Polityka jest redystrybucyjna – zazwyczaj jest to transfer dochodu i majątku, ale nie tylko; zwykle redystrybucji podlegają również prestiż, autorytet i splendor. Czasami owa redystrybucja bywa użyteczna, czasami jest punktem zwrotnym w historii, ale nigdy nie jest moralnie uzasadniona, nigdy nie jest konieczna dla zachowania ładu społecznego.
Prosty przykład redystrybucji bogactwa i autorytetu, który bywa użyteczny dla społeczeństwa to tradycyjne postulaty klasycznego liberalizmu odnośnie roli państwa: ochrona własności, egzekwowanie umów, wymierzanie sprawiedliwości (karanie za naruszenie reguł antydeliktowych i grzeczności), obrona narodowa, bezpieczeństwo wewnętrzne i porządek publiczny; w dzisiejszych czasach dodalibyśmy jeszcze politykę zagraniczną, ochronę środowiska czy eksplorację kosmosu i oceanów oraz kilka innych funkcji. Według klasycznych liberałów – za wyjątkiem późnego Jeana-Baptiste’y Saya, wczesnego Gustava de Molinariego, młodego Herberta Spencera, Thomasa Hodgskina i kilku innych – funkcje te musi pełnić państwo, gdyż społeczeństwo obywatelskie nie jest w stanie ich realizować (w optymalnym stopniu).
Dzisiaj uzasadnienie dla państwa przybiera bardziej wyrafinowaną postać, ale opiera się na tej samej intuicji. Klasycznie przedstawił to Hobbes pisząc w Leviathanie: „Bellum omnium in omnes”. Dzisiejszy filozofowie polityczni powiadają, że teoria gier (a dokładniej tzw. „dylemat więźnia”) dowodzi, że ludzie w sytuacji konfliktowej (stanie natury) wybierają racjonalnie opcję, która prowadzi do zguby wszystkich (tj. decydują się na kradzieże, rozboje, gwałty, mordy i inne nieprzyjemne rzeczy; zamiast na handel i współpracę). David Hume wykazał w III księdze „Traktatu o naturze ludzkiej”, że gdyby tak było, to sprawiedliwość i ochrona życia, wolności i własności nigdy nie powstałyby. Państwo zmonopolizowało instytucje egzekwujące i zlegislowało konwencje społeczne, które istniały wcześniej; które powstały spontanicznie. W średniowieczu istniało wiele konkurencyjnych egzekutyw – sądy kościelne, królewskie, miejskie, panów feudalnych, etc. Władza była rozproszona, a różne jej ośrodki konkurowały ze sobą. Ochrona też podlegała konkurencji oraz spoczywała głównie na jednostkach i ich dobrowolnie, oddolnie kształtowanych organizacjach.
Humowska filozofia polityczna uświadamia nam, że społeczeństwo obywatelskie może wykonywać wszystkie te funkcje, które naiwnie przypisuje się jako wyłączną prerogatywę państwu. Przekonanie, że likwidacja monopolu państwa tego czy owego, doprowadzi do likwidacji tego czy owego, zamiast powstania konkurencyjnego rynku dostarczającego to i owo, jest sprzeczne zarówno z historycznymi świadectwami, jak i z ekonomiczną analizą teoretyczną. Dzięki temu łatwiej możemy sobie uświadomić, że polityka jest jako taka zbędna, a sprywatyzowane może być także to, co dla (większości) klasycznych liberałów było niewyobrażalne. Ochrona własności i egzekwowanie umów zatem przez monopol państwowy nie tylko jest – i w rzeczy samej musi być – nieefektywne (co widzimy gołym okiem, choćby po stanie polskiej policji i sądów), ale także, iż są one redystrybucyjne. Redystrybucja tych usług jest oczywista, choć mało ludzi zdaje sobie z niej sprawę – np. wszyscy łożą na utrzymanie prawa „własności” intelektualnej, a tylko nieliczne grupy interesu odnoszą korzyść z tej egzekucji. Podobnie jest także z innym prawem i innymi instytucjami egzekwującymi je.
Państwo dostarcza dwa rodzaje dóbr: prywatne i publiczne (w ekonomicznym, nie populistycznym sensie). Dobra prywatne mogą być opłacane przez osobę odnoszą korzyść (niezwykle rzadki przypadek) albo przez innych (redystrybucja), co polityka umożliwia po to, aby władza mogła przekupywać ludzi umacniając swoje panowanie. Dobra publiczne to takie, których wkład ponoszą nieliczne osoby, a korzyść z niej odnoszą wszyscy – czyste powietrze jest klasycznym przykładem. Mainstream ekonomiczny mówi nam, że wkłady w dobra publiczne w stanie natury byłyby nieracjonalne. Jest to przekonanie błędne nie tylko dlatego, że istnieją prywatne stacje radiowe dostępne dla wszystkich za darmo. Teoria gier też tłumaczy nam dlaczego ludzie są skłoni ponosić wkłady w korzyść wszystkich.
W stanie natury każdy musi ponieść wkład w koszt ochrony swojej własności, w egzekwowanie umów, w karanie innych za łamanie reguł i utrzymanie porządku publicznego. Ludzie będą to robić, jeśli inni także będą to robić, dlatego, bo wiedzą, że inni będą ich karać (np. ostracyzmem społecznym), jeśli zaniechają swojego wkładu. (Hume opisał to zjawisko i je nazwał – jest to konwencja społeczna. Anthony de Jasay dostrzegł, że jest to behawioralny stan równowagi, który John Nash opisał, jako kooperacyjne wyjście z powtarzających się gier konfliktowych.) Innymi słowy, w stanie natury ludzie bronią się i egzekwują umowy sami (bądź z pomocą przyjaciół, współpracowników i najemników), a wkład w utrzymanie porządku publicznego (czy ochrony środowiska) ponoszą dlatego, że boją się, iż porządek ten może się zawalić zagrażając im samym oraz dlatego, iż społeczność może ich odrzucić, albo wręcz wygnać czy jeszcze inaczej ukarać. Interes własny prowadzi ich do kierowania się regułami gwarantującymi obopólną korzyść – tzw. „gra o sumie dodatniej”. Jedną z takich reguł jest wymaganie, aby karać tych, którzy nie dbają o porządek.
Państwo monopolizując te funkcje, wyparło instytucje społeczeństwa obywatelskiego, które je uprzednio realizowały. Zniknęły bodźce, zniknęła indywidualna motywacja do dobrowolnego ponoszenia wkładu i wysiłku. Nic już nie pcha ludzi do dbania o swoje bezpieczeństwo, chronienia swojej własności, zapobieżenia złamaniu przez wspólnika warunków umowy czy inwestowania w zachowanie porządku publicznego. Firmy prywatne tego nie robią, bo nie mogą – zresztą jak konkurować z kimś, kto robi to poniżej kosztów, czyli za darmo? Jednostki tego nie robią, bo nie muszą – zrzucają ten przykry obowiązek na państwo, same zaś inwestują środki i czas w inne zajęcia. Państwowy biurokratyczny, scentralizowany, kosztowny, niewydajny i podatny na korupcję monopol robi to coraz gorzej, osłabia bodźce do akumulacji kapitału i inwestowania, uniemożliwia innowacyjność, skłania do podnoszenia kosztów i obniżania jakości swoich usług. Dlatego też mamy prawo, policję i sądy, jakie mamy…
