Szwajcaria nie jest w żadnej mierze klasycznym państwem liberalnym – tj. takim, w którym rząd odpowiada jedynie, albo przynajmniej głównie, za bezpieczeństwo i wymierzanie sprawiedliwości – ale na tle innych krajów europejskich jest jej zdecydowanie do tego ideału najbliżej (pomijając księstwa Liechtenstein i Monako).
W dużej mierze jest to zasługa szwajcarskiej decentralizacji, która z kolei sama w sobie nie jest kwestią wrodzonej genialności Szwajcarów, lecz wynikiem wypadków historycznych. Jeśli chodzi o mentalność Szwajcarów, to tym na wschód od linii Brünig-Napf-Reuss jest bliżej do chrześcijańsko-narodowo-agrarnych partii na wzór tradycyjnych partii ludowych (tyle, że są o wiele bardziej antysocjalistyczni i dość mocno utożsamiają się ze swoimi kantonami i gminami), a tym na na zachód jest zdecydowanie bliżej do europejskiej socjaldemokracji (gdzie prym wiedzie kanton Neuchâtel, który zarówno ma najwyższe podatki i najwyższe zasiłki w Szwajcarii, jak i ma najwięcej rozwodów i innych patologii rodzinnych – cóż za zaskakująca koincydencja!) W Szwajcarii, zwłaszcza francuskojęzycznej, co zaskakujące z uwagi na ich opozycję względem międzynarodowej centralizacji i tradycyjnie przywiązane do polityki neutralności, zdarza się, że tu i ówdzie powiewa flaga Unii Europejskiej. Nawet na budynkach gminnych!
Wyjątkiem od linii Brünig-Napf-Reuss jest północnowschodnia część Szwajcarii, gdzie miasta mają tendencje do lewicowania, a wieś jest konserwatywna oraz włoskojęzyczny kanton Ticino, który generalnie jest konserwatywno-liberalny i bliżej mu to prawicowego rdzenia: Schwyz, St. Gallen, Zug, Zürich. Zasadniczo liberalny jest kanton Zug, mały, rolniczy i katolicki raj podatkowy, w którym od 40 lat, niezależnie od tego która partia rządziła, władze kantonalne nie podniosły podatków ani razu (i którego stolica – miasto Zug – jest pierwszym miastem na świecie, w którym za lokalne podatki i usługi komunalne można płacić bitcoinami).
Cała przewaga Szwajcarii nad innym krajami polega na tym, że historyczne wypadki zmusiły ją do radykalnej decentralizacji, która sprzyja instytucjalnej i lokalizacyjnej konkurencji; wzmacniając dobre rozwiązania i niszcząc złe. (Ten sam zresztą mechanizm był przyczyną tzw. „Miasta-państwa”. W dużym skrócie: łamanie praw własności, przy względnie wysokiej mobilności, prowadzi do przenoszenia się kapitału, przedsiębiorców i pracowników do sąsiednich krajów. Możliwość „wyjścia” z systemu politycznego, ułatwiana przez geograficzną jednorodność i przede wszystkim podobieństwo kulturowe, jest czynnikiem przekształcającym państwo w liberalnego stróża nocnego.)
Od czasu wyłonienia się szwajcarskich miast w Świętym Cesarstwie Rzymskim (Państwie wschodniofrankijskim) i Królestwie Górnej Burgundii do utworzenia szwajcarskiej federacji w 1848 r. – po zajęciu przez Napoleona Szwajcarii (niech go piekło pochłonie), a następnie wojnie domowej – każdy kanton był suwerennym państwem, ze swoim wojskiem, kontrolą graniczną, polityką zagraniczną i walutą. Po utworzeniu federacji suwerenność kantonów została uszczuplona.
Niemniej nadal każdy kanton ma swoją konstytucję, legislaturę (zwykle jednoizbowy parlament, od 38 do 200 posłów w zależności od kantonu), rząd oraz sądy. W kilku kantonach legislatura to zgromadzenie ludowe (Landsgemeinden). Rząd kantonu zwykle składa się z 5-7 ministrów. Konstytucja federalna określa, iż kantony są suwerenne do stopnia w którym nie koliduje to z prawem federalnym. Oznacza to również, że kantony są odpowiedzialne za wszystkie dziedziny, które konstytucja nie przewidziała jako jedyna prerogatywa rządu centralnego: czyli kantony odpowiadają za podatki, policję, sądy, służbę zdrowia, opiekę społeczną, edukację, itd. Konstytucje kantonów określają z kolei autonomię gmin, która także w większości wypadków jest znaczna: np. prawo nakładania podatków gminnych i praw lokalnych nie kolidujących z prawem kantonalnym i federalnym.
Różnice między ustrojem Szwajcarii a scentralizowanymi modelami innych państw europejskich są dość brzemienne w skutki gospodarcze i społeczne. Gdy w większości krajów europejskich nadchodzi recesja i z fizycznej konieczności rządy wprowadzają politykę cięć wydatków, wszelkie irracjonalne (innego zresztą nie ma) lewactwo oponuje przeciwko fizyczności świata i nieubłagalnym prawom ekonomicznym kurczącego się budżetu państwa, sądząc zapewne, że politycy zdaje się schowali kasę w swoich skarpetach, albo za słabo się starają, bo nie obrabowali wystarczająco destrukcyjnie bogatych czy też nie znaleźli jeszcze leprikona po drugiej stronie tęczy.
Tak czy siak, pomijając ekonomiczną głupotę lewicy, w czasach recesji wszyscy oczekują wzrostu bezrobocia i wyhamowania wzrostu, a nawet kurczenia się pensji i premii. Zwykle w takich sytuacjach poprawa na rynku pracy ciągnie się dość długo, nawet gdy już recesja mija i gospodarka zaczyna rosnąć. W ostatnich dwóch dekadach w Europie dokonała się mała rewolucja gospodarcza, gdyż bezrobocie stało się chroniczne, a nie cykliczne – szczególnie we Francji, która ma najgłupsze i najbardziej destrukcyjne regulacje rynku pracy w śwecie cywilizowanym.
Szwajcaria jest w tym wypadku dość specyficznym wyjątkiem. Jej bezrobocie przed ostatnim kryzysem wynosiło 2,8%, w czasie kryzysu wynosiło 4,2%, a po kryzysie spadło dość szybko do około 3,4% i od tamtej pory waha się cyklicznie między 2,8% a 3,5%. Odbyło się to względnie szybko i przy najwyżej w Europie, destrukcyjnej rzekomo, deflacji. (Dla porównania wskaźniki bezrobocia [wskaźniki ekonomicznej hańby]: Grecja – 24,5%, Hiszpania – 21,4%, Chorwacja – 17,9%, Cypr – 15,8%, Portugalia – 12,4%, Słowenia – 11,7%, Włochy – 11,3%, Austria, Francja, Słowacja – 10,6%, Bułgaria – 10%, Polska – 7,5%.)
Jeśli pojedziecie do Zurichu i zapytacie dlaczego tak mało jest bezrobotnych u nich, to jest spora szansa, że dowiecie się, że „firmy zatrudniają, bo zatrudnienie kogoś jest względnie tanie i łatwe”. Jest to paradoks, który nie występuje we wszystkich innych eurpejskich krajach. Wynika on z faktu, że państwo szwajcarskie swoimi regulacjami nie powoduje tak wielu szkód na rynku pracy, jak inne państwa europejskie.
Powszechną zmorą europejskich krajów postępowych jest rosnąca liczba dzieci wychowywanych w niepełnych rodzinach. W Wielkiej Brytanii, dla przykładu, 45% dzieci rodzi się poza małżeństwami. We Francji, krajach skandynawskich i wschodnich części Niemiec (post-NRD) ten wskażnik wynosi między 60% a 80%. W Szwajcarii jest to natomiast zaledwie 16% – reszta Europy była na podobnym poziomie 25-30 lat temu.
Duży wpływ na te dobre wyniki ma decentralizacja polityki społecznej. Co się dzieje gdy jesteś samotną matką wychowującą dziecko w Szwajcarii i nie masz dokąd iść? Nie ma na to pytanie odpowiedzi na szczeblu federalnym, ponieważ rząd centralny się tym nie zajmuje. Nie zajmuje się tym nawet kanton, gdzie skupia się większość władzy w tych i wielu innych kwestiach! Zajmuje się tym gmina – a jest ich w Szwajcarii 2900 i ich populacje mają od 30 na wsiach do nawet 10 tyś mieszkańców w dużych miastach (większość jednak to wioski i małe miasteczka).
Przedstawiciele lokalnej gminy przyjdą zbadać sprawę i podejmą decyzję co z taką matką zrobić w zależności od jej indywidualnej sytuacji. Rzecz jasna, najpierw gmina spróbuje zmusić ojca do płacenia alimentów na utrzymanie matki i dziecka. Jeśli to nie jest możliwe, do pomocy będzie zobowiązana rodzina matki. Jeśli wszystkie inne metody zawiodą, w ostateczności otrzyma zasiłek od gminy.
Większość współmieszkańców jest świadoma, że utrzymuje budżet gminy i jest świadoma kto i dlaczego pobiera od gminy zasiłek. Można sobie wyobrazić, że nie będą zachwyceni, gdy dowiedzą się, że zasiłek został przyznany osobie, która nie powinna była go dostać. Dość silny w takim wypadku jest wywierany lokalny nacisk społeczny, aby matka znalazła sobie partnera, a ojciec płacił alimenty jeśli nie chce żyć z nią. Wstyd odgrywa ogromną rolę w motywowaniu tych matek, aby nie brały zasiłków i nie żyły samotnie. Mijasz codziennie sąsiadów, którzy wiedzą, że oni łożą na utrzymanie ciebie i twojego dziecka. Jest to system znacznie skuteczniejszy niż europejski, socjaldemokratyczny, bezosobowy system „praw”, który utrzymuje i zachęca samotne matki z dziećmi do przyzwyczajenia się do życia na zasiłku. W skali dużego kraju, gdy wszystko jest scentralizowane w budżecie centralnym, nikt nie wie na kogo łoży i wszystkim wydaje się, że samotne matki dostają pieniądze, które politycy biorą od leprikona, więc nawet solidarnie sympatyzują z postulatami zwiększania pomocy społecznej dla samotnych matek, nieświadomie pogłębiając tę patologię.
Wszystkie zasiłki działają podobnie w Szwajcarii. Dla przykładu, gdy stracisz pracę, przez jakiś czas dostajesz szczodry zasiłek od rządu kantonalnego, ale po upływie wyznaczonego terminu sprawa zostaje przekazana gminie, która następnie podejmuje decyzje, co dalej z takim delikwentem zrobić. Jeśli pracujesz „na czarno”, to możesz być pewny, że ktoś z twojej gminy cię nakryje i zasiłek zostanie ci odebrany. Dlatego też Szwajcaria ma wskaźnik zatrudnienia mężczyzn drugi najwyższy ze wszystkich krajów OECD i najniższą szarą strefę ze wszystkich krajów OECD (8.6% PKB – dla porównania w Polsce w 2004 roku szara strefa wynosiła 19% PKB, następnie malała, ale od czasu kryzysu gospodarczego w 2008 roku utrzymuje się na poziomie zbliżonym do 13% PKB).
Szwajcaria ma zdecydowanie najlepszy system opieki zdrowotnej na świecie. Nie jest to oczywiście ideał – całkowicie wolny rynek – ale w porównaniu do reszty jest o niebo lepiej. Nie ma państwowego monopolu służby zdrowia. Każdy obywatel zmuszony jest do wykupienia sobie ubezpieczenia zdrowotnego w pewnym, określonym przez prawo federalne standardzie w jednej z licencjonowanych przez rząd federalny firm ubezpieczeniowych. Ubezpiecznia są dość zróżnicowane, tak aby spełniały lepiej potrzeby różnych typów zawodów – górnik potrzebuje czegoś innego niż policjant czy informatyk. Można też wykupić ubezpieczenie w ubezpieczalni spółdzielczej (niektóre z nich należą do związków zawodowych). Istnieje zatem – nie zupełnie swobodna, ale jednak – konkurencja między ubezpieczycielami, która zmusza je do dostarczania najlepszych usług w możliwie najniższej cenie. Podobnie ubezpieczyciele wybierają sobie z którymi szpitalami i lekarzami chcą współpracować i dzięki temu istnieje konkurencja między szpitalami i lekarzami, która podnosi jakość ich usług i obniża koszta. Biedni z kolei otrzymują dopłaty od gminy, które umożliwają im wykupienie ubezpieczenia.
Statystycznie można dostrzec, że szwajcarski system jest lepszy niż wszystkie inne europejskie systemy. Szwajcaria ma więcej lekarzy per capita, bardziej zaawansowane urządzenia diagnostyczne, lepsze wyniki w leczeniu raka, itd. W Szwajcarii istnieje także niewiele barier wejścia na rynek usług medycznych i ubezpieczeniowych dla pracowników i kapitału. Jedyną wadą tego systemu jest to, że nie jest to zupełny wolny rynek – dzięki temu, że każdy jest leczony nie płacąc za to bezpośrednio (a ci którzy otrzymuja dopłaty – w ogóle nie płacąc), a usługi są na bardzo wysokim poziomie i są łatwo dostępne, ludzie mają tendencję do nadużywania ich. Koszta w ostatnich latach rosły dość znacznie w szwajcarskiej służbie zdrowia (podobnie zresztą we wszystkich innych). Wolny rynek zlikwidowałby te wady, zmuszają ludzi do jeszcze racjonalniejszego gospodarowania, ale cóż, trudno o ideał – w dzisiejszym świecie model szwajcarski to prawdopodobnie najlepsza rzecz jaką liberałowie w innych krajach mogą osiągnąć.
Szwajcarskie szkolnictwo także plasuje się w czołówce OECD (na pierwszym miejscu jest kolejny liberalny raj, w którym ponad 90% szkół jest prywatnych – Hong Kong). To także ma sporo wspólnego z lokalną, oddolną kontrolą. Szkoły podstawowe są zarządzane przez małe gminy, a szkoły średnie i uniwersytety przez kantony. Oznacza to, że istnieją wioski, gdzie odpowiedzialni za zarządzanie szkołami podstawowymi urzędnicy znają osobiście dyrektora, nauczycieli i wielu pośród uczniów (zwłaszcza tych „trudnych”). Dzięki temu, że biurokracja jest „na miejscu”, jest ona znacznie mniej marnotrawna i w znacznie większym stopniu odpowiada przez rodzicami.
Jednak najgenialniejszą rzeczą w szwajcarskim systemie edukacji jest ich kształcenie zawodowe. Wszyscy przywykliśmy do bredzenia humanistycznych profesorów, dziennikarzyn i polityków, że sukces gospodarczy zależy od edukacji uniwersyteckiej młodzieży – im więcej, tym lepiej. Porównanie Szwajcarii i Polski pokazuje, że to kłamstwo (jak to zwykle bywa, motywowane ignorancją ogółu społeczeństwa i interesem humanistycznego lobbyingu). Tylko 24% młodych ludzi udaje się na uniwersytet w Szwajcarii! Dla porównainia – w Polsce 39%. I jednocześnie Szwajcaria jest w stanie zapewnić swojej młodzieży znacznie mniejsze bezrobocie, lepszą karierę i wyższe zarobki niż reszta Europy. Edukacja jest przymusowa tylko do 15 roku życia (zresztą ten limit też nie ma praktycznego sensu, jak dowodzi Rothbard), jednak większość kontynuuje naukę dobrowolnie ponieważ szkoły średnie i uniwersytety są dobrej jakości. Gdyby nie były, to ludzie nie marnowaliby na nie czasu i pieniędzy.
76% młodzieży nie idzie na studia, a zamiast tego podejmuje kształcenie zawodowe. Nie ma to nic wspólnego z polskimi zawodówkami – które zasadniczo są odmianą szkół średnich z najnędzniejszymi kadrami nauczycielskimi w tym kraju. W Szwajcarii szkolenie obejmuje 1,5 dnia na tydzień edukacji w ławach szkolnych, a reszta tygodnia w prywatnej firmie. I to naprawdę przygotowuje ludzi, wyrabiając w nich nie tylko umiejętności, ale przede wszystkim postawę: cechy charakteru i sposób myślenia, które są konieczne do zbudowania sensownej kariery. Efekt jest taki, że bezrobocie młodych w Szwajcarii wynosi 4,5%, a w większości krajów zachodnich ze znacznie wyższym wskaźnikiem młodzieży na unwiersytetach, bezrobocie to wynosi od 20% do 50% (Grecja – 52%, Francja – 25%, średnia UE – 22%, średnia strefy euro 23%, Polska – 22%).
Francja, która ma najwyższy wskaźnik młodzieży na studiach (około połowa uczniów wybiera się na studia), jednocześnie ma 25% bezrobocie wśród absolwentów! Co to mówi o europejskich uniwersytetach? O europejskich profesorach? Jedno jest pewne – nie słuchajcie co profesorowie mają do powiedzenia o karierze na realnym rynku pracy, lepiej jest posłuchać stolarza albo spawacza. Można zasadnie twierdzić, że problem ogromnego bezrobocia wśród młodzieży w Europie w dużej mierze rozwiązanoby zamykając państwowe uniwersytety (alternatywnym rozwiązaniem jest zmniejszenie opodatkowania pracy i regulacji zatrudnienia).
Państwo opiekuńcze to plaga cywilizacji. Nie inaczej jest ze szwajcarskim państwem opiekuńczym, które stopniowo się centralizuje i pochłania coraz więcej zasobów wytwarzanych przez obywateli, ograniczając jednocześnie różnorodność i sferę wolnego wyboru. Niemniej dzięki, odziedziczonej po burzliwej historii, politycznej i gospodarczej decentralizacji, państwo to działa znacznie sprawniej niż europejscy sąsiedzi. Wyciągnijmy z tego chociaż utylitarne, pragmatyczne wnioski, nawet jeśli nie chcemy wyciągnąć filozoficznych – liberalnych wniosków. Wolność jest zawsze lepsza i skuteczniejsza (i oczywiście moralniejsza) od niewoli, ale jeśli już musimy mieć socjaldemokratyczną niewolę, to przynajmniej miejmy tę szwajcarską, mniej uciążliwą.