W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy północ Europy zmieniła swoje oblicze. Z niegdyś spokojnego, pozornie bezpiecznego peryferium starego kontynentu, przekształciła się w jeden z baczniej obserwowanych punktów na jego mapie. Jak można się domyślić za zmianą tą stoi nie kto inny, jaka Rosja, która postanowiła przypomnieć nam, marnym Europejczykom o swojej potędze.
Państwa skandynawskie, które znajdują się bezpośrednio w orbicie rosyjskich zainteresowań najdotkliwiej przekonują się o tym w ostatnim czasie, co oznacza agresywna polityka zagraniczna tegoż państwa. Nie tylko padają one ofiarami prowokacji, czy też ataków hackerskich, ale również o wiele bardziej bezpośrednich zagrożeń. Dobrym przykładem na tego typu działania są wydarzenia, które mają od niedawna miejsce w Szwecji.
Zdani na samych siebie
Podczas seminarium organizowanego przez sztokholmski Instytut Spraw Zagranicznych 7 listopada br. szwedzki Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych Sverker Göranson ogłosił chęć dalszego pogłębiania współpracy z zakresu bezpieczeństwa między Szwecją i Finlandią. Ma ono polegać m.in. na wejściu w życie porozumienia dot. współpracy między siłami morskimi obu państw w 2023 r. Projekt ten wzbudza sporo kontrowersji, ponieważ wydaje się, że jego realizacja będzie krokiem w tył wobec bardzo prawdopodobnego do niedawna scenariusza przystąpienia obu państw do NATO. Bez członkostwa Szwecji w Sojuszu jej perspektywy bezpieczeństwa wydają się dosyć wątpliwe. Coraz więcej ekspertów zwraca na to uwagę, co więcej poparcie społeczne wobec idei akcesji w ostatnim czasie znacząco wzrosło. Entuzjazm ów nie dziwi, bowiem ostatnie działania Rosjan w obszarze basenu Morza Batyckiego niepokoją niemal wszystkie państwa regionu. Obawy te nie są także obce graniczącej z Rosją Finlandii, która od wielu miesięcy nie ma pomysłu na to jak poradzić sobie np. z ciągłym naruszaniem fińskiej granicy powietrznej przez rosyjskie jednostki(link). Czy zatem Finlandia jest dobrym partnerem w zakresie bezpieczeństwa dla Szwecji? Oba państwa określają się mianem bezaliansowych, tj. dobrowolnie pozostających poza sojuszami obronno-wojskowymi, co ma istotny wpływ na ich wybory polityczne, jak również ich sytuację na arenie międzynarodowej. Często, jako te pozostające w mniejszości muszą się wzajemnie wspierać i reprezentować wspólne stanowisko w wielu kwestiach politycznych, o których debatuje się na arenie międzynarodowej. Tym razem wyzwanie rzucone im przez Rosję jest dużo bardziej skomplikowane, ponieważ muszą one połączyć interesy trzech stron, reprezentujących odmienne interesy. Swoje, rosyjskie i natowskie, ze szczególnym naciskiem na dwa ostatnie. Okoliczności w jakich przyszło im stawiać czoło temu sprawdzianowi są mało sprzyjające, przecież żadna ze stron nie chce stracić.
Polowanie na czerwony październik 2
Porównanie sytuacji, która miała miejsce pod koniec października na wodach Archipelagu Sztokholmskiego do fabuł powieści Toma Clancy’ego i filmu z początku lat 90. nie jest pozbawione sensu. W obu przypadkach mieliśmy do czynienia z poszukiwaniem tajemniczej łodzi podwodnej znajdującej się na niewłaściwych wodach, istotną rolę ogrywał w nich czas oraz niepewne plany załogi. Na szczęście scenariusz nam współczesny okazał się mieć nieco mniej dramatyczny przebieg.
19 października dowództwo Szwedzkich Siły Zbrojnych poinformowało opinie publiczną o podejrzeniach dotyczących podwodnej aktywności innych państw, która miała miejsce w ostatnich dniach w obrębie Archipelagu Sztokholmskiego. Miały na to wskazywać przede wszystkim zeznania bezpośrednich świadków, a nawet uwiecznienie na zdjęciu przez jednego z nich niezidentyfikowanego obiektu wynurzającego się z wody. Poszukiwania rozpoczęły się 17 października i trwały ponad tydzień. Były one, jak się później okazało największą akcją tego typu prowadzoną na szwedzkich wodach od czasów zimnej wojny. Wydaje się, że Szwedom przypomniał się wówczas pewien znany incydent z początku lat 80., kiedy to sowiecka łódź podwodna utknęła na mieliźnie w okolicach Karlskrony, na wschodzie kraju. Sytuacja, jaka się wówczas wywiązała była dosyć nieciekawa i kosztowała Szwedów wiele nerwów.
Kiedy zatem pojawiły się pierwsze doniesienia o niezidentyfikowanym obiekcie nawiedzającym szwedzkie wody terytorialne przez kraj przetoczyła się fala paniki. Mimo, że nic na to bezpośrednio nie wskazywało pierwsze podejrzenia padły na Rosjan, którzy od kilku lat prowadzą nie do końca jasną politykę wobec Sztokholmu. Nie tylko regularnie naruszają oni szwedzką przestrzeń powietrzną oraz morską, ale również przeprowadzają ćwiczenia wojskowe symulujące m.in. atak na Sztokholm. W jednej z ostatnich wypowiedzi szwedzcy wojskowi zauważyli, że incydenty takie miały miejsce już wielokrotnie w przeszłości, lecz nie zezwalano na ich nagłaśnianie.
Rosjanie nie pozostali dłużni wobec szwedzkich oskarżeń, wyrażając duże zaskoczenie oraz zapewniając że ich jednostki zajęte są realizowaniem innych, w domyśle ważniejszych zadań na oceanach. Nie omieszkali również oskarżyć Szwedów o eskalowanie napięcia w regionie i zagrażanie wolności żeglugi w obrębie basenu Morza Bałtyckiego.
Co z tą Szwecją?
Pierwsze pytanie jakie pojawia się w głowie po zapoznaniu z tematem brzmi, dlaczego Szwecja? Wydawać by się mogło, że nie jest to państwo o strategicznym znaczeniu dla Rosji, nie należy ono do tzw. bliskiej zagranicy, ani nie dzieli z nią bezpośrednio granicy. Powodów niemniej jest kilka. Po pierwsze, położenie geopolityczne. Szwecja nie tylko zajmuje dużą części Półwyspu Skandynawskiego znajdującego się na dalekiej północy, odgrywającej coraz większą rolę w strategii międzynarodowej Rosji, ale również jej przestrzeń powietrzna jest kluczowa dla działań wojskowych prowadzonych przez NATO w obrębie Morza Bałtyckiego. W tym kontekście szczególnie ważnym jest niedopuszczenie do przejścia Szwecji na stronę „wroga”, a zatem uniemożliwienie jej dalszego zacieśniania stosunków z NATO. Wystarczająco niepokojącym było podpisanie przez Szwecję i Finlandię we wrześniu 2014 r. porozumienia Host Nation Support (HNS), uprawniającego je zarówno do udzielania, jak i otrzymywania pomocy ze strony państw członkowskich w sytuacjach kryzysowych. Kolejne działania rosyjskie miały nie dopuścić do dalszego, korzystnego rozwoju relacji. Można zatem uznać czynnik niejednoznacznych stosunków z Sojuszem za kolejny powód do rosyjskiej „interwencji”. Trzeci aspekt to bez wątpienia kwestia tracącej na popularności i aktualności doktryny bezaliansowności. Debaty na temat tego, czy ma ona współcześnie jakikolwiek sens wydają się nie mieć końca. Nie przynoszą one jednak żadnych jednoznacznych konkluzji. Doktryna ta jest co prawda realizowana przez kilka europejskich państw, lecz jak pokazują najnowsze wydarzenia nie dawałaby ona najmniejszych szans w starciu z uzbrojonym po zęby wrogiem. Druzgoczący dla szwedzkich sił zbrojnych raport przedstawiony pod koniec 2013 r. przez szwedzką izbę kontroli zawierał konkluzję dot. znaczących braków w wyposażeniu i zdolnościach obronnych kraju oraz ogromne niedofinansowanie sfery obronnej. Sam Sverker Göranson w jednej ze swoich wypowiedzi ze stycznia 2013 r. stwierdził, że w razie ataku z zewnątrz Szwecja byłaby w stanie bronić się przez zaledwie tydzień. Bez pomocy z zewnątrz najzwyczajniej w świecie nie dałaby rady.
Rosyjskie muskuły
Raport z poszukiwań nieznanego obiektu stacjonującego na wodach Archipelagu Sztokholmskim nie przyniósł oczekiwanych rezultatów. Nie ustalono ani konkretnego celu pojawienie się jednostki, ani jej położenia, spekulacje jednak nie ustały. Przyjmuje się, że prowadziła ona misje rozpoznawczą i była stosunkowo niewielkich rozmiarów. Ostatni raz tego typu obiekty pojawiły sie na szwedzkich wodach w latach 80. i 90. Nie jest do końca jasne dlaczego doszło do jej częściowego wynurzenia, mogło to zarówno wynikać z awarii lub mniejszej usterki, jak również być w pełni celowym działaniem. Jeżeli potwierdziłyby się przypuszczenia większości obserwatorów i odpowiedzialną za powyższe incydenty okazałaby się Rosja, to działania w basenie Bałtyku wpisywałyby się idealnie w jej najnowszą strategię prężenia muskułów. Moskwa za wszelka cenę chce pokazać zarówno Szwecji, jak i innym państwom regionu jak istotną role na arenie międzynarodowej odgrywa i jak mało przejmuje się bliskością Sojuszu. Dodatkowo działania na Archipelagu Sztokholmskim dobitnie pokazały jak słaba militarnie jest Szwecja i jak bardzo nieudolne były wprowadzane przez nią w ostatnich latach rozwiązania z zakresu bezpieczeństwa i obronności.
Konsekwencje incydentu z łodzią podwodną są dosyć niejednoznaczne. Z jednej strony nowa koalicja rządowa Socjaldemokratów i Zielonych, ze Stefanem Löfvenem na czele zadeklarowała zwiększenie nakładów na obronność i zwiększoną współpracę międzynarodową, z drugiej jednak zdecydowanie zaprzeczyła planom akcesji do NATO. Postawiono na dalszy rozwój współpracy w zakresie bezpieczeństwa w ramach Unii Europejskiej i regionu nordyckiego. Pytanie o skuteczność tych rozwiązań pozostaje otwarte. Niekwestionowanym zwycięzcą ostatniego rozdania jest natomiast Rosja. Nie tylko po raz kolejny ukazała słabość Szwecji oraz szerzej Unii Europejskiej, ale również w pełni unaoczniła skuteczność swoich działań.
Wniosek jest jeden i nie pozostawia zbyt wielu złudzeń. Na północy Europy nie dzieje się dobrze, zarówno Szwedom, jak i Finom brakuje pomysłu na to co dalej. Brakuje też liderów, mogących zainicjować zmiany. Działania rosyjskie mogą być bezsprzecznie uznane za za zimny prysznic dla obu z tych państw, pytanie tylko jak dużo wody należy jeszcze przelać, aby w końcu wymusiło to na nich bardziej zdecydowane działania. Nie pozostaje więc nic innego, jak tylko życzyć Nordykom cierpliwości, ponieważ wydaje się, że ostatnie działania Moskwy są jedynie zapowiedzią niespokojnych czasów jakie czekają Europę północną w najbliższym czasie.