jednak bardziej w operę mydlaną. Snowden pojawiał się i znikał, by ostatecznie odnaleźć się w strefie tranzytowej na moskiewskim lotnisku Szeremietiewo. (…)
Afera PRISM wznieciła wręcz tsunami hipokryzji oraz udawanej naiwności i oburzenia, rozlewające się w mediach tradycyjnych i na forach internetowych. Co prawda informacje Snowdena nie wskazywały na łamanie przez amerykańską administrację prawa, nadużywanie władzy lub wykorzystywanie zebranych informacji przeciwko niewinnym, pokazywały jednak dobitnie możliwości, jakie posiadają amerykańskie (i sojusznicze) instytucje w zakresie zbierania i analizy informacji zgromadzonych w Internecie. Okazało się, że rzeczywiście robią one to, o co je się od dawna podejrzewa! Jednak kwestie, które ujawniła lub na które rzuciła światło, są jak najbardziej warte poważnego potraktowania. Powinno się zwrócić uwagę na szereg różnorodnych zagadnień, które sprawa Snowdena wciągnęła w obszar zainteresowania szerokiej opinii publicznej na całym świecie. Poniżej przedstawiam wybór najciekawszych i najważniejszych w kolejności od najbardziej ogólnych i fundamentalnych, po bardziej szczegółowe i nieco bardziej błahe.
(.)Tymczasem fakt, że agencje szpiegowskie wkroczyły do świata, do którego przeniosły znaczną część swojej działalności i aktywności setki milionów, jeśli wręcz nie miliardy ludzi, nie powinno budzić zdziwienia, dziwne byłoby raczej, gdyby ich tam zabrakło. Żyjemy w świecie, w którym pracodawcy śledzą swoich pracowników w Internecie, przeglądając ich profile i czytając ich „tweety”,kochankowie sprawdzają w cyberprzestrzeni, czy nie są zdradzani, młodzież ściąga na klasówkach, korzystając ze smartfonów, a hakerzy włamują się do obcych komputerów, przejmując nad nimi kontrolę, trudno więc chyba oczekiwać, by oficerowie operacyjni nie zainteresowali się elektronicznymi „odciskami palców” kandydatów do pracy czy na informatorów, stronami internetowymi odwiedzanymi przez terrorystów czy wręcz rozmowami przez nich prowadzonymi lub gromadzonymi w sieci dokumentami. Bardziej obeznani z tematem szpiegostwa udawali zszokowanie nie samym faktem, ale domniemaną skalą działań – Amerykanie mieli mieć możliwości podglądania wszystkiego! (…)
Afera PRISM dotknęła więc niezwykle istotnej kwestii relacji między koniecznością zapewnienia przez władze wystarczającego poziomu bezpieczeństwa wciąż zagrożonym aktami wrogości otwartym społeczeństwom a obowiązkiem ochrony i zagwarantowania podstawowych swobód i wolności obywatelskich, w tym prawa do prywatności, praktykowanych w tychże otwartych społeczeństwach. Samo wykrycie zagrożeń i ludzi je niosących nieodwołalnie związane jest z koniecznością inwigilacji pewnych obszarów życia, co samo w sobie narusza prywatność jednostek, jednak zrezygnowanie z inwigilacji naraża owe jednostki na ryzyko bycia ofiarami tych, którzy niosą takie zagrożenia, a poprzez zaniechanie nie zostali w porę wykryci. Istnieje więc konfliktowy związek między realną zdolnością państwa do zapewnienia bezpieczeństwa jego obywatelom a sferą ochrony ich swobód i prywatności. Cała trudność, cała sztuka polega na ograniczeniu inwigilacji do niezbędnego minimum, które zapewnia skuteczność instytucjom bezpieczeństwa poprzez akceptowalny poziom naruszenia prywatności i ochronę jej przeważającej części. (…)
Nie można się więc specjalnie dziwić, że jednym z problemów dyskutowanych publicznie było pytanie, czy Snowden jest „zdrajcą, czy bohaterem”. Trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, gdyż odpowiedź zależy nie tylko od perspektywy poznawczej i przekonań oceniającego, lecz także dostępu, a raczej jego braku, do kluczowych w tym kontekście informacji. Czy afera PRISM była połączoną operacją służb wywiadu Chin i Rosji, mającą na celu propagandowe zdyskredytowanie USA na arenie międzynarodowej, utrzymywanie negatywnego nastawienia sporej części światowych społeczeństw wobec Ameryki i utwierdzenia ich w przekonaniu, że to ten kraj jest czołowym zagrożeniem dla świata oraz skomplikowanie relacji między rządami państw zachodnich, głównie zachodnioeuropejskich a Waszyngtonem – tego, oczywiście, nie wiemy i być może nigdy się nie dowiemy. Możemy nie dowiedzieć się także (…)
Skrót tekstu z XV numeru Liberte! Całość do przeczytania w cyfrowej wersji kwartalnika
Ryszard M. Machnikowski
Profesor Uniwersytetu Łódzkiego, specjalista ds. terroryzmu