Dziś już wiadomo, że Ukraina się zmieniła. Krew rozlana na ulicach Kijowa nieodwracalnie zmieniła historię naszego wschodniego sąsiada, tej rzeki już się nie da zawrócić. Pytanie jakie pozostaje to, w którą stronę popędzi jej nurt. Wiemy już, że Janukowycz pozbawił nas resztek złudzeń o demokratycznym kraju, które były tak duże jeszcze na kilka dni przed szczytem w Wilnie, kiedy to Ukraina miała podpisać umowę stowarzyszeniową z UE.
Brak reakcji na brutalną pacyfikację Majdanu, wprowadzenie ustaw ograniczających wolności obywatelskie czy wreszcie użycie ostrej amunicji na ulicach podpowiadają, że Janukowycz chciałby wprowadzić system rodem z Białorusi czy Rosji. Kolejnym krokiem może być jeszcze brutalniejsze, bardziej krwawe rozbicie demonstracji i zapełnione więzień. Wszelkie sankcje jakie wobec takiego scenariusza wprowadzi Zachód zapewne zrekompensuje Rosja. Ale Ukraina to nie Białoruś, oczyszczenie Majdanu raczej nie powstrzyma protestów. Demonstrację przeniosą się do mniejszych ośrodków, zapewne zradykalizują – trudno powiedzieć do jakiego stopnia. Sprzyja temu fakt, że jak na razie nie pojawił się realny lider opozycji.
Jeśli zdecyduje się negocjować, to czy będzie w stanie przyjąć jakikolwiek warunek opozycji, poza zawieszeniem boni? Przyspieszone wybory, ustąpienie ze stanowiska – raczej nie wchodzi w grę, wie co może go czekać w momencie kiedy wybory przegra. Korupcję, wzbogacenie się na koszt państwa, czy uwięzienie Julii Tymoszenko można by wybaczyć – ale czy śmierć demonstrantów również?
Jednak jest to tylko gdybanie, sytuacja na Ukrainie jest niezwykle dynamiczna, może skutek przyniesie strategia trzech opozycyjnych przywódców powoływania alternatywnej władzy ludowej. Może mimo wszystko Janukowcz podejmie negocjacje i zapobiegnie kolejnym ofiarą. Trudno wyrokować, tak samo jak trudno było przewidzieć, że Euromajdan potrwa tak długo, że poleje się krew, że protesty nie będą przypominać radosnej i kolorowej Pomarańczowej Rewolucji, a raczej chaotyczną i krwawą Arabską Wiosnę.