Aneksja Krymu przez Putina i jego zapowiedzi objęcia „opieką” Rosjan w innych krajach ożywiły debatę o potrzebie europejskiej armii. Na razie nie grozimy wysłaniem wojska w obronie Ukrainy, ale co będzie jak Putin ruszy na państwa bałtyckie, czy Mołdawię? Choć gospodarka Unii Europejskiej ma dziesięć razy większy PKB niż Rosja, nie mamy europejskiego wojska, a tylko 28 armii narodowych finansowanych z 28 różnych budżetów. Skutkiem tego jest słabość militarna Europy, o czym świadczą liczne fakty z ostatnich lat. Nie europejskie oddziały przyglądające się masakrze w Srebrenicy, ale dopiero amerykańskie bombardowania w Serbii zatrzymały czystki etniczne prowadzone przez Miloszevicza. Pomoc militarna dla powstańców libijskich nie byłaby możliwa gdyby nie amerykańskie satelity i lotnictwo precyzyjnie naprowadzające na cele. Amerykańskie drony dopadają terrorystów na całym świecie, chociaż Al-Kaida uderzyła też w hiszpańskie koleje i londyńskie autobusy i metro. Do stolicy Mali wystarczyło wysłać kilka oddziałów patrolujących, a rebelianci nie odważyliby się zaatakować miasta, w których stacjonują europejskie wojska. Zanim Unia się dogadała, czystki etniczne były w toku.
Oczywiście w odwodzie jest amerykański arsenał atomowy, ale wiele konfliktów „na szczęście” toczy się na innym poziomie, do którego Europa jest słabo przygotowana. Unia gospodarkę ma zbliżoną do amerykańskiej, ale wydaje dwa razy mniej na zbrojenia. Nie mamy ani globalnego wywiadu, ani możliwości masowego przerzucania wojska. Środki są rozporoszone, dubluje się wiele programów. Europa ma dwadzieścia programów dotyczących czołgów i transporterów opancerzonych a USA tylko cztery, dziewięć programów zwalczania okrętów a USA tylko trzy, sześć programów samolotów szkoleniowo-bojowych a USA jeden, itd. Ocenia się, że faktyczna wartość militarna Unii jest dziesięć razy mniejsza niż USA.
Europejska armia jest więc koniecznością ekonomiczną, polityczną, militarna. Europejska armia oznaczałaby większą zdolność obronną za mniejsze pieniądze. Mamy już w Europie wspólną politykę handlową, wspólną politykę rolną, przełamujemy kolejne bariery w budowie jednolitego rynku wewnętrznego. Powstaje spójny system bankowy. Najwyższy czas pomyśleć o wspólnej armii.
Europejska armia wymagałaby jednak większej politycznej jedności, bo ktoś musiałby tej armii wydawać rozkazy. Tego domagają się europejscy federaliści i jeśli chcemy wzmocnić bezpieczeństwo Europy, warto zacząć poważnie traktować ich postulaty.
Artykuł ukazał się w warszawskich gazetach POŁUDNIE i ECHO