Spora część środowisk zliberalizowanych w Polsce postrzega Franciszka jako coś przeciwstawnego lokalnym strukturom Kościoła Katolickiego. Często widzę ludzi żartujących jak to Franciszek byłby zdziwiony lub zaniepokojony widząc bogactwo i chciwość polskiego kleru – czy w inny sposób stawiających go w konfrontacji z resztą Kościoła. Papież nie jest jednak odizolowanym od świata starcem, który nie wie co dzieje się w instytucji, na czele której stoi. Mogą do niego nie docierać detale, ale musi zdawać sobie sprawę z lokalnych zachowań kleru i polityki Kościoła. Od przekazywania takich informacji ma choćby urzędujących w poszczególnych krajach nuncjuszy. Wewnętrzne konflikty między księżmi istnieją – ale ich źródłem nie są chęci zrewolucjonizowania Kościoła Katolickiego a partykularne interesy wśród kleru.
Podobny problem występuje z postrzeganiem wypowiedzi papieża. Gdy papież apeluje publicznie w jakiejś sprawie do księży – to słowa te kieruje w istocie nie do nich a do społeczeństwa. Jeżeli będzie wymagał czegoś od kleru, to skieruje się osobiście lub korespondencyjnie do kardynałów czy biskupów – a ci przekażą sprawę parafiom. Naiwnym jest wierzyć, że papież z biskupami w poszczególnych krajach komunikuje się poprzez publiczne apele. Kiedy zaś odwołuje się do miłosierdzia, tolerancji, otwartości – to nie po to by zasygnalizować jakieś zmiany w polityce Watykanu, tylko po to by odpowiednio kształtować wizerunek Kościoła – ukazując go jako instytucję tolerancyjną, pochylającą się nad słabszymi, zatroskaną ofiarami konfliktów i chętną do udzielania pomocy. W ten sposób zyskuje sympatię w społeczeństwach bardziej otwartych. Tam zaś gdzie katolicyzm ma większe wpływy – nastroje ksenofobiczne, nacjonalistyczne, rasistowskie, będą i tak animować lokalni księża oraz katolickie media (przy papieskiej akceptacji).
Franciszek więc ani nie zaprzecza dotychczasowej polityce Kościoła Katolickiego, ani nie będzie go reformował i czynił tolerancyjnym. Nie jest wyjątkiem dobroci i uczciwości w Kościele Katolickim – jak chce go postrzegać wielu. Jest to iluzja jakiej ulegają ludzie, którzy wierzą, że to co się mówi przed kamerami, musi być prawdą i opisuje całokształt sytuacji. Gdyby papież chciał reformować Kościół – robiłby to a nie tylko ładnie mówił. Publiczne zachowania Franciszka wynikają jedynie z chęci politycznego i finansowego zysku – którego Kościół nie osiągnie jeżeli nie zdobędzie poparcia, sympatii lub przynajmniej akceptacji szerokich mas społecznych.
Kościół Katolicki przegrywa z humanizmem i liberalnymi ustrojami. Chcąc zachować jakiekolwiek wpływy, musi usunąć w cień swoją doktrynę i polityczne dążenia. Dla większości byłyby bowiem nie do zaakceptowania – szczególnie w Europie Zachodniej czy Ameryce Północnej (przypominam, że katolicyzm zakłada m.in. zniesienie demokracji, bezwzględne podporządkowanie państwa Kościołowi, poparcie dla systemu faszystowskiego, zniesienie wolności słowa i wyznania, delegalizację małżeństw cywilnych i konkubinatów – o czym mówią m.in. encykliki: Diuturnum illud – Leona XIII, Quanta Cura – Piusa IX, Quadragesimo anno – Piusa XI, Mirari Vos – Grzegorza XVI, Casti connubii – Piusa XI). W największym stopniu problem ten dotyczy zaś papieża – który jest wyznacznikiem obrazu Kościoła dla ludzi z całego świata. Gdyby Franciszek publicznie mówił i robił wszystko zgodnie z katolicką doktryną – Kościół przestałby być w ogóle tolerowany.
Kościół Katolicki w istocie nie zmienia swojego charakteru – robi to co robił. Dąży do zdobywania wpływów – manipulując. Zmieniły się tylko metody owej manipulacji. Teraz muszą być bardziej subtelne, przykryte pozytywnymi pozorami. Nie jest to zresztą nic nowego. Tego rodzaju praktyki Kościół Katolicki upowszechniać zaczął u siebie już dawno temu. Wyraźnym tego przykładem było powołanie w 1622 roku przez Grzegorza XV – Kongregacji Rozkrzewiania Wiary (Congregatio de Propaganda Fide). Kościół już wtedy rozumiał, że narzucenie katolicyzmu wyłącznie siłą i terrorem bywa coraz mniej skuteczne. Dlatego wzrastać miała rola przyciągania ludzi retoryką „miłości” i pozornego dawania wyboru.
Analogią katolickiej dywersyfikacji retoryki może być przykład prasy w Trzeciej Rzeszy – a dokładnie dwóch bardzo odmiennych pozornie gazet (tygodników): „Das Reich” i „Der Stürmer”. Pierwsza z nich była gazetą rozprowadzaną nie tylko na terenie Rzeszy, ale również w innych państwach europejskich. Pisana więc była grzecznie i starała się pozorować ton jak najbardziej obiektywny. Druga była agresywna, wulgarna, prymitywna, obleśna, prześmiewcza (regularnie pojawiały się tam np. ksenofobiczne karykatury). Można by było odnieść wrażenie, że to dwa całkowicie niezależne tygodniki. W rzeczywistości jednak propaganda w Trzeciej Rzeszy była scentralizowana – i obydwa tytuły reprezentowały tę samą doktrynę polityczną, ten sam system. Przekaz był tak różny, bo miał dotrzeć do jak największej ilości dość różnych ludzi.
Podobnie retoryka katolickiego kleru może być różna – w zależności od tego wśród jakiej społeczności przyjdzie mu działać lub w jakich mediach występować. W jednym wypadku dominować więc będzie retoryka radości, pozornej otwartości, w drugim – retoryka pogardy, uprzedzeń i nienawiści. Samo zresztą podżeganie w Kościele Katolickim, musi obecnie też odbywać się z wykorzystaniem bardziej subtelnych metod, takich jak dehumanizacja, etykietowanie i rewizjonizm historyczny – stosowany jako perswazja wstępna.
Papież jako osoba z natury swojej funkcji wystawiona na publiczny osąd wielu różnych społeczeństw – musi jednak zawsze pozorować postawę grzeczną, otwartą, tolerancyjną. Musi mówić językiem coraz bardziej otwartego świata. Tak więc to co sprzedaje się lokalnie – jest często nacechowane nienawiścią i agresją. To co ma tworzyć wizerunek międzynarodowy – jest jednak pozornie grzeczne i sympatyczne. Franciszek i działający w Polsce księża nie są więc jakimiś stronami wewnętrznego konfliktu w Kościele Katolickim. Są mechanizmami inaczej wyglądającymi, mechanizmami o różnej funkcji – ale mechanizmami tej samej machiny.