Zarabianie pieniędzy jest sztuką
i praca jest sztuką,
zaś dobry biznes to sztuka największa.
Andy Warhol
Epoka informacyjna oficjalnie dobiega końca, ustępując miejsca erze konceptualnej. Umysły ścisłe, które do tej pory wiodły prym na arenie biznesu, dziś dążą do pozyskania narzędzi, które umożliwiłyby im kreatywniejsze zarządzanie własnymi interesami. Najbardziej naturalnym źródłem potencjalnie przydatnych instrumentów wydaje się być sektor sztuki, z jego bezkresnymi pokładami możliwości i inwencji twórczej. Nic więc dziwnego, że właśnie tutaj biznes poszukuje mentoringu.
David Creelman, specjalista od zarządzania kapitałem ludzkim, w artykule zatytułowanym „The Liberal Arts and Business” zauważa, iż współczesny świat został niemalże zdominowany przez wszechobecne strategie biznesowe, które w znaczny sposób wpływają nawet na edukację. Szkoły kształcą bowiem przyszłych pracowników i szefów, pomijając tym samym wiele innych niezwykle ważnych aspektów życia. W dobie silnego zapotrzebowania na idee humanizmu, uczłowieczenie biznesu staje się jednak niezbędne, by mógł on odnosić dalsze sukcesy, a zwrócenie się o pomoc do świata sztuki nie powinno być postrzegane jako swoistego rodzaju nadużycie. Jednak czy to, co biznes oferuje sztuce w zamian, jest wystarczające, by jakiekolwiek relacje zaistniały?
Teoretycznie powinno tak być, skoro w ostatnich latach powstaje coraz więcej programów mających na celu współpracę pomiędzy tymi dwoma sektorami. Warto tutaj wspomnieć takie projekty, jak na przykład Australia Business Arts Foundation, brytyjską organizację charytatywną Arts & Business, amerykańską Arts + Business Partners LLC oraz Arts Enterprise, włoski Arts for Business Institute, czy chociażby rumuński program Business for Arts (B4A). I choć tego typu przedsięwzięć jest znacznie więcej, to wszystkie one mają jeden zasadniczy cel: zbliżyć do siebie świat biznesu i sztuki. Zastanawiające jest jednak, że w znacznej mierze to kwestia możliwości „wykorzystania” sztuki w biznesie znajduje się w centrum ich zainteresowania. I tak, zjawisko to było tematem, między innymi, mającej miejsce w 2010 roku w Warszawie konferencji o wymownej nazwie „Sztuka (w) innowacji, czyli jak wykorzystać sztukę w strategicznym budowaniu przewagi konkurencyjnej firmy?”, czy chociażby tegorocznego łódzkiego projektu, który już właśnie swoją nazwą próbował przekonać uczestników, iż nie tylko aspekt finansowy jest istotą relacji na linii sztuka-biznes – „BEEznes – NIE CHODZI TYLKO O PIENIĄDZE”. Jednak aby gruntownie zrozumieć dlaczego nawiązywanie wzajemnych stosunków jest tak ważne, należy wpierw prześledzić korzyści, jakie sektor biznesu oraz sektor sztuki uzyskują w efekcie współpracy.
Dzisiejszy rynek boryka się z wieloma problemami. W rezultacie silnej konkurencji następuje jego komodyzacja, pogłębia się deficyt innowacyjności, a kryzys, który powoduje utratę wizerunku wielu firm prowadzi do nadszarpnięcia zaufania klientów. Te zjawiska wpływają z kolei na stabilność samych organizacji – wzrasta poziom stresu wśród pracowników, zaś spada lojalność i zaangażowanie. Najskuteczniejszym panaceum wydaje się być w tej sytuacji kreatywność i innowacyjność. Giovanni Schiuma, autor książki „The Value of Arts for Business”, wymienia trzy podstawowe korzyści, jakie biznes może uzyskać w wyniku współpracy z sektorem sztuki: szybszy i efektywniejszy rozwój, dodanie wartości „nieuchwytnych” oraz wprowadzenie innowacyjnego systemu zarządzania. Docelowym rezultatem tych wszystkich działań jest humanizacja biznesu. Ponadto, Lotte Darsø, autor „Artful Creation: Learning-Tales of Arts-in-Business”, jako jeden z efektów takiej dwustronnej współpracy, podaje także usprawnienie komunikacji w organizacji . Do tego wszystkiego należy jeszcze dodać powód chyba najbardziej oczywisty, mianowicie zyski finansowe. Warto również pokrótce przedstawić metody, które są wykorzystywane do osiągnięcia przywołanych już trzech fundamentalnych korzyści płynących z relacji między biznesem, a sztuką.
Czerpanie z potencjału sztuki może bezsprzecznie przyczynić się do rozwoju przedsiębiorstwa. W sytuacjach kryzysowych utarte rozwiązania, które na przestrzeni lat wypracowywały sobie organizacje, nie zawsze okazują się skuteczne. I właśnie chociażby w takich okolicznościach świeże spojrzenie artysty czy też samo obserwowanie lub przebywanie w otoczeniu osób z założenia wychodzących poza ramy szablonowego postępowania, dostarcza inspiracji i nowych rozwiązań a także pokazuje często nieznaną drogę działania światowi biznesu. Co więcej, Mike Harris – główny manager Northem Europe SVP Worldwide – podkreśla, że w dobie kryzysu, z którym boryka się biznes, organizacje artystyczne powinny nie tylko pełnić funkcji współpracownika, ale też starać się zespolić z organizacją, z którą wchodzą w relacje.
Gdy mowa o „nieuchwytnych” wartościach dodanych, chodzi oczywiście o dosyć efemeryczne konotacje, które powstają w umysłach potencjalnych klientów, gdy mają oni styczność z daną marką, produktem czy też organizacją. Dziś, konsument kupuje energię, przeżycie, emocje lub też historię stojącą za danym towarem lub firmą. Jakość, funkcjonalność czy okazyjna cena nie są już determinantem wystarczającym do zakupu. To właśnie z tego powodu okres bożonarodzeniowy ze Świętym Mikołajem prowadzącym rozświetlonego tira nieodzownie kojarzy się z Coca-Colą, ekskluzywne torebki Hermesa mimo kosmicznych cen wciąż cieszą się ogromną popularnością, a dezodoranty AXE kupowane są nie tylko przez wzgląd na ich zapach, ale na pożądany wizerunek docelowych klientów, jaki został wokół owego produktu wykreowany. I właśnie w tworzeniu oryginalnych rozwiązań wrażliwy emocjonalnie sektor sztuki sprawdza się najlepiej.
Innowacyjne zarządzanie jest natomiast przeważnie efektem pewnego rodzaju „transplantacji” empatii i pomysłowości z sektora sztuki do świata biznesu. Zabieg taki ma na celu przede wszystkim zmianę w podejściu do pracownika, które w efekcie długofalowym wpływa na modyfikację stosunku do samej organizacji. Istnieją różne sposoby osiągnięcia takiego stanu – począwszy od sprawienia, że miejsce pracy jest przyjazne, aż po zmiany w samej strukturze organizacyjnej przedsiębiorstwa. Doskonałymi przykładami są tutaj dwie firmy: powszechnie znany koncern Google oraz założone w 1958 roku w Stanach Zjednoczonych przedsiębiorstwo WL Gore and Associates. W przypadku Google, zjawisko to sprowadza się do wykorzystania rozwiązań zarówno z zakresu designu, jak i przyjaznych technik pracy zespołowej. Pracownicy zbierają się we wspólnych kolorowych pomieszczeniach, w których mają do dyspozycji gry wideo, stoły bilardowe, pianina, restauracje i mikro-kuchnie wypełnione zdrowym jedzeniem, ale także klasyczne tablice, na których zamieszczają pomysły podczas wielu dyskusji. Z kolei WL Gore, które zatrudnia około 9000 pracowników w trzydziestu krajach, a jego dochody sięgają 2,5 miliona dolarów jest oficjalnie uznawane za jedno z najbardziej przyjaznych miejsc pracy. Przyczyna jest prosta, choć zaskakująca: firma odrzuciła strukturę hierarchiczną, zrezygnowała z kadry zarządzającej, wskutek czego kładziony jest nacisk na pracę zespołową, a wszystkie decyzje są podejmowane kolektywnie – wszystko to po to, by poprzez innowacyjne metody postępowania wspierać kreatywną współpracę. I właśnie takie artystyczne rozwiązania w miejscu pracy sprzyjają budowaniu pozytywnego wizerunku organizacji.
A co biznes daje sztuce w zamian? O ile sam, by przetrwać, musi stać się bardziej kreatywny, o tyle w opozycji do tego zjawiska musi się dokonać profesjonalizacja sektora sztuki. I głównie w tym zakresie biznes może okazać się pomocny, gdyż znając wszelkie strategie i działania niezbędne do prężnego funkcjonowania na rynku oferuje asystę przy różnorakich przedsięwzięciach artystycznych – począwszy od mentoringu, poprzez coaching, a na wymianie pracowniczej pomiędzy sektorami kończąc. Ponadto, nie należy zapominać o gratyfikacjach finansowych, jakie sztuka może uzyskać między innymi za pośrednictwem mecenatu, sponsoringu czy fundraisingu. Wspomniane działania również bywają skondensowane w formie konkretnych organizacji – należy w tym miejscu przywołać działalność kanadyjskiej organizacji Business for the Arts, czy też irlandzkiej Business to Arts. Nawiązywanie kontaktów z sektorem biznesu to także niezawodny sposób na poszerzenie sieci kontaktów, które naturalnie mogą zaowocować w przyszłości. Jednak czy wszystko to jest warte wysiłku jaki sama sztuka wkłada w rozwój biznesu? I czy przypadkiem, właśnie za pośrednictwem tych wszystkich związków, się nie sprzedaje?
Tymczasem należy się zastanowić, czy profesjonalizacja sztuki jest aby na pewno niezbędna do jej dalszego funkcjonowania? Sztuka nie jest produktem, choć czasem może się takim wydawać. Biznes zaś, pomimo wszelkich starań, nie stanie się „sztuką” w ścisłym znaczeniu tego słowa. Oczywiście, może adaptować pewne jej aspekty, przejmować niektóre praktyki czy czerpać z jej doświadczenia, jednak pomimo tego biznes zawsze będzie nastawiony w pierwszej kolejności na zysk. A sztuka? Być może będzie to naiwne stwierdzenie, ale jest to prawdopodobnie jedna z niewielu dziedzin, w której uczestnictwo ma na celu coś więcej niż tylko zarabianie pieniędzy. I choć są one nierozerwalnie związane z jej istnieniem, funkcjonowaniem i rozwojem, to jednak można założyć, że w większości przypadków zysk to jedynie efekt uboczny.
Niniejszy tekst został opracowany w oparciu o informacje z konferencji i warsztatów zorganizowanych przez Fabrykę Sztuki „BEEznes – Nie chodzi tylko o pieniądze”.