Ustalmy fakty. Wbrew opinii BAS kwestia reparacji wojennych jest nie do wygrania. Po pierwsze dlatego, że powinniśmy ich się domagać od Rosji bo to ona w naszym imieniu owe reparacje od Niemiec otrzymała. Otrzymała je w naturze, grabiąc niemieckie zakłady przemysłowe ze swojej strefy okupacyjnej. Zgodnie z porozumieniem w Poczdamie to właśnie Rosja w imieniu Polski miała reparacje ściągać, by następnie odstąpić nam 15% ich wartości. Wszystkie kraje sojusznicze – strony porozumień Poczdamskich ustaliły, iż należne im reparacje będą egzekwowały z zajmowanych przez siebie stref okupacyjnych. Dlatego późniejsze zrzeczenie się roszczeń w wobec Niemiec dotyczy zarazem NRD jak i Niemiec jako całości. Zrzeczenie to potwierdzono w 2004 roku. Powrót do kwestii reparacji to podważenie całego ładu politycznego powojennej Europy. Kwestia granic jest bowiem z reparacjami bardzo mocno związana. To z tego powodu Polska w 1996 roku złożyła deklarację wyłączającą spod jurysdykcji Trybunału w Hadze wszystkie spory dotycząc faktów lub sytuacji wcześniejszych niż 25.09.1990 w obawie przed roszczeniami granicznymi Niemiec. Nie wiadomo zatem na jakiej podstawie mielibyśmy domagać się reparacji, a co ważniejsze gdzie? Przed jakim organem? Kto miałby rozstrzygać spór w tej sprawie? Nie trudno sobie wyobrazić, że kwestia reparacji podnoszona przez Polskę niezależnie od moralnych racji, niezależnie nawet od prawnych argumentów, nie ma praktycznie żadnych szans powodzenia. Po pierwsze dlatego, że nie wiadomo kto miałby spór rozstrzygać. Po drugie dlatego, że nie ma żadnego międzynarodowego poparcia by rozmontować powojenny ład w Europie. Po trzecie dlatego, że rozpoczęcie procesu odzyskania zadośćuczynienia za krzywdy wojenne otwiera puszkę Pandory roszczeń innych państw. Po czwarte dlatego, że Niemcy nigdy się na to nie zgodzą i nie ma żadnej realnej możliwości wyegzekwowania takich roszczeń.
Polska politycznie może tylko na tym sporze stracić. Będzie postrzegana jako nieobliczalny wichrzyciel na scenie polityki europejskiej. Samotny szaleniec bijący się o przegraną sprawę. Polska gospodarczo stracić może jeszcze więcej. Niemcy są naszym głównym partnerem handlowym i odbiorcą ponad połowy całości polskiego eksportu wartości 50 miliardów euro rocznie. Niemcy są także największym inwestorem w Polsce (30 mld euro). To w niemieckich firmach pracuje 300 tys. polskich pracowników. Od relacji gospodarczych z Niemcami zależy nie tylko wzrost PKB, a ich popsucie grozi głęboką recesją.
Skoro prawnie sprawa jest nie do przeprowadzenia, politycznie szkodliwa, gospodarczo grozi katastrofą to o co zamierza się bić rząd Beaty Szydło? Czyje interesy reprezentuje? Dlaczego poseł Mularczyk składa nieodpowiedzialne deklaracje o domaganiu się prywatnych odszkodowań za każdą polską ofiarę II wojny światowej? Fatamorgana miliona dolarów dla prawie każdej polskiej rodziny, wypłaconego przez Niemców w formie prywatnych odszkodowań to nic innego niż sianie nienawiści opartej na wyjątkowo obrzydliwej mieszance chciwości i „moralnej racji”. Komu służy zerwanie z polityką pojednania, rozdrapanie starych ran, kompromitacja międzynarodowa i zdobycie łatki szaleńca? Podważenie obowiązującego ładu w Europie, polsko niemiecki konflikt i kryzys w UE jest w interesie kraju, który powinien być ewentualnym adresatem tych roszczeń – Rosji. Czy Warszawa wywołuje tę wojnę na zlecenie Kremla? Jeśli nie, to po co? Kto inny może na tym zyskać? Jaki jest w tym sens?
Jakub Bierzyński