To, że rząd będzie nieustannie wydłużał wiek emerytalny nie jest wynikiem propagandy i działań neoliberałów-technokratów, którzy próbują uratować państwo przed niewypłacalnością, jak zdają się uważać polilogiści w KC KP, ale właśnie jest wynikiem tej niewypłacalności. Jeżeli ZUS jest urzymywany z bieżących podatków (popularnie nazywanych „składkami”, żeby sprawić wrażenie, że ta redystrybucja ma cokolwiek wspólnego z ubezpieczeniem), a emerytów z roku na rok jest coraz więcej (i żyją coraz dłużej) i płacących składki (pracujących) jest coraz mniej, to nie da się załatać dziury powstałej w wyniku róznicy między kwotą wpłacaną a kwotą pobieraną inaczej, jak tylko albo przez ciągłe zwiększanie podatków, albo wydłużanie wieku emerytalnego. I to się właśnie dzieje i będzie się działo dopóty, dopóki rząd nie przekroczy rubikonu produktywności (tj. zacznie zabierać więcej niż jesteśmy w stanie wyprodukować) albo wiek emerytalny zwiększy się do wieku przewidywanej śmierci (tj. będziemy spłacać bieżące emerytury a swoich po prostu nie dostaniemy – to jest najprawdopodbniejszy scenariusz dla ludzi mojego pokolenia).
Innymi słowy: ZUS is dead, sooner or later.
Co do OFE, to był to krzyk rozpaczy, aby uratować system emerytalny przed niewypłacallnością. Zwolennicy OFE nie wierzyli, że mogą się odmienić trendy demograficzne, więc przyjęli wariant kapitałowy. Różnica pomiędzy wpłatami a wypłatami będzie pokrywana z inwestycji w akcje spółek notowanych na polskiej giełdzie i obligacje polskiego rządu (pytanie: dlaczego tylko to? a złoto, ziemia, whisky? obligacje innych krajów? akcje firm z giełd zagranicznych? dlaczego tylko polskie fundusze? — wszystkie te bariery wejścia oraz ograniczenia konkurencji i wyboru śmierdzą co najmniej głupotą, jeśli nie kumoterstwem). Niemniej plan niezły, ale nierealizowalny w demokracji parlamentarnej, w której wydatki rosną szybciej niż „przychody” państwa – co objawia się rosnącym długiem publicznym – a jej aukcyjna natura sprawia, że wszystko jest podporzadkowane finansowaniu ważnych grup interesu, bez poparcia których niepodobna wygrać wyborów. W Chile się udało, bo Pinochet musiał opłacać tylko policję polityczną. W Polsce się nie uda, bo rząd musi opłacać znacznie większą grupę ludzi – a co rząd powstrzyma od wyjęcia tych środków z funduszu inwestycyjnego, kiedy potrzeba wydatków przed wyborami naciska? Reguły kolektywnego wyboru nieuchronnie degenerują plan ratunku systemu emerytalnego.
W praktyce oznacza to, że OFE zostanie zlikwidowane. ZUS jest niewypłacalny, ale zanim upadnie – wpierw składki będą rosły, wiek emerytalny będzie rósł, a emerytury będą coraz niższe (przynajmniej dla tych, którzy nie są w grupie, której poparcie przesądza wynik wyborów). Tak więc przez upadek finansowy demokratycznego państwa opiekuńczego czeka nas albo nędza emerytalna, albo zgoła praca do śmierci. Uratują się tylko ci, którzy będą oszczędzać sami.
W świecie kapitalistycznym ludzie przechodziliby na emeryturę wcześniej. Po pierwsze trzeba pamiętać, że stopa oszczędności, a więc inwestycje byłyby znacznie wyższe (nie tylko dzięki deflacji, brakowi podatków i regulacji, kulturze przezorności). Ilość kapitału przyrastałaby w tempie znacznie wyższym niż obecnie, a im więcej kapitału, tym większy popyt na pracę. Od popytu na pracę z kolei zależą nie tylko pensje wszystkich pracujących, ale i ich szczodrość względem niepracujących. Ale przede wszystkim ludzie nie myślą o rzeczach, o których nie muszą myśleć – jeśli rząd zapewnia ich, że zapewni im emerytury, to oni sami już nie robią nic, żeby sobie ją zapewnić. Rząd wypiera motywację.
System emerytalny zniszczył konwencje oszczędzania (kiedyś ludzie rozrzutni byli karani ostracyzmem społecznym), zniszczył motywację ludzi do posiadania dzieci oraz cementowania więzi rodzinnych i przyjacielskich, wyparł organizacje samopomocowe, organizacje charytatywne oraz firmy ubezpieczeniowe. System emerytalny oparty na opodatkowaniu pracy jest główną przyczyną bezrobocia. System emerytalny zaburza alokację kapitału sprawiając, że pracy jest mniej niż mogłoby jej być. Ale najgorszą zbrodnią systemu emerytalnego jest jego zupełna irracjonalność: gdyby rząd zmusił nas do odkładania na zwykłej bankowej lokacie to mielibyśmy wyższe i bezpieczniejsze emerytury. Ale kto by wtedy mógł wygrać wybory manipulując systemem emerytalnym tak, żeby redystrybuować dochód od całego społeczeństwa do tych, od których poparcia wynik wyborów bezpośrednio zależy?