Ci, którym na sercu leży pokój na Bliskim Wschodzie z pewnością śledzili wydarzenia z 2 września. Pierwszy raz od konferencji w Annapolis (2007) przedstawiciele Autonomii Palestyńskiej i Izraela zasiedli do negocjacyjnego stołu. Od tamtego czasu rozmowy pomiędzy Benjaminem Netanyahu a Mahmudem Abbassem mają są żmudne, nie osiągnięto jeszcze żadnych ustaleń i, póki co, nie zanosi się na to, abyśmy szybko poznali finalne efekty negocjacji. Wiadomo za to, co jest obecnie największą kością niezgody i przeszkodą na drodze do konsensusu – izraelskie osadnictwo we Wschodniej Jerozolimie i na Zachodnim Brzegu Jordanu. Warto jednak na chwilę zapomnieć o szczegółach i skupić się na tym, co jest najważniejsze w bliskowschodnim procesie pokojowym, czyli pytaniu, jakie rozwiązanie konfliktu izraelsko – palestyńskiego jest najlepsze?
Istnieją trzy najbardziej prawdopodobne rozwiązania dla izraelsko – palestyńskiego konfliktu:
1. Utworzenie jednego, wspólnego izraelsko – arabskiego państwa na obszarze Izraela, Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy (opcja jednopaństwowa).
2. Utworzenie suwerennego państwa arabskiego na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy (opcja dwupaństwowa).
3. Utrzymanie status quo, czyli w pełni suwerenny Izrael + arabskie quasi – państwo w postaci Autonomii Palestyńskiej, a właściwie Palestyńskich Władz Narodowych (opcja „półtorapaństwowa”).
Jedno państwo?
Pierwsza opcja – jednopaństwowa – wydaje się być najbardziej idealistyczną a zarazem najwłaściwszą formą zakończenia konfliktu. Wizja żyjących we wspólnym państwie arabskich i żydowskich Palestyńczyków ma niewątpliwie nieodparty urok. Oczywiście idealnie by było gdyby Żydzi, Muzułmanie i Chrześcijanie mogli żyć w zgodnie w Ziemi Świętej. Niestety istnieje poważna obawa, że ta wizja jest tyleż piękna co niemożliwa do zrealizowania. Trudno jest sobie wyobrazić, np. jak miałoby się nazywać to państwo. Izrael? Palestyna? Izrael/Palestyna? Palestyna/Izrael? Syjon? Filastinu? Jak miałaby wyglądać flaga tego państwa? Jaki byłby język urzędowy? Jak nazywałby się parlament? Kto byłby głową państwa? Jaki ustrój miałoby to państwo? Wiele pytań, na które istnieje tylko jedna odpowiedź: nowy konflikt. Najprawdopodobniej wspólne, izraelsko – arabskie państwo bardzo szybko by się rozpadło w wyniku krwawej wojny domowej.
Dwa państwa?
Druga opcja – dwupaństwowa – zakłada powstanie niepodległego arabskiego. Znów, to rozwiązanie wydaje się mieć ogromne, przeważające wręcz, zalety: arabscy Palestyńczycy dostaną to, czego chcieli a Izrael zachowa swą suwerenność, jedni i drudzy będą mogli żyć obok siebie w swoich własnych państwach. Terroryści zostaną pozbawieni podstawowego argumentu usprawiedliwiającego ich zbrodniczą działalność, Izraelczycy będą mogli bez obaw spotykać się w kawiarniach i jeździć autobusami. Niestety, zderzenie z rzeczywistością zapewne będzie bolesne. Utworzenie arabskiego państwa równa się wojna. Dlaczego? Z dużą dozą prawdopodobieństwa można zakładać, że islamscy fundamentaliści uznają, że Izrael jest słaby i się poddał pozwalając na niepodległość Arabom. Co za tym idzie, na spokojnie i pod osłoną nowo utworzonych państwowych władz, dzisiejsi terroryści przystąpią do realizacji swego celu podstawowego: „zepchnięcia Żydów do morza”. Dalej, pogranicze izraelsko – palestyńskie z pewnością będzie nie mniej gorącym obszarem niż pogranicze rosyjsko – gruzińskie czy indyjsko – pakistańskie. Jak wiadomo przygraniczne incydenty częstokroć przeradzają się w konflikty zbrojne o dużej intensywności, czyli wojny. Osobną kwestię stanowi jeszcze status Jerozolimy i osadnictwo na Zachodnim Brzegu.
Półtora państwa?
Trzecia opcja – „półtora państwowa” – jest realizowana obecnie. W 1994 roku, na mocy porozumień z Oslo, utworzono arabskie quasi – państwo popularnie zwane Autonomią Palestyńską. Palestyńczycy uzyskali suwerenność w takich dziedzinach jak: administracja lokalna, sądownictwo czy oświata. Posiadają również własną policję zapewniającą porządek na Zachodnim Brzegu i w Gazie. Autonomia Palestyńska nie ma za to prawa posiadać własnych sił zbrojnych (zwierzchnictwo zbrojne, w tym sądownictwo wojskowe, sprawują władze Izraela). System polityczny opiera się na zasadach demokratycznych. Wydaje się, że jest to optymalne rozwiązanie: ani nie dojdzie do międzypaństwowej wojny ani wojny domowej. Palestyńczycy mogą w większości spraw sami decydować o swoim losie a Izraelczycy mogą kontrolować sytuację zgodnie z prawem. Szkoda tylko, że praktyka pokazała, że ta opcja się nie sprawdza. Arabscy Palestyńczycy chcą pełni suwerenności a Izrael nada jest narażony na terrorystyczne ataki. Poza tym Barack Obama wyraźnie dał do zrozumienia, że izraelsko – palestyńskie status quo jest dla Stanów Zjednoczonych nie do zaakceptowania, a bez poparcia USA żadna inicjatywa pokojowa na Bliskim Wschodzie nie ma szans powodzenia.
Czwarta droga
Żadna z trzech „najpopularniejszych” opcji nie jest idealna, każda niesie ze sobą ogromne ryzyko. Istnieje jednak czwarta droga, lecz szanse, że to właśnie tak zakończą się trwające obecnie negocjacje są bliskie zeru. Rozwiązanie, o którym mowa to opcja trójpaństwowa. W jej myśl kontrolę nad Zachodnim Brzegiem miałaby przejąć Jordania a nad Strefą Gazy Egipt. To rozwiązanie jest najkorzystniejsze, ponieważ Egipt i Jordania są sojusznikami zarówno Stanów Zjednoczonych i Izraela, co praktycznie wyklucza możliwość wybuchu wojny o wspomniane terytoria. Poza tym, sojusznikom łatwiej będzie dojść do porozumienia w kwestii żydowskich osiedli i wschodniej Jerozolimy. Palestyńczycy zapewne też lepiej zniosą to, że znajdą się pod jurysdykcją Arabów, zwłaszcza, że stanowią oni większość mieszkańców królestwa Jordanii.
Quo vadis Palaestina?
Należy się cieszyć, że arabscy i żydowscy Palestyńczycy zgodzili się na rozpoczęcie negocjacji, pomimo spadającej na Benjamina Netanyahu i Mahmuda Abbasa krytyki. Zarówno jedna jak i druga strona musi pamiętać o tym, że przemoc w konflikcie izraelsko – palestyńskim jeszcze nigdy nie doprowadziła do kompromisu. Niemniej jednak historia całego bliskowschodniego procesu pokojowego nie pozwala na podchodzenie do obecnej inicjatywy z dużym optymizmem. Izrael nigdy nie zgodzi się na to, żeby arabscy Palestyńczycy uzyskali pełną niepodległość, Żydowscy i islamscy ortodoksi nigdy nie zgodzą się na wspólne państwa arabsko – żydowskie, a status quo jest bardzo trudny do utrzymania. Pozostaje nam żywić nadzieję, że słowa Avigdora Liebermana oraz Mahmuda Ahmadineżada nie sprawdzą się i doczekamy pokoju w Palestynie. Leży to w szeroko pojętym interesie całego świata.