Po części zdawał sobie z tego sprawę komunistyczny reżim na czele z PRL-owskimi dyplomatami, zabiegającymi o interesy „władzy robotniczej” w ambasadach ulokowanych w „obozie kapitalistycznym”. Jeśli jednak przeczuwali oni rolę Geremka, to najprawdopodobniej nie potrafili docenić jej wagi i przewidzieć skutków. Nie potrafili w związku z tym obrać jasnego i konsekwentnego stanowiska wobec niego. Z jednej strony współpracujący z ambasadami wywiad w 1981 r. dostrzegał, że działacze „Solidarności” (Geremek, a także Strzelecki, Lis, Rulewski i inni) samodzielnie podejmowali inicjatywy z dziedziny polityki zagranicznej (problem kredytów, zatrudnienie polskich uchodźców na Zachodzie, konsultacje odnośnie taktyki związkowej na wypadek interwencji radzieckiej itp.), starając się kreować alternatywną polską dyplomację. Budziło to zaniepokojenie i irytację, bo godziło w reżimowy monopol na uprawianie polityki zagranicznej. Jednakże z drugiej strony PRL-owcy ambasadorzy, obserwujący rozwój sytuacji w Polsce z zacisza swoich wygodnych rezydencji, potrafili pochwalić Geremka za jego umiarkowanie, docenić odcinanie się od radykalizmów i podkreślać jego dążenie do kompromisu i unikanie politycznych „prowokacji”. Nie dostrzegali, że na dłuższą metę owe umiarkowanie było dla nich bardzo niebezpieczne.
To drugie „pozytywne” nastawienie szczególnie silnie uwidoczniło się w czasie 16 miesięcy solidarnościowego „karnawału”. Rozluźniony gorset ideologiczny sprawiał, że w depeszach nadsyłanych z Zachodu do warszawskiej centrali MSZ można było niekiedy odnaleźć większą swobodę wypowiedzi. Jeśli więc PRL-owscy ambasadorzy zgodnie krytykowali „ekstremistyczne siły” w NSZZ „Solidarność”, niepokoili się kryzysem finansowym i eskalacją przemocy, tak na ogół życzliwiej patrzyli na koncyliacyjne poczynania obozu Wałęsy i jego doradców, na czele z Bronisławem Geremkiem. Szczególne natężenie komentarzy następowało przy okazji zagranicznych wizyt delegacji „Solidarności”. Np. w lutym 1981 r. Geremek otrzymał zaproszenie na przyjazd do Brukseli, gdzie spotkał się z przedstawicielami międzynarodowych central związkowych, krytycznie nastawionych do polskich władz. Odwiedził też polską ambasadę. Ta ostatnia pozytywnie oceniała wyważone opinie doradcy „Solidarności”. Miał on unikać wypowiadania się o sprawach międzynarodowych i podkreślać kierowniczą rolę partii w PRL. Zadeklarował, że „Solidarność” nie będzie się ubiegać o przystąpienie do żadnej z central. Jego pobyt został uznany za „pozytywny”: „rozszerzył on wiedzę o zjawisku, które prasa często albo demonizuje, albo czyni przedmiotem płaskich spekulacji”. Jednak kilka miesięcy później ambasada PRL w Brukseli bardziej krytycznie oceniła wystąpienie Geremka podczas obrad Międzynarodowej Organizacji Pracy. W dyskusji na temat apartheidu Geremek, potępiając politykę południowoafrykańską, stwierdził, że „Solidarność” była ruchem wyzwoleńczym i z własnego doświadczenia znała skutki dyskryminacji. Ambasada określiła te słowa jako „nieodpowiednie” i „dwuznaczne”. Poprzez podobne wystąpienia Geremek budował na arenie międzynarodowej wizerunek umiarkowanego, lecz mającego sprecyzowane poglądy polityka. Polityka, którego można było traktować serio.
W nocy z 12 na 13 grudnia całe kierownictwo „Solidarności” straciło nagle możliwość legalnego działania. Jak się miało okazać, na długie lata odcięto mu możliwość wyjazdów zagranicznych i udziału w życiu publicznym. Znikły też pozytywne oceny Geremka ze strony komunistycznych dyplomatów. Np. w 1983 r. ambasador w Rzymie Eugeniusz Kułaga określił wywiad, jaki Bronisław Geremek udzielił pismu „La Croix”, jako element „antypolskiej propagandy”. W rzeczywistości Geremek w spokojnym tonie wypowiadał się na temat bieżących wydarzeń w Polsce: procesów politycznych, amnestii, sytuacji gospodarczej, roli Wałęsy, Bujaka itp. W smutnej rzeczywistości „normalizacji” nie było jednak miejsca na takie wypowiedzi – stąd owo potępienie.
Paradoksalnie jednak represje, szykany i brutalne stłumienie dopiero co narodzonej alternatywnej dyplomacji opozycyjnej doprowadziło do pojawienia się „efektu Geremka”: kwestia represji wobec niego, jak również wobec innych internowanych i całej opozycji stała się kartą przetargową w dyplomacji zachodnich państw względem Polski i elementem pewnego szantażu: uzależniano znoszenie nałożonych sankcji gospodarczych lub/i normalizację stosunków od poczynienia przez Jaruzelskiego gestów na korzyść szykanowanej opozycji. Jednym z najważniejszych czynników w tym „przetargu” stał się Bronisław Geremek.
Polskie placówki na Zachodzie skrzętnie odnotowywały protesty demokratycznych polityków w związku ze skutkami wojskowego zamachu stanu. Już 19 grudnia 1981 r. włoski prezydent Petrini explicite domagał się uwolnienia Bronisława Geremka. Ogólniejsze głosy potępienia nadchodziły z niemal całego demokratycznego świata. Polski MSZ zwracał zarazem uwagę np. na bardzo ostrożne reakcje Grecji, starając się szukać światełka w tym dyplomatycznym tunelu.
Kolejne przykłady represyjności reżimu Jaruzelskiego, zarówno w trakcie, jak i po zniesieniu stanu wojennego, wywoływały podobne reakcje. W maju 1983 r., w obliczu kolejnej fali represji w Polsce (zabójstwo Grzegorza Przemyka, aresztowanie. Geremka), przez państwa zachodnie ponownie przebiegła fala protestów, chociaż np. rzecznik francuskiego MSZ w wydanym przez resort oświadczeniu, krytykował działania polskiego rządu, ale ani razu nie wspomniał o „Solidarności”, mówiąc tylko o „niewinnych ludziach”. Ostrożność tę z satysfakcją odnotowała polska ambasada, przewidując rychłe ostateczne wygaśnięcie zainteresowania Solidarnością na świecie. Ocena okazała się błędna – w kolejnych latach „efekt Geremka” nie tylko nie zanikł, ale i przybrał na sile. Dowodzą tego chociażby reakcje wywołane rozpoczęciem w czerwcu 1985 r. procesu gdańskiego, obejmującego przywódców KOR. Aż 33 amerykańskich senatorów wyraziło w liście swoje zaniepokojenie planowanym procesem. W ślad za nimi poszło wielu polityków brytyjskich, francuskich i włoskich. 14 czerwca Departament Stanu USA wydał oświadczenie, w którym stwierdzono zaostrzenie polityki wewnętrznej przez reżim Jaruzelskiego. Zwracano też uwagę na łamanie praw człowieka, podkreślając szczególnie szykany wobec Bronisława Geremka – co dobitnie świadczy o jego roli w dyplomatycznej grze między politycznymi blokami.
Ową rolę Geremka jako „karty przetargowej” w relacjach Zachodu z PRL świetnie oddają depesze polskiej ambasady w Rzymie z 1985 r., poświęcone trudnym negocjacjom w sprawie wizyty premiera Craxiego w Warszawie. Dla komunistycznych dyplomatów było oczywiste, że w zamian za legitymizującą reżim Jaruzelskiego podróż, Craxi pragnął ugrać coś dla opozycji. Dawał do zrozumienia, że zgodzi się na wizytę, łamiącą zasady bojkotu dyplomatycznego, wprowadzonego po 13 grudnia 1981 r. głównie za sprawą Waszyngtonu, jeśli strona polska uczyni „gest” wobec nielegalnej „Solidarności”. P
olska ambasada donosiła, że Craxi „z niepokojem” obserwował uniemożliwianie Geremkowi i Wałęsie odbycia prywatnych wyjazdów do Włoch. Wydaje się, że pewne zamrożenie negocjacji, do którego doszło latem 1985 r., było w dużej mierze warunkowane właśnie niewypuszczeniem Geremka na konferencję miediewistyczną i Wałęsy na sympozjum pokojowe w Rzymie. To kolejny dowód na znaczenie Geremka w zachodniej polityce względem PRL. Znaczenie, które zaczęli dostrzegać PRL-owscy włodarze.
Stopniowe znoszenie w drugiej połowie lat osiemdziesiątych dyplomatycznego bojkotu PRL, praktykowanego przez państwa zachodnie po 13 grudnia 1981 r., przyjęło dla reżimu Jaruzelskiego nieoczekiwany i niepożądany obrót. Komuniści spodziewali się, że coraz częstsze bezpośrednie kontakty na coraz wyższym szczeblu będą służyć legitymizacji wojskowego reżimu PRL. Obawy przed taką legitymizacją miał sam Geremek, negatywnie oceniając np. wizytę Jaruzelskiego w Paryżu w grudniu 1985 r. Doradca Solidarności stwierdził w wywiadzie dla AFP, że nowa polityka europejska, dystansująca się coraz wyraźniej od stanowiska USA i zrywająca z dyplomatycznym bojkotem, była budowana kosztem interesów i aspiracji polskiego społeczeństwa polskiego, a przez to cechowała ją krótkowzroczność. Wyraził obawę, że obie wizyty mogły sugerować, iż „problem polski już nie istnieje, a w Warszawie panuje porządek”.
Tymczasem demokratyczni politycy, pragnąc zneutralizować ten legitymizujący efekt, zaczęli podczas wspomnianych wizyt coraz bardziej „bezczelnie” spotykać się również z przedstawicielami owej „umiarkowanej”, wiarygodnej w ich oczach opozycji, której strategicznym architektem był przede wszystkim właśnie Geremek. Jest niezwykle charakterystyczne, że w 1980 r. niemiecki kanclerz Helmut Schmitt, składając wizytę w Polsce, nie chciał nawet spotkać się z Lechem Wałęsą i jego doradcami. Kilka lat później praktycznie każdy dyplomata zachodni, odwiedzając Polskę, pragnął specjalnego spotkania z przedstawicielami „Solidarności”. Gdy w 1987 r. do Polski przybył senator Edward Kennedy czy doradca Jimmy’ego Cartera Zbigniew Brzeziński, nie wspominając o ówczesnym wiceprezydencie George’u Bushu, władze nie były już w stanie przeszkodzić ich kontaktom z Lechem Wałęsą i Bronisławem Geremkiem. W tym samym roku szef francuskiego MSZ Jean Bernard Raimond, oprócz rozmów z Jaruzelskim, złożył również kwiaty na grobie ks. Popiełuszki, a następnie, na bankiecie wydanym w ambasadzie Francji w Warszawie, spotkał się i rozmawiał z Geremkiem, Michnikiem i Bujakiem. Podobnie Jan Paweł II, podczas swej trzeciej pielgrzymki do ojczyzny, mógł już zupełnie jawnie przyjąć Lecha Wałęsę z rodziną w rezydencji biskupa gdańskiego. Rok później, w listopadzie 1988, brytyjska premier, Margaret Thatcher, odwiedziła Gdańsk, gdzie spotkała się z Lechem Wałęsą i złożyła kwiaty pod Pomnikiem Ofiar Grudnia.
W tym samym czasie władze pozwoliły wreszcie przedstawicielom opozycji na wyjazdy zagraniczne. W ten sposób solidarnościowa dyplomacja zyskała potężną broń. W grudniu 1988 r. delegacja „Solidarności” wyjechała do Francji. Przyjęto ich z o wiele większą pompą niż Jaruzelskiego trzy lata wcześniej, mimo że formalnie w jej skład wchodzili zwykli obywatele, niesprawujący funkcji państwowych. Kilka miesięcy później, tuż po zakończeniu obrad okrągłostołowych, Lech Wałęsa, Bronisław Geremek, Tadeusz Mazowiecki i Witold Trzeciakowski przebywali w Rzymie i Watykanie. Spotkali się z Janem Pawłem II, a także z politykami i związkowcami włoskimi. Po raz pierwszy nie reprezentowali już półlegalnej czy nielegalnej Solidarności, tylko oficjalnie działające „stronnictwo wyborcze”.
Za symbol końca pewnej epoki można uznać kolejną wizytę w Polsce George’a Busha, tym razem już jako szefa Białego Domu, do której doszło w lipcu 1989 r., a więc po zwycięskich dla „Solidarności” czerwcowych wyborach. W czasie przemówienia Busha w Sejmie w pierwszym rzędzie ramię w ramię siedzieli obok siebie Wałęsa i Jaruzelski. W tym samym czasie amerykański ambasador John R. Davis życzliwie oceniał politykę głównego architekta porozumienia, Bronisława Geremka, który przekonywał (w relacji ambasadora), iż opozycja zapędziła się za daleko i teraz powinna nieco przyhamować w ramach koalicji – co oczywiście nie wszystkim w Polsce się podobało i może być różnie oceniane po latach, ale z perspektywy Zachodu brzmiało wtedy sensownie i wiarygodnie. „Efekt Geremka” przekraczał w ten sposób upadek komunizmu.
*
Wydaje się, że dalekowzroczna polityka Bronisława Geremka, stosowana przez całą dekadę „Solidarności” – od sierpnia 1980 r. do 1990 r. – stanowiła dla dyplomatów i władz PRL ciężki orzech do zgryzienia. Nie potrafili go zrozumieć, ocenić, okiełznać. Szufladkowanie jego działalności w wygodnej, ideologicznej kategorii „opozycja”, było unikaniem problemu, ucieczką przed bezradnością. Taką ucieczkę miały też zapewnić środki represji stosowane wobec solidarnościowego doradcy: inwigilacja, podsłuchy, odmowy przyznania paszportu. Władze, nie mogąc zrozumieć niebezpieczeństwa, próbowały je skrępować. Nie zdawały sobie sprawy, że potęgowało to tylko „efekt Geremka” i jego solidarnościowej dyplomacji. W polskiej debacie politycznej ów „efekt” jest rozmaicie oceniany, pada wiele argumentów i kontrargumentów. Historyk, pragnąc nie angażować się w te spory, powinien tylko (aż?) pokazać, że Geremek odegrał bardzo ważną rolę w historii stosunków Zachód-PRL w latach osiemdziesiątych.