„Obyś żył w ciekawych czasach” – stare chińskie przekleństwo wydaje się niezwykle aktualne. Wydarzenia ostatnich trzech lat: pandemia, wojna w Ukrainie i rozpędzający się kryzys ekonomiczno-geopolityczny sprawiają, że z rosnącą nostalgią patrzymy na dawne lata stabilizacji i spokoju. Nie jesteśmy jednak skazani na fatalną przyszłość. Warto jednak bacznie obserwować rzeczywistość, wyciągać z niej wnioski, budować odważne scenariusze i reagować na zmiany.
Zbyt małą globalną uwagę przywiązujemy do tego, co obecnie dzieje się w Chinach. Partia komunistyczna z uporem godnym maniaka kontynuuje prowadzoną już przez ponad 2,5 roku politykę restrykcyjnego lockdownu w odpowiedzi na Covid. Co zabawne, polityka ta jest pewnie wyśnionym ideałem dla wielu liderów opinii w Polsce, biorąc pod uwagę ich stanowisko sprzed jeszcze kilku miesięcy. Ale na poważnie, w chińskim ustroju autorytarnym ten reżim sanitarny jest brutalniejszy niż gdziekolwiek w demokratycznym świecie. Efektem jest spowolnienie gospodarcze ale też zaczyna być, jak na warunki chińskie, bezprecedensowy bunt społeczny.
Władze chińskie nie mają w zasadzie dobrego wyjścia. Lockdown z wszystkimi fatalnymi skutkami ubocznymi trwał tak długo, że teraz niezwykle trudno będzie się wycofać i powiedzieć, że te wszystkie wyrzeczenia były bez sensu. Jeśli lockdown zostanie zniesiony, przez niezaszczepione Chiny przejdzie wielka fala zachorowań, zbierając straszne żniwo. To jest prędzej czy później nieuchronne, bo lockdown tylko opóźnia, a nie zapobiega rozprzestrzenianiu się choroby. Ale narracja w Chinach była zupełnie inna, a społeczne koszty lockdownu bardziej dotkliwe niż gdzie indziej. Ustąpienie (choć racjonalne) będzie dla nieomylnej władzy autorytarnej kompromitacją. Władze będą pewnie próbowały znosić restrykcje etapami, ale niewiadomą pozostaje cierpliwość społeczna. Trwanie zaś przy lockdownie skazuje Chiny prędzej czy później na skalę buntów społecznych, które nawet takim państwem mogą zachwiać. Konieczne będzie zaostrzenie kursu, dalsze zmykanie Chin na świat i wszystko złe, co się z tym wiąże. Tak czy inaczej, przed Xi Jinpingiem i Chinami wielkie kłopoty.
Zgodnie z poprawnością polityczną trudno oficjalnie się cieszyć z kłopotów rosnącego mocarstwa, trzeba jednak jasno powiedzieć, że jesteśmy świadkami rosnącego starcia coraz pewniejszego siebie świata autorytarnego z demokratycznym. Najbardziej tragiczny przebieg ma on dziś na Ukrainie oczywiście. Można dziś zaryzykować hipotezę, że do rosyjskiej inwazji nie doszłoby, gdyby Putin nie dostał przyzwolenia od przywódców chińskich. A kontynuowanie inwazji i ataków na Ukrainę zależy od wsparcia ze strony innych państw autorytarnych. Od dostaw dronów z Iranu czy tajemniczych transportów z Chin do Rosji, o których pisały ostatnio media. To prawdopodobnie w rękach Chin leży też klucz do wygaszenia tego konfliktu.
Nie można też nie zauważyć, jak ważnym frontem starcia świata demokratycznego z autorytarnym staje się pole cyfrowe i kwestia cyberbezpieczeństwa. Gigantyczną rolę odgrywają tutaj wielkie firmy technologiczne i naprawdę kluczowe jest, z jakiego reżimu prawnego wywodzi się firma dostarczająca obywatelom rozwiązania technologiczne, z jakim rządem współpracuje. Nie można udawać, że w XXI wieku wielkie korporacje technologiczne nie są jednym z kluczowych graczy na polu starcia geopolitycznego.
Rzeczywistość się zmienia, a duża część opinii publicznej i decydentów wciąż trwa w rytualnym ataku na wielkich graczy rynku cyfrowego, szczególnie tych wywodzących się z USA. To błąd. Nie oznacza to, że otoczenie prawne działania gigantów nie powinno ulegać jakiejkolwiek zmianie, chcielibyśmy więcej konkurencji na tych rynkach, ale powinniśmy rozumieć ich znaczenie i znaczenie ich zasobów w wyścigu geopolitycznym. Priorytetem powinno być dbanie o to, aby nie zostały zastąpione podmiotami wywodzących się z autorytarnych reżimów prawnych.
W tym kontekście nie jestem przekonany, że „liberalny” konsensus wokół inicjatywy minimum corporate tax[1] jest właściwy. Przymusowa harmonizacja podatkowa zawsze powinna budzić wiele pytań. Wbrew pozorom często może być narzędziem powstrzymującym integrację międzynarodową, zniechęcając do niej słabsze podmioty. Ona nie tylko odbiera słabszym krajom (takim jak Polska) możliwości budowania przewag konkurencyjnych na rynku, zachęt do inwestycji, ale też sprzyja oczywiście krajom wysoko rozwiniętym. Może też obniżać możliwości konkurencji tych korporacji na rynku globalnym z podmiotami na przykład wywodzącymi się z Chin.
Myślmy o tym, jak sprawić, aby rynek cyfrowy stał się bardziej konkurencyjny. Pytanie, czy wielkie korporacje powinny mieć na przykład możliwość wykupywania i przejmowania udziałów obiecujących start-upów? Ten rynek dziś jest w zbyt dużym stopniu oligopolem, ale nie jest też prawdą, że technologiczne korporacje mają zapewnioną automatyczną dominację. Ostatnie kłopoty Facebooka czy Twittera pokazują, że każda firma dociera w końcu do punktu zmierzchu swojej ekspansji.
Nadmierna regulacja rzadko kiedy przynosi dobre rezultaty. Zwykle przynosi wiele kosztownych obowiązków dla firm, wiele propagandowego splendoru dla polityków i śladowe korzyści dla odbiorców usług. Czy naprawdę na przykład akceptacja plików cookies na każdej odwiedzanej stronie zapewnia odbiorcom bezpieczeństwo i podnosi jakość usługi, którą otrzymują? Czy wszystkie zapisy RODO naprawdę są racjonalne? Pamiętajmy o tym w przypadku coraz ważniejszego geopolitycznie rynku usług cyfrowych.
[1] https://taxation-customs.ec.europa.eu/taxation-1/minimum-corporate-taxation_en