Konserwatystów łączy głębokie przekonanie – z którym notabene trudno polemizować – że człowiek jest efektem dziejowego procesu, ukształtowanym przez społeczeństwo, wraz z wartościami, zwyczajami, normami i postawami, które jego funkcjonowanie determinują.
Podobnie jak w przypadku innych ideologii politycznych, również konserwatyzm jest nurtem wielonurtowym i różnorodnym. Swoiście nabożny stosunek do tradycji i porządku społecznego niewątpliwie wszystkich konserwatystów łączy, zaś przekonanie o konieczności conservare towarzyszy im wszystkim w formułowaniu postulatów doktrynalno-programowych. Tym samym dla jednych przeszłość i zakorzenione w niej wartości stanowić będzie schemat myślenia o przyszłości. Dla drugich zaś – przeszłość stanowić będzie naturalny hamulec, dzięki któremu mechanizm społecznej zmiany będzie naturalnie spowalniany.
Roger Scruton wskazuje, że „konserwatyzm wyrasta bezpośrednio z poczucia, że przynależymy do jakiegoś ciągłego, zastanego porządku społecznego i że fakt ten w bardzo znaczącym stopniu przesądza o naszych zachowaniach”1. Konserwatystów łączy głębokie przekonanie – z którym notabene trudno polemizować – że człowiek jest efektem dziejowego procesu, ukształtowanym przez społeczeństwo, wraz z wartościami, zwyczajami, normami i postawami, które jego funkcjonowanie determinują. Nie ma jednak zgody wśród konserwatystów, kiedy zaczynają sprzeczać się o przyszłość. Dla jednych bowiem zmiana społeczna jest zjawiskiem naturalnym, którego nie da się zatrzymać, a wszystko, co można zrobić, to jedynie powstrzymywać te najbardziej gwałtowne zmiany, które zagrażają stabilności otaczającej nas rzeczywistości. Dla drugich zaś zmiana sama w sobie jest złem, które za wszelką cenę należy powstrzymać, a przeszłość i tradycyjny ład tym, czego nie tylko należy bronić, ale – gdy zajdzie taka potrzeba – podjąć się wysiłku ich odbudowy, czyli przywrócenia. Tak zatem wyłania się spór między konserwatyzmem ewolucyjnym a konserwatyzmem tradycjonalistycznym.
Konserwatyzm ewolucyjny
Za ojca konserwatyzmu ewolucyjnego uznaje się Edmunda Burke’a, który sformułował fundamenty myślenia konserwatywnego w swojej krytyce zmiany rewolucyjnej zaprezentowanej w 1790 r. w Rozważaniach o rewolucji we Francji. Burke przekonuje, że jedną z „pierwszych i najgłówniejszych zasad uświęcających państwo i prawa jest zasada głosząca, że jego przejściowi właściciele i dożywotni dzierżawcy nie powinni działać tak, jakby byli jego wyłącznymi panami, niepomni na to, co otrzymali od przodków, i co winni są potomnym”2. Świat zatem nie jest dziełem człowieka, nie został przez niego ani stworzony, ani ukształtowany, więc człowiek nie powinien rościć sobie pretensji do rozporządzania nim niczym swoją własnością prywatną. Człowiek nie jest w stanie swoim rozumem i wiedzą ogarnąć szczególności otaczającego go świata – niezwykle skomplikowanego w całości rządzących nim mechanizmów – i dlatego właśnie nie powinien podejmować się radykalnych zmian tegoż świata. Herbert Spencer – również uznawany za konserwatystę ewolucyjnego – podkreśla, że „w skupieniach niższych, zarówno osobniczych, jak i społecznych, czynności części mało są od siebie zależne; tymczasem w rozwiniętych skupieniach obu rodzajów jedynie owo zjednoczenie działań, stanowiące o życiu całości, umożliwia złożone działania, jakie stanowią o życiu części”3. Radykalne naruszenie tego skomplikowanego mechanizmu przyniesie niewątpliwie szereg skutków, których człowiek nie jest w stanie przewidzieć.
Nie tylko jednak obawa przed nieprzewidywalnymi następstwami naszych działań powinna powstrzymywać nas przed nadmiernym ingerowaniem w mechanizm społeczny oraz prawa dziejów. Zdaniem konserwatystów ewolucyjnych człowiek winien jest szacunek temu wszystkiemu, co pozostawili mu jego przodkowie. Właśnie dlatego ludzie – według Burke’a – „nie powinni sądzić, że mają prawo do wydziedziczania następców, ogołacania spuścizny, poprzez niszczenie wedle zachcianki całej pierwotnej tkanki ich społeczeństwa, bo postępując w ten sposób, ryzykują pozostawienie tym, którzy przyjdą po nich, ruiny, a nie mieszkalnej budowli, i uczą swych następców takiego lekceważenia ich dokonań, jakiego doświadczyły z ich strony instytucje przodków”4. Konserwatyści ewolucyjni spoglądają na świat i jego dzieje jako na swoiste kontinuum – niczym na oś historii, którą współtworzą kolejni ludzie i kolejne pokolenia. Wszyscy oni wnoszą pewien wkład w rozwój świata – nie tylko jego rozwój materialny, ale również duchowy, moralny, kulturowy czy intelektualny – i tym samym sprawiają, że świat ów ulega niedostrzegalnym gołym okiem przekształceniom. Te zmiany sprawiają, że rzeczywistość dzieci różni się od rzeczywistości dziadków. Jedynie takie zmiany są przez konserwatystów akceptowane, gdyż jedynie one gwarantują szacunek pokoleń młodszych do pracy i osiągnięć pokoleń starszych. Jedynie takie zmiany gwarantują kumulację wiedzy i aktywności następujących po sobie generacji.
Konserwatyści ewolucyjni bronią więzi międzypokoleniowej, która – w ich opinii – jest czynnikiem konstytutywnym wszelkiego ładu społecznego oraz jednocześnie gwarantem takiej zmiany społecznej, która nie zrujnuje otaczającego nas świata. Tym samym ewolucjoniści krytykują rewolucje, ale również wszelkie formy przemocy, represji i gwałtu, które byłyby narzędziami panowania bądź przeobrażania społeczeństwa, państwa i relacji międzyludzkich. Burke podkreśla, że „pochopne uciekanie się do siły nie jest usprawiedliwione w sytuacji rzeczywistej słabości. Próby takie przynoszą wstyd, jeśli zaś zawiodą, niosą za sobą zażenowanie i zniechęcają do bardziej racjonalnych wysiłków”5. Również Alexis de Tocqueville w swojej pracy O demokracji w Ameryce przestrzega przed stosowaniem siły i przemocy jako narzędzia władzy bądź walki o władzę. Podkreśla, że konsekwencją wszelkiej społecznej i ustrojowej niestabilności są „są zawsze zamieszki i rewolucje, a naród, który cierpi jej skutki, narażony jest na gwałtowne zmiany”6. W tym miejscu konserwatyści ewolucjonistyczni okazują się również obrońcami nie tylko porządku społecznego, ustrojowego czy instytucjonalnego, ale domagają się również zapewnienia człowiekowi bezpieczeństwa, dzięki któremu będzie on w stanie funkcjonować w otaczającej go i jakże skomplikowanej rzeczywistości społecznej. Ewolucjoniści pragną zatem chronić jednostkę ludzką i wspólnotę, do której należy, przed nieprzewidywalnymi efektami nieprzemyślanych zmian.
Nie dziwi zatem, że Burke – pisząc o francuskich rewolucjonistach roku 1789 – podkreśla, że „ci, którzy urządzili przedstawienie z 14 lipca, są zdolni do każdego zła. Nie popełniają zbrodni dla swoich planów, lecz tak kształtują swoje zamysły, by pozwalać na dokonywanie przestępstw. Skłania ich do tego nie konieczność, lecz ich natura. Są nowoczesnymi filozofami, o których mówiąc wyraża się każdą rzecz, która jest podła, brutalna i bezlitosna”7. Nie jest zatem dla Burke’a wystarczającym uzasadnieniem rewolucji marzenie o lepszej przyszłości oraz zapowiedź zbudowania doskonalszego świata. Raczej pyta on: „A kiedy młodzi i niedoświadczeni ludzie nauczą się ostrożności, czy braku zaufania do samych siebie?”8. To właśnie ostrożność i samokrytycyzm urastają w konserwatyzmie ewolucyjnym do rangi prospołecznych cnót, nie zaś odwaga i hardość działania. Ewolucjoniści pragną uczyć człowieka sceptycyzmu względem jego własnych zdolności poznawczych oraz umiejętności planistycznych. Człowiek ma zdać sobie sprawę, że jest jedynie drobnym trybikiem w skomplikowanym mechanizmie dziejowym. Musi zawsze pamiętać, że przed nim było wielu podobnych – zarówno mądrzejszych, jak i głupszych – którzy również odciskali swoje piętno na tym świecie, w którym przyszło mu żyć.
Konserwatyzm tradycjonalistyczny
Tak jak konserwatyści ewolucyjni godzą się co do tego, że człowiek odciska swe piętno na otaczającym nas świecie i jednocześnie piętno to może mieć tak pozytywny, jak też negatywny charakter – tak też konserwatyści tradycjonalistyczni są głęboko przeświadczeni, że człowiek jako istota z gruntu zła nie może wnieść do dziejów nic dobrego. Grzech pierworodny, który doprowadził do wiecznego skażenia człowieka słabością, sprawia, że wszystko, czego się człowiek dotknie, przynosi raczej nowe zagrożenia. Pesymizm antropologiczny konserwatystów tradycjonalistycznych sprawia, że człowiek w ich koncepcjach jawi się niczym nieposkromiony żywioł, który może zostać w pewnym stopniu okiełznany wyłącznie dzięki scentralizowanemu państwu, silnej władzy i surowemu prawu, pod warunkiem, że opierają się one na tradycji, religii i powszechnie wyznawanych wartościach. Ojciec konserwatystów tradycjonalistycznych, czyli Joseph de Maistre, jest przeświadczony, że „społeczeństwo jest rzeczywiście stanem wojny; w tym właśnie leży konieczność rządu, skoro bowiem człowiek jest zły – musi być rządzony, skoro wielu pragnie tej samej rzeczy, trzeba, by wyższa władza przysądziła ją wszystkim pretendentom i nie pozwoliła im walczyć ze sobą. Muszą zatem istnieć władca i prawa”9. Władza i autorytet stanowią naturalne siły ograniczające człowieka w jego pędzie do zniszczenia, a jednocześnie gwarantują przetrwanie wspólnocie politycznej.
Adam Wielomski eidos konserwatyzmu jako takiego odnajduje właśnie w konserwatyzmie tradycjonalistycznym. Wskazuje, iż konserwatyzm jako taki „nie jest postawą polityczną człowieka przerażonego radykalizmem zmian ani ideologią przerażonego bolszewizmem liberała, ale całościowym światem ideowym, broniącym zasad społecznych i koncepcji filozoficznych przed rewolucją 1789 roku. jest tedy filozofią polityczną sceptycznie patrzącą na kulturę nowożytną i – o czym często się zapomina – na scentralizowane państwo nowożytne”10. Tym samym – jak widzimy – tradycjonalistyczna interpretacja konserwatyzmu zdaje się podważać wszelkie koncepty odwołujące się do ewolucjonizmu i przyjmujące ideę zmiany ewolucyjnej. Konserwatyści tradycjonalistyczni domagają się zatem uznania, iż to właśnie oni reprezentują konserwatyzm jako taki. Przekonują, że konserwatysta siłą rzeczy musi być reakcjonistą, gdyż jego zasadniczym zadaniem jest obrona status quo ante. Nie ma hamować zmian, które dopiero przed nami, ale ma dążyć od przywrócenia tego, co już – przynajmniej z pozoru – zostało zaprzepaszczone; tego wszystkiego, co na skutek zmian społecznych już utraciliśmy. Rewolucja francuska była zatem dla tradycjonalistów symbolem zła nie tylko dlatego, że miała charakter radykalny, ale dlatego, że doprowadziła do podważenia ładu przedrewolucyjnego, który – ponieważ był efektem naturalnych procesów – miał charakter doskonalszy od porewolucyjnego świata stworzonego przez człowieka.
Pesymizm antropologiczny konserwatystów tradycjonalistycznych podważał wszelkie formy antropocentrycznego – typowego dla realiów pooświeceniowych i porewolucyjnych – widzenia świata. Zdaniem de Maistre’a człowiek w całej swej ułomności i słabości nie jest w stanie wymyślić nowego świata, a co najwyżej potrafi zniszczyć odwieczny porządek. Wszelkie plany człowieka dotyczące budowy lepszej rzeczywistości czy tym bardziej utopijnego ustroju społecznego muszą kończyć się terrorem i rządami przemocy, gdyż są wystąpieniem człowieka przeciwko naturalnemu porządkowi, który ma pozaziemskie źródła. Jak twierdzi więc de Maistre: wszelkie ludzkie „dzieła nie umarły i zabijają nas”11. Nie ma zatem nic dobrego we wszystkich tych zmianach, które wprowadził człowieka. Tym samym Wielomski wskazuje, że „dla konserwatysty w rewolucji i jej dziedzictwie nie ma absolutnie niczego wartego zachowania, nawet gdyby rewolucja była kamieniem węgielnym nowego świata”12. Ideałem dla konserwatysty tradycjonalistycznego będzie więc nie zahamowanie wszelkich zmian, które jeszcze bardziej przekształciłyby naszą rzeczywistość społeczną, ale raczej podjęcie działań, których skutkiem byłoby przywrócenie – przynajmniej częściowe – przedrewolucyjnego porządku lub wybranych jego elementów. Tradycjonaliści przekonują, że sami ludzie nie szanują porządku, który zbudowali na gruzach przedrewolucyjnego ładu – jakby podświadomie zdawali sobie sprawę, że w porządku tym nie mam niczego wartego podtrzymania.
Pierwszych zarodków dziejowej katastrofy, jaką była rewolucja francuska, konserwatyści ewolucyjni dopatrują się już w europejskiej reformacji. To wtedy dowartościowano ludzki rozum i zaczęto krzewienie wiary w jego nieograniczoną moc. To wtedy również rozpoczęto krucjatę w obronie indywidualnej wolności. Człowiek europejskich zaczął się wówczas wyzwalać z dominacji władzy państwowej i światopoglądu religijnego, czyli tych autokratycznych instytucji, które dotychczas decydowały o jego życiu. Dla de Maistre’a jest to początek wielkiej katastrofy. Konserwatyści tradycjonalistyczni uważają zatem konserwatyzm za doktrynę „defensywną, która rodzi się jako reakcja na wydarzenia lub pojawienie się idei godzących w odwieczny porządek świata, w rzeczywistość”13. De Maistre domagał się walki z protestancką herezją, którą uznawała za źródło zła, racjonalistyczną pychą człowieka oświecenia, który ośmielił się zniszczyć odwieczny ład, oraz libertyńską wolnością, która doprowadziła do wydarcia władzy tym, którzy mieli do niej prawo, i przekazania motłochowi. Odpowiedzią na te roszczenia miał być – zdaniem de Maistre’a – ultramontanizm, czyli idea papieskiej dominacji, gdyż „nie ma w Europie zwierzchności bardziej uzasadnionej (o ile wolno się tak wyrazić) niż zwierzchność Papieży. Jest ona, jak prawo boskie, justificata in semetipsa”14.
Dwie ścieżki konserwatyzmu
Między konserwatyzmem ewolucyjnym a konserwatyzmem tradycjonalistycznym zdaje się znajdować przepaść, która sprawia, że ten pierwszy okazuje się całkiem bliski klasycznemu liberalizmowi, zaś ten drugi – radykalnie wrogi liberalnej demokracji. Ten pierwszy – spogląda w przyszłość i choć kroczy raczej ostrożnie, powoli i z pewną dozą sceptycyzmu, to jednak godzi się na udział w tym marszu. Ten drugi – spogląda w przeszłość, tęskni za nią, ma nadzieję na powrót do tego, co już było, ze świadomością, że kroczenie ku przyszłości jest coraz intensywniejszym oddalaniem się od utraconej rzeczywistości. O ile można sobie wyobrazić współpracę z konserwatystami ewolucyjnymi, którzy stać się mogą wyrazicielem rozsądku i umiaru w zwariowanej rzeczywistości społecznej, swoistym wewnętrznym mechanizmem samokontroli, który wyhamowuje cały mechanizm wtedy, kiedy zmiany zdają się być nazbyt radykalne. O tyle trudno wyobrazić sobie jakąkolwiek współpracę w realiach współczesnej demokracji liberalnej z konserwatystami tradycjonalistycznymi, dla których już sama aktywność polityczno-wyborcza musi być tożsama z legitymizowaniem porewolucyjnego porządku. Jednakże na poziomie antropologiczno-filozoficznym zarówno ewolucjoniści, jak i tradycjonaliści, podważają liberalną – jak nazywa ją Scruton – „perspektywę pierwszoosobową”, czyli racjonalistyczno-indywidualistyczny aksjomat wolności. Scruton twierdzi, że „konserwatyści dążą do odbudowy i utrzymania głębokiej jedności społecznej”15 – tę zaś trudno sobie wyobrazić w racjonalistyczno-indywidualistyczno-woluntarystycznych ramach porewolucyjnego świata społecznego, ustrojowego i moralnego.
1 R. Scruton, Co znaczy konserwatyzm?, przeł. T. Bieroń, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2014, s. 36.
2 E. Burke, Rozważania o rewolucji we Francji, Wydawnictwo Znak, Kraków 1994, s. 197-198.
3 Cyt. za: K. Kaczmarek, Paradygmat funkcjonalny Herberta Spencera, „Studia Socjologiczne” 2013, nr 2 (209), s. 33.
4 E. Burke, Rozważania o rewolucji we Francji, s. 197-198.
5 Tenże, List od Edmunda Burke do członka Zgromadzenia Narodowego w odpowiedzi na niektóre zastrzeżenia wobec jego książki o wypadkach we Francji, przeł. T. Pichór, Wydawnictwo Rambler, Warszawa 2012, s. 32.
6 A. de Tocqueville, O demokracji w Ameryce, przeł. M. Król, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1976, s. 249.
7 E. Burke, List od Edmunda Burke do członka Zgromadzenia Narodowego…, s. 54.
8Tamże, s. 75.
9 J. de Maistre, Wybór pism, [w:] J. Trybusiewicz, De Maistre, Wiedza Powszechna, Warszawa 1968, s. 144.
10 A. Wielomski, Konserwatyzm. Główne idee, nurty i postacie, Fijorr Publishing, Warszawa 2007, s. 17.
11 J. de Maistre, Wybór pism, s. 194.
12 A. Wielomski, Konserwatyzm. Główne idee, nurty i postacie, s. 19.
13 Tamże, s. 20.
14 J. de Maistre, O papieżu, przeł. M. Dorenda, „Dialogi Polityczne” 2007, nr 8 (grudzień), s. 244.
15 R. Scruton, Co znaczy konserwatyzm?, s. 44.