Powaga i profesjonalizm
Po pierwsze opozycja musi zacząć walczyć o swoją powagę. PiSowska machina propagandowa jest najskuteczniejsza wtedy, gdy z łatwością wskazuje na poszczególnych polityków opozycji jak na niepoważnych chłopców czy dziewczynki w krótkich spodenkach. Oczywiście politycy opozycji świetnie ułatwiają ten spektakl. Wizerunek strzelającego non stop lapsusy merytoryczne i językowe, zapatrzonego tylko w siebie Ryszarda Petru jest tutaj klasycznym przykładem. Ale to nie jedyny taki przypadek. Posłanka PO Alicja Chybicka tłumaczy się z głosowanie w sprawie projektu „Ratujmy Kobiety” twierdząc, że nie wiedziała, że jej głos może coś znaczyć! Naprawdę drodzy politycy milczenie często jest złotem. Mateusz Kijowski miał tupet stawać na czele ogromnego ruchu opozycyjnego, lekceważąc abecadło w kwestii prowadzenia finansów takiej organizacji i swoich własnych jednocześnie. Drugą stroną tego samego medalu są niepoważne happeningi osób, które mają pretendować do reprezentowania powagi opozycji. Mam tu na myśli Jana Rulewskiego w pasiakach czy innych maskach w Senacie RP albo Władysława Frasyniuka – człowieka, którego ogromnie cenię, cieszącego się z faktu, że policja wynosi go z demonstracji. Drodzy politycy otwórzcie oczy – to nie działa. PiS przykrywa Waszymi lapsusami niszczenie demokratycznego ustroju naszego kraju! Drodzy politycy nie musicie być codziennie w dziesięciu programach medialnych, co nie daje Wam nawet minimum czasu na zastanowienie o czym chcecie mówić. Kto zarządza Waszymi medialnymi przekazami partyjnymi? Czy widzicie, aby liderzy PiS nie wychodzili ze stacji telewizyjnych? Tam jest głęboko przemyślana strategia komunikacyjna, wszystkie ruchy planowane są do przodu. A jeśli dochodzi już do wywiadu lub przemówienia jest on prowadzony zwykle na warunkach dyktowanych przez czołowych polityków partii rządzących. Politycy PiS opanowali cenną sztukę milczenia w wielu sprawach jak grób i unikania dziennikarzy.
Przestańmy mówić o PiS
W zasadzie wszyscy znaczący politycy opozycji wpadli w niebezpieczną pułapkę mówienia w przestrzeni publicznej tylko o PiS i jego działaniach. To był z jednej strony naturalny odruch oburzenia na wiele skandalicznych ruchów partii rządzącej. Trudno było milczeć oczywiście – ale protest nie może wyczerpywać opozycyjnych aktywności. Nie oszukujmy się też, że była to też najłatwiejsza i najmniej intelektualnie wymagająca droga medialnej obecności – po prostu krytykować. W pułapce tkwią również wiodący dziennikarze mediów liberalnych czy lewicowych. Problem polega na tym, że ta strategia nie działa. Ułudę czegoś odwrotnego dają Wam facebookowe lajki od grona najbardziej gorącej części zwolenników opozycji. Ale w ten sposób nie przekonuje się nikogo do siebie, spośród tzw. „normalnych ludzi” – którzy mają różne poglądy ale generalnie są od polityki dalej. A to oni decydują o wyniku wyborów. PiS oferuje wiele programowych rozwiązań, można się z nimi zgadzać lub głęboko je odrzucać. Ale to one ustawiają zarówno agendę debaty publicznej, jak i dają wyborcom drogowskazy. Grzegorz Schetyna świadomie natomiast schował agendę Platformy Obywatelskiej pod dywan, obawiając się ataków na jej założenia. Dziś już widać, że PiS-u nie da się przeczekać, że ta strategia była błędem. Trzeba dawać ludziom argumenty do popierania siebie, z racji na swoje własne działania i swoje własne projekty. Wystarczy z resztą, że PO zerknie do własnych szeregów, gdzie np. bardzo pro aktywna, oferująca własną agendę, a wycofana względem krytyki PiS – strategia prezydent Łodzi Hanny Zdanowskiej przynosi dobre rezultaty.
Fałszywy mit zjednoczonej opozycji
Problem z agendą Platformy wynika jednocześnie ze strukturalnie błędnego osadzenia tej partii na liniach podziałów ideowych społeczeństwa. PO zbudowana została przez Donalda Tuska jako partia nieokreślonego centrum, można by rzec konserwatywno – liberalno – socjalna. Czyli programowo w swojej masie absolutnie nijaka, natomiast silnie antyPiSowska, sprzeciwiająca się prawicowej rewolucji ustrojowej. Przez jakiś czas ta konstrukcja działała, budując jednak rosnące patologie na polskiej scenie politycznej. PO stała się partią w zasadzie programowo niesterowalną, jednocześnie tak wielonurtową i silną, że skutecznie blokowała inne anty-PiSowskie inicjatywy zarówno po stronie konserwatywnej jak i lewicowej. Jak by tego było mało budujący alternatywę dla PO, ale de facto niezdarnie naśladujący Tuska, Ryszard Petru powtórzył ten grzech budując zespół parlamentarny Nowoczesnej, wpuszczając do niego, zupełnie niezgodnie z oczekiwaniami swojego elektoratu, nad-reprezentację konserwatystów. Petru chciał stworzyć PO-BIS, w oparciu o inne wybory personalne, niezauważając, że ten model ideowy partii właśnie się wyczerpał.
Nawoływanie do stworzenia jednej antyPiSkowskiej listy opozycyjnej, to tylko zagrożenie pogłębienia opisanego powyżej stanu rzeczy. Fantastycznie pokazała to sytuacji ze sprawą inicjatywy Ratujmy Kobiety. Nie można jednocześnie być za liberalizacją przepisów regulujących aborcję i przeciw nim. A takich spraw programowych, którymi różnią się antyPiSowscy konserwatyści, od lewicujących liberałów jest po prostu mnóstwo. Wszystkie te grupy powinny wspólnie bronić ustroju Polski, być może zawierać taktycznie koalicje rządowe w sprawach strategicznych, wspólnie bronić polskiej obecności w Europie, ale nie w ramach jednej partii i udawania że reprezentują tego samego wyborcę. To jedynie demotywuje poszczególnych wyborców, którzy oczekują, że będą mieli choć zbliżoną reprezentację swoich poglądów.
Nowy podział opozycji musi powstać na gruncie idei połączonej z pragmatyzmem, który musi cechować osoby, które chciałaby zajmować się polityką. Wiele wskazuje na to, że czas aby spora grupa osób z tym zawodem się po prostu pożegnała. Żeby skutecznie walczyć z PiS opozycja potrzebuje silnej, centrowej, proeuropejskiej, konserwatywnej partii chadeckiej – która będzie rywalizować o polityczne centrum z PiS. Polskiego CDU/CSU. Partii która nie będzie się musiała tłumaczyć dlaczego nie chce małżeństw gejowskich albo nie po drodze jej z takimi projektem jak Ratujmy kobiety i nie będzie atakowana za to przez własny elektorat. Partii która odbije z rąk populistycznych szkodników pojęcia racji stanu czy patriotyzmu, która będzie odbudowywać szacunek do konserwatywnej przecież idei rządów prawa. Z drugiej strony musi powstać jednolita, zjednoczona partia socjalliberalna przemawiająca do zwolenników społeczeństwa otwartego, również proeuropejska, która zaproponuje nowy konkurencyjny program nowej umowy społecznej. Nowa umowa społeczna powinna być kompromisem między liberałami i lewicą, która pogodzi nowe, potencjalnie wbrew pozorom wcale nie tak drogie niektóre programy redystrybucyjne z deregulacją wielu obszarów gospodarki.
Między tymi dwiema silnymi formacjami opozycyjnymi powinien być jasny spór programowy, który w długim okresie czasu będzie miał szanse wypychać PiS z ekranów naszych telewizorów, tematów debat i przedmiotów rozmów. To czego Jarosław Kaczyński obawia się najbardziej, to że przestaniemy o nim mówić, że przestanie być głównym podmiotem agendy politycznej w Polsce. To jedyna droga, aby PiS wrócił tam gdzie jego miejsce czyli skrajnej partii popieranej przez 10% nacjonalistów i słuchaczy Radia Maryja.
Jak chcesz się bawić w piaskownicy wyjdź z polityki
Taka konstrukcja polityczna nie powstanie sama. Musiałaby być wynikiem głębokiej refleksji polityków opozycji i wielkiego pragmatyzmu politycznego, wzniesienia się ponad osobiste uczucia. Problem polega na tym, że dziś i to natychmiast wymaga tego polska racja stanu. Jeśli do tego nie dojdzie, PiS zmieni w końcu Konstytucję RP, zagwarantuje sobie trwałą przewagę systemową – a poszczególnie politycy opozycji będą mogli cieszyć się do końca życia z pozycji liderów swoich 3 – 5 procentowych nic nie znaczących partyjek. To jest szczególne wyzwanie przed lewicą – to dziś jej ogromna odpowiedzialność, odpowiedzialność za Polskę. Czas przestać traktować politykę i partie polityczne jak prywatne folwarki ala Petru lub Palikot, sekciarskie spółdzielnie jak Razem lub organizacje tylko dla „naszych” jak SLD. Polityka jest sztuką pragmatyzmu, celem polityki powinno być zawsze zdobywanie władzy w państwie. Władzę w partii politycznej, która z natury rzeczy powinna mieć charakter możliwe masowy, zdobywa się w demokratycznych wyborach, a nie poprzez idiotyczne „obsikiwanie” terenu i żałosne dodawanie własnego nazwiska do nazwy partii (jakie to ukraińskie) czy faktycznego radykalnego ograniczania możliwości członkostwa. Jeśli partia ma być sukcesem na miarę dojrzałych demokracji, ma być instytucją trwałą, na pokolenia. Bycie politykiem to sztuka odnajdywania się również w roli trybiku w maszynie i służbie państwu, gdzie ambicje trzeba trzymać na wodzy. A jeśli ktoś tego nie rozumie albo charakterologicznie nie jest w stanie zaakceptować – powinien natychmiast z polityki odejść. Jest mnóstwo pól do samorealizacji, gdzie na swoim poletku można posiadać pełnię władzy, również działania w przestrzeni publicznej – poprzez prywatne fundacje, publicystykę, media czy różnorakie organizacje pozarządowe. Czas przestać mylić NGOsy z partiami politycznymi. Ten błąd percepcyjny kosztuje nas dziś brak lewicy w Sejmie i większość parlamentarną PiS.
Dziś ponad wszystko, aby uratować demokrację w Polsce potrzebujemy od polityków takiej grupowej odpowiedzialności.
Błażej Lenkowski – politolog, publicysta, przedsiębiorca, prezes zarządu Fundacji Industrial („Liberte!”, 4liberty.eu, 6. Dzielnica).
Foto: http://barnimages.com/