Czy większość ma prawo do dyskryminacji mniejszości dlatego, że jest przekonana o swojej słuszności i jest większością? Takie stanowisko, które wydaje mi się moralnie nie do zaakceptowania i społecznie szkodliwe, implikuje dzisiejszy artykuł ks. Roberta Nęcka p.t. „Dyskryminacja większości” kończący się pytaniem: „Czy w imię demokracji można dyskryminować większość?”
Odpowiedzią jest oczywiście „nie”, tak samo jak większości nie wolno dyskryminować mniejszości. Kwestię czy i kiedy dyskryminacja jest moralnie uzasadniona można tylko rozstrzygać argumentami, które mają za sobą przekonywujące racje, nie liczeniem ile osób głosuje po której stronie.
W historii naszej cywilizacji większość często nie miała racji i narzucając swe przekonanie, krzywdziła niekonformistyczne jednostki, grupy czy całe kategorie ludzi. Demokracja ateńska skazała na śmierć Sokratesa. Większość pogańska w Rzymie i gdzie indziej wiekami dyskryminowała chrześcijan. Większości katolickie częstokroć dyskryminowały mniejszości protestanckie i odwrotnie, a obie większości przez wieki dyskryminowały mniejszości żydowskie w swoich krajach.Dyskryminacja obywateli żydowskiego pochodzenia w Trzeciej Rzeszy bez wątpienia miała poparcie większości Niemców w latach trzydziestych, choć na pewno nie ich fizyczna likwidacja w komorach gazowych. Warto przywołać tutaj klasyczny tekst Johna Stuarta Milla „O wolności” i Tocqueville’owskie pojęcie „tyranii większości”. które Mill tam rozwija.
Prawa mniejszości seksualnych są sprawą bardzo kontrowersyjną i generują mnóstwo emocji, ale powinny być rozstrzygane argumentami i dowodami rzeczowymi, a nie inwokacją rzekomego prawa większości do obrony swych przekonań dlatego, że są poglądami większości i czuje się ona urażone argumentami czy postawami przeciwników.