Kongres Kultury zwoływano w wielkich momentach naszych aspiracji: gdy pojawiła się nadzieja (1981) i gdy po euforii nadszedł czas krytycznej refleksji nad sensem polskiej wolności (2009). Każdy z nich przyniósł tektoniczną Zmianę, od romantycznej po pragmatyczną. Od “ziemia, ludzie i maszyny stanęły dęba i najdłuższy bat już tu nie pomoże”, po 1% budżetu państwa na kulturę.
Kongres Kultury zawsze był diagnozą stanu ducha Polaków, wyzwaniem rzuconym wszechwiedzącym politykom i odpowiedzią na atrofię dobra wspólnego. Polacy z godnością zniosą kradzież idei, które dzielą, ale nie wybaczą okradania z wartości, które łączą. Kultura to ostatnia linia obrony wspólnotowości. Bez niej będziemy tylko anonimowymi plemionami. Bez kultury skończymy jak one. Jak Scytowie hejtu, jak Hunowie nienawiści.
Najlepszą polską tożsamość wyniszcza deficyt szacunku, dumy, ironii i wstydu. Nikt już niczego nie szanuje, nikt się już niczego nie wstydzi. Nie umiemy być dumni, nie umiemy żartować. Potrafimy tylko szydzić.
Jeszcze niedawno Polska była enklawą szacunku dla rozumu i rozumnych, dla odwagi, dla wolności, dla reguł ekonomii, dobrego obyczaju i zasad współżycia społecznego. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie chce Polski hejtu, Polski pogardy i obciachu, Polski sponiewieranej przez nawiedzonych kaznodziejów, cyniczne kukiełki albo rozgoryczone gwiazdy. Wszyscy mamy tego po kokardkę.Tylko świadomi obywatele mają szansę powstrzymać ten upiorny trend. Władza i korporacje tego za nas nie zrobią.
Drugi deficyt, deficyt dumy. Dumy z miejsca w Europie, dumy z historii, dumy z kultury, dumy pokoleń wolnych ludzi, dumy ambitnej wspólnoty, która dotychczas opierała się demonom populizmu, tanich sloganów i kosztownych szantaży. Tylko aktywni obywatele mają dobre prawo by bronić tej cnoty przed cynikami i megalomanami, bo mają kutemu mierzalne powody, bo ich duma wiedzie się ze zwykłej ludzkiej zacności i ciężkiej pracy, a nie z wyrachowania lub obsesji. Media i szkoła tego za nas nie zrobią.
Deficyt wstydu. Nikt już się niczego nie wstydzi. Kłamstwa, manipulacji, bezprawia, nepotyzmu, korupcji, koszarowych żartów, agresji, paranoi, swastyk na murach, brudu za paznokciami i zwykłego kurestwa. Bo wstydu już nikt nie uczy. Nic w naszym obywatelskim życiu nie skłania nas do zaniechania brutalności, grubiaństw i ksenofobii. No bo po co? Tylko po to, żeby się potem nie wstydzić? Nonsens. I tak oto chamstwo chamstwu chamskie składa hołdy. Jednym z największych wyzwań obywateli jest przywrócenie pojęcia wstydu w dyskursie publicznym – w telewizji i na stadionie, w Sejmie i w sejmiku. Kościół i rodzina tego za nas nie zrobią.
Wreszcie deficyt ironii. Dla zdrowia społecznego poczucie humoru jest prawie tak samo ważne, jak solidarność i dobre prawo. Czy memy i gify zdołają nam przywrócić tę społeczną cnotę, która jest dowodem witalności kultury, która nie wyklucza, a za to dowodzi poznawczej inteligencji, dystansu i krytycznego usposobienia, czyli fundamentów każdej dojrzałej wspólnoty? W czasach, które nadchodzą, ironia będzie nam potrzebna. Ironia więcej daje niż zabiera – wzbogaca życie umysłowe zarówno jej wyrazicieli, jak i odbiorców. Jedni i drudzy muszą bowiem przezwyciężyć sprzeczność między werbalnymi a faktycznymi znaczeniami wyrażeń ironicznych. To abstrakcja wprawia ten proces w ruch, a myślenie abstrakcyjne jest silnikiem rozwoju. Jeśli zapomnimy o ironii to w świecie przemocy symbolicznej i rodzącej się sztucznej inteligencji staniemy się zbędni.Kawały będą sobie opowiadać delfiny, a koty założą własny facebook i będą tam wrzucały zdjęcia ludzi. Ironia może okazać się redutą człowieczeństwa. To też zadanie zsieciowanych obywateli. Internety tego za nas nie zrobią.
Jedynym społecznie sensownym remedium na te dramatyczne deficyty to kultura. Z niej wiedzie się duma i szacunek, to ona uczy wstydu i przyucza do obcowania z ironią. Chcę wierzyć, że to cel Kongresu Kultury.
Ostatnia rzecz, która w Polsce nie musi wstawać z kolan to polska kultura. Nigdy na nich nie była. Zapytajcie Reya i Kochanowskiego, Mickiewicza i Rymkiewicza, Brzozowskiego i Sierakowskiego, Wajdę i Matejkę. Ktoś musi powiedzieć to na głos. Mam nadzieję, że Kongres to wykrzyczy.
Kongres Kultury, jak rozumiem, nie chce być punkiem niezgody i zakładnikiem polskiego dylematu “kto kogo”. Ten kongres musi przynieść odpowiedź na pytanie “jaka Polska?”, a nie – “czyja Polska?” Zawsze są jacyś “my” i jacyś “oni”. Po to jest kultura, żeby ich widzieć, żeby ich łączyć. “Ich” i “nas”. Zawiedzionych i patologicznych optymistów. Roztargnionych i poskładanych. Zdolnych i oddanych. Dumę ze wstydem i szacunek z ironią. To potrafi tylko kultura.
O tym porozmawiajmy.
Głośno.
Na cały kraj.