Kim był dla pana osobiście prof. Wiesław Chrzanowski, a kim jako dla polityka aktywnego w podobnym okresie, czyli w latach 90.?
Niewątpliwie był to jeden z najważniejszych ludzi w moim życiu. Wiesław Chrzanowski jako drugi – po tym jak o. Ludwik Wiśniewski, wprowadził mnie i moich przyjaciół w świat kontaktów z ludźmi opozycji, ludźmi ruchu Znak-owskiego i intelektualistów katolickich – wywarł na mnie tak wielki wpływ. Był bowiem człowiekiem, który nie tylko potwierdził nasze intuicje i nasz sposób myślenia o sprawach Polski, które formułowaliśmy na łamach „Bratniaka”. Stał się również autorytetem w sprawach formułowania myśli politycznej, oceny wydarzeń, które rozgrywały się w Polsce. Był także osobistym przyjacielem wielu z nas. Pomimo iż moje polityczne drogi z Wiesławem Chrzanowskim rozeszły się w 1989 roku, kiedy nie brał on udziału w Okrągłym Stole, był wyraźnie krytyczny wobec sposobu zmieniania Polski przez rząd Tadeusza Mazowieckiego, założył Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, to te więzi przyjaźni i silnego związku przetrwały do samej śmierci. Ilekroć byłem w Warszawie, tylekroć go odwiedzałem. Widziałem go na kilka dni przed śmiercią, a rozmawiałem przez telefon dzień przed śmiercią. Mieliśmy możliwość goszczenia go w listopadzie zeszłego roku, gdy ostatni raz był w Trójmieście po wydaniu „Suplementu”, czyli ostatniej książki, a właściwie zbioru artykułów, wypowiedzi, wywiadów, którą opublikował także człowiek z naszego środowiska Marek Tokarczyk.
Kim on był? Przede wszystkim był nauczycielem kilku pokoleń polskiej prawicy. Myślę, że ta funkcja nauczycielska w jego przypadku bardzo łączyła się z funkcją polityczną, bo on politykę traktował nie w kategoriach gry, ale w kategoriach służenia pewnym wartościom, pewnej wizji ideowej. Jednak aby ta wizja mogła być realizowana, musiały istnieć środowiska, musieli istnieć ludzie, którzy tą wizję podzielali, się z nią identyfikowali. Właściwie z powodu niemożliwości działania w sposób ściśle polityczny do końca lat 70., ta funkcja wychowawcza, ta funkcja ideotwórcza była zasadniczą, którą Chrzanowski wypełniał w latach 60., a zwłaszcza 70. Był to także człowiek wielkiej kultury osobistej, mający takie rzadko spotykane podejście do ludzi. I do swoich wychowanków, i do ludzi, z którymi się spotkał w swojej działalności politycznej, którzy przecież nie tylko poszli różnymi drogami, ale niektórzy także od niego się bardzo oddalili. A mimo wszystko zachował wobec nich postawę życzliwości i ciepła. Był to także człowiek, który potrafił – miałem tego bezpośrednie świadectwo w dniach po jego śmierci – nawiązać bardzo ciepły stosunek z prostymi ludźmi, czyli rzadko spotykany dziś typ człowieka.
Tradycja endecka nie cieszy się sympatią w środowiskach liberalnych. Jednak o profesorze Chrzanowskim mawia się, że reprezentował to, co w tej tradycji było najlepsze. Które elementy tej tradycji były dla niego szczególnie ważne?
On oczywiście z tego obozu narodowego wychodził. Czas jego inicjacji przypadł na okres bardzo trudny – czas wojny, okupacji, konspiracji bezpośrednio po wojnie. Wielu jego przyjaciół straciło życie w czasie wojny i tuż po wojnie. Oni byli właśnie z tego obozu narodowego. On nie tylko się poczuwał do tej tradycji, ale również był dumny z przynależności do niej. Wielokrotnie słyszałem od niego jednak, on to deklarował, że jego zdaniem układ ruchów politycznych, które uformowały się pod koniec XIX wieku, wśród których bardzo ważny był nurt narodowy obok nurtu ludowego i niepodległościowo- socjalistycznego, zamknął się. Wypełnił swoje zadanie z chwilą stworzenia wszechstanowego narodu, de facto w II RP. On szukał jakiejś nowej syntezy, syntezy powiedziałbym chrześcijańsko-narodowej. Ale na pytanie, co dla niego było najważniejsze w tej myśli narodowo-demokratycznej można stosunkowo łatwo odpowiedzieć, ponieważ można to zrekonstruować z jego tekstów i z tego, co mówił. Myślę, że to były trzy elementy. Pierwszy: naród jako ta wielka wspólnota zakorzeniająca człowieka w społeczeństwie, w świecie, dająca mu punkt oparcia i w stosunku do której ma się obowiązki. On często używał określenia ordo caritatis. To był porządek obowiązku w stosunku do świata. Tą pierwszą wielką wspólnotą, w stosunku do której ma się obowiązki, jest naród. Oczywiście naród nie jako jedyna wspólnota, nie jako bóstwo, nie jako konstrukt ideologiczny, ale jako pewna rzeczywistość.
Drugi element to jest niewątpliwie ta szkoła politycznego myślenia oparta na realizmie, na analizie rzeczywistości, potrafiąca dokonywać krytycznych rozrachunków z innymi polskimi tradycjami. Myślę, że tutaj dla niego ważne były słowa, które przytoczył na jego pogrzebie prezydent Bronisław Komorowski, pochodzące z „Polityki polskiej i odbudowania państwa” Romana Dmowskiego: polityką niepodległości nie jest ta, która o niepodległości mówi, a nawet ta, która niepodległości chce, ale ta, która do niepodległości prowadzi.
Trzeci element to przekonanie, że ruch polityczny musi być także ruchem w pewien sposób społecznym, ruchem, który nie może istnieć w oderwaniu od potrzeb społecznych, od innych struktur. Tutaj dawał przykład, jego zdaniem najlepszy, to jest Ligii Narodowej z przełomu XIX i XX wieku. W tym przypadku nurt polityczny był zwieńczeniem, a w każdym razie działał w otoczeniu organizacji o charakterze wychowawczym, samopomocowym, organizacji młodzieżowych, chłopskich, robotniczych. Jednym słowem był czymś żywym, bo zakorzenionym w realnych potrzebach i strukturach społecznych.
Patriotyzm bez wątpienia był ważny, ale bez tego elementu martyrologii, który jest mocno podkreślany w narracji niektórych środowisk prawicowych?
Wiesław Chrzanowski należał do tego pokolenia, które przeszło martyrologię. Stracił brata rozstrzelanego przez Niemców, stracił przyjaciół w Powstaniu, stracił kolegów z konspiracji skazanych i rozstrzeliwanych w procesach powojennych. Odczuwał solidarność z poległymi. To był typ zobowiązania moralnego najważniejszy w jego życiu. Zawsze był 1 sierpnia na Powązkach. Parokrotnie byłem tam razem z nim jeszcze w czasach przed sierpniem 1980 roku. To nie było więc w żaden sposób potępienie, to była identyfikacja. Natomiast czym innym była ocena politycznych przesłanek, analizy podejmowanych decyzji i tutaj był on bardzo surowym krytykiem, np. decyzji o Powstaniu Warszawskim. Uważał, że nie było racjonalnych przesłanek pozwalających na podjęcie Komendzie Głównej Armii Krajowej tej tak brzemiennej w skutkach decyzji. On uważał, że postawa gotowości do ponoszenia ofiary musi być równoważona realistyczną analizą polityczną. W dużej mierze był kontynuatorem myśli Dmowskiego, krytyka polskich XIX-wiecznych powstań, które – jeśli popatrzymy na powstanie listopadowe i styczniowe – niewątpliwie oba cofały sprawę polską, a nie posuwały do przodu.
Jakie miejsce dla religii w państwie i polityce widział prof. Chrzanowski? Jak odnosił się do idei rozdziału kościoła od państwa?
Wiesław Chrzanowski był niewątpliwie bardzo głęboko wierzącym człowiekiem. To sprawa podstawowa. Zwłaszcza w tych ostatnich latach, kiedy widać było, że zbliża się moment odejścia, jeszcze bardziej widziałem w nim postawę chrześcijańskiej pokory wobec życia w ogóle. Przekonanie, że możliwości człowieka są ograniczone. Jest taki wywiad w „Tygodniku Powszechnym” sprzed dwóch lat, który był nieautoryzowany, ale który uznał za ważny, bo włączył go do „Suplementu”, tej ostatniej książki. Mówi tam, że miłość do Boga objawia się przede wszystkim w miłości do drugiego człowieka, w stosunku do ludzi. Ale uważał on również, że narody mają swoją tożsamość, są zbudowane jednak na pewnych tradycjach, na pewnych wartościach i że naród polski jednak w wielkiej mierze został ukształtowany przez chrześcijański system wartości. To nie znaczy oczywiście, że dla innych stanowisk filozoficznych i innych religii nie widział miejsca w Polsce. Absolutnie nie. Jednak utrzymywał, że jest to coś najbardziej podstawowego, najszerzej obejmującego polską wspólnotę narodową, właśnie przynależność do cywilizacji chrześcijańskiej. Nota bene, bardzo wyraźnie też akcentował, już w wolnej Polsce, w latach 90. i na początku XXI wieku, potrzebę jedności europejskiej wynikającej z tego poczucia, że narody europejskie muszą być solidarne wobec wyzwań współczesnego świata, wobec wielkich procesów tworzenia się nowych imperiów i potęg pozaeuropejskich. Aby jedność ta była zachowana, tym ważniejsze było oparcie jej na pewnych fundamentach, z których najważniejsze dla niego było niewątpliwie chrześcijaństwo. Ja myślę, że on był bardzo bliski tej formule, która znalazła odzwierciedlenie w konkordacie. Oczywiście państwo i kościół to są byty odrębne, mające inne zadania, ale powinna między nimi istnieć współpraca. W końcu obie te struktury mają służyć człowiekowi, temu samemu człowiekowi. A więc odrębność, autonomia państwa i kościoła, a nie wrogi rozdział. Na pewno był zdecydowanym przeciwnikiem takiego rozumienia rozdziału kościoła od państwa, które oznacza w zasadzie nieobecność kościoła w sferze publicznej. Mogę też z całą pewnością powiedzieć, że już w ostatnich miesiącach życia, kiedy wymienialiśmy opinię na temat sytuacji politycznej po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych mówił, jako o czymś, co szczególnie go martwi, o nurcie agresywnego antyklerykalizmu, reprezentowanego politycznie przez Ruch Palikota.
Dlaczego sposób myślenia, a przede wszystkim styl polityczny, jaki reprezentował prof. Chrzanowski, nie okazały się inspirujące dla liderów współczesnej polskiej prawicy?
Hm, myślę, że rzeczywiście jest tak, że Wiesław Chrzanowski zachowywał duży dystans wobec głównych sił politycznych na polskiej scenie, również prawicowych. Wiadomo, że w ostatnich wyborach udzielił poparcia PJN. To nie było poparcie entuzjastyczne, albo wynikające z wiary w sukces tego ugrupowania, ale uważał, że warto dać szansę tej partii. To było także w jakiś sposób powiedzenie, że główne siły polityczne, które dominują, są mu jednak dalekie. Sądzę, że po pierwsze Wiesław Chrzanowski był przeciwny instrumentalnemu rozumieniu polityki jako gry. Generalnie w polskiej polityce w dużej mierze zwycięża właśnie to rozumienie, że polityka jest grą. Grą, w której instrumentalnie traktuje się wartości i posługuje demagogią. Drugi powód: Wiesław Chrzanowski był przeciwny temu stanowisku, że wszystkiemu winne są partie, partyjniactwo. Uważał partie za niezbędny element demokracji. Natomiast był krytykiem dominującego obecnie sposobu funkcjonowania partii. Partii rozumianej jako „drużyna wodza”. O tym mówił, o tym pisał. Ten moment wydobyła „Gazeta Wyborcza” w takiej krótkiej notatce, chyba dzień po jego pogrzebie, z konferencji organizowanej przez Fundację Batorego, gdzie ten sposób prowadzenia partii – sposób wodzowski – krytykował. ZChN za jego czasów, podobnie jak Unia Demokratyczna, mająca przecież zupełnie inny profil polityczny, było partią wewnętrznie demokratyczną, w której odbywały się prawdziwe dyskusje, w której kierownictwie toczyły się spory o linię, o taktykę. Tego dzisiaj nie widzimy. Zgadzam się więc, że główne ugrupowania prawicowe poszły inną drogą, niż proponowana przez Wiesława Chrzanowskiego. W tym zakresie to pokolenie przywódców polskich partii prawicowych, czy centroprawicowych, ze sposobu pojmowania polityki przez Wiesława Chrzanowskiego nie skorzystało.
Czy prof. Chrzanowskiego w ogóle zajmował liberalizm? Jeśli tak, to jakie było jego stanowisko wobec niego, jego ocena?
On od tego, co można by najogólniej nazwać ideologią liberalną, był bardzo daleki. Widział w niej przede wszystkim propozycję indywidualistyczną. On był personalistą, nie indywidualistą. Ale jeśli przez liberalizm rozumieć tolerancję, sposób odnoszenia się, poszanowanie autonomii drugiego człowieka, czyli to, co można nazwać marszem przez życie z szacunkiem dla drugiego człowieka i jego autonomii i poglądów, to niewątpliwie w tym sensie był liberałem, co mu zresztą zarzucano w niektórych środowiskach narodowych. Zarzucano mu, że jest liberalnym endekiem. W tym sensie był liberałem, ale na pewno nie w sensie ideologicznym. Dobrze znał tę myśl, ale to nie był jego świat. To było zupełnie inne usytuowanie na tej scenie idei politycznych.
Podobno prof. Chrzanowski zabrał kiedyś pana na wędrówkę górską i prawie zamęczył na śmierć. Czy to prawda?
Nie, nie zamęczył mnie na śmierć. Natomiast, tak, w 1985 roku byliśmy razem w górach przez 2 tygodnie. Byli z nami również przez dużą część tego pobytu Ewa i Piotr Miereccy – Piotr był współautorem książki, rozmowy-rzeki z prof. Chrzanowskim. Ja nie miałem prawie żadnego doświadczenia górskiego i Wiesław Chrzanowski poprowadził nas na Orlą Perć. Tam są takie fragmenty, gdzie są łańcuchy i nie najlepiej sobie tam radziłem przy schodzeniu. Pamiętam, jak mi pomagał, mówił „tu postaw nogę” itd. Była taka sytuacja chyba przy schodzeniu z Zawratu.
Współpraca: Arleta Beniuszys