Przedstawiam krótką analizę kluczowych czynników, które wpłynęły na zwycięstwo opozycji w październikowych wyborach parlamentarnych. Kolejność poszczególnych punktów nie oznacza hierarchii ważności.
1. Perfekcyjnie udało się uniknąć znanego z przeszłości efektu tracenia części głosów elektoratu opozycji
W tych wyborach nie wystartowała żadna radykalna partia typu Razem, która twierdziłaby, że nie będzie współpracować po wyborach z innymi ugrupowaniami i odbijałaby głosy głównym partiom, przy czym nie weszłaby do Sejmu przez nieprzekroczenie progu 5 lub 8 procent głosów. To doświadczenie pokazuje, jak groźne dla przyszłości systemu demokratycznego w Polsce są wszystkie radykalnie lewicowe ruchy, z założenia głoszące świętą wojnę z „liberałami”, pryncypialnie stojące przy obronie swoich radykalnych postulatów. Demokratyczna polityka to sztuka kompromisów. A liberałowie i lewica w najbliższym czasie są na siebie skazani, jeśli chcą sprawować władzę w kraju.
Jednocześnie Donaldowi Tuskowi udało się świetnie włączyć na swoje listy w odpowiednich miejscach różne „wolne elektrony”, które teoretycznie mogłyby zadziałać indywidualnie. To przynosiły kolejne ważne promile dodatkowych głosów. Paradoksalnie i wbrew oczekiwaniu większości liberalnych komentatorów politycznych, dobrym rozwiązaniem okazały się trzy listy opozycji. Trzecia Droga, czyli mądrze zrealizowany sojusz PSL i Polski 2050, była ofertą dla wyborców centrum, którzy wciąż nie chcieli głosować na Tuska. Lista Lewicy zapewniła głosy radykałów z tej politycznej strony, którzy również nigdy nie zagłosowaliby na „liberałów” z KO. Nie zawsze liczy się metoda D’Hontda. Ważne są też po prostu poglądy ludzi.
2. Partie opozycji po raz pierwszy od ośmiu lat naprawdę zaprezentowały kompleksowy program
Szczegółowych, ciekawych rozwiązań partie opozycyjne nie były w stanie wypracować przez poprzednie lata. Opozycja była przez lata sparaliżowana błędnym myśleniem, że albo ogłaszając konkretny narazimy się części elektoratu, albo żyła mitem, że program nie ma znaczenia. PiS wygrywał poprzednie wybory m.in. dzięki programowi. W październiku 2023 pytanie: „Ale co tak naprawdę zrobi opozycja po przejęciu władzy?” przestało być zasadne. Wbrew pozorom zwykli ludzie rozmawiają o programie. Wystarczy pójść do „cioci na imieniny” czy na „wieczorek na ogródkach działkowych”. To wcześniejsze lekceważenie programu ze strony opozycji było formą niedocenienia ludzi.
3. Silny lider na czele głównej partii opozycji
Ludzie potrzebują silnego i zdeterminowanego leadershipu. Taka po prostu jest polityka. Ewa Kopacz i Grzegorz Schetyna, których możemy cenić mniej lub bardziej, po prostu nie mieli tych cech przywódczych. Tusk mógł wzbudzać u wielu negatywne emocje. Ale argument, że opozycja nie ma silnego lidera można było wrzucić do kosza. Tusk jest naturalnym, silnym liderem.
4. Poczucie punktu zwrotnego, przełomowego momentu w historii Polski w zasadzie we wszystkich środowiskach opozycyjnych
Tej jesieni w zasadzie nikt nie wybrzydzał i nie dzielił włosa na czworo. Wszystkie wpływowe środowiska opozycyjne podeszły do tej kampanii z maksymalną mobilizacją i determinacją, szukając dostępnych zasobów, mobilizując się wzajemnie. To była gra na tak wielu fortepianach, że trudno było jej przeciwdziałać. Ogromna frekwencja w wyborach była tego dowodem i wspaniałym efektem.
5. Naturalne zmęczenie części ludzi ośmioma latami rządów PiS
Choć, co należy podkreślić, partii rządzącej udało się utrzymać lwią część swojego elektoratu, co jest unikalnym osiągnięciem. Nie można o tym zapominać. Ten elektorat jako zaplecze partii Prawo i Sprawiedliwość lub innego tworu, który powstanie na prawicy, będzie stałym czynnikiem polskiej polityki w nadchodzących latach.
6. Świetne kampanie profrekwencyjne i dobra kampania wyborcza
Kampania wyborcza i kampanie profrekwencyjne oparte o jasne cele, dokładne definiowanie grup docelowych oraz skuteczne mikrotargetowanie. Wreszcie! Trzeba pamiętać, że ten sukces wyborczy był oparty na gigantycznej pracy setek organizacji pozarządowych i grup nieformalnych, od libertarian po lewicę, które niezwykle ciężko pracowały na to zwycięstwo. Na bazie wielu z tych wciąż słabych instytucjonalnie organizacji powinny powstać silne instytucje działające z rozmachem na rzecz demokracji liberalnej w Polsce. Bez tej zmiany zwycięstwo w wyborach 2023 może okazać się w perspektywie pyrrusowym.
7. Obecność na listach sporej liczby nowych twarzy
8. Neutralizacja siły Konfederacji
Skutecznie „rozbrojenie” Konfederacji, która wiosną miała w swoich „zasobach” najwięcej wahających się wyborców. Udało się zdemaskować lidera tej partii, Sławomira Mentzena i punkt po punkcie pokazać wyborcom prawdziwe skrajnie konserwatywne, antyeuropejskie i antykobiece oblicze tej partii. Mentzen chciał stworzyć Konfederacji wizerunek partii centrowej i liberalnej, odwołującej się do aspiracji klasy średniej. Partii, której dziś brakuje na polskiej scenie politycznej. Zadanie to szczęśliwie okazało się niemożliwe do wykonania, biorąc pod uwagę skład i poglądy poszczególnych polityków Konfederacji, którzy stali za Mentzenem. Gdyby matematyka wyborcza na to pozwoliła, Konfederacja prawdopodobnie zostałaby koalicjantem PiS, w zamian za zahamowanie pomocy dla Ukrainy i na tyle, na ile możliwy zwrot w kierunku grania na rzecz interesów Rosji. Zależność polskiego rządu od Konfederacji, jedynej w Polsce partii de facto sympatyzującej z Rosją, w obliczu obecnej sytuacji geopolitycznej było dla polskiej racji stanu, naszych relacji transatlantyckich i zapewne wielu sojuszników nie do przyjęcia. Z punktu widzenia geopolitycznego Konfederacja była dla najważniejszych interesów Polski groźniejsza niż jednak proatlantycki PiS.