Zarówno w historii idei politycznych, jak i we współczesnej praktyce politycznej można zaobserwować, że liberalizm ma dwoistą naturę. Jedna jego część odnosi się sceptycznie, jeśli nie wrogo, do instytucji rządu z zasady traktując go jako zło konieczne (aby zapobiec jeszcze większemu złu – braku ochrony osób i mienia – choć nie wszyscy liberałowie zgadzali się z tym argumentem); druga w zasadzie też, ale tylko do pewnych jej form, mechanizmów i działań – tych, które „oblewają” test utylitaryzmu. A że rząd rzadko zdaje test utylitaryzmu to jeden liberalizm często pokrywa(ł) się z drugim, ale bynajmniej nie jest tożsamy. Wszystko wszak zależy od kryteriów testu – dzisiejsi liberałowie powołując się na utylitaryzm wspierają interwencje rządowe, redystrybucje i ograniczanie wolności osobistej.
Liberalizm klasyczny , który narodził się po lewej stronie – Frédéric Bastiat siedział po lewej stronie w Zgromadzeniu Narodowym kilka foteli od Pierre’a Josepha Proudhona! – jako odpór stanu trzeciego przeciwko monarchii absolutnej i jej głównym, arystokratycznym beneficjentom, zagrzewa dzisiaj serca i umysły prawej strony. Jest w tym pewien paradoks ponieważ konstytutywną cechą klasycznego liberalizmu jest ograniczenie pola interwencji państwa po to, by dać społeczeństwu szansę współpracować dobrowolnie. Natomiast wiele celów prawicy wymagają interwencji państwa – zwłaszcza w sferach obyczajowej i kulturowej (a w niektórych krajach także prawica ma wyjątkowo militarystyczną naturę). U zarania prawicowego liberalizmu zatem jest wewnętrzny konflikt – z jednej strony klasyczny liberalizm to anty-etatystyczny krzyk protestu przeciwko batowi, którym państwo biczuje nas „dla naszego dobra”, a z drugiej strony program polityczny prawicy takiego bata wymaga.
„Liberalizm nowoczesny”, za którego prekursora możemy uznać Johna Stuarta Milla, stanowi mniej fundamentalną krytykę interwencjonizmu państwowego. Jest to program, który dostrzegłszy negatywną konsekwencję interwencji, nie żąda jej likwidacji, ale próbuje ją zracjonalizować, zreformować, po prostu poprawić, tak aby przestała być negatywna. Ten liberalizm straciwszy swoje anty-etatystyczne ostrze przerodził się w nowoczesną socjaldemokrację, którą odróżnia od tradycyjnego socjalizmu świadomość ekonomiczna, realizm polityczny, wyzbycie się znacznej części metafizyki politycznej: krótko można określić socjaldemokrację jako utylitarystyczny socjalizm. Szczytowym osiągnięciem filozofii politycznej liberalizmu nowoczesnego jest teoria sprawiedliwości Johna Rawlsa, która dała intelektualny fundament dla rozwoju pojęcia „sprawiedliwości społecznej” i całego rzędu egalitarystycznych zmian w polityce ekonomicznej państw zachodnich w XX wieku.
Powyższe rozróżnienie nie jest trwałe w historii myśli politycznej. Zazwyczaj składnik pierwszego i drugiego liberalizmu mieszają się i wzajemnie na siebie wypływają. Bywa, że u tego samego filozofa można zauważyć pierwiastek „klasyczności” i pierwiastek „nowoczesności”. Alexis de Tocqueville, który jest sztandarowym przykładem konserwatywnego liberalizmu klasycznego, w „Raporcie o pauperyzmie” pisze, że jego następna rozprawa będzie dotyczyć środków, które dają nadzieję uporania się z pauperyzmem poprzez zapobieganie mu. W jaki sposób? Tocqueville pyta retorycznie czy zamiast ówcześnie stosowanych środków
(…) nie można powstrzymać szybkiego przemieszczania się ludności, tak by ludzie opuszczali ziemię i przechodzili do przemysłu tylko wówczas, gdy ten ostatni może z łatwością odpowiedzieć na jego potrzeby? (…) Czy nie jest możliwe ustanowienie bardziej regularnej i stałej proporcji między produkcją i konsumpcją surowców przetworzonych? Czy nie można ułatwić klasie robotniczej gromadzenia oszczędności, które by w okresach zapaści w przemyśle umożliwiały jej utrzymanie się przy życiu do chwili, gdy los się odmieni?
Przykładów jest więcej, bo niewielu myślicieli za swój prywatny cel stawiała sobie doskonałą konsekwencję w przestrzeganiu podstawowych założeń swojej filozofii politycznej. Jednak dominujący pierwiastek jest zazwyczaj obecny i stąd możemy jasno osądzić czy dany filozof był „klasykiem” czy „nowocześniakiem”.
Należy jednak zadać sobie pytanie czy taka konsekwencja jest pożądana? Konsekwencja socjalistów doprowadziła do stalinizmu. Czy konsekwencja liberałów może doprowadzić do jego zdeprawowania? Obawę taką posiadał Leszek Kołakowski, zdecydowanie „nowoczesny liberał”, który w „Pochwale niekonsekwencji” z 1958 r. opowiedział się za niekonsekwencją, którą rozumiał jako
„odmowę raz na zawsze przesądzającego wyboru między jakimikolwiek wartościami alternatywnie się wykluczającymi”.
Nie było to opowiedzenie się za relatywizmem, jak tłumaczył w posłowiu do książki, lecz pochwała niekonsekwentnego sceptycyzmu. Niełatwa do przyjęcia jest taka filozofia, bo rozbraja pewność własnych przekonań, ale wydaję mi się, że jest ona do pogodzenia z duchem liberalizmu w tradycji klasycznej i może go wzbogacić. Warto być liberałem, który kwestionuje swoje podstawowe założenia. Warto zadawać sobie pytanie: czy aby na pewno wiadomo jak jest?
Jednak dzisiejsze wynaturzenie liberalizmu nie jest owocem osłabienia wiary i sceptycznego kwestionowanie założeń doktryny. To nie rozmycie trzonu ideologicznego przez filozofów liberalnych sprawiło, że liberalizm stał się glebą na której rosła ekspansja państwa. To nie brak dogmatyczności spowodował spustoszenie pierwiastka klasycznego, lecz jego praktyka polityczna. Zauważył to zjawisko Herbert Spencer w „Jednostce wobec państwa” z 1884 roku, której pierwszy rozdział pt. „Nowy Toryzm” traktuje o tym jak narodził się w łonie stronnictwa wigów liberalizm, jako handlowo-przemysłowa wielkomiejska opozycja względem monarchii absolutnej, militaryzmu i papizmu mających swoje oparcie w stronnictwie torysów.
Spencer pisze czym jest w istocie liberalizm i jak został wypaczony przez ustawodawstwo liberałów-parlamentarzystów (tzw. nowych wigów). Jego pogląd na politykę liberałów w brytyjskim parlamentaryzmie wynika z tego, jak rozumiał on liberalizm:
(…) wolność z której obywatel korzysta, winna być mierzona nie według natury mechanizmu rządowego, pod jakim on żyje, czy ten rząd będzie reprezentacyjnym lub innym, lecz że wolność tę mierzyć trzeba względnie małą liczbą narzuconych jednostce ograniczeń. Zarazem, że działanie tego mechanizmu utworzonego za współudziałem lub bez współudziału obywateli nie ma cechy liberalnej, jeżeli pomnaża ograniczenia ponad ilość niezbędną do powstrzymania wszelkiej pośredniej lub bezpośredniej napaści, to jest potrzebnej do obrony wolności każdego przeciwko uroszczeniom innych. Ograniczenia te mogą zatem być określone jako negatywnie, nie zaś pozytywnie przymusowe.
Proroctwo Spencera, gdyby nie to, że jest straszne, byłoby nawet zabawne, gdyż przewidział on zamianę miejsc liberałów i konserwatystów. Oskarżając i jednych i drugich o nadmierny rozrost państwa (czyli „współdziałalności przymusowej”, jak to ujmował), spostrzegł, że konserwatyści zaczynają oponować przeciwko ekspansji legislacyjnej liberałów, co doprowadziło go do wniosku, że
(…) jeśli dzisiejszy bieg wypadków się nic nie odmieni, to w istocie zdarzyć się może wkrótce, że torysi staną się obrońcami swobód, które depczą nogami liberałowie dążący do utworzenia tego, co uważają za szczęście ludu.
Poza ewolucją sceny politycznej brytyjskiego parlamentaryzmu, Spencer przewidział także wpływ demokracji na ład społeczny a nawet sfery życia społecznego, które zostaną zawłaszczone przez państwo. O relacji demokracji i liberalizmu zaś wyraził się dobitnie:
Jeżeli ludzie używają wolności w celu pozbawienia siebie tejże wolności, to czyż przez to mniej będą niewolnikami? (…)
Tak samo jak prawdziwy liberalizm czasów ubiegłych walczył przeciw monarsze zamierzającemu rządzić samowładnie, tak samo też za dni naszych prawdziwy liberalizm będzie walczył z parlamentem pragnącym posiąść takąż władzę.
Jego obserwacje i przepowiednie są doskonałym pryzmatem tłumaczącym jak przebiegała egalitarystyczna ewolucja liberalizmu, która doprowadziła go do kompromitującej jego własnej karykatury – państwa opiekuńczego.
Utopią klasycznego liberała jest albo anarchia, której ład stanowią instytucje społeczeństwa obywatelskiego, albo państwo minimalne (zwykle konstytucjonalizm, rzadziej monarchizm), który ogranicza prerogatywy rządy do minimum. „Liberał nowoczesny” zaś porzucił ten ideał na rzecz politycznego utylitaryzmu – jego celem jest rząd nieszkodliwy, rząd rozsądnie pomagający, w ogóle rząd rozsądny, rząd przynoszący więcej pożytku niż szkód, „rząd z ludzką twarzą”.
W Stanach Zjednoczonych podział pomiędzy tymi dwoma odmianami liberalizmu uwidocznił się najlepiej, gdzie liberalizm klasyczny został ochrzczony mianem libertarianizmu (czasami utożsamia się go z amerykańskim konserwatyzmem) a „liberalizm nowoczesny” został nazwany po prostu liberalizmem.
Liberałowie amerykańscy stopniowo wyzbywając się politycznego realizmu w swoim zacięciu pseudo-racjonalistycznym, nowoutylitarystycznym i reformatorskim przerodzili się w tradycyjnych europejskich XIX-wiecznych socjalistycznych bajarzy, czego najlepszym dowodem są w warstwie praktycznej rządy Baracka Obamy a warstwie teoretycznej publicystyka Paula Krugmana.
Libertarianie zaś posuwając swój radykalizm coraz dalej podzielili się na dwie grupy: pierwszą z nich stanowią ci, którzy wierzą w projekt republiki ojców założycieli z rządem minimalnym i systemem checks-and-balances (dlatego też liberałów klasycznych nazywa się w USA konserwatystami, gdyż chcą oni zakonserwować porządek swoich prapra…pradziadków), oraz ci, którzy uważają, że raz ustanowiony monopol na przemoc na danym terytorium będzie zawsze dążył do ekspansji i żadne mechanizmy kontroli politycznej tego procesu nie zatrzymają. Większość libertarian straciła także złudzenia co do tego czy demokracja parlamentarna służy porządkowi opartemu za zasadzie wolności osobistej.
Na starym lądzie liberalizm klasyczny znalazł przyczółek w ruchu konserwatywnym (zarówno w partiach konserwatywnych, jak i wśród intelektualistów konserwatywnych) i zazwyczaj ma charakter republikański (niekiedy monarchistyczny – jak w Polsce w przypadku Janusza Korwina-Mikke).
Tendencje anarchizujące w Europie są praktycznie nieobecne za wyjątkiem grupy intelektualistów związanych ze szkołą austriacką w ekonomii oraz węgierskiego ekonomisty i filozofa politycznego Anthonego de Jasaya, który nie daje się łatwo zaklasyfikować, ale bliski jest teorii wyboru publicznego. De Jasaya do anarchizmu przekonały dwa spostrzeżenia: po pierwsze własność jest pierwotna względem władzy i jest częścią szerszego systemu konwencji, które rodzą się spontanicznie jako behawioralne stany równowagi zapewniające korzyść wszystkim stronom (obserwację tę de Jasay zawdzięcza Davidowi Hume’owi), po drugie zaś, choć uważa, że ideałem byłby rząd minimalny, to jest przekonany, że ograniczenie ekspansji władzy za pomocą fikcyjnej umowy społecznej jest ułudą (ten wkład w filozofię polityczną zawdzięcza polemikom z Jamesem M. Buchananem). Umowa społeczna nakładająca ograniczenia na władzę, a będąca pod kontrolą tej władzy, przypomina, jak przekonuje de Jasay, pas cnoty do którego klucz jest w zasięgu samej dziewicy.
Celem tradycyjnego anarchizmu była socjalistyczna rewolucja. Anarchizm liberalny de Jasaya ma zupełnie odmienny charakter – jest on głębokim sceptycyzmem wobec władzy politycznej, która ma pobudzić w czytelniku podejrzliwość nieustannie osłabianą przez fikcyjne umowy społeczne i fikcyjne legitymizacje pochodzące z woli większości. Logiką władzy politycznej jest maksymalizacja tej władzy kosztem wolności osobistej rządzonych. Cele polityczne rządu wymagają coraz większej kontroli nad rządzonymi.
Isaiah Berlin, wielki filozof liberalny, autor podziału na wolność negatywną i pozytywną, twierdził, że prawdziwą wolnością jest wolność negatywna, czyli wolność od przymusu władz czy, jak ujął to w „Pięciu esejach o wolności”:
Fundamentalnym sensem wolności jest wolność od łańcuchów (…).
Analogicznie, w moim przekonaniu, rzecz ma się z liberalizmem – klasyczna jego odmiana jest liberalizmem prawdziwym. „Liberalizm nowoczesny” zaś można nazwać programem racjonalizowania etatyzmu, przybierającego w dawniejszych czasach postać monarchii, a w naszych czasach postać socjaldemokracji.
Jaka zatem jest przyszłość liberalizmu? „Nowoczesna” czy klasyczna? Jaka będzie jego praktyka? Jakie partie będą go wcielać w życie? W którym kierunku rozwinie się filozofia polityczna liberalizmu? Anarchizm? Republikanizm? Tego nie wiem, ale mam nadzieję, że w gąszczu liberalizmów nie zapomnimy, że najważniejszą wartością polityczną liberalizmu jest berlinowska wolność negatywna.