1. W Polsce nie mamy silnej tradycji liberalnej, za to mieliśmy i mamy wybitnych liberałów. Tylko że od razu zaczyna się spór o definicje. Zamiast wyjaśniać, spór ten zaciemnia ideę liberalną w odbiorze publicznym.
2. Liberałami nazywano za PRL-u partyjnych dysydentów lub po prostu partyjnych przeciwników sztywnej ortodoksji – np. środowisko ,,Polityki” za Mieczysława Rakowskiego. Wśród katolików łatkę, bo to nie był i nie jest w polskim Kościele termin pozytywny, liberała przyszyto abp. Życińskiemu, tylko dlatego, że pisywał w „Tygodniku Powszechnym”, też dezawuowanym przez dominujący nurt katolicko-narodowy, i nie promował Radia Maryja. Jako liberała przedstawia się czasem posła Gowina – tylko dlatego, że nie jest za całkowitym zakazem metody in vitro, gdy w rzeczywistości jest on konserwatystą.
3. W polityce po 1989 r. liberałami nazywano środowisko Unii Demokratycznej/Unii Wolności i oczywiście Kongresu Liberalno-Demokratycznego, a także wyznawców Janusza Korwin-Mikkego. W moim rozumieniu tylko KLD we wczesnym okresie było istotnie trybuną idei liberalnej. Unie próbowały łączyć wartości socjaldemokratyczne z liberalnymi. Dopiero za Leszka Balcerowicza przesunęły wyraźniej się ku liberalizmowi i być może za to zostały ,,ukarane” odpłynięciem części wcześniej bardzo lojalnego elektoratu inteligenckiego. Korwin Mikke usiłował z kolei instalować w Polsce libertarianizm, a nie klasyczny europejski liberalizm i skończył podobnie jak hybrydyczne ideowo UD/UW. Ostatnie wydanie ruchu ,,unickiego” – Partia Demokratyczna poszła za Władysława Frasyniuka wyraźnie w stronę socjalliberalną, co mi nie przeszkadza – podziwiam Geremka i Dahrendorfa – ale na co w Polsce czas albo już minął, albo jeszcze nie nadszedł.
4. Z różnych odmian współczesnego liberalizmu w Polsce na poparcie mogą liczyć dwie: tak zwana konserwatywna i tak zwana społeczna, przez przeciwników chętnie określana jako lewicowa, co nie jest ścisłe, ale w walce politycznej tym się naturalnie nikt nie przejmuje. PiS, jego sojusznicy (dziś SLD) i jego wcześniejsze wcielenia, wydały ,,liberalizmowi” walkę na zatracenie, co ostatecznie im się nie udało, ale spotęgowało mętlik w głowach zwykłych zjadaczy chleba. Nieustanne ataki na ,,liberałów”, zawsze demonizowanych i zawsze przeciwstawianych anielskiemu obozowi solidarności społecznej, idei liberalnej nie zabiły, lecz zadały jej dotkliwe ciosy.
5. W Polsce, gdzie o liberalizmie wciąż nie wie się wiele, nawet w warstwie wykształconej, była i jest podatność na antyliberalną retorykę. Tym bardziej, że niektórzy opiniotwórczy publicyści, i to wcale nie jastrzębie prawicy, choć ci oczywiście też, nie mówiąc już o antyliberalnych politykach w PiS, PSL czy SLD, a też i w partii Tuska, zwierają front przeciwko ,,projektowi liberalnemu”. Przedstawiają go tak, jakby był prostą kalką ,,neoliberalizmu”, ba!, ,,neokonserwatyzmu”, gdy prawda jest taka, że rządzącej Platformie daleko nie tylko do tych amerykańskich wariantów nie tyle liberalizmu (w USA jak wiadomo termin ten oznacza rodzaj socjaldemokracji), ile radykalnie rozumianej wolności. Daleko jej nawet – teraz, kiedy ciąży na niej odpowiedzialność za rządy – do programu i myślenia wczesnych gdańskich liberałów. Ale to także skutek właśnie sprawowania władzy i to wrogim otoczeniu prezydenta i dwugłowej opozycji PiS-SLD. Czyste idee nigdy w tym sensie nie wytrzymują sprawdzianu pełnej konfliktów, sprzeczności i niespodzianek rzeczywistości.
6. Przez dwadzieścia lat trzeciej polskiej niepodległości idea liberalna mimo wszystko utrzymała się w obiegu publicznym i inspiruje różne środowiska i pokolenia (czego budującym przykładem jest ,,Liberté!” , któremu życzę zajęcia pozycji porównywalnej z ,,Krytyką Polityczną”), naturalnie na skalę polskich możliwości. Dominujący wśród polskiej inteligencji etos służby i odpowiedzialności powinien sprzyjać rozwojowi liberalizmu, lecz stoi temu na przeszkodzie i przeszłość, i stan obecny. W przeszłości – w PRL – naczelną wartością niezależnych kręgów społecznych była demokracja, wolność, solidarność, lecz bardziej konkretne programy wykuwano tylko gdzie niegdzie – te szczerze liberalne poza Gdańskiem np. w Krakowie Dzielskiego i Syryjczyka. Dzielski zmarł, Syryjczyk nie działa w polityce. Stan obecny zaś jest zawieszony, niejasny – niby Polacy, zwłaszcza wielkomiejscy, są bardziej ,,liberalni”, ale co to właściwie znaczy poza ogólnym stwierdzeniem?
7. Testem byłoby powstanie nowej, wyraźnie liberalnej formacji, raczej w stylu niemieckich niż brytyjskich wolnych demokratów.
8. Póki coś nie zacznie się dziać ,,w tym temacie”, pozostaje liberalna praca u podstaw. Pomocny jest zestaw lektur: od Izajasza Berlina przez Karla Poppera (Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”) i prace Jerzego Szackiego czy Jerzego Jedlickiego po Stephena Holmesa. W obowiązkowej dla liberałów książce Anatomia antyliberalizmu wylicza on wartości liberalne: „osobiste bezpieczeństwo, bezstronność (równość wszystkich wobec jednego systemu prawa), wolność jednostki i demokracja”. I dodaje: „Najbardziej surowi krytycy liberalizmu mogą znacznie przyczynić się do jego zrozumienia samego siebie, nie mówiąc już o zwiększeniu jego pewności siebie przez samych liberałów. Pomimo herkulesowych wysiłków antyliberałom niemarksistowskim nie udało się wykazać, że liberalizm jest szczególnie podły lub upodlający. W przypadku takich licznych problemów współczesnych, jak gwałtowne spory graniczne, klasyczny liberalizm nie dostarcza praktycznych rozwiązań. Obwinianie liberalizmu za niekończący się ,,współczesny kryzys” nie jest jednak ani szczególnie realistyczne, ani pomocne”. A profesor Szacki we wstępie (1998 r.) dopisuje cenną uwagę o Polsce: ,,Trwający od szeregu lat renesans liberalnej filozofii politycznej trwa, choć do Polski docierają na razie jedynie stosunkowo nieliczne jego echa. Mamy natomiast pod dostatkiem antyliberalizmu od pana Zagłoby i dyskusji politycznych, w których o nic, w gruncie rzeczy nie chodzi, poza skompromitowaniem i pognębieniem przeciwnika”.
9. Ponad dziesięć lat po tej diagnozie autora Liberalizmu po komunizmie sytuacja, jak wspomniałem, niestety jest podobna, a może nawet gorsza za sprawą Zagłobów z PiS-u, SLD i innych polskich antyliberałów. Tyle że to poniekąd normalne: liberałowie tylko wyjątkowo i tylko na krótko mogliby wyrosnąć na pierwszą siłę w polityce polskiej czy europejskiej, a tym bardziej w nie-zachodniej części świata. Nie to jednak było i jest historycznym i kulturowym, a nawet politycznym zadaniem liberalizmu. Tym zadaniem jest według mnie skuteczna promocja i obrona wartości liberalnych. Zwłaszcza na antyliberalnej ,,pustyni”.
Adam Szostkiewicz pisał także w 42 numerze „Polityki” z 2005 roku w tekście Bujda na resorach http://archiwum.polityka.pl/art/bujda-na-resorach,382482.html