Ciekawy balon próbny wypuściły w piątek kręgi władzy w PO na trzecią stronę Gazety Wyborczej. Donald Tusk rzekomo waha się przed startem w wyborach prezydenckich. Powodem wahania ma być obawa przed porażką oraz, jak się twierdzi, przekonanie, że to na stanowisku premiera można wdrażać w życie program reformowania Polski. To oczywiście prawda, ale w ciągu ostatnich ponad dwóch lat na tym właśnie stanowisku premier Tusk nie przejawił wielkiej motywacji w kierunku reform i raczej administrował państwem zamiast forsować strukturalne zmiany. Trudno zatem, aby te, tak bardzo zlekceważone, zalety stanowiska szefa rządu miały nagle odgrywać znaczącą rolę w układaniu planów kariery politycznej.
Donald Tusk wszystko robi pod dyktat sondaży opinii publicznej. Brak projektów trudnych, a tak potrzebnych reform, jak choćby w systemie emerytalnym (resort pracy ogłosił np. w czwartek, że nie widzi potrzeby podniesienia wieku emerytalnego w Polsce; chyba jako jedyna w kraju, minister pracy tego nie widzi) nie wynika z obawy weta prezydenckiego, gdyż zgłaszanie projektów reform ma sens nawet jeśli Kaczyński je zablokuje. Po to, by pokazać swoją wolę działania i wizję kraju, po to by skierować debatę publiczną w kierunku ważnych tematów zamiast pozwalać jej oscylować wokół nonsensownych przepychanek w komisjach śledczych, w końcu aby wywrzeć na Kaczyńskim polityczną presję. Wiadomo, że wetowanie taśmowe wszystkiego jak leci całkowicie pogrążyłoby prezydenta, zatem wobec czekającego go boju o reelekcję nie mógłby po prostu zawetować każdej jednej ustawy rządu. Kilka pożytecznych projektów spod pióra ministra Michała Boniego weszłoby w życie. Część pracy byłaby za na nami, a tak ciągle wszystko leży odłogiem. Prawda jest taka, że koalicja rządowa trudnych tematów nie podejmuje, gdyż jest wpatrzona w sondażowe słupki, a wszystko co robi PO przez ostatnie 4 i pół roku jest podporządkowane celowi prezydentury Tuska. Grzegorz Schetyna słusznie nazywa wybór Tuska „filarem projektu PO”. Takim filarem nie są zaś problemy merytoryczne czy realizacja programu reform.
Dlatego Tusk, jeśli rzeczywiście się waha to, jak w każdym innym przypadku, pod wpływem sondaży. Widzi, że w różnych kategoriach (poparcie dla partii, osobista sympatia do polityków, oceny rządu, oceny szefa rządu) jego słupki topnieją. Zaś katalizatorem obaw w szeregach współpracowników premiera jest perspektywa ewentualnego starcia w drugiej turze wyborów z Andrzejem Olechowskim. Pokonanie Kaczyńskiego w drugiej turze w roku 2010 nie będzie bowiem należeć do zadań trudnych. Tylko tacy politycy jak Marek Jurek czy Janusz Korwin-Mikke być może minimalnie przegraliby z aktualną głową państwa. Zagrożeniem dla Tuska jest za to ewentualność wyprzedzenia w pierwszej turze Kaczyńskiego przez Olechowskiego. Już teraz część „zapasowych” kandydatów PO, jak Komorowski czy Gronkiewicz-Waltz, tylko minimalnie z nim wygrywa, a stratedzy PO antycypują dalszy spadek poparcia w miesiącach do wyborów prezydenckich w październiku.
Być może dla tych spośród zwolenników PiS, którzy nie są jednocześnie skrajnie przywiązani do osób braci Kaczyńskich, za to Tuska szczerze nie znoszą, jest to sygnał. Być może także oni zaczną się zastanawiać nad Olechowskim, aby szefowi PO zamknąć drogę do Pałacu Prezydenckiego? Ta kampania może przynieść sporo niespodzianek nudnej ostatnio scenie politycznej.