Przez Polskę przetacza się wielka fala dyskusji na temat wdrażanej przez rząd reformy emerytalnej. Reformy niezbędnej, wymuszonej smutnymi czynnikami demograficznymi. Zbyt mało natomiast równolegle dyskutujemy o tzw. „drugiej stronie medalu”, poprzez którą państwo może wpływać na demografię, czyli polityce rodzinnej. Warto określić realne cele i możliwości polityki rodzinnej, ocenić istniejące rozwiązania, wskazać pożądane kierunki jej rozwoju.
Polityka rodzinna – cudowny lek?
Po pierwsze należy jasno podkreślić ograniczenia polityki rodzinnej. Tradycyjnie partie polityczne, szczególnie te będące chwilowo w opozycji, gloryfikują politykę rodzinną, jako cudowne antidotum na kryzys dzietności, który rzekomo może odwrócić trendy demograficzne w Polsce. Często tym optymistycznym mitom ulegają również eksperci, czego świetnym przykładem jest tekst Łukasz Hardta pt. „Rodzinom trzeba zazdrościć” z Rzeczpospolitej. Niestety cudowne antidotum na niską dzietność nie istnieje. Po pierwsze kryzys demograficzny w naszym kraju nie jest zjawiskiem charakterystycznym jedynie dla Polski. Ta bolączka to cywilizacyjny proces, który dotknął faktycznie całą Europę z Rosją włącznie. Oznacza to prosty wniosek, kryzys demograficzny jest spowodowany czymś więcej, niż tylko nieudolnie prowadzoną polityką rodzinną państwa. My w dyskursie publicznym w ogóle przeceniamy rolę i wpływ państwa na prawdziwe życie społeczno – ekonomiczne. Kryzys demograficzny, który będzie miał fatalne skutki ekonomiczne dla przyszłości Europy, spowodowany jest przede wszystkim przez zmiany kulturowe. Dziś rodziny masowo decydują się na model 2 + 1 lub 2 + 2. Nasila się zjawisko defamilizacji, coraz więcej osób decyduje się na życie jako single lub po prostu nie chce mieć dzieci. Drastycznie z historycznego punktu widzenia zmienia się też wiek, w którym kobiety decydują się na posiadanie dzieci. Średni wiek urodzenia pierwszego dziecka jeszcze w roku 2000 wynosił w Polsce 23,7 lat, w 2010 było to już 26,6 lat[1]. Kiedy porównamy te dane z poprzednimi dziesięcioleciami zmiana jest jeszcze bardziej fundamentalna. O tej wielkiej zmianie decyduje kilka czynników i ten czysto ekonomiczny nie jest tu decydujący. Po pierwsze ukształtował się kulturowy model, w którym młodzi ludzie nie śpieszą się z zakładaniem rodziny. Preferują oni posiadanie w początkowym etapie swojego życia kilku partnerów, a następnie długie spotykanie się z wybranką czy wybrańcem przed podjęciem decyzji o rodzicielstwie. Rośnie świadomość i szeroka umiejętność korzystania z antykoncpecji. Młodzi chcą świadomie podejmować decyzje o swojej przyszłości. Trudno ich przecież za to winić, to dobra postawa. Ogromny wpływ na to zjawisko ma też wydłużenie procesu edukacyjnego, upowszechnienie studiów wyższych, co powoduje, że rosnący odsetek młodych wchodzi na rynek pracy nie w wieku lat 19nastu tylko 5 lat później. To też ma wielki, a często niedostrzegany przez badaczy wpływ na decyzje o posiadaniu dzieci. Wkraczający w dorosłe, samodzielne życie ludzie mają też nieporównywane z żadnym poprzednim pokoleniem oczekiwania, co do swojego statusu życia. Póki są młodzi, chcą zwiedzić świat, zanim będą mieli dziecko kupić mieszkanie, ustabilizować się finansowo. Walka z tym nowym stylem życia, który często proponuje prawica, to walka z wiatrakami. Tradycyjny XIX-wieczny model rodziny jest nie do przywrócenia.
Należy, więc podkreślić, że żadna najlepsza polityka rodzinna państwa nie odwróci w pełni tego trendu. Nigdzie w Europie to się nie udało. Święcąca na tym tle największe sukcesy Francja właśnie osiągnęła poziom kilku statystycznych promili ponad dwójkę dzieci przypadających na matkę. Trzeba pamiętać, że ten poziom zapewnia odnawialność pokoleniową, a nie przyrost demograficzny! Nie odbudowuje on również strat ludnościowych z lat poprzednich. W dyskusji o polityce rodzinnej należy, więc pamiętać, że nie jest to cudowne antidotum, ale narzędzie, które może sytuację jedynie nieco poprawić. Budując scenariusze przyszłości musimy wiedzieć, że będzie nas mniej niż obecnie.
Błędne narzędzia polityki rodzinnej.
Opisana powyżej sytuacja nie oznacza oczywiście, że polityki rodzinnej nie należy prowadzić. Jest ona niezwykle ważna. Ale po pierwsze nie wprowadzajmy opinii publicznej w błąd, mówiąc o jej niemożliwych do osiągnięcia skutkach. Nawet w przypadku sukcesu skutki nie zmienią strategicznej sytuacji demograficznej kraju. Po drugie należy zacząć racjonalnie wiązać cele polityki społecznej z jej narzędziami. Dziś wydaje się, że wiele działań ma charakter próby politycznego, fałszywego schlebiania opinii publicznej. Więcej jest działań pozornych niż skutecznej implementacji prawdziwej polityki rodzinnej. Ważniejszym, więc zadaniem od głoszenia populistycznego hasła: „więcej publicznych pieniędzy na dzieci”, jest zastanowienie się jak te środki które mamy wydawać, rozumiejąc obecne trendy kulturowe i faktyczne motywacje kierujące młodymi ludźmi.
Najbardziej fałszywym założeniem wielu programów nazywanych polityką rodzinną jest nastawienie na oferowanie młodym rodzinom, a szczególnie młodym mamom różnego rodzaju zasiłków. To przykład zupełnego marnowania środków publicznych, który w żaden sposób nie przybliża nas do osiągnięcia postawionego celu, czyli zwiększenia dzietności. Szczególnie w polskich warunkach ograniczeń wynikających z sytuacji budżetowej państwa. Dlaczego? Wystarczy powiązać treść niektórych promowanych na stronie Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej programów rodzinnych[2] z motywacjami postępowania młodych ludzi. Oto przykłady, co oferują nam programy MPiPS:
Zasiłek rodzinny. Wysokość zasiłku rodzinnego wynosi miesięcznie: 1) 68,00 zł na dziecko w wieku do ukończenia 5 roku życia; 2) 91,00 zł na dziecko w wieku powyżej 5 roku życia do ukończenia 18 roku życia; 3) 98,00 zł na dziecko w wieku powyżej 18 roku życia do ukończenia 24 roku życia. Dokładne zasady, komu przysługuje zasiłek można znaleźć na stronie Ministerstwa[3]. Niemniej najważniejsza zasada mówi, że: zasiłek rodzinny przysługuje, jeżeli przeciętny miesięczny dochód rodziny w przeliczeniu na osobę albo dochód osoby uczącej się nie przekracza kwoty 504,00 zł. Osoby, którym przysługuje zasiłek rodzinny mogą ubiegać się jeszcze pod pewnymi warunkami o kolejne świadczenia. Na przykład: dodatek do zasiłku rodzinnego z tytułu urodzenia dziecka w wysokości 1000 zł; dodatek z tytułu wychowywania dziecka w rodzinie wielodzietnej wysokości 80 zł (dodatek przysługuje na trzecie i na następne dzieci uprawnione do zasiłku rodzinnego).
Z tytułu urodzenia się dziecka przysługuje też poza zasiłkiem jednorazowa dodatkowa zapomoga z tytułu urodzenia się dziecka w wysokości 1000 zł na jedno dziecko.
Opisane powyżej programy są przykładami wydawania środków publicznych na działania, które absolutnie rozmijają się z celami, dla których realizacji zostały powołane. Te programy nie są polityką rodzinną, ponieważ nie przyczyniają się do zwiększenia dzietności. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, jak tysiące młodych ludzi, decyduje się pomimo ciężkiej sytuacji finansowej na racjonalną decyzję o posiadaniu dziecka z tego powodu, że państwo da im jednorazowo 2.000 zł, a potem, co miesiąc 68 zł. Nie widzę tłumów rodzin, które zostały zmotywowane przez państwo do posiadania trzeciego dziecka zasiłkiem w wysokości 80 zł. To jest kpina z młodych ludzi i wyrzucanie publicznych pieniędzy w błoto. A przede wszystkim totalne niezrozumienie aspiracji młodego pokolenia, czyli ludzi, którzy chcą sami decydować o swoim życiu, którzy chcą się rozwijać, realizować swoje aspiracje i karierę zawodową. Pytanie, więc brzmi jak może działać państwo, aby ułatwić im pogodzenie tych dążeń z możliwością posiadania dzieci. Zasiłki, jako element polityki rodzinnej powinny zostać zlikwidowane, a niemałe fundusze przeznaczane na nie przesunięte na działania realne. Można je ewentualnie traktować, jako element polityki wsparcia najuboższych, ale to jest zupełnie inny temat, niezwiązany z działami ukierunkowanymi na zwiększenie dzietności, o których tu rozmawiamy. Retoryka polityków mówiących, że tego typu zasiłki to polityka rodzinna i że problemy demograficzne rozwiążemy przez proste dosypanie środków budżetowych „na dzieci” po prostu jest nieprawdziwa.
Jakie narzędzia, jaka filozofia?
Cała filozofia polityki rodzinnej powinna być ukierunkowana na działania, które umożliwiają rodzicom jak najszybszy powrót na rynek pracy i godzenie pracy oraz aspiracji życiowych z posiadaniem dzieci. Zadaniem państwa nie powinno być utrzymywanie rodzin z dziećmi, ale umożliwienie im samym zarobienia na swój byt. Państwo nie upokarza wówczas samo siebie i rodzica twierdząc, że namówi go na posiadanie dziecka za 68 zł miesięcznie, tylko buduje system, który godzi współczesną kulturę i aspiracje młodych z możliwością posiadania dzieci. Czyli dochodzimy do słowa klucz: żłobki i przedszkola. Rozbudowa sieci tych niezwykle ważnych instytucji, które powinny być finansowane wspólnym wysiłkiem państwa i rodziców (może warto pomyśleć o dobrowolnych programach ubezpieczeniowych dla młodych małżeństw, dzięki którym przez wiele lat można byłoby współfinansować pobyt dziecka w żłobku) to klucz do pogodzenia aspiracji życiowych młodych z posiadaniem dzieci. Pewność, że matka będzie mogła szybko wrócić do pracy i kontynuować karierę, ponieważ wie, że po krótkim urlopie macierzyńskim, zostawiając swoje dziecko w profesjonalnym, elastycznym godzinowo żłobku, może przyspieszyć wiele decyzji o posiadaniu dzieci. Może to sprawić, że matka szybciej zdecyduje się również na drugie i trzecie dziecko. Sieć żłobków i przedszkoli będzie nabierała też znaczenia z powodu zanikania instytucji babci. Niezbędna reforma emerytalna sprawi, że kobiety będą pracować dłużej i później będą mogły spełniać tę rolę.
Żłobki i przedszkola to jednak nie wszystko. Innym ważnym kierunkiem jest budowanie systemu profilaktyki zdrowotnej dla kobiet, pozwalający na szybkie wykrywanie schorzeń, które uniemożliwiają kobietom zachodzenie w ciążę po 30 roku życia.
W tych kierunkach zmierza bardzo ciekawy Resortowy Program Maluch 2012[4] Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej dotyczący budowy infrastruktury żłobków. Skala tego programu jest jednak absolutnie niewystarczająca. Dość wspomnieć, że zakłada on, że do roku 2014 dzięki niej liczba miejsc opieki nad dziećmi do lat 3 wzrośnie do 57 tyś. Tymczasem oznacza to jedynie objęcie 7,8% dzieci w wieku 0 -3 możliwością opieki instytucjonalnej. Kierunek jest, więc dobry, ale skala niewystarczająca. W roku 2012 budżet programu to 40 mln zł. Aby zrozumieć skalę błędnej alokacji środków publicznych, które mimo retoryki wcale nie realizują celu zwiększenia dzietności, wystarczy przytoczyć znów dane MPiPS[5]. W roku 2010 na zasiłki rodzinne, poddane w tym tekście tak ostrej krytyce, wydano astronomiczną kwotę: 3.090.915.000 zł[6]. Porównajmy ją z 40.000.000 na budowę żłobków…
http://garderobe33.blogspot.com/2011/09/czapka.html
[1] Dziennik Gazeta Prawna, Budżet musi dopłacać do dzieci, 21 luty 2012.
[2] Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej, Rodzaje i wysokość świadczeń rodzinnych, http://www.mpips.gov.pl/wsparcie-dla-rodzin-z-dziecmi/swiadczenia-rodzinne/rodzaje-i-wysokosc-swiadczen-rodzinnych-kryteria-uzyskania/
[3] http://www.mpips.gov.pl/wsparcie-dla-rodzin-z-dziecmi/swiadczenia-rodzinne/rodzaje-i-wysokosc-swiadczen-rodzinnych-kryteria-uzyskania/zasilek-rodzinny-oraz-dodatki/art,5443,zasilek-rodzinny.html
[4] http://www.mpips.gov.pl/wsparcie-dla-rodzin-z-dziecmi/opieka-nad-dzieckiem-w-wieku-do-lat-trzech/resortowy-pogram-maluch/resortowy-program-maluch-2012/
[5]http://www.mpips.gov.pl/gfx/mpips/userfiles/_public/1_NOWA%20STRONA/Polityka%20rodzinna/statystyka/sw_rodzinne_2010.pdf
[6]http://www.mpips.gov.pl/gfx/mpips/userfiles/_public/1_NOWA%20STRONA/Polityka%20rodzinna/statystyka/sw_rodzinne_2010.pdf