Zapowiedź możliwości maszerowania przez Rosjan 12 czerwca w Warszawie w ramach ich święta narodowego zatrzęsła tzw. patriotyczną częścią opinii publicznej. Czytam tak w mediach jak i w blogosferze o rosyjskiej prowokacji, o tym że marsz będzie potwierdzeniem podległości (witajcie w kondominium…), o szykującej się obrazie naszych uczuć, honoru – sam nie wiem czego jeszcze.
Dodatkowo, aby już pognębić nas ostatecznie, Rosjanie będą kłuć w oczy symboliką radziecką – sierpami, młotami, gwiazdami i wszechogarniającą czerwienią. Oczywiście namieszała też ministra Mucha – mój taki prywatny apel do premiera – może dać by jej jakiś urlop? Niech już nie zajmuje się ani hotelami dla rosyjskiej reprezentacji, ani symbolami na demonstracjach, w ogóle niech się nie zajmuje…
Nie jestem specjalistą od zwyczajów rosyjskich kibiców – ale szczęśliwie posiadam dostęp do globalnej sieci i w kwadrans obejrzałem kilkaset zdjęć z przeróżnych meczów „Sbornej” – wszędzie dominują barwy narodowe rosyjskie i dwugłowe złote orły. Marginalnie pojawiają się spiczaste „budionnówki” z gwiazdą, jacyś stylizowani na rewolucyjnych „matrosów”.
Oczywiście zakazanie akurat tych symboli może spowodować modę na nie wśród rosyjskich kibiców – jak wszędzie na świecie, za reprezentacją nie przyjadą siostry zakonne z przesłaniem miłości, ale w większości młodzi mężczyźni, których sprowokować nie trudno. I wcale nie dlatego, że są Rosjanami – ogłośmy jutro, że Rosjan zdeprymuje kolor żółty, a zaręczam że polski kibice momentalnie wymachiwać będą żółtymi flagami. To oczywiste.
Jeśli tak się stanie – to nadal nie widzę powodu do histerii, odwoływania się do konstytucji zakazującej propagowania ideologii totalitarnej itp. Marsz kibiców rosyjskich, jeśli nawet pojawią się tam elementy symboliki komunistycznej to folklor, a nie zagrożenie porządku prawnego i ustroju Rzeczypospolitej. Rosjanie sami będą sobie musieli poradzić z wytłumaczeniem ewentualnego demonstrowania pod czerwonym sztandarem w dniu, który stał się ich świętem na pamiątkę deklaracji suwerenności i zerwania z ZSRS.
Dużej części naszej opinii publicznej włączyła się jednak lampka kontrolna i uaktywnił nieznośny pewnie też dla innych, ale przede wszystkim dla nas samych przeklęty kompleks mentalności niewolnika. Niewolnictwo jest stanem, z którego można wyjść. My Polacy jesteśmy tego najlepszym przykładem, wyrwaliśmy się z podległości wobec Rosji, 21 lat temu ich wojska opuściły nasz kraj, jesteśmy członkiem najsilniejszego bloku polityczno-militarnego na świecie (nota bene Rosja uznaje ten blok za sobie wrogi) – Rosjanie w Europie Środkowej przegrali i są w odwrocie. Jaki w tym powód do polskiej frustracji?
Nie wszyscy z nas zauważyli, że niewola się skończyła. Mentalni niewolnicy z polskiej prawicy nie potrafią cieszyć się wolnością, tkwią cały czas w poddaństwie. Widząc Rosjanina krzyczą odruchowo: on nas obraża, on nas poniża, on demonstruje swoją wyższość! Odnoszę wrażenie, że sam przyjazd kibiców rosyjskich jest obraźliwy dla naszych uczuć narodowych, a być może nawet religijnych, w umysłach rodzimych niewolników.
Mentalność niewolnicza polskiej prawicy i wielkoruski kompleks wyższości żyją w doskonałej symbiozie i żywią się sobą nawzajem. Stwarzają nieustannie problemy, żądając od świata i siebie nawzajem zadośćuczynienia.
To przecież tylko turniej piłkarski, a nie wojna światowa. To przecież tylko marsz kibiców podczas mistrzostw, a nie kolumna pancerna przeprawiająca się przez Wisłę. Sierp i młot to symbole wraże, a komar to uciążliwy owad. Ale nie trzeba z powodu marszu czy komara ogłaszać mobilizacji powszechnej – jesteśmy na tyle silnym narodem i państwem, by nie prowokować i nie dać się sprowokować.