Wiele mówi się aktualnie o propozycjach reformy szkolnictwa ponadgimnazjalnego autorstwa minister edukacji narodowej Katarzyny Hall. Jak podkreśla pani minister, ma to być reforma programowa, nie zaś strukturalna. Reforma Mirosława Handkego była przede wszystkim reformą strukturalno-organizacyjną, natomiast w warstwie programowej dotyczyła przede wszystkim szkół podstawowych. Trudno bowiem dostrzec w kształceniu na poziomie gimnazjalnym jakiegoś programowego, merytorycznego lub metodyczno-dydaktycznego novum – kształcenie gimnazjalne przypomina to, jakie otrzymywali uczniowie starszych klas starej, ośmioklasowej szkoły podstawowej. Projekt rządu Jerzego Buzka dotychczas nie został dokończony, podobnie zresztą wprowadzona przez jego rząd reforma emerytalna, gdyż każda kolejna ekipa bała i boi się takiego końca, jaki wyborcy zgotowali dzisiejszemu eurodeputowanemu Platformy Obywatelskiej i jego rządowi.
Minister Hall przedstawia szereg propozycji, które nie są do końca jasne dla nauczycieli nauczających w szkołach ponadgimnazjalnych i przygotowujących uczniów do zdania egzaminu maturalnego. Trudno bowiem wyobrazić sobie, w jaki sposób niby miałoby powieść się powiązanie programów nauczania w gimnazjum z programami licealnymi. Nauczyciele zastanawiają się, czy pani minister uda się zdopingować nauczycieli gimnazjów do realizacji całości programów, aby nauczyciele liceów nie musieli skupiać się na nadrabianiu powstałych w niektórych szkołach zaległości. Zastanawia również kwestia zatrudnienia nauczycieli, którzy uczyć będą przedmiotów rzadziej wybieranych przez uczniów na poziomie rozszerzonym – mogą oni stanąć przed perspektywą nagłej utraty pracy. Z kolei po kilku latach, lub nawet w roku następnym, trend wśród przyszłych maturzystów może się zmienić i okaże się wówczas, że przedmiot uprzednio rzadko wybierany, teraz przyciągnie zainteresowanie połowy lub nawet większej liczby uczniów, a zwolnionego rok wcześniej nauczyciela szkoła będzie chciała zatrudnić teraz na podwójny etat. Nauczyciele trochę się w tym gubią. Wierzą jednak, że ministerstwo solidnie i skrupulatnie przemyśli te sprawy, w odpowiednim momencie poinformuje o nich nauczycieli i dokończy reformę Handkego jak należy.
Brak filozofii kształcenia
Problem jednak tkwi dziś w zupełnie czym innym. Nie chodzi bowiem o same detale reformy przygotowywanej przez resort edukacji; chodzi raczej o pewien brak na poziomie najbardziej ogólnym: o brak filozofii kształcenia młodych ludzi, brak wizji. Przyczyn aktualnie opracowywanych zmian jest kilka. Pierwsza to naciski rektorów szkół wyższych, w szczególności technicznych, by programy nauczania w liceach zostały zmodyfikowany w taki sposób, aby rozpoczynający studia młody człowiek miał szanse zrealizować wszystkie postawione przed nim przez profesorów zadania. Pracownicy uniwersytetów i politechnik coraz częściej wyrażają przekonanie, że ich studenci nie są przygotowani do studiowania. Coraz częściej uczelnie muszą organizować dodatkowe zajęcia dla studentów pierwszych lat, podczas których nadrabia się zaległości ze szkoły średniej, bądź uczy się studentów posługiwania się zdobytą wiedzą. Młodzi ludzie – często z dobrymi wynikami z matur – niejednokrotnie mają problem z użyciem swojej wiedzy, co uniemożliwia im rozwiązywanie zagadnień, jakie pojawiają się przed nimi w toku studiów.
Sprawa druga, to próba dostosowania ścieżek kształcenia do wymogów rynku pracy. Dzisiejszy system kształcenia w Polsce – zarówno ten ponadgimnazjalny, jak również szkolnictwo wyższe – nie jest zharmonizowany z potrzebami rynku pracy. Nasze szkoły wyższe produkują setki, a nawet tysiące magistrów, którzy nigdy nie będą pracowali w zawodzie, do którego przez pięć lat się przygotowywali. Zreformowany system edukowania w liceach i technikach ma w pewnym stopniu dostosować szkolnictwo do potrzeb rynku i sprowokować niejako zmiany w szkolnictwie wyższym. Obok tych obu przyczyn, które niewątpliwie kierują poczynaniami minister Hall, jest również i trzecia: ambicjonalna. Ambicją pani minister i ambicją pana premiera jest dokończenie reformy Handkego. Ten rząd chciałby zaprezentować się Polakom nie jako kolejny, który pragnie przetrwać kadencję, ale jako ten, który pragnie zmieniać Polskę i odpowiedzialnie modernizować te sfery życia społecznego, których modernizację poprzednicy odkładali „na później”.
Powody to słuszne i bez wątpienia uzasadniają one parcie pani minister Hall do wcielenia w życie tych – mniej bądź bardziej fortunnych – pomysłów. Powody te dowodzą jednak również, że brak tutaj jakiejś jednej spójnej filozofii kształcenia. Filozofii, która by przyświecała całemu pakietowi reformującemu szkolnictwo i która raczej zakładałaby przyjęcie jakichś ogólnych wskazówek dotyczących tego, co chcemy zapewnić naszym licealistom i maturzystom. Kierowanie się bowiem potrzebami rynku pracy i reformatorskimi ambicjami – jakkolwiek nikt nie może ujmować im słuszności – to jednak chyba trochę za mało. I piszę to tutaj głównie z perspektywy nauczyciela uczącego w renomowanym liceum ogólnokształcącym, pracującego z wymagającą, zdolną młodzieżą, ale również z perspektywy doktoranta kształcącego studentów na jednym z lepszych polskich uniwersytetów. Niestety – przykro to przyznać – ale obecnie funkcjonujący system nie kieruje się żadną filozofią kształcenia; trudno też mówić o jakiejkolwiek filozofii, którą miałby kierować się system po reformie przeprowadzonej przez minister Hall.
Edukacja wolnościowa
Propozycją dziś chyba najlepszą wydaje się filozofia kształcenia bazująca na pojęciu edukacji wolnościowej. Celowo używam tutaj określenia „edukacja wolnościowa”, a nie „edukacja liberalna”, aby odróżnić projekt, o którym tutaj piszę, od edukacji liberalnej rozumianej z jednej strony jako forma szerokiego kształcenia ogólnego dostępnego na niektórych uniwersytetach amerykańskich, z drugiej zaś – dla uniknięcia skojarzeń edukacji liberalnej z doktryną liberalizmu czy tym bardziej z politycznymi ugrupowaniami liberalnymi. Oczywiście projekt ten powinien prawdziwych liberałów zainteresować, jednakże wydaje się, że poparcie dla niego niekoniecznie musiałoby się wiązać z utożsamianiem się ze światopoglądem liberalnym czy którąś jego wersją. Na edukację liberalną trzeba by patrzeć w trzech perspektywach: jako na edukację o wolności, edukację przez wolność i edukację do wolności.
Edukacja o wolności stanowiłaby swoisty moduł historyczno-kulturowy czy też ogólno-humanistyczny, celem którego byłoby zaopatrzenie młodego człowieka w wiedzę o naszym kręgu kulturowym czy cywilizacyjnym i w umiejętności korzystania z najważniejszych zasobów i produktów naszego świata. Młody Polak i Europejczyk powinien zdawać sobie sprawę z tych czynników, które dzisiejszą Europę stworzyły i ukształtowały, które zarazem uczyniły naszych obywateli takimi, jakimi są. Antyczna tradycja demokracji, rzymska doktryna prawna, wątki judaistyczne i dziedzictwo chrześcijaństwa, myśl oświecenia i prawa człowieka powinny być również w świadomości młodych ludzi ważnymi elementami tożsamości. Nie da się ukryć, że ta tradycja jest niczym innym, jak właśnie tradycją rozwoju wolności. Z wolności tej czerpali wielcy odkrywcy, którzy przyczynili się do rozwoju nauk przyrodniczych i ścisłych, dzięki którym technika rozwija się coraz prężniej i przeciętny człowiek nie potrafi już nadążyć za jej rozwojem. To przecież również efekty panowania wolności: już nie tylko wyznania, słowa, przekonań, ale również badań naukowych.
Ów zasób wiedzy i umiejętności powinien jednakże być prze
kazany z poszanowaniem autonomii młodego człowieka, którego kształcimy. Edukacja o wolności musi być również edukacją przez wolność. Chodziłoby tutaj o kwestie związane z przyjętą przez nauczycieli, promotorów i mentorów metodyką kształcenia. Edukacja nie może być indoktrynacją, nie może być propagandą, nie może opierać się na manipulacji bądź przymusie, czy to fizycznym, czy to psychicznym. Młody człowiek musi wykonywać swoje obowiązki i za łamanie zasad podlegać odpowiedniemu systemowi kar, jednakże zawsze traktowany być musi z szacunkiem. Cały proces kształcenia powinien uwzględniać opinię ucznia. Mamy bowiem nie tyle uczyć go o wolności, ale uczyć go za pomocą wolności. Trzeba pozwalać decydować mu o sobie: o wyborze przedmiotów, których pragnie uczyć się w zakresie rozszerzonym, o wyborze materiałów, z których może korzystać, o wyborze swojej drogi życiowej itp. Swoboda konwersacji podczas lekcji – w szczególności podczas zajęć z bloku humanistycznego – ma rozwijać jego umiejętności argumentowania, wyrażania swoich opinii, dowodzenia, wnioskowania oraz przewidywania. Dzięki takiej metodyce sprawić można, że wiedza, w którą uczeń zostaje zaopatrzony w ciągu edukacyjnym, stanie się rzeczywiście wiedzą operatywną.
Kształcenie o wolności i poprzez wolność prowadzić ma do kształcenia do wolności. Celem całego procesu edukacyjnego powinno być przygotowanie młodego człowieka do korzystania z wolności. Edukacja do wolności to nic innego, jak przygotowywanie ucznia do podejmowania najważniejszych decyzji w jego życiu, do rozstrzygania wątpliwości natury etycznej i moralnej, jakie niejednokrotnie będzie musiał rozsądzić, do przyjmowania na siebie odpowiedzialności za swoją przyszłość, ale również za inne osoby, za społeczność lokalną, zakład pracy czy kraj. Można by również nazwać taki sposób edukacji kształceniem do dojrzałości, kształceniem dojrzałych ludzi i obywateli. Wolność powinna być przedstawiona młodemu człowiekowi nie tylko jako uprawnienie do czegoś konkretnego, z którego to uprawnienia powinno się korzystać kiedy tylko ma się na to ochotę. Wolność wyrozumowana bowiem powinna zawsze współistnieć z odpowiedzialnością – i tego nauczyciel powinien również uczyć młodego człowieka. Niezależnie od tego, czy jest się nauczycielem historii, biologii czy wychowania fizycznego, przygotowanie do korzystania z wolności i robienia tego w sposób dojrzały i odpowiedzialny stać powinno ponad wszelkimi ogólnymi i szczegółowymi celami kształcenia.
Tęsknota za edukacją wolnościową
Taka powinna być filozofia kształcenia. Tylko w ten sposób będziemy w stanie wykształcić odpowiedzialnych ludzi, którzy podejmować będą odpowiedzialne decyzje, dokonywać będą odpowiedzialnych wyborów, w sposób rozsądny i mądry wezmą na siebie odpowiedzialność za kraj, społeczeństwo, ale również za starsze pokolenia. Reforma systemu edukacji bez przyjęcia jakiejś filozofii kształcenia stanowić będzie jedynie zespół doraźnych działań, dzięki którym szkolnictwu uda się „dogonić” społeczną rzeczywistość. Mądra filozofia, jak właśnie filozofia wolnościowa w edukacji, pozwala wytyczać cele długoterminowe i dostosowywać do tych celów konkretne działania.
Obserwując „majstrowanie” kolejnych rządów przy edukacji stwierdzić można jednoznacznie, że brak tutaj jakiejkolwiek filozofii, brak długoterminowego planu działania. Niestety dotyczy to również działań podejmowanych aktualnie przez panią minister Hall. Można więc tęsknić już nie tylko za edukacją wolnościową, ale w ogóle za jakąkolwiek ogólniejszą wizją edukacji, nie mówiąc już o prawdziwej filozofii kształcenia.
Wykorzystane zdjęcie jest autorstwa: alicepopkorn ., zdjęcie jest na licencji CC