Rzadko w ostatnich latach nadarzała się okazja, aby pochwalić posłów za podejmowane przez nich rozwiązania legislacyjne. Szczególnie w okresie epidemii można było mieć mnóstwo uzasadnionych wątpliwości co do jakości tworzonego w Polsce prawa. Jednakże uchwalona ostatniej nocy nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt autorstwa Prawa i Sprawiedliwości zasługuje na jednoznaczną pochwałę, gdyż w istocie ustawa ta ma wymiar cywilizacyjny. Tak, bo prawa zwierząt nie są kwestią pragmatyczną czy ekonomiczną, prawa zwierząt to sprawa cywilizacyjna.
Tworzenie regulacji zabezpieczających prawa zwierząt i zarazem ograniczających prawa ludzi do bezwzględnej eksploatacji świata zwierząt to spełnienie się marzenia Jeremy’ego Benthama, które w 1789 r. sformułował w swoim Wprowadzeniu do zasad moralności i prawodawstwa. Ten wybitny przedstawiciel klasycznego liberalizmu i jednocześnie protoplasta idei państwa prawa pisał: „Oby nadszedł dzień, gdy reszta żywych stworzeń otrzyma prawa, których mogła pozbawić ich tylko ręka tyranii”. W pewnym więc sensie również w Polsce dokonał się kolejny krok w kierunku świata ludzi wolnych, ale świata ludzi wolnych i rozumnych.
Rozszerzanie sfery praw zwierząt i tworzenie skutecznych ich gwarancji stanowi bowiem przejaw zwycięstwa rozumu nad gatunkowym egoizmem i szowinizmem człowieka. Rozum – zgodnie z wyobrażeniami twórców liberalizmu – miał być hamulcem dla ludzkiej samowoli i zarazem narzędziem kontroli nad despotycznymi skłonnościami człowieka. Bentham, wierząc w stały postęp człowieka, był przekonany, że musi nadejść dzień, „gdy wszyscy uznają, że liczba nóg, włochatość skóry lub to, jakie zakończenie ma os sacrum, nie są również argumentami przekonywającymi, aby wolno było doznającą uczuć istotę wydać na męczarnie”. Rozumność człowieka powinna sprawiać, że będzie on potrafił okiełznać swoją wszechwładzę nad światem i jednocześnie powściągnąć swój pęd do krzywdzenia oraz wykorzystywania innych istot.
Sprawą cywilizacyjną jest uznanie, iż zwierzęta jako istoty żywe mają status podmiotu prawa i choć polskie przepisy prawa – nawet po uchwaleniu rzeczonej nowelizacji przez senat i podpisaniu przez prezydenta – nadal pozostawiać będą w tym zakresie dużo do życzenia, to jednak przyjęte regulacje stanowią znaczny krok w zabezpieczeniu interesów innych stworzeń żywych. A przecież Peter Singer już w 1975 r. w swoim Wyzwoleniu zwierząt przekonywał, że „zdolność doznawania cierpienia i przyjemności jest wstępnym warunkiem posiadania interesów, który musi być spełniony, abyśmy mogli sensownie o nich mówić”. Zwierzęta mają więc swoje interesy, bo odczuwają cierpienie. Skoro zaś odczuwają cierpienie, powinny mieć swoje prawa.
Groteskowe próby ośmieszenia przez niektórych polskich posłów samej idei ochrony praw człowieka nie zasługują w ogóle na komentowanie. Podobne wypowiedzi płynęły z parlamentarnych mównic również, kiedy przed wiekiem wprowadzano równouprawnienie kobiet. Także wówczas wielu smutnych ludzi – ludzi, którym przyzwyczajenie najwidoczniej zaślepiało władze rozumu – opowiadało niestworzone historyjki o rzekomej „nienaturalności” równouprawnienia kobiet. Jak wskazują Andrzej Elżanowski i Tomasz Pietrzykowski w swoim artykule Zwierzęta jako nieosobowe podmioty prawa („Forum Prawnicze”, Luty 2013), „status podmiotu prawa może mieć każdy byt, któremu prawo zarachowuje określone uprawnienia. Przesłanki takiego zachowania mogą mieć charakter moralny (…) bądź pragmatyczny (…). Na ogół zresztą w rachubę wchodzą zarówno względu moralne, jak i pragmatyczne”.
W nowelizacji ustawy ograniczono zakres tzw. uboju rytualnego, wykluczono cyrki za listy podmiotów posiadających prawo do sprowadzania zwierząt z zagranicy, przewidziano utworzenie rady ds. zwierząt (w jej skład mają wchodzić przedstawiciele m.in. organizacji pozarządowych, zajmujących się dobrostanem zwierząt), wprowadzono zakaz chowu zwierząt na futra oraz trzymania zwierząt domowych na uwięzi w sposób trwały. Dzięki tak brzmiącym przepisom podnosimy w Polsce dobrostan zwierząt i ograniczamy zakres samowoli człowieka w okrucieństwie, jakim się względem nich wykazywał. Karolina Kuszlewicz w Prawach zwierząt. Praktycznym przewodniku podkreśla, że „zwierzęta jako żywe, czujące istoty pozostają w ogromnym stopniu zależne od kształtu obowiązującego prawa”. Każda postępowa zmiana tych przepisów prawa musi być wprost nazywana sukcesem obrońców postępu i rozumu.
Wielu wsteczników usiłuje obśmiać postulat humanitarnego traktowania zwierząt jako absurdalną formę domagania się, aby zwierzęta były traktowane jak ludzie. Nic bardziej mylnego! Humanitarne traktowanie to jedynie przejaw budowania relacji człowieka z innymi istotami żywymi w duchu humanitaryzmu. Krzywdzenie zwierząt to w pierwszej kolejności samohumanizacja tych, którzy zwierzęta krzywdzą, szczególnie zaś, kiedy krzywda ta dokonuje się z powodu nieszczególnie mądrego – i przyznać muszę, że również kompletnie niezrozumiałego w swej istocie – pragnienia, aby swój status społeczny podbudowywać ubieraniem się w stroje będące efektem czystego okrucieństwa wobec zwierząt. Dariusz Gzyra w Dziękuję za świńskie oczy przekonuje, że „niewyobrażalnie wiele zwierząt potrzebuje pomocy. Przegrywa z człowiekiem – silniejszym, gdy chce krzywdzić, i zbyt słabym, kiedy nie potrafi pomóc”. Uchwalone przez sejm przepisy prawa to drobne zwycięstwo i przejaw pomocy niektórym zwierzętom, to jednocześnie forma zmniejszenia – acz oczywiście nie zlikwidowania – ilości okrucieństwa, jakiego doznają w Polsce niektóre zwierzęta.
Niektórzy politycy i publicyści zawzięcie utrzymują, że ochrona praw zwierząt poprzez ograniczenie niektórych form działalności człowieka, w tym prowadzenia przez niego działalności gospodarczej, to przejaw zagrażającego wolności interwencjonizmu państwowego. Czyżby jednak ci rzekomi obrońcy wolności zapomnieli o ideach klasyków liberalizmu, którzy wielokrotnie przypominali, iż wolności nie należy utożsamiać z samowolą? Czyżby przegapili w swoich lekturach te fragmenty tekstów Johna Locke’a, Davida Hume’a, Johna Stuarta Milla czy Friedricha Augusta von Hayeka, w których myśliciele ci podkreślali, iż wolność wymaga ograniczeń rozumu? Przyjęte nowe regulacje są w pewnym stopniu odpowiedzią na główny cel takich postaw jak weganizm czy wegetarianizm, który w książce Jak stworzyć wegański świat charakteryzował Tobias Leenaert, jakim powinno być „zmniejszenie cierpienia, śmierci i niesprawiedliwości ponoszonej przez zwierzęta”.
Jestem przekonany, że tak jak insynuowanie w dzisiejszych czasach, że prawa kobiet to lewacki wymysł, każdy rozumny człowiek zinterpretuje jedynie jako formę błazeńskiego kretynizmu, tak też ochrona zwierząt przed okrucieństwem będzie kiedyś standardem praw człowieka. Tak, standardem praw człowieka, bo to my, ludzie, mamy się samoograniczać, a zachowaniem własnym dawać dowód, iż w istocie jesteśmy wyrazicielami przyrodzonej godności osoby ludzkiej. To my, ludzie, mamy dawać wyraz swego człowieczeństwa w tym, jak zapanowujemy nad swoimi instynktami i samym sobie stawiamy granice. To my ludzie, podobno istoty rozumne, podejmujemy finalnie decyzje, czy zachowamy się względem innej istoty żywej w sposób okrutny, czy też w sposób empatyczny i humanitarny.