Prof. Maria Janion tezą, że w patriarchalnym polskim świecie istnieje tylko jeden wzorzec kobiety: Matki Polki, a jedyną idolką jest Matka Boska, uczyniła w głowach Polek rewolucję. Nawet jeśli się z tym nie zgadzały – to po raz pierwszy miały szansę to usłyszeć. „Czas na kobiety” – to było hasło pierwszego Kongresu Kobiet. Jest aktualne na każdym kolejnym, a przed nami już dziesiąty.
Nie pamiętam, gdzie znalazłam informację o Kongresie Kobiet. Chyba jednak w prasie. Była dość lakoniczna. Pomyślałam wtedy, że to może być interesujące wydarzenie, ale prawdę mówiąc, nie wiedziałam czego konkretnie oczekiwać. Zarejestrowałam się i pojechałam. W sobotni poranek zaparkowałam pod Pałacem Kultury i zaskoczona stwierdziłam, że w kierunku Sali Kongresowej podąża sporo kobiet. W holu był już tłum. Na sali tysiące.
Pamiętam niedowierzanie, które mi towarzyszyło w ciągu całego kongresowego dnia. Mieszkałam wtedy w średniej wielkości mieście powiatowym, gdzie każdego dnia spotyka się jakichś nowych ludzi. Na korytarzach Kongresowej również mijałam same nowe twarze, ale szybko okazało się, że znalazłam się wśród obcych kobiet, które jednak czują, myślą i pragną tego samego co ja. Nagle byłyśmy u siebie, przepełnione radością i dumą, że tak dobrze nam ze sobą, że tak świetnie się rozumiemy. Brak mężczyzn sprawił, że byłyśmy skupione tylko na tym, z czym i po co przyjechałyśmy. Żadna nie oczekiwała męskich komplementów, żadna nie miała potrzeby brylować i błyszczeć.
To, z czym zmagałyśmy się w swoich domach, w miejscach pracy, ta niepewność, czy można o tym głośno mówić, przyznać, że choć pokończyłyśmy szkoły, pracujemy, jesteśmy dobrymi żonami, partnerkami, córkami, to mamy poczucie, że nie jesteśmy w stanie dorównać naszym mężom, ojcom, partnerom. Ale nawet jeśli dorównujemy, to… oni tego od nas wcale nie oczekują. Nie oczekują tego zwłaszcza nasi koledzy, przełożeni, współpracownicy, nawet kumple.
Podczas tego pierwszego Kongresu Kobiet do Pałacu Kultury z całego kraju przybyły nauczycielki, sołtyski, dziennikarki, urzędniczki, artystki, gospodynie domowe, pielęgniarki i kobiety wielu innych profesji. Z ust kilku znanych Polek usłyszały słowa, które sprawiły, że po kilku godzinach debat, wykładów i dyskusji Kongresowa wypełniła się już tylko… feministkami. Kobiety usłyszały to, o czym – w przytłaczającej większości – ledwo śmiały myśleć, jeszcze rzadziej mówić, raczej szeptać.
Tym razem już pełnym głosem padały – jeden po drugim – zarzuty, że to wyłącznie mężczyźni w wolnej Polsce uzyskali pełnię demokratycznych praw. Że wcale nie są od nas lepsi w nauce, pracy, robieniu kariery, biznesów, ale że wieki temu zawłaszczyli prawo do decydowaniu o tym, jak należy urządzać świat oraz swoje i przy tym nasze życie. I że nie chcą się tym dzielić. Podczas dyskusji okazało się, że takie sprawy jak odrabianie lekcji przez nasze dzieci, urlop macierzyński, ciąża, przedszkole, in vitro, opieka nad niesprawnym rodzicem, nad dzieckiem z porażeniem, są równie ważne i zajmujące jak drogi, stadiony i sport w ogóle, jak rachunkowość, bankowość, a przede wszystkim polityka.
I znów konstatacja. Polskie kobiety chcą do polityki! Chcą prawa, które ich nie dyskryminuje, chcą urządzeń diagnostycznych konstruowanych z myślą o kobiecej fizjonomii, ale też chcą się czuć kobieco w butach i ubraniach równie wygodnych, jak te, w których paradują mężczyźni. Dość mamy na każdym kroku podwójnych standardów, gdy powodem rozwodu z winy kobiety jest to, że nie gotuje obiadów, a z winy mężczyzny – dopiero gdy ten pije i bije.
Wiem, że dziś, po 10 latach od tamtego pierwszego Kongresu Kobiet niektóre tematy wydają się być oczywiste, nawet wyświechtane. Ale to właśnie tam kobiety pokazały, że są wielką siłą, że nie pozwolą się już lekceważyć. To wzmożenie narasta z każdym kolejnym Kongresem. Bo każdy kolejny udowadnia, że nie ma w życiu społecznym, gospodarczym i politycznym kraju tematów, które kobiet nie zajmują. Wszędzie chcemy być, wszędzie pokazywać własny punkt odniesienia, dopełniać swoją wrażliwością i intuicją, dawać odpór dyskryminacji.
Coroczny Kongres Kobiet to mobilizacja, wzmocnienie, edukacja i utwierdzenie. Mija już 10 lat, a pojawiają się wciąż nowe kobiety i dziewczyny wychowywane w patriarchalnych rodzinach, w szkołach, po których krąży ksiądz katecheta, w przedszkolach histerycznie bronionych przed zajęciami równościowymi. Wiem, że jeśli tylko te kobiety znajdą w sobie odwagę, jeśli przybędą, posłuchają, zobaczą, przeżyją wspólnotową radość i uniesienie, to i one zechcą zmieniać rzeczywistość wokół siebie.
Nie mam wątpliwości, że gdyby 10 lat temu „bogaty demon sukcesu” Henryka Bochniarz i „wiedźma feministka” Magdalena Środa nie stanęły obok siebie i nie przemówiły do tych tysięcy polskich kobiet, to dziś nie byłoby ani Ogólnopolskiego Strajku Kobiet, ani Inicjatywy Feministycznej, ani „Dziewuch”. Z drugiej strony nie byłoby też tego ogromnego opresyjnego wzmożenia wśród patriarchalno-konserwatywnej części społeczeństwa – głównie mężczyzn. To oni poczuli zagrożenie, to oni – widząc, że era ich dominacji dobiega końca – zawzięcie bronią przyczółków. Ta obrona skazana jest na porażkę, dlatego na końcówce jest tak zacięta.
Ale to już wiemy. Rozumiemy. I po to, żeby zebrać siły do czekających nas wciąż potyczek, mamy kolejny Kongres Kobiet.
Przybywajcie!
Od Redakcji: X Krajowy Kongres Kobiet odbędzie się w Łodzi w dniach 16-17 czerwca 2018 r. Rejestracja udziału: http://www.kongreskobiet.pl/pl-PL/register-user/kongresy_kobiet/x_kongres_kobiet/rejestracja