Ostatnie badania OBOP dla Gazety Wyborczej (publikacja 31.05.2011) jasno pokazują, że Platforma Obywatelska staje się partią bardziej konserwatywną i zachowawczą niż jej elektorat. To niezwykle ważny sygnał. PO musi zauważyć, że polskie społeczeństwo się zmienia, a rosnąca część jej elektoratu domaga się liberalnych reform zarówno w sferze obyczajowej jak i ekonomicznej.
W kwestii ustawy o związkach partnerskich krzyżuje się zatem kwestia moralna z kwestią pragmatyki politycznej. Naczelną zasadą stanowienia prawa powinny być zasady: równości i niedyskryminacji. Niezrozumiała i moralnie niedopuszczalna jest zatem sytuacja w której państwo rości sobie prawo do decydowania on tym, że tylko określona forma związku zwanego małżeńskim, dodajmy takiego który wywodzi się z tradycji katolickiej, pozwala na uprzywilejowanie w wielu sytuacjach. Dlaczego państwo miałoby mieć mandat do decydowania w tej sprawie za ludzi? A rozmawiamy tutaj o niezwykle ważnych w życiu kwestiach takich jak: prawo do dziedziczenia, prawo do wspólnego rozliczania podatkowego, prawo do otrzymania kredytu, prawo do odwiedzin szpitalnych dla najbliższych. Sytuacja ta dotyczy coraz większej populacji polskiego społeczeństwa. Przede wszystkim związków heteroseksualnych, które decydują się spędzać razem życie w konkubinacie. Ale również dwóch heteroseksualnych kobiet lub dwóch heteroseksualnych mężczyzn, którzy na skutek różnych kolei życiowych wychowują samotnie dzieci i z różnych powodów (często materialnych) postanawiają ze sobą zamieszkać, aby wzajemnie sobie pomagać. Dotyczy to oczywiście również par homoseksualnych, których państwo bezwzględnie dyskryminuje ze względu na orientację seksualną. Warto w tym miejscu przytoczyć uprzywilejowanie państwa względem innych podmiotów co do prawa do dyskryminowania. Gdyby przedsiębiorca odmówił przyjęcia do pracy geja lub lesbijki ze względu na orientację seksualną, zgodnie ze słusznym prawem unijnym, może zostać pozwany do odpowiedzialności karnej. Jednocześnie ta sama Unia Europejska pozwala swoim państwom członkowskim na przyznawanie przywilejów finansowych (a może też praw człowieka – czy prawo odwiedzin w szpitalu u najbliższej umierającej osoby nie jest prawem człowieka?) heteroseksualistom w określonej formie związku, na co homoseksualiści nie maja żadnych szans.
To tyle krótkiego wywodu moralnego. Z doświadczenia wiemy, że decydenci w Platformie Obywatelskiej niekoniecznie motywują swoje postępowanie względami światopoglądowymi (tu pozytywnie trzeba zaznaczyć głos pod prąd wobec platformerskiego mainstreamu w wykonaniu szefa Instytutu Obywatelskiego Jarosława Makowskiego na łamach Wyborczej). O decyzjach Donalda Tuska i jego świty decyduje żelazny pragmatyzm wyborczy. Tym razem jednak wydaje się, że PO mogłaby również nazbierać sporo głosów i umocnić wiarę swojego elektoratu w partyjne przywództwo popierając projekt ustawy zgłoszony przez SLD. Wyborcy chcą, aby państwo traktowało ich sprawiedliwe i ułatwiało życie im samym, ich dzieciom, ich wnukom. Sytuacja ta przecież nie dotyczy tylko dużych miast, konkubinat staje się coraz powszechniejszych również w małych miastach i na wsiach. Platforma mogłaby na tej ustawie wygrać, szczególnie jeśli zdołałaby zaprezentować ten projekt, zgodnie z prawdą, jako korzystny dla różnych grup społecznych.
Podsumowując, nie chcemy słyszeć więcej wypowiedzi Stefana Niesiołowskiego jako rzecznika PO w tej sprawie. Jeśli Platforma pozbyła się posła Węgrzyna, może zacznie jednak rozumieć, że dyskryminacja ze względu na płeć to dziś obciach. Obciach, którego jej nowoczesny i pragmatyczny elektorat nie znosi.