…słowa te śpiewano za zaborów, okupacji, śpiewał to nam także lud pisowski za rządów Platformy. Przecież Polska bez nienawiści, dzielenia na lepsze i gorsze sorty, mord zdradzieckich czy też określania, kto jest godny miana Polaka, to nie jest Polska wolna i niepodległa. Polak, który ma inny pomysł na rozwój kraju czy po prostu inną niż narodowo-radykalną wizję świata to nie Polak, ba! Nawet nie człowiek.
W tych warunkach za kilka tygodni zasiądziemy przy wigilijnych stołach. Jak co roku od 7 lat pisowskie części naszych rodzin przełamią się z nami opłatkiem, a potem swymi rozmodlonymi ustami powielać będą stek obelg lub w najlepszym wypadku bzdur za swymi politycznymi pupilami. Zapewne w ramach szerzenia chrześcijańskiej miłości do bliźniego arcybiskup Jędraszewski urządzi na swej ambonie kolejny seans nienawiści. Oczywiście broniąc cywilizację przed genderami, tęczowymi zarazami czy wszystkimi śmiącymi po prostu samodzielnie myśleć. Może też ciepłym głosem ukoi zmartwione serca, że ten leżący w żłóbku mały Jezus to może i Żyd, ale przynajmniej ochrzczony. Wszak to wszystko to nie ludzie, to ideologia.
Czy coś się zmienia? Czy w tym ponurym krajobrazie narodowosocjalistycznego zaścianka, który sami sobie zgotowaliśmy, jest jakaś nadzieja? Czy w kraju, gdzie partia polityczna staje się dla biskupów wyznaniem wynoszonym na ołtarze, możemy patrzeć z optymizmem w przyszłość? Jesteśmy w Chinach, Korei Północnej czy jeszcze nad Wisłą?
Paradoksalnie, pierwszy raz od lat, zmienia się dużo. W obecnej sytuacji portfel to jedyne, co jest w stanie przemówić do części naszego społeczeństwa. To, co do tej pory było siłą pisowskiej propagandy, dziś staje się obciążeniem – pustka w portfelu przemawia do każdego i tylko najtwardszy elektorat może udawać, że tego nie widzi.
Ostatni rok był wyjątkowo zły – wojna na Ukrainie, uchodźcy, szalejąca inflacja. PiS zarzucał Platformie państwo z papieru. Wziął więc ten papier, przetarł pośladki i nawet kartonu dziś nie ma. Pandemia niezbyt groźnej choroby (śmiertelność 1-2%) pokazała, jak bardzo polskie państwo zawodzi. Brak przygotowania, brak zapasów. Obostrzenia? Pamiętacie ich początek? Połowa z nich obrażała inteligencję, a co bystrzejsi obywatele i tak je olewali, bo były nielegalne. Bo rząd może mi kazać tylko tyle, ile pozwala mu na to prawo, o wszystko inne może co najwyżej grzecznie obywatela prosić. Pisowskie państwo z kartonu wprowadziło stan wojenny bez wprowadzania stanu wojennego, uczyniło z inspekcji sanitarnej oręż to dręczenia działających zgodnie z prawem obywateli, a policję postawiło dokładnie tam, gdzie stało ZOMO. Inna sprawa, że policja z radością i satysfakcją tam stanęła, robiąc obcym kobietom to, czego nie mogą z własnymi żonami. Nie jest tajemnicą, skąd się rekrutuje do oddziałów prewencji. Gdzie w tej państwowej przestępczości zorganizowanej była prokuratura? Organy nadzoru? Gdzie był RPO Adam Bodnar, który wcześniej z taką energią walczył o szacunek dla gwałcicieli czy nieusuwanie bezdomnych z pojazdów komunikacji publicznej? Usuwanych przecież za smród i uciążliwość dla otoczenia.
Gospodarka głupcze!!!
Choć zachowania służb państwowych wobec restrykcji covidowych zasługują na najwyższe potępienie, były tylko wierzchołkiem góry lodowej. Dużo gorsze było to co niewidzialne, a co zaczęło się na długo przed covidem, jeszcze zanim pierwszy Chińczyk nie dogotował nietoperza. Już w 2016 roku co bardziej świadomi obywatele straszyli drugą Grecją. Fakt, nawet z dzisiejszej perspektywy było to na wyrost, ale lepiej bić na alarm za wcześnie niż za późno. Gdy PiS wprowadzał 500+, straszono bankructwem państwa, gdy w absurdalnym tempie podnoszono płacę minimalną, tłumaczono nam, że bojówki związkowe lepiej znają gospodarkę niż profesorowie. Tokarz z Wielowsi ustawiał w szeregu Leszka Balcerowicza i tłumaczył, że lekarze, dziennikarze czy strażacy mogą pracować w niedziele, ale kasjerki nie. Prywatnie tęsknię za Januszem Śniadkiem, choć klepał te same głupoty, to przynajmniej robił to poprawną polszczyzną. Wszyscy chcielibyśmy więcej zarabiać! Ale to znaczy by nas było na więcej stać, już kiedyś wszyscy byli milionerami i byli…biedni! Wolny rynek jest jak demokracja – może zły, niesprawiedliwy, beznadziejny – ale nic lepszego do dziś nie wymyślono. Skutki interwencjonizmu za każdym razem są takie same – kryzys. Jednym z dogmatów ekonomii jest to, że wzrost płac musi odpowiadać wzrostowi wydajności gospodarki. Mówiąc wprost, ludzie nie mogą mieć do wydania więcej pieniędzy niż gospodarka jest w stanie wytworzyć towarów i usług. Jeśli mają to rosną ceny, a ludzie, choć mają więcej pieniędzy, to stać ich na coraz mniej. Dodatkowo największy wpływ inflacyjny mają osoby najbiedniejsze – oni każdą kolejną złotówkę wydają na konsumpcję. W przypadku osób bogatszych w pierwszej kolejności cierpią oszczędności i inwestycje.
Co zrobili pisowscy geniusze ekonomii? Po latach rozdawania socjalu i niepokrytego makroekonomią podnoszenia płacy minimalnej inflacja sięgała niemal 5%. W tym momencie przyszedł covid – PiS obniżył stopy procentowe, wpompował w gospodarkę miliardy, jednocześnie pozamykał wszelką rozrywkę, uniemożliwiając wydawanie pieniędzy. Na domiar złego państwa azjatyckie, zwłaszcza Chiny, w reakcji na covid pozamykały swoje gospodarki. Ludzie mieli pieniądze, nie mieli ani towarów ani usług, by je wydać. Inflacja wprost eksplodowała.
Gdy mimo kardynalnej niekompetencji pisowskiego NBP wydawało się, że inflacja wyjdzie na prostą, przyszła wojna na Ukrainie. Szok cenowy na rynkach energii, sposób wprowadzania sankcji, jakiego nawet na Kremlu sobie nie wymarzyli, tłumy uchodźców na granicy. To, co w covidzie wydawało się jeszcze dyktą i paździerzem, wobec dramatu Ukraińców pokazało swe kartonowe oblicze. Dziś jako Polacy możemy być dumni ze swej postawy. Jako Polacy, bo nasz rząd zawiódł, gdzie tylko mógł. To ludzie w swoich domach przyjmowali uchodźców, to samorządy organizowały tymczasowe noclegownie w halach sportowych i szkołach, to hotele udostępniły swoje pokoje, a uczelnie akademiki. Choć o groźbie wojny słyszeliśmy od listopada, pisowskim Dyzmom nie wystarczyło czasu na przygotowanie państwa na falę uchodźców. Deja vu z covidem? Wtedy pół roku też nie starczyło na zakup maseczek i innych środków ochrony. A może o to chodziło? Gierek witał w Gdyni pomarańcze, Morawiecki ma sweet fotkę z Antonowem i czołgami.
Choć sytuacja dookoła naszych granic jest najpoważniejsza od lat, PiS bez żadnych zahamowań wciąż uprawia najbrudniejszą część polityki. Dla doraźnych celów wizerunkowych wprowadzono z dnia na dzień embargo na rosyjski węgiel i nie odebrano węgla…za który już i tak zapłaciliśmy. Teraz na koszt podatnika finansuje się dopłaty do opału. Kolejny raz przezorni, mądrzy obywatele, którzy się przygotowali mają zapłacić tym, którzy nie pomyśleli albo którym się nie chciało. Choć cena ropy na rynkach światowych spadła poniżej cen sprzed wojny, to paliwa w Polsce wciąż utrzymują się na poziomach, jakie widzieliśmy zaraz po jej wybuchu. Taki wolny rynek? Nie drodzy czytelnicy, wolny rynek to konkurencja. Tyle, że konkurencja w Polsce jest na rynku detalicznym, na stacjach benzynowych. Ta konkurencja to kilka-kilkanaście groszy w poziomie ich marży. Rynek hurtowy to dziś Orlen z niemal pełnym monopolem, który wprowadził PiS. Wysoka cena paliwa w Polsce to dziś wyłącznie efekt tego, że prezesem koncernu jest Daniel Obajtek i pisowskiej chciwości do złupienia kierowców. Skąd te rekordowe zyski Orlenu? Przecież wystarczy nie kraść… komu nie kraść?
Grecja na horyzoncie!
W 2014 roku dług publiczny niebezpiecznie zbliżał się do progu konstytucyjnego, a Donald Tusk zamarzył zostać Bolesławem Bierutem i uchwalić dekret o wywłaszczeniu emerytów z oszczędności życia ulokowanych w OFE. Prawo własności prywatnej zastąpił nic nie wartą obietnicą państwa, że ZUS to kiedyś odda. 8 lat później, po 7 latach rządów PiS, rządów w latach niesłychanej prosperity gospodarczej wróciliśmy do tego samego punktu. Dzięki temu, że Polacy nie zaufali PPK (uff!!!), dziś nie ma już skąd kraść.
Przy okazji każdego kryzysu społecznego funduje nam pozorną pomoc, przy okazji stosując zasadę dziel i rządź. Za każdym razem pomoc dostaje część społeczna tak, by antagonizowała pozostałą, która pomocy nie dostała. PiS nie umie bez wroga, bez konfliktu. Bez podziału społeczeństwa na lepszych i gorszych, bez zaburzenia bezpieczeństwa społecznego. Pisowską receptą na inflację są tarcze antyinflacyjne, bo tarcze PiS ma na wszystko poza samym sobą. Tej retoryki propagandowej nie powstydziliby się Urban z Goebbelsem razem wzięci. Bo i same tarcze z walką z inflacją mają tyle wspólnego, co słoń z baletem. Choć po ludzku rozumiem dramaty finansowe wielu rodzin, to rozdawanie w ten czy inny sposób gotówki najbiedniejszym obywatelom jest dziś gaszeniem pożaru benzyną. Nie ma innego sposobu na zahamowanie inflacji niż sprawienie, by ludzie przestali wydawać. By tak się stało, muszą albo zacząć oszczędzać albo przestać mieć co wydawać. Innej drogi nie ma, bez względu jakie głupoty swoim wyborcom naopowiada Jarosław Kaczyński. Tylko dziś pozorność udzielanego wsparcia widzą już nawet pisowscy wyborcy. Społeczne otrzeźwienie zaczyna niemrawo być zauważalne w sondażach. Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę. A PiS zasiał prawdziwy huragan.
Inflacja bierze się z przerostu popytu nad podażą. Przyczyny bywają różne, czasem nie jest jej winny sam w sobie popyt, a nagły spadek podaży (kryzysy naftowe). Ale walczyć można z nią tylko na dwa sposoby – obniżając popyt lub podnosząc podaż, czego zazwyczaj nie da się zrobić w krótkim terminie. Co robią nasi pisowscy geniusze? Podnoszą ten już przerośnięty popyt przeróżnymi transferami socjalnymi przy jednoczesnym gaszeniu podaży. Wzrost podaży to inwestycje, a te PiS dusi od samego początku brakiem stabilności prawnej, zakorkowaniem sądów, a ostatnio polskim ładem i drastyczną podwyżką stóp procentowych. Bez kredytów nie ma inwestycji, a bez inwestycji nie ma podaży. Zresztą w inwestycje PiS uderza, gdzie tylko może. Wszyscy wiemy, ile zawdzięczamy środkom z UE. PiS z Unią walczy od samego początku, ale teraz ta walka ma swe bardzo finansowe oblicze. Choć dodajmy o co walczy – może o lepszą Polskę? Może o sprawiedliwe sądy? No ba! Prawo prawem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. By wymienić cudzych sędziów na swoich, PiS już obciążył nas karami w wysokości 1 mln euro dziennie!!! Na dzień publikacji tego artykułu kwota ta wynosi 400 mln euro. Niemal 2 miliardy złotych! Za co? Za to, by sędziowie orzekali jak partia każe!
A to wciąż nie wszystko! Do dziś nie otrzymaliśmy wypłat z Krajowego Planu Odbudowy. Tak jak komuniści pozbawili nas udziału w planie Marshalla, tak dziś PiS wyklucza nas z kolejnej szansy dziejowej. W imię czego stawia nas koło Orbana? Tego samego Orbana, który wspiera Putina, blokując unijne wsparcie dla Ukrainy. W imię koalicji ze Zbigniewem Ziobrą, którego partyjka cieszy się poparciem 0,7%. Zamiast PiS-u mamy PiZ – Prawo i Ziobro.
Politycy uwielbiają promować się na kryzysach, zazwyczaj nie mają w tym żadnych hamulców. Swoje 5 minut mieli Adam Niedzielski z Mariuszem Kamińskim. Spokojnie i dokładnie tłumaczyli nam swą pogardę do naszego zdrowia i praw obywatelskich. Z gracją kroczyli drogą Czesława Kiszczaka i Hansa Franka, tępiąc pałką i karabinem wszelkie objawy cywilizowanego państwa prawa. Choć tu autoerrata z mojej strony – stan wojenny, jak i dekrety okupacyjne II wojny miały jakiekolwiek pozory legalności prawnej, restrykcje covidowe żadnych.
Blasku reflektorów swoim kolegom pozazdrościł Mariusz Błaszczak. Wojna na Ukrainie zapaliła wreszcie w MON czerwoną lampkę i uznano, że armia musi mieć czym walczyć, a sprzęt na defilady do obrony nie wystarczy. Teraz PiS buduje armię, będzie bronił ojczyzny. Po 7 latach braku zakupów, dywersji armii osobą Antoniego Macierewicza, skasowania śmigłowców czy wyrzucania generałów teraz idziemy na zakupy. Więc poszedł Mariusz Błaszczak niczym alkoholik z kartą żony do supermarketu. Co macie? Co dacie?
-Czołgi? Będzie więcej niż Niemcy i Francja razem wzięte! Że bez pancerza – szczegół!
-Haubice? Przecież macie swoje, Ukraińcy chwalą na froncie. A co tam, uwalmy polski projekt!
-Samoloty? Nadają się do oprysku pól i na piratów, ale co tam, bierzemy!
W kilka miesięcy Mariusz Błaszczak zmarnował największy w historii Polski budżet na modernizację wojska. Bez przetargu, bez konkursu ofert, bez uczciwego poszukiwania najlepszej oferty. Powiedzą zaufajcie nam – komu mamy zaufać? Środowisko, które zrobiło ministrem obrony Antoniego Macierewicza, nie ma prawa do jakiegokolwiek zaufania. I to nie jest tak, że każdy sprzęt jest lepszy niż żaden. Ten każdy sprzęt to pieniądze, które wydaliśmy i których już nie mamy na zakup tego, co nam potrzebne. Na stworzenie zaplecza w kraju, bo ten sprzęt trzeba serwisować gdy się zepsuje, mieć choćby produkcję amunicji w kraju na wypadek wojny. PiS pozbawił nas szansy na porządną armię z prawdziwego zdarzenia. Grupa rekonstrukcyjna sanacji popełnia te same błędy co pierwowzór.
Wszystko to dzieje się, gdy dług publiczny niebezpiecznie zbliża się do progu konstytucyjnego. W zasadzie ten próg już przekroczył, lecz inżynieria finansowa PiS jest dużo kreatywniejsza od platformianych szpagatów z OFE. Dziś budżet państwa to nie ustawa budżetowa, a niczym niekontrolowane fundusze celowe w BGK i PFR. Fundusze gwarantowane przez skarb państwa, ale bez jakiegokolwiek nadzoru parlamentu. Dziś koszt obsługi polskiego długu bije swoje wieloletnie rekordy, a co więcej, nie zawsze te środki w ogóle udaje się pozyskać. Razem z PiS osiągamy wiarygodność kredytową późnego Gierka, wszyscy wiemy, czym to się skończyło. A rok w 2023 będzie w gospodarce wyjątkowo trudny. Na Wall Street powoli pękają bańki, kończy się na świecie era taniego pieniądza. Przerost zadłużenia i napompowanie gospodarek światowych pustym pieniądzem zaczyna wołać o zapłatę.
Paradoksalnie, jako obywatele i podatnicy powinniśmy być wdzięczni Komisji Europejskiej za zablokowanie wypłat. PiS ma rację, te pieniądze się Polakom należą. Polakom, nie partyjnym watażkom, którzy je rozkradną lub zmarnują na kampanię wyborczą. Opóźnienie wypłaty daje szansę, by do dyspozycji dostał je nowy rząd po wyborach. My Polacy mamy szansę pozbyć się tego najbardziej szkodliwego w całej historii Polski rządu, zanim on te pieniądze zmarnuje.
Gdzieś w kraju nad Wisłą
Polska to kraj paradoksów. Ironią przywołanej na wstępie pieśni jest to, że powstała na cześć cara Aleksandra I w zaborowym Królestwie Kongresowym. Naszego króla zachowaj nam Panie. Narodowym socjalistom muzyka w tańcu nie przeszkadza. Bohaterem narodowym czynią samozwańczego marszałka Piłsudskiego, dyktatora, twórcę obozu koncentracyjnego dla opozycji w Berezie Kartuskiej, austriackiego agenta, socjalistę. Lechowi Kaczyńskiemu za wsadzenie całego sztabu generalnego wojska do jednego samolotu lecącego do Rosji stawia się pomniki zamiast pośmiertnego trybunału stanu i śmietnika historii. Autorom nielegalnych restrykcji covidowych fundujemy nagrody zamiast dożywocia w więzieniu. Policjantom, którzy deptali prawo, pałowali kobiety jesteśmy gotowi wybaczyć, okazać zrozumienie. Przecież ich kredyty i konformizm są ważniejsze niż nasze prawa obywatelskie czy połamane ręce.
Oczekujemy przestrzegania prawa przez organy państwa, a jednocześnie nie wyciągamy żadnych konsekwencji wobec tych, którzy je łamią. To nie państwo złamało prawo – zrobił to konkretny minister, urzędnik, człowiek znany z imienia i nazwiska. To nie policja pałowała ludzi – to konkretni policjanci zachowali się jak bandyci. Tak samo jak wcześniej gestapo czy ZOMO. Na rozkaz? No świetnie, rozgrzeszmy wszystkich żołnierzy mafii, morderców na zlecenie. Zawsze to konkretny człowiek trzyma pałkę, pociąga za spust, wypisuje mandat czy odkręca kurek z gazem. Kto z nas postawił się choćby straży miejskiej notorycznie łamiącej prawo w nakładaniu mandatów? Bo nie opłaca się walczyć o 100 zł, bo jesteśmy leniwi.
Kto z nas, w codziennym życiu, wykaże dezaprobatę dla takiego działania? Jaki sklepikarz, fryzjer, lekarz odmówi obsługi klienta o którym wie, że pracuje w policji, prokuraturze albo sanepidzie? Dlaczego traktujemy po ludzku ludzi, którzy sami swoim działaniem wykluczyli się ze społeczeństwa? Dlaczego nie okazujemy silnego społecznego odwetu wobec ludzi, którzy nas krzywdzą? Wybaczenie nie może być frajerstwem. Skoro ryzyko konsekwencji jest żadne, to co ma powstrzymać ludzi bez kręgosłupa moralnego przed łamaniem prawa? Do kogo mamy więc pretensje? Czy nauczymy się wreszcie wyciągać surowe konsekwencje i karać tych, którzy na wybaczenie absolutnie nie zasługują? Czy z obecnym podejściem zasługujemy na lepsze państwo? Bo przecież tym wszystkim wujkom, babciom, ciociom przy wigilii też znowu odpuścimy. Bo mają swoje lata, nie stresujmy ich, przecież się nie zmienią. Dajmy im prawo bezkarnego niszczenia naszego życia, otoczenia. Jesteśmy frajerami.
Byłeś na ostatnich wyborach? Na kogo głosowałeś? Idź więc do lustra i spotkaj winnego.