„Pisanie piórem jest dziewicą, w druku staje się ladacznicą”. W taki niewybredny sposób benedyktyński mnich Filippo de Strata atakował (o zgrozo) lubieżną poezję klasyczną cieszącą się popularnością wśród drukarzy, pragnących zadowolić gusta coraz szerszych rzesz czytelników XV-wiecznej Wenecji. W ciągu 50 lat od druku Biblii Gutenberga powstało więcej książek niż w całym poprzednim tysiącleciu. Potem ich produkcja już tylko rośnie: w latach 1454–1500 wydrukowano ok. 12 mln 600 tys. inkunabułów (ta wczesna postać książki zawdzięcza nazwę łacińskiemu słowu oznaczającemu „kołyskę” lub „powijaki”), co sto lat liczba książek potraja się (Keith Houston „Książka. Najpotężniejszy przedmiot naszych czasów zbadany od deski do deski”, Karakter, Kraków 2017).
W ten sposób książka, jaką znamy dziś, wkracza w historię ludzkości i tworzy fenomen słusznie określony przez McLuhana galaktyką Gutenberga. Od tej pory każde przełomowe wydarzenie w dziejach świata będzie posiadało desygnat w postaci książki. Wystarczy wspomnieć choćby wiek XX, słusznie nazwany wiekiem ideologii, naznaczony „Kapitałem” Karola Marksa (pierwsze wydanie jeszcze w poprzednim stuleciu, 1867 r. ) i „Mein Kampf” Adolfa Hitlera (pierwsze wydanie z 1925 r.).
O ile literacko manifesty komunizmu i nazizmu wypadają dość blado (ani „Kapitał”, ani tym bardziej „Mein Kampf” nie są pisarstwem najwyższych lotów), o tyle ich „skutki”/pokłosie to już lektura wyjątkowej próby. Wystarczy wspomnieć choćby „Dziennik Anny Frank”, „Los utracony”, „Medaliony”, „Archipelag Gułag”, „Inny Świat” i setki innych, czy choćby „Rozmowy z katem” Kazimierza Moczarskiego, genialnie opisane, unikalne polskie doświadczenie opresji obu zbrodniczych totalitaryzmów.
Przywołane tytuły w sposób pełny i przejmujący opisały zagrożenia i konsekwencje wieku ideologii.
Jeśli XX wiek był wiekiem ideologii, to kolejne stulecie, jak dotychczas, z pewnością należy do ekonomii. Czy zatem literatura potrafi opisać zagrożenia, jakie niesie ekonomizacja świata? Jednak analizując ten fenomen nie sięgnę po opis Hayeka, Friedmana czy Keynesa, lecz przytoczę fragmenty skromniejszych, pachnących jeszcze świeżością publikacji: „Dobrze myśli się literaturą” Ryszarda Koziołka oraz „Czego nie można kupić za pieniądze. Moralne granice rynku” Michaela Sandela. Zacznijmy od następującej historii.
Warren Chisum, prawnik z Teksasu, zawzięty przeciwnik programów społecznych wspierających chorych na AIDS, przyznał z dumą, że zainwestował 200 tys. dolarów w zakup polis sześciu ofiar wirusa. W amerykańskim biznesie ubezpieczeniowym szczególnie dynamicznie rozwija się kontrowersyjna usługa, nieoficjalnie nazywana „inwestycją w wiatyk”.
Łaciński rodowód słowa „wiatyk” oznacza środki potrzebne na odbycie podróży. W tym przypadku owa podróż to śmierć. Jak się w nią inwestuje? Otóż wyobraźmy sobie osobę chorą na szczególnie złośliwy nowotwór lub AIDS, która ma ubezpieczenie na życie warte 100 tys. dolarów. Inwestor odkupuje polisę chorego, wpłacając mu połowę sumy, a po jego śmierci odbiera od ubezpieczyciela całą kwotę. Niby wszystko w porządku, bo chory ma na leki i opiekę. Problem moralny polega jednak na tym, że inwestor jest beneficjentem jak najszybszej śmierci ubezpieczonego. Korzyść ekonomiczna rujnuje współczucie i troskę o zdrowie i życie bliźniego.
Spieszę z wyjaśnieniem, co spekulacja na rynku ubezpieczenia ma wspólnego z literaturą. Opis tego bulwersującego procederu pochodzi ze wskazanego powyżej bestsellera „What Money Can’t Buy. The Moral Limits of Markets” filozofa Michaela J. Sandela (pierwsze wydanie 2012 r.). Jej przedmiotem jest właśnie analiza ekonomizacji praktycznie wszystkich sfer życia ludzkiego. Przykładanie kryteriów ekonomicznych do zjawisk, które wydawałyby się dalekie od arkuszy kalkulacyjnych, jest o tyle niepokojące, gdyż współczesna ekonomia to w zasadzie rachunkowość. Nie jest już bowiem częścią filozofii i przedmiotem humanistyki. Jest nauką ścisłą, posługującą się jednym kryterium – liczbami, rachunkiem zysków i strat.
Na marginesie warto też przywołać inną znakomitą publikację pt. „Ekonomia dobra i zła” Tomáša Sedláčka, uświadamiającą czytelnikowi, że mit o Gilgameszu, Pismo Święte, Tora i wiele innych pomnikowych dla ludzkości ksiąg stanowią analizy stosunków ekonomicznych (19 na 33 z przypowieści Jezusa to analizy ekonomiczne, słowo ewangelia oznacza tu „datek”, odpuszczenie grzechów zaś to „darowanie długów”). Obserwacje Sandela zostały opisane i wydane kilka lat temu, natomiast ich związek z literaturą został błyskotliwie przeanalizowany w zbiorze esejów „Dobrze się myśli literaturą” Ryszarda Koziołka (Czarne, 2015 r.), z którego to zbioru pochodzi opis sprzedaży polis na życie. Wstrząsające praktyki ekonomizacji ludzkości Ryszard Koziołek zderzył z polskim arcydziełem literatury, „Lalką” twierdząc, że to, co opisał Sandel, wcześniej zostało po mistrzowsku obnażone przez Bolesława Prusa.
Zacytujmy fragment nieocenionej publikacji „Dobrze się myśli literaturą”: „Chce mnie kupić? Dobrze, niech kupuje! (…) przekona się, że jestem bardzo droga – mówi Izabela Łęcka. Niestety, pani się myli” – mruknąłby pewnie znad książki profesor oburzonych (M. J. Sandel). (…) Genialny Bolesław Prus fenomenalnie pokazał zaawansowane stadium procesu, w którym myślenie ekonomiczne pustoszy bezpowrotnie coraz większe obszary moralności, estetyki, idei . (…) Ile zatem kosztuje Izabela? (….) Kiedy Wokulski w teatrze spogląda na Izabelę po raz pierwszy przez idealizujące okulary romantyzmu, nie widzi kobiety na wystawie matrymonialnego sklepu, ale anioła z „Anhellego” Słowackiego. Prus jednak szybko zakłada mu okulary księgowego krótkowidza i pan Stanisław trzeźwo stwierdza, że aby się do niej zbliżyć, trzeba „nade wszystko mieć dużo pieniędzy” (…) Cena Izabeli jest zdecydowanie niższa, można ją mieć już za około 6 tys. rubli, tyle bowiem warte są weksle Łęckiego. Potwierdza to najemny szpieg – pani Meliton „skup weksli Łęckiego jest arcydziełem (…) Znać kupca!”. Wokulski drze weksle, chcąc dowieść, że w miłości nie jest sknerą, ale na to jest już za późno, bo ekonomia wchłonęła i wymieszała bezpowrotnie afekty i pieniądze, a on sam jest tyleż ofiarą, co beneficjentem rozszerzającej się ekonomizacji świata”.
Przez moment zgódźmy się z tezą, że ekonomia w XXI w. jest najważniejszą dziedziną nauki. Od ekonomistów oczekujemy rozwiązań wszystkich najgorętszych problemów naszych czasów. Od ochrony zdrowia poprzez walkę z terroryzmem po nowe technologie, nierówności społeczne, ekologię, demografię itd. Jeśli tak, to trzeba mieć instrumenty potrzebne do rzeczowej diagnozy i analizy najważniejszych zjawisk.
Wszystkie wskazane problemy wynikają z dysfunkcji stosunków międzyludzkich. Trudno zaprzeczyć, że jako ludzie najważniejsze decyzje podejmujemy pod wpływem emocji, których nie da się wtłoczyć w Excela. Namiętności w sprawach religijnych, narodowych czy wreszcie osobistych determinują nasze życie. Natomiast emocje to już sfera kultury, a szczególnie literatury pięknej. Jak mawiał zapomniany dziś poeta Józef Czechowicz „Sztuka to najwyższy wyraz samouświadomienia ludzkości”. Dlatego trzeba czytać literaturę. Ekonomiści, politycy, prawnicy, lekarze, tak naprawdę wszyscy – jeśli chcecie więcej wiedzieć o istocie człowieczeństwa, sięgajcie po poezję, eseje, tłumaczenia i powieści. Znajdziecie tam wszystkie najważniejsze pytania ludzkości, i prawie wszystkie odpowiedzi.
Post scriptum
Jeśli opisując wiek XX wskazujemy ideologie jako główne zagrożenia, które doprowadziły ludzkość do katastrofy ludobójstwa, tak przejmująco opisane w przywołanej już literaturze, to czytając „Lalkę” wiemy też, czym skończy się ekonomizacja świata początku XXI w. Historia Wokulskiego to przecież całkowita klęska (próba samobójcza, złamane serce, podeptana godność, konieczność ucieczki z kraju).
Na koniec czas na najważniejsze pytania: co czeka ludzkość w kolejnych latach? Jakie tym razem niebezpieczeństwa ciążą nad nami? Czy w literaturze znajdziemy wskazówki? Jedną ciekawszych hipotez stawianych przez noblistę prof. Kanhemana jest wizja ludzkości, której zagraża, uwaga, NUDA. Jest to związane oczywiście z rozwojem technologicznym (cecha charakterystyczna XXI wieku), sztuczną inteligencją, robotyką. Wszystkie podstawowe potrzeby będą zaspokojone. Do rozwiązania pozostanie kwestia tzw. „zabicia czasu”. Albo zdegradujemy się, sięgając po tanie rozrywki, albo podniesiemy poziom naszego człowieczeństwa poprzez rozwój i sięgniemy po kulturę (szczególnie literaturę). Jednak i te dylematy już dawno zostały opisane w literaturze. Wystarczy rozpocząć lekturę…
Krzysztof Dudek – absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego. Podczas studiów, w roku 1987, wstąpił do Niezależnego Zrzeszenia Studentów i działał w nim do zakończenia nauki w 1992 r. Był wiceprzewodniczącym NZS na Uniwersytecie Łódzkim, zasiadał również w krajowych władzach Zrzeszenia. Działał w Pomarańczowej Alternatywie (Galeria Działań Maniakalnych). Jako członek organizacji opozycyjnych był kilkakrotnie zatrzymywany przez milicję i Służbę Bezpieczeństwa. W latach 2006-2010 pełnił urząd radnego Sejmiku Województwa Łódzkiego. Zasiadał w Komisji Kultury, Nauki i Sportu oraz Komisji Rewizyjnej. Jest inicjatorem akcji społecznych: „Pamiętam. Katyń 1940”, „Prawo do kultury”; przewodniczącym kapituły nadawanego przez Prezydenta RP Medalu „Zasłużony dla Polszczyzny”. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi, medalem „Za Zasługi dla Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej”, odznaką „Za zasługi dla Miasta Łodzi”, Odznaką Honorową „Za Zasługi dla Związku Sybiraków”. W latach 2007-2016 był dyrektorem Narodowego Centrum Kultury. Od lipca 2016 r. jest dyrektorem naczelnym Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka w Łodzi.
Autor jest jednym z prelegentów tegorocznej edycji Igrzysk Wolności.
Ilustracja: Paul Gustave Doré, „Charon”, ilustracje do „Boskiej Komedii” Dantego, 1861.