Jak to się mogło stać? Przecież rząd targany jest licznymi skandalami – bez porównania mniejsze utopiły ich poprzedników. Kumoterstwo kwitnie w najlepsze. Misiewicze mnożą się w błyskawicznym tempie. Osoby bez żadnego merytorycznego przygotowania obejmują tłuste posady w Spółkach Skarbu Państwa, otrzymując za swe partyjne zasługi niebotyczne gaże. Armia ulega destrukcji na oczach opinii publicznej. Program dozbrojenia został zamrożony, a kadra dowódcza praktycznie sparaliżowana przez dymisje większości doświadczonych oficerów. Mało tego, pojawiają się uzasadnione podejrzenia, że Minister Obrony jest uwiązany w przerażająco bliskie relacje z przedstawicielami obcego mocarstwa. Sprawa ta nabiera znaczenia w świetle faktu, iż uprzednio ten sam minister doprowadził do paraliżu i zniszczenia podległych mu służb wywiadu i kontrwywiadu. I nic, sam minister i jego polityczne zaplecze, kompletnie bagatelizują fakty, które by dawno wielokrotnie zatopiły któregokolwiek z jego poprzedników. Mało tego, arogancja władzy narasta. Po serii spektakularnych wypadków samochodowych z udziałem limuzyn Biura Ochrony Rządu a spowodowanych lekceważeniem przepisów i butą rządzących, urzędujący minister nie wstydzi się uprawiać protekcji świadom obecności kamer telewizyjnych i to na posiedzeniu rządu!
I nic, słupki poparcia rosną. Rozumiem, że szerokiej rzeszy wyborców nie przeszkadza niszczenie Trybunału Konstytucyjnego i systemu sądownictwa w Polsce. Wymiar sprawiedliwości to dla wielu z nas zagadnienie abstrakcyjne, dalekie od codziennych doświadczeń, a sądy w kraju, co tu dużo mówić, zapracowały sobie na brak popularności. Przewlekłość rozpraw zbudowała poczucie niesprawiedliwości systemu, niezależnie od tego czy uczestnik postępowania stawał po stronie ofiar czy sprawców. Rozumiem także, że mega afera SKOKów, stanowiących finansowe zaplecze Prawa i Sprawiedliwości, nie wywołuje emocji nawet zbliżonych do tych, jakie są efektem postępowania komisji w sprawie afery Amber Gold. Pomimo, że skala przekrętu SKOK była nieprównanie większa, nie dotyczy szarego człowieka. PO wbrew PiS i swoim własnym politycznym interesom, objęła system SKOKów nadzorem KNF, a związku z tym, także gwarancjami bankowymi, i to skarb państwa, czyli nikt, jest praktycznie jedynym poszkodowanym w tej sprawie.
Bardziej widoczna dla wyborcy jest dewastacja przyrody. Według ocen specjalistów wprowadzenie lex Szyszko skutkowało wycięciem 3 milionów drzew. Zniszczenia są widoczne gołym okiem. Minister Środowiska zajmuje się jego dewastacją. Wycinka Puszczy Białowieskiej urasta do symbolu szkodliwej działalności jego administracji. Szyszko nie obawia się w tej kwestii śmieszności, gdy składa doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa polegającego na złożeniu wniosku o wpisanie Puszczy Białowieskiej w listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie psuje reputacji władzy największy deficyt budżetowy w historii. Nie mają na nią wpływu machloje statystyczne przy ogłaszaniu realizacji budżetu, gdy 11 miesięcy ciągłych sukcesów kończy się gigantycznym deficytem w grudniu.
Wydaje się, że opinia publiczna jest odporna na fakty. Mimo tego, że partia rządząca otworzyła wielką liczbę frontów konfrontacji z licznymi grupami społecznymi. Zraziła do siebie pracowników wymiaru sprawiedliwości co zrozumiałe. Pracowników administracji, który ulegli masowym czystkom. Samorządowców i zatrudnionych przez nich urzędników na szczeblu lokalnym. Nauczycieli, z których wielu będzie musiało pożegnać się z pracą. Rolników, bo narasta kryzys wypłat przeznaczonych dla nich pieniędzy unijnych, w skutek wyrzucenia kilkunastu tysięcy specjalistów i braku systemu komputerowego podziału dopłat. Do tej pory jednak wyborcy byli wrażliwi nie tyle na efekty, ile na styl sprawowania rządów. PiS opinię publiczną skutecznie na to potencjalne zagrożenie uodpornił. Nie szkodzi władzy zakłamanie i jawna sprzeczność haseł i działań w kwestii reformy edukacji. Blisko milion podpisów zostanie zmielonych w sejmowych niszczarkach. Opinia rodziców, dzieci i Związku Nauczycielstwa Polskiego nie ma dla władzy żadnego znaczenia. Tak jak skandale obyczajowe w kręgu władzy, katastrofalna polityka międzynarodowa zakończona upokorzeniem 27 do 1 w Brukseli. Do tej pory buta i arogancja sprawowania rządów były chorobą śmiertelną kolejnych ekip. Już nie. Śmierć Igora Stachowiaka na komisariacie i jawne próby tuszowania tego faktu przez przedstawicieli najwyższych władz pozostały bez echa. Żaden odpowiedzialny polityk nie zapłacił za ten skandal posadą.
Władza Prawa i Sprawiedliwości zaimpregnowała się skutecznie przed wszelkiego rodzaju erozją. Nie szkodzą jej skandale. Nie niszczy fatalny styl. Nie tyka arogancja. Nieliczenie się nie tylko z szerokimi grupami społecznymi, ale nawet z opinią publiczną w całości. Rząd Beaty Szydło wydaje się być niezniszczalny. Zaufanie społeczne rośnie. Premier i Prezydent niezmiennie królują na szczytach sondaży popularności.
Strach przed nieznanym.
Dlaczego? Otóż Jarosław Kaczyński wynalazł szczepionkę na całe zło, które może nadwerężyć potęgę jego rządów. I nie jest to 500 plus. Efekt tego programu jego samego głęboko rozczarował. Polacy nie byli tak wdzięczni jak na to liczył przywódca. Co zatem stanowi ten tajemniczy sok z gumjagód, który czyni tę ekipę nieśmiertelną? Jest to kwestia uchodźców. Uniwersalna, potężna jak młot, scalająca większość opinii publicznej, której to opinii jedynym wyrazicielem wydaje się być partia Jarosława Kaczyńskiego.
Jeszcze 2 lata temu 70% Polaków chciało przyjęcia uchodźców w naszych granicach. Dziś z tej zdecydowanej większości pozostała garstka. Proporcje prawie dokładnie się odwróciły. Co spowodowało tak fundamentalną zmianę w opiniach Polaków? Po pierwsze terror okazał się nad wyraz skuteczny. Polacy przestraszyli się efektów terroru. Nic dziwnego. W kraju, który do tej pory nie miał doświadczenia z terrorem, obrazy ofiar, wybuchów, krwi na ulicach, tłumów w panice, płaczących matek, robią paraliżujące wrażenie. W wielu społeczeństwach o długich demokratycznych tradycjach ludzie są w stanie oddać swą osobistą wolność w zamian za poczucie bezpieczeństwa. W Polsce, gdzie terroryzm był to tej pory czymś nieznanym, pochodzącym z rzeczywistości, która nas nie dotyczyła, w chwili gdy stał się realną groźbą, wywołał przerażenie nieproporcjonalne do zagrożeń. Wiadomo przecież, że strach przed nieznanym jest spotęgowany zbiorową wyobraźnią, a akty terrorystyczne w telewizji wyglądają znacznie groźniej niż w rzeczywistości. Z każdym zamachem w granicach Unii Europejskiej ten strach narasta. Z każdym nożownikiem na ulicach zachodnioeuropejskich miast, potęguje się. Jarosław Kaczyński to przewidział. Dlatego od początku jego partia głosiła skrajny narodowy egoizm. Żadnych kompromisów w sprawie bezpieczeństwa, w efekcie żadnych uchodźców. Jacek Kurski, jako prezes TVP, może być spokojny o swoją posadę, niezależnie od wyników oglądalności i niezależnie od strat jakie instytucja, którą kieruje przynosi. Brak festiwalu w Opolu także mu nie zaszkodzi, bo wykonał najważniejsze z puntu widzenia inżynierii sprawowania władzy zadanie propagandowe jakie partia przed nim postawiła, i wykonał je bez zarzutu, w perfekcyjny sposób – telewizja państwowa w skuteczny sposób przekonała Polaków, że terroryści są tożsami z uchodźcami. I to jest magiczna formuła nieśmiertelności rządów Prawa i Sprawiedliwości. Fakty oczywiście w tej narracji nie mają znaczenia. Nie ma znaczenia, że terroryści z ISIS dokonali jedynie 13 prób w tym jedynie 10 udanych, ze 142 ataków terrorystycznych, mających miejsce w granicach Unii Europejskiej w zeszłym roku. Nie ma znaczenia, że trend ilości aktów terroru dynamicznie w ostatnich latach spada: z 226 w 2014, 193 w 2015 do 142 w 2016. (dane: raport Europol 2017). Nie ma znaczenia, że większość terrorystów posługiwała się europejskim paszportem. Bo w propagandzie politycznej prawda nie ma żadnego znaczenia. Ważne są emocje. To one rządzą przekonaniami, a w efekcie preferencjami wyborców.
Machina manipulacji.
Gdy terror nie jest bezpośrednim doświadczeniem Polski i Polaków, to uchodźcy już tak. Dlatego tak ważne było utożsamienie zbrodniarzy – terrorystów z ISIS, z ich ofiarami – uciekinierami przed terrorem. Oni są wszak blisko, tuż obok, za granicą. Czekają w obozach. Bardzo dobrze to wypada na ekranie telewizora. Namioty, ciemno, stłoczeni ludzie, nędza, płoną ogniska. Trudno rozróżnić ciemne i czarne twarze. Strach. Strach przed hordą obcych. Oni są groźni. Oni nam odbiorą nasze życie. Zgwałcą nasze kobiety. Takie obrazy budzące atawistyczne lęki, serwuje nie tylko rządowa telewizja. Takie obrazy serwuje każda telewizja, bo takie obrazy się świetnie sprzedają. Trafiają w najgłębsze lęki, budzą emocje, panikę, strach. Utożsamienie uchodźców z terrorystami to majstersztyk speców od propagandy PiSu. Dzięki temu zabiegowi ten rząd stał się niezatapialny. To przecież jedynie Jarosław Kaczyński, jako jedyny polityk jeszcze w kampanii wyborczej, mówił o pasożytach i zarazkach. Jedynie on jednoznacznie i bez kompromisów, głosił hasło – nie wpuścimy żadnych uchodźców. Będziemy bronić Polski przed obcymi. Wtedy było to co najmniej kontrowersyjne. Pamiętajmy, 70% Polaków było innego zdania. Dzisiaj to hasło dało jego formacji nieśmiertelność. Każdy zamach terrorystyczny w Europie, każda bomba w Paryżu, każda osoba dźgnięta nożem w Brukseli, każdy przechodzień rozjechany samochodem na londyńskim moście, składa się na wzrost notowań partii rządzącej w Polsce. Paradoks?
Nie, dobrze przemyślana, perfekcyjnie działająca machina politycznej manipulacji. Rośnie poczucie przerażenia i lęku, wyborcy zwracają się do przywódcy, który obroni ich przed zagrożeniem. Jarosław Kaczyński jest jedynym liderem politycznym mogącym pełnić taką rolę i jego propagandyści świetnie zdają sobie z tego sprawę.
Koniec marzeń.
Kwestia uchodźców nie tylko stanowi ogromny rezerwuar poparcia na lokalnej scenie politycznej, ale jest także bezcenna w rozgrywkach z Europą. Najlepiej ujął to Jerzy Targalski (Gazeta Polska nr. 22 2017) pod znamiennym tytułem „II Grunwald”. Na początek typowa dawka ksenofobicznej trucizny „Wpuszczenie do Polski muzułmanów pod naciskiem Unii będzie oznaczało koniec naszego społeczeństwa i kultury”. A potem „Jednocześnie dobrze zorganizowany opór jest świetnym instrumentem pozbawienia targowicy ogłupionej części jej bazy wyborczej i mobilizacji mieszkańców, którym Polska jest obojętna. (…) Trzeba uświadomić ludziom, że jeśli chcemy suwerenności w tym ekonomicznej czyli dobrobytu, czeka nas potężna bitwa z Unią (Niemcami). Tłumaczenie niuansów nie ma sensu, gdyż większość i tak niczego nie pojmie. Trzeba wybrać pole bitwy, na którym możemy odnieść zwycięstwo, jak pod Grunwaldem. Dlatego emigranci są doskonałym wyborem- jasnym i zrozumiałym dla wszystkich. By tę bitwę wygrać, musimy dokonać trzech kroków. Przedstawić Unię jako agresora, który chce nas zniszczyć przy pomocy muzułmanów, choć chce tylko obezwładnić, ale niuansów przekaz masowy nie znosi. Celem jest stworzenie poczucia zagrożenia i zmiany stosunku do Unii. Dalej w Unii pozostać, na przykład: żadnych muzułmanów, żadnego euro, żadnego gender. I wreszcie trzecim posunięciem jest stworzenie w świadomości społecznej iunctim: muzułmanie – Targowica (PO, N, GW, TVN) – Niemcy oraz rząd – PiS – obrona przed katastrofą muzułmańskiego najazdu kierowanego z Berlina”. Ten prosty plan przynosi już przewidziane efekty. Dlaczego? Bo w trafny sposób odwołuje się do najważniejszych ludzkich potrzeb. Przytoczę tu klasyczną piramidę Maslowa hierarchii ważności potrzeb: 1. Podstawowe potrzeby fizjologiczne. 2. Potrzeba bezpieczeństwa 3. Potrzeba przynależności. 4 Potrzeba uznania (szacunku, prestiżu, znaczenia) 5. Potrzeba samorealizacji (poczucia własnej wartości). Antyemigracyjna polityka PiS realizuje wszystkie cztery potrzeby wyższego rzędu. Potrzebę bezpieczeństwa, budując lęk przed terroryzmem i zalewem obcych, groźnych, niebezpiecznych, mitycznych „muzułmanów”. Potrzebę przynależności, poprzez zwarcie szeregów – nas – zagrożonych obcą falą Polaków. Potrzebę uznania, prestiżu i znaczenia – ponieważ implicite buduje przekonanie o naszej wyższości nad dzikimi hordami przybyszów i w końcu potrzebę samorealizacji – poprzez budowanie własnej wartości – wstajemy z kolan, stanowimy o sobie, wbrew obcym biurokratom z Brukseli: „Polska nie zgodzi się na żadne szantaże ze strony Unii Europejskiej. Nie będziemy uczestniczyć w szaleństwie brukselskich elit” „I mam odwagę zadać elitom politycznym w Europie pytanie: dokąd zmierzacie? Dokąd zmierzasz, Europo? Powstań z kolan i obudź się z letargu, bo w przeciwnym razie codziennie będziesz opłakiwała swoje dzieci” „Ale warto przypomnieć, że decyzje rządu PO i premier Ewy Kopacz zmuszałyby nas do przyjęcia znaczącej liczby emigrantów, a Polacy tego dzisiaj nie chcą. I my się temu nie sprzeniewierzymy” .
Na kolanach.
Propaganda PiS ma bowiem drugie trudno uchwytne dno – żeruje na naszych kompleksach. Trudno sobie wyobrazić, by hasło wstawania z kolan mogło być nośne w Niemczech lub we Francji. Bo musi trafić na żyzny grunt powszechnego przekonania o byciu na kolanach. To poczucie niższości, polskie kompleksy, zaściankowość i ukrytą ksenofobię, bardzo trafnie zdiagnozował Jarosław Kaczyński. W tym tkwi siła jego propagandy. Znaleźliśmy sobie kogoś od nas biedniejszego, słabszego, gorszego, kogoś, kto puka do naszych drzwi, prosząc by go łaskawie wpuścić. Jakże przyjemne uczucie rodzącej się wyższości. Jakże skuteczny lek na narodowe kompleksy. Niech puka, niech czeka w głodzie i zimnie w obozach. Im dla nich gorzej, tym my mniej na kolanach, dumnie podnosząc czoło własnej narodowej dumy. PiSowski sok z gumjagód jest zatruty nienawiścią, ksenofobią, wypływa z kompleksów. Ale jakże jest zarazem skuteczny!! W imię poczucia bezpieczeństwa i własnej wyższości jesteśmy gotowi wyrzec się nie tylko własnej obywatelskiej wolności. Poświęcimy demokrację, niezawisłość sądów, prawo do prywatności. Jesteśmy w stanie poświęcić nawet cywilizacyjną perspektywę naszej narodowej przyszłości. Gra nie toczy się już jedynie o to, czy Prawo i Sprawiedliwość wygra kolejne wybory, pomimo fatalnego bilansu swoich rządów. Gra toczy się o przyszłość narodu. Przypomnę 70% Polaków jest przeciwko przyjmowaniu uchodźców, 56% przeciwko przyjmowaniu uchodźców nawet, gdyby to oznaczało utratę funduszy strukturalnych otrzymywanych hojnie z Unii europejskiej . Funduszy, które były przez lata motorem naszego rozwoju i przyczyną cywilizacyjnego skoku Polski w ostatnich 10 latach. Skoku widocznego gołym okiem, będącego doświadczeniem nas wszystkich, od kierowców jadących autostradą po rolnika, którego poziom życia podniósł się diametralnie, nie tylko z powodu dopłat do uprawianego hektara, ale także cieszącego się tak z gminnej drogi czy z kanalizacji we własnym domu. Mało tego, 51 % z nas jest gotowa opuścić Unię Europejską, gdyby pozostanie w jej strukturach oznaczało konieczność wywiązania się z europejskiej solidarności i przyjęcia, symbolicznej przecież, liczby uchodźców. Jesteśmy gotowi zrezygnować z marzeń pokoleń patriotów, walczących o przynależność ojczyzny do zachodniego kręgu cywilizacyjnego w kolejnych licznych powstaniach. Nie o fakty chodzi w tej dyskusji. Przypomnę, że Polska przyjęła 50 tysięcy muzułmańskich uchodźców z Czeczeni bez echa, bez lęku, praktycznie bez dyskusji. Dzisiaj jesteśmy w stanie przekreślić miejsce Polski w świecie i w Europie po to, by nie wykonać nawet drobnego gestu pomocy.
Cena wzmożenia.
Nie wierzę by celem polityki Jarosława Kaczyńskiego było faktyczne wyjście Polski z Europy. Jestem przekonany że, tak jak inne sprawy, kwestię uchodźców traktuje on czysto instrumentalnie. Jak pisze Targalski, jest to wyłącznie doraźny zabieg polityczny. Zmiana nastawienia opinii publicznej w kwestii przynależności Polski do Unii wzmocnić pozycję polityczną rządu w negocjacjach z Unią. I nie o uchodźców tu chodzi, lecz o wolną rękę w demolowaniu polskiej demokracji. Kaczyński świetnie zdaje sobie sprawę, że groźba polexitu podziała odstraszająco na Brukselskich polityków, gdy będą głosować nad kolejnymi krokami w procedurze ochrony praworządności. Wyniki badań opinii publicznej w tej sprawie są argumentem bezcennym. Tym bardziej, że po wyborze Macrona atmosfera w Brukseli wyraźnie się zmienia, a twardy kurs Komisji Europejskiej jest Kaczyńskiemu na rękę. Łatwiej będzie bowiem przedstawić Unię jako wroga polskiej suwerenności i bezpieczeństwa. Z drugiej strony to fantastyczny sposób na odebranie demokratycznej opozycji w kraju ostatniej nadziei, ostatniej gwarancji, która może ograniczyć jego niepodzielne rządy i pęd do autorytaryzmu. Konsolidacja opinii publicznej, wzrost notowań własnej partii, wolna ręka przy szafowaniu groźbą wyjścia Polski ze struktur UE, daje Kaczyńskiemu nieograniczone pole manewru w polityce wewnętrznej. Nic już go nie powstrzyma. W tej grze jest tylko jedno fundamentalne ryzyko – ryzyko wymknięcia się procesu spod kontroli. Podobny wszak w swej mechanice proces, został uruchomiony niedawno przez sojusznika Kaczyńskiego – Davida Camerona. Skończył się jak wiadomo Brexitem.
Pierwszą ofiarą antyemigracyjnej polityki PiS będzie polska konstytucja. Gra na różnice zdań pomiędzy partią a prezydentem jest pozorna. Celowo Duda chce połączyć referendum konstytucyjne z pytaniem o uchodźców. Spece od politycznej inżynierii obozu władzy świetnie wiedzą, że jedynie takie pytanie jest w stanie zmobilizować Polaków do udziału w plebiscycie. W pierwszym kroku lęk przed obcym zostanie wykorzystany, by zmienić konstytucję, w drugim by ustanowić autorytarne rządy Prawa i Sprawiedliwości. Jeśli skutkiem ubocznym będzie zniszczenie cywilizacyjnych perspektyw kraju poprzez osamotnienie Polski (znowu) gdzieś między coraz bardziej agresywną Rosją a zachodem, trudno – to cena jaką Kaczyński jest gotów zapłacić za realizację swego wielkiego autorytarnego marzenia. A my cóż, przegramy swoją wielką cywilizacyjną szansę z powodu błahostki – siedmiu tysięcy bezdomnych, biednych, skrzywdzonych wojną ludzi. Ale może w ten sposób wstaniemy z kolan? Na bardzo krótki czas, niestety, na bardzo krótki czas.