Wczorajsza debata, jaką parlament nasz odbył na temat związków partnerskich, za sprawą posłów prawicy była ciężkostrawna. Nie dlatego, że nie chcą oni prawnego uregulowania takich związków – wszyscy wiemy, że na prawicę w rodzaju brytyjskich konserwatystów czy niemieckich chadeków musimy w Polsce jeszcze poczekać. Ale z racji ognia w oczach i negowania wszelkiej inności – co szczególnie w wystąpieniu ulubionej mojej heroiny PiS-u poseł Pawłowicz brzmiało wyraźnie.
Oczywiście problemem głównym debaty były związki osób jednej płci – „jałowe”, „nieprzydatne społecznie”, „bez prokreacji”, „od wieków uważane za poważne zepsucie”. Ubaw po byłby po pachy, gdybyśmy nie słyszeli tego na Sali obrad parlamentu w II dekadzie XXI wieku.
Trudno nawet podejmować dyskusję, dlaczego szczęście osobiste ma być bezwzględnie podporządkowane interesom społecznym i który artykuł konstytucji nakłada na nas obowiązek prokreacji. Można zauważyć, że przez wieki ludzie uważali, że ziemia jest płaska a kobieta wrzucona do rzeki i utrzymująca się na wodzie jest czarownicą zasługującą na spalenie na stosie. I mimo wieków takiego przeświadczenia – wcale nie mieli racji.
Prawo stanowione jest sankcją rzeczywistości – która w sferze społecznej bardzo się w ostatnim dwudziestoleciu zmieniła. Trudno nie zauważyć i danych statystycznych – liczby wolnych związków i dzieci się w nich rodzących, zmiany stosunku do homoseksualistów i ich prawa do życia na swój sposób. To widać na ulicach, w kawiarniach, w biurach, codziennym życiu – tylko nie w kodeksach.
Dziś bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie stanowisko premiera. Na tę chwilę powrócił dawny Donald Tusk z wyczuciem, intuicją społeczną i racjonalnym myśleniem.
Szkoda, że tak zdecydowaną większością odrzucono liberalne projekty, choć w obecnym zdominowanym przez konserwatystów sejmie mało to dziwi. Minimalistyczny projekt posła Dunina miał zasadniczo jedną zaletę – wprowadzał pojęcie związku partnerskiego do prawa. Nawet ten, niebywale zachowawczy i ostrożny projekt nie uzyskał większości. Sejm znowu stracił szansę na uchwalenie prawa, regulującego istniejące przecież od dawna stosunki społeczne.
Mamy kolejny przykład na to, że polska scena polityczna w swojej masie ma śladowy kontakt z realiami społecznymi i wyzwaniami XXI w. Zabrakło 17 głosów do tego, żeby sejm przynajmniej bardzo umiarkowanym projektem Dunina uratował twarz. Dobrze, że nasz parlament nie głosuje nad tym, czy ziemia jest płaska – bo szczerze martwiłbym się o wynik takiego głosowania.
Skutki dzisiejszego jednoznacznego „nie” dla wszelkich projektów dotyczą nas wszystkich – bo nie tylko osób bezpośrednio zainteresowanych związkami partnerskimi. Dzisiejsze głosowanie to zwycięstwo i manifest państwa archaicznego, zamkniętego, nietolerancyjnego, opartego na zasadach jednego z kościołów. To państwo, którego twarzą i głosem jest Krystyna Pawłowicz.
Wygrała wizja państwa, w którym jest i będzie coraz bardziej duszno, coraz mniej przyjemnie żyć. Można tylko liczyć na to, że w kolejnej kadencji parlamentu w ławach poselskich będzie co najmniej o 18 mniej Gowinów i Żalków. Że zajmą się działalnością w kółkach parafialnych – gdzie spełnią się z pożytkiem dla kościoła, a bez szkody dla Polaków.