Wprowadzenie
Mottem swojego eseju O wolności opublikowanego w 1859 roku uczynił John Stuart Mill fragment z Zakresu i obowiązków rządu niemieckiego myśliciela liberalnego, Wilhelma von Humboldta, mówiący, że „wielką zasadą przewodnią, do udowodnienia której wszystkie argumenty podane na tych kartach bezpośrednio zmierzają, jest absolutne i istotne znaczenie rozwoju ludzkiego w całym bogactwie jego różnorodności”. Pojawiają się w myśli tej dwie idee, które okazały się być kluczowymi dla rozumienia całego dorobku Johna Stuarta Milla, które faktycznie wyznaczyły tory całej jego myśli. Podobnie jak Humboldt, Mill podnosił kwestię tolerancji, która – jako wymóg owocnego i harmonijnego funkcjonowania każdej społeczności – jest naturalną konsekwencją pluralizmu panującego w danej wspólnocie. Ludzie – w całej swej różnorodności – rozwijają się i samodoskonalą dzięki wzajemnym kontaktom oraz wymianie doświadczeń i idei. Sprawia to, że – wraz z rozwojem intelektualnym, moralnym i społecznym jednostek – rozwija się również cywilizacja i kultura ludzka, tak właśnie możliwy jest postęp.
Dlatego wymogiem koniecznym postępu i rozwoju cywilizacyjnego jest tolerancja – tolerancja rozumiana jako poszanowanie ludzkiej odmienności, różnorodności, życzliwe przyzwolenie na to, aby każdy człowiek realizował swój plan życiowy bez skrępowania, bez ograniczeń innych niż poszanowanie wolności innych ludzi. W duchu tak rozumianych podstaw funkcjonowania społeczeństw ludzkich John Stuart Mill staje również na straży wolności myśli i słowa, które w dużym stopniu pozwalają człowiekowi realizować swój życiowy potencjał twórczy. Humboldt nazwałby człowieka artystą i koneserem, który musi mieć swobodę do tworzenia i swobodę do wybierania, zaś Mill dodałby zapewne, że chodziłoby również o swobodę tworzenia życiowych planów oraz swobodę wyboru którejś z życiowych dróg, funkcjonujących swobodnie w przestrzeni publicznej. Prawem człowieka jest wybór takiego działania, które uzna on za słuszne, właściwe czy też odpowiednie dla danej sytuacji. Czy jednak przyjęcie takiej zasady nie sprawia, że pozwolimy człowiekowi wybierać coś, co obiektywnie byłoby złe, coś, co jedynie subiektywnie – ze względu na niepełne doinformowanie czy też brak większej refleksji – było postrzegane jako słuszne? Czy mamy pozwolić człowiekowi na błędy i pomyłki?
Autor eseju O wolności zdecydowanie i bez wątpliwości odpowiada, że tak, powinniśmy człowiekowi pozwolić się mylić, że powinniśmy pozwolić mu popełniać błędy. Liberalizm Johna Stuarta Milla – jak zresztą wszystkie inne formuły liberalne – jest wrogiem wszelkiego paternalizmu, wszelkich przejawów społecznej czy indywidualnej tyranii prawd, rozwiązań i zasad. Społeczna różnorodność, pluralizm poglądów, idei, wartości i postaw sprawiają, że człowiek otwiera się na argumentację innego, na jego idee i wartości, nabiera dystansu do swojego konglomeratu aksjologiczno-światopoglądowego, konfrontuje go z jemu odmiennymi, poszukując w ten sposób tego, co zwiemy prawdą. Nie jest więc tak, że liberałowie – w tym Mill – odrzucają pojęcie prawdy, uznają je za relikt dogmatyki wszelakiej maści, czy to religijnej, czy to ideologicznej. Wręcz przeciwnie, słuszność i prawda są także dla nich wartościami szalenie ważnymi, jednak zdają sobie oni sprawę z trudności, jakie pojawiają się w całym skomplikowanym procesie ich osiągnięcia.
Liberałowie proponują przyjąć postawę sceptyczną, wątpiącą. Aby szanować poglądy innych ludzi, aby tolerować aksjologiczną i światopoglądową różnorodność czy też polityczny pluralizm, trzeba przyjąć postawę sceptyczną wobec własnej aksjologii, własnego światopoglądu, własnych przekonań politycznych, należy wziąć pod uwagę, że możemy się mylić, że dokonaliśmy błędnego wyboru. Podobnie w relacjach z innymi ludźmi, należałoby założyć, że oni – tak jak my – również mogą się mylić, ale z drugiej strony, możliwe jest również, że to oni mają rację i ich postawa jest właściwa, że to ich wartości bliższe są temu, co w efekcie nazwalibyśmy prawdą bądź co przynajmniej określilibyśmy mianem słuszności. Wolność myśli i słowa to te regulatory funkcjonowania społeczeństw ludzkich, dzięki którym możliwy jest nie tylko postęp, ale dzięki czemu społeczności ludzkie mogą konfrontować swoje poglądy, które stają się intersubiektywnie sprawdzalnymi, weryfikować przekonania, falsyfikować błędy, zapobiegając tym bardziej tyranii prawd przynależnych silniejszym, posiadającym władzę, pozycję społeczną bądź pieniądze.
Przeminął już, miejmy nadzieję, czas, gdy trzeba było bronić „wolności druku” jako jednego ze sposobów zabezpieczenia się przeciw skorumpowanemu lub tyrańskiemu rządowi. Możemy przypuścić, że zbyteczne teraz będą argumenty przeciw władzy prawodawczej lub wykonawczej, która, by nie utożsamiając swoich interesów z interesami ludu, zalecała mu opinie i decydowała, jakie doktryny lub argumenty mogą dochodzić do jego uszu. Poza tym moi poprzednicy tak często i z takim powodzeniem omawiali tę stronę kwestii, że nie potrzebuję się nią specjalnie tutaj zajmować. Chociaż prawo prasowe Anglii jest równie służalcze po dziś dzień, jak za czasów Tudorów, nie ma wielkiego niebezpieczeństwa posłużenia się nim przeciw dyskusji politycznej, chyba podczas przejściowej paniki, gdy lęk przed powstaniem każe ministrom i sędziom zapomnieć o przyzwoitości i na ogół mówiąc, w krajach konstytucyjnych nie należy się obawiać, że rząd, całkowicie lub częściowo przed narodem odpowiedzialny, będzie często usiłował kontrolować wyrażanie opinii, z wyjątkiem wypadków, gdy czyniąc to staje się sam organem powszechnej nietolerancji ogółu. Przypuśćmy zatem, że rząd jest tego samego, co naród, zdania i nigdy nie myśli o stosowaniu żadnego przymusu inaczej jak za jego zgodą. Ale odmawiam ludowi prawa do stosowania takiego przymusu, czy to własnymi siłami, czy też za pośrednictwem rządu. Sama władza tego rodzaju jest nieprawowita. Najlepszy rząd nie ma do niej większego prawa niż najgorszy. Jest ona tak samo lub bardziej jeszcze szkodliwa, gdy się ją sprawuje zgodnie z głosem opinii publicznej niż wbrew niemu. Gdyby cała ludzkość z wyjątkiem jednego człowieka sądziła tak samo i tylko ten jeden człowiek był odmiennego zdania, ludzkość byłaby równie mało uprawniona do nakazania mu milczenia, co on, gdyby miał po temu władzę, do zamknięcia ust ludzkości. Gdyby opinia była osobistym mieniem mającym wartość jedynie dla właściciela, gdyby zakaz jej wyznawania był tylko krzywdą prywatną, istniałaby pewna różnica między wyrządzeniem tej krzywdy tylko kilku lub też wielu osobom. Ale szczególnie złą stroną zmuszania opinii do milczenia jest to, że ograbia ono cały rodzaj ludzki; zarówno przyszłe pokolenia, jak współczesnych, a tych, którzy się nie godzą z daną opinią, bardziej jeszcze niż tych, którzy ją głoszą. Jeśli ta opinia jest słuszna, pozbawia się ich sposobności dojścia do prawdy; jeśli niesłuszna, tracą coś, co jest niemal równie wielkim dobrodziejstwem: jaśniejsze zrozumienie i żywszą świadomość prawdy wywołane przez jej kolizję z błędem.
Musimy rozważyć osobno te dwie hipotezy, gdyż każdej z nich odpowiada inna część rozumowania. Nie możemy nigdy być pewni, że opinia, którą usiłujemy kneblować, jest fałszywa; a gdybyśmy byli tego pewni, zakneblowanie jej byłoby nadal złem.
Po pierwsze, opinia, którą próbujemy zagłuszyć za pomocą autorytetu, może być prawdziwa. Ci, którzy pragną ją zagłuszyć, przeczą, rzecz jasna, jej prawdziwości, ale nie są nieomylni. Nie mają prawa rozstrzygać tej kwestii dla całej ludzkości i nie pozwalać żadnej innej osobie na wyrobienie sobie o niej sądu. Ludzie, którzy odmawiają wysłuchania opinii, ponieważ są pewni jej fałszywości, zakładają, że ich pewność równa się pewności absolutnej. Wszelkie przecinanie dyskusji jest zakładaniem nieomylności. Możemy oprzeć jego potępienie na tym pospolitym argumencie, który nie traci siły z racji swej pospolitości.
Na nieszczęście dla rozsądku ludzi fakt ich omylności, zawsze uwzględniany w teorii, daleki jest jeszcze od wpływania na ich sądy praktyczne, gdyż podczas gdy każdy wie dobrze, że jest omylny, niewielu uważa za konieczne zabezpieczyć się przed skutkami własnej omylności lub przypuścić, że jakaś opinia uważana przez nich za bardzo pewną może być przykładem błędów, które, jak przyznają, mogą popełniać. Władcy absolutni lub inni rządzący przyzwyczajeni do bezgranicznego szacunku mają zwykle tę bezwzględną wiarę w słuszność swoich opinii w każdym niemal przedmiocie. Ludzie w szczęśliwszym położeniu, których opinie są czasem zwalczane, a błędy wytykane, polegają z całą pewnością tylko na tych swoich opiniach, które są podzielane przez całe ich otoczenie lub przez osoby, których zdanie poważają; gdyż człowiek wierzy zazwyczaj w nieomylność „świata” na ogół proporcjonalnie do braku zaufania do swego własnego sądu. Świat zaś oznacza dla każdego osobnika tę jego część, z którą się styka – jego partię, sektę, kościół lub klasę społeczną: w porównaniu z tym można nazwać niemal liberalnym i wielkodusznym człowieka, którego świat obejmuje jego kraj lub epokę. Świadomość, że inne wieki, kraje, sekty, kościoły, klasy i partie sądziły i nawet teraz sądzą wręcz odwrotnie, nie podważa bynajmniej jego wiary w ten zbiorowy autorytet. Zrzuca on na swój własny świat odpowiedzialność za słuszność swych przekonań odrzucanych przez świat innych ludzi; i nigdy nie przejmuje się faktem, że czysty przypadek zadecydował, w którym z tych licznych światów pokładać będzie zaufanie i że te same przyczyny, które uczyniły go anglikaninem w Londynie, zrobiłyby z niego buddystę lub konfucjanistę w Pekinie. Jednakże jest rzeczą samą przez się zrozumiałą, którą żadna ilość argumentów nie może uczynić bardziej oczywistą, że epoki nie są bardziej nieomylne od jednostek, ponieważ każdy wiek wypowiadał wiele opinii uznanych przez następne wieki nie tylko za fałszywe, ale i za niedorzeczne; i to pewna, że wiele opinii rozpowszechnionych obecnie będzie odrzuconych przez wieki przyszłe, podobnie jak teraźniejszość odrzuca wiele sądów rozpowszechnionych niegdyś.
Zarzuty przeciw temu rozumowaniu przybrałyby prawdopodobnie następującą formę: Przypisywanie sobie nieomylności nie występuje jaskrawiej w zakresie krzewienia błędu niż w każdej innej rzeczy dokonanej przez władze publiczne na własną rękę i odpowiedzialność. Zdolność sądzenia dana jest człowiekowi po to, aby z niej robił użytek. Czyż należy powiedzieć ludziom, by jej nie używali, dlatego że może być użyta niewłaściwie? Zakazywanie tego, co uważają za zgubne, nie jest pretendowaniem do nieomylności, lecz spełnianiem ciążącego na nich, pomimo ich omylności, obowiązku działania zgodnie z nakazem sumienia. Gdybyśmy nigdy nie działali na podstawie naszych opinii, ponieważ mogą one być błędne, zaniedbywalibyśmy wszystkie nasze interesy i nie wypełnialibyśmy żadnych naszych obowiązków. Zarzut odnoszący się do całego naszego postępowania może się nie stosować do postępowania w szczególnych sprawach. Obowiązkiem rządów i jednostek jest wytworzyć sobie możliwie najprawdziwsze opinie; wyrobić je sobie starannie i nigdy nie narzucać ich innym, jeśli nie są zupełnie pewni ich słuszności. Ale gdy mają tę pewność (mogą rozumować nasi oponenci), ulegają nie głosowi sumienia, lecz tchórzostwu, jeśli uchylają się od działania w myśl swoich opinii i pozwalają szerzyć bez przeszkody doktryny, które uczciwie poczytują za niebezpieczne dla dobra ludzkości, czy to w życiu doczesnym, czy przyszłym, dlatego że inni ludzie w czasach mniej oświeconych prześladowali opinie uważane teraz za prawdziwe. Strzeżmy się, może ktoś powiedzieć, abyśmy nie popełnili tej samej omyłki; lecz rządy i narody popełniały błędy w innych rzeczach, które bezsprzecznie wchodziły w zakres działania władzy: nakładały niesprawiedliwe podatki, toczyły niesłuszne wojny. Czyż powinniśmy przeto nie nakładać podatków i nie prowadzić wojen bez względu na jakiekolwiek zaczepki? Ludzie i rządy muszą działać jak mogą najlepiej. Taka rzecz jak absolutna pewność nie istnieje, ale mamy pewność wystarczającą dla celów ludzkiego życia. Możemy i musimy poczytywać naszą opinię za prawdziwą, aby mogła kierować naszym postępowaniem; i nie zakładamy niczego więcej, gdy zakazujemy złym ludziom demoralizować społeczeństwo za pomocą krzewienia opinii, które uważamy za fałszywe i zgubne.
Odpowiadam, że zakładamy o wiele więcej. Istnieje olbrzymia różnica między uznawaniem opinii za prawdziwą, ponieważ nie została odparta mimo wielu sposobności do jej zwalczania, a zakładaniem jej prawdy w celu niedopuszczenia do jej odparcia. Całkowita swoboda przeczenia i oponowania naszej opinii jest jedynym warunkiem usprawiedliwiającym przyjmowanie jej prawdziwości w celu działania; i tylko na tych warunkach istota obdarzona ludzkimi zdolnościami może być rozumowo pewna, że ma słuszność.
Rozważając historię opinii lub zwykły przebieg ludzkiego życia, stawiamy sobie pytanie, czemu przypisać należy, że ani pierwsza, ani drugi nie są gorsze? Z pewnością nie należy przypisywać tego wrodzonemu rozumowi ludzkiemu, gdyż w każdej sprawie, która nie jest oczywista, znajdujemy jedną osobę zdolną do wydania o niej sądu na dziewięćdziesiąt dziewięć zupełnie do tego niezdolnych; a zdolność tej jednej osoby na sto ma tylko względną wartość, gdyż większość wybitnych ludzi minionego pokolenia wyznawała wiele opinii uznanych teraz za błędne i robiła lub zalecała sporo rzeczy, których nikt dzisiaj nie usprawiedliwia. Dlaczegóż zatem, na ogół biorąc, przeważają wśród ludzi rozumne opinie i rozumne postępowanie? Jeśli ta przewaga istnieje rzeczywiście – a musi tak być, gdyż w przeciwnym razie sprawy ludzkie znajdowałyby się zawsze w rozpaczliwym niemal stanie – zawdzięczamy ją pewnej właściwości ludzkiego umysłu będącej źródłem wszystkiego, co w człowieku szacunku jest godne, czy to z intelektualnego, czy z moralnego punktu widzenia, a mianowicie zdolności poprawiania swych błędów. Człowiek może prostować swoje pomyłki za pomocą dyskusji i doświadczenia. Samo doświadczenie nie wystarcza, musi mu towarzyszyć dyskusja wskazująca, w jaki sposób je tłumaczyć. Błędne opinie i praktyki ustępują stopniowo przed faktem i argumentem; ale fakty i argumenty muszą być umysłowi przedstawione, jeśli mają wywołać jakiś skutek. Bardzo nieliczne fakty są zrozumiałe bez komentarza wyjaśniającego ich znaczenie. Ponieważ więc cała wartość ludzkich sądów zależy od tej jednej właściwości, że jesteśmy w stanie je skorygować, gdy są błędne, możemy polegać na nich tylko wtedy, gdy mamy pod ręką środki do ich skorygowania. Weźmy człowieka, którego sąd istotnie zasługuje na zaufanie, i zapytajmy, dlaczego mu ufamy? Dlatego że nie odrzucał krytyki swojej opinii i postępowania. Dlatego ż
e zwykł przysłuchiwać się wszystkiemu, co mogło być powiedziane przeciw niemu, korzystając z tego, co było słuszne, i wyjaśniając sobie, a przy sposobności i innym, błędność tego, co było błędne. Dlatego że czuł, że jedyną drogą do całkowitego opanowania jakiegoś przedmiotu jest wysłuchanie wszystkiego, co o nim mogą powiedzieć osoby najrozmaitszych przekonań; i przestudiowanie wszystkich punktów widzenia, z których mogą go rozpatrywać wszelkiego rodzaju umysły. Żaden mądry człowiek nie nabył swojej mądrości w inny sposób i zdobywanie mądrości na innej drodze nie zgadza się z naturą ludzkiego intelektu. Stały zwyczaj poprawiania i uzupełniania swojej własnej opinii przez porównywanie jej z opiniami innych nie tylko nie prowadzi do chwiejności i niepewności przy stosowaniu jej w praktyce, lecz jest jedyną stałą podstawą do słusznego jej ufania; gdyż znając wszystko, co mu, przynajmniej na pierwszy rzut oka, zarzucić można i zająwszy swoje stanowisko wobec wszystkich przeciwników – wiedząc, że szukał zarzutów i trudności, zamiast ich unikać, i nie wyłączał żadnego światła, które mogłoby być rzucone z jakiejkolwiek strony na dany przedmiot – ma prawo uważać, że sąd jego jest lepszy od sądu jakiejkolwiek osoby lub zbiorowiska osób, które nie przeszłyby przez podobny proces.
John Stuart Mill, O wolności, przeł. A. Kurlandzka, Wydawnictwo Akme, Warszawa 2002, s. 31-36