Żyjemy w niepewnych czasach. Coraz trudniej jest nam ocenić, jak powinniśmy się zachowywać lub co komunikować. System zachęt promowany przez państwo wcale nie ułatwia nam sprawy. Z dr Francescą Grippą z Uniwersytetu Northeastern w Bostonie rozmawiamy o znaczeniu autorefleksji w procesie stawania się lepszymi obywatelami i o tym, jak tzw. wirtualne lustro może wpłynąć na poprawę jakości funkcjonowania organizacji.
Olga Łabendowicz: Porozmawiajmy o autorefleksji. W jaki sposób nawiązywanie relacji z innymi i wyciąganie wniosków z tychże interakcji może uczynić świat lepszym?
Francesca Grippa: W swoich badaniach zajmuję się przede wszystkim tym, jak ludzie mogą osiągnąć założone cele na drodze nawiązywania relacji z innymi oraz jak uczą się poprzez sposób prowadzonych interakcji. Poznając siebie, ale i sposób w jaki oddziałują na świat – czyli wykorzystując tzw. wirtualne lustro (Virtual Mirror).
Często wymaga to szeroko zakrojonych konsultacji – do organizacji przychodzą osoby z zewnątrz, przeprowadzają badania ankietowe i dzielą się swoimi wynikami z zainteresowanymi. W pewnym sensie monitorują ludzkie zachowania. Śledzą także sposób w jaki nowoczesne technologie mogą pomóc nam dokonać refleksji nad naszymi interakcjami oraz pokazują jak ty możesz poprawić swoje modus operandi, by osiągnąć zamierzone cele osobiste, a przy okazji uczynić świat lepszym.
Jednym z przykładów takich rozwiązań technologicznych są identyfikatory socjometryczne (sociometric badges), przenośne urządzenia opracowane przez MIT Media Lab, które pokazują, jak dana osoba reaguje na komunikację interpersonalną, co pomaga monitorować pewne zachowania.
OŁ: A co z osobami prywatnymi, na przykład młodzieżą – czy oni mogą skorzystać z wniosków wyciągniętych z waszych badań?
Młodzi ludzie powinni zrozumieć, jak ważna jest uczciwość oraz zdać sobie sprawę, że
nie chodzi o to, by mieć 1.000 znajomych na Facebooku. Liczy się bycie selekcjonerem informacji,
co pozwala czerpać wiedzę od różnych grup oraz pomaga stać się agentem zmiany – poprzez funkcjonowanie niczym punkt kontaktowy dla innych podmiotów, reprezentujących różne dyskursy i dyscypliny.
Prowadzone przeze mnie badania i działalność consultingowa w różnych organizacjach jasno pokazują, że to, co faktycznie ma znaczenie w zakresie komunikacji to czas reakcji oraz ograniczanie liczby używanych słów w e-mailach. Dokonując m.in. analizy komunikacji mailowej na podstawie danych z dwóch lat w pewnej instytucji, przy pomocy rozpoznawania wzorców wykazaliśmy, że ludzie są w stanie nauczyć się korzystnie zmodyfikować czas reakcji, by lepiej zamanifestować swój stopień zaangażowania w komunikacji z innymi.
Oczywiście proces ten może stanowić wyzwanie na poziomie jednostki, gdyż wymaga poznania siebie. I tak, odkryliśmy na przykład, że
krótki czas reakcji, czyli szybkie odpowiedzenie na e-mail, jest wyznacznikiem pasji, z jaką dana osoba wykonuje swoją pracę.
To oznacza, że nam zależy i jesteśmy zaangażowani. Zjawisko to możemy zaobserwować w wielu badaniach, które podejmują też to zagadnienie na poziomie zespołu. Warto zauważyć, że ci, którzy odpowiadają szybciej i używają prostszego języka wykazują także wyższy poziom samozadowolenia.
Jednocześnie, powinniśmy także dokonać refleksji nad wpływem, jaki ta przemożna chęć by być nieustannie w kontakcie z innymi wywiera na nasze życie. Czy jeśli nie odpiszę komuś natychmiast, w ciągu 10 minut, osoba ta się zdenerwuje? Istotne jest zatem ustalanie pewnych granic.
Ponadto, powinniśmy dokonać refleksji nad stopniem powierzchowności tak szybkich odpowiedzi w odniesieniu do tych, które wymagają znacznie głębszego przemyślenia. To właśnie jeden z powodów, dla których zdecydowałam się zając pracą badawczą na uczelni – świat biznesu przywiązuje bowiem znacznie większą wagę do zdolności podejmowania szybkich decyzji. Ja zaś miałam poczucie, że wolę najpierw przeanalizować pewne aspekty dogłębnie, zanim się na coś zdecyduję.
OŁ: Jak dokładnie działa wspomniane wirtualne lustro? Jak to narzędzie może pomóc nam w dokonywaniu refleksji?
FG: Wirtualne lustro najlepiej sprawdza się na poziomie organizacji. Pierwszym krokiem jest sprowadzenie zewnętrznego konsultanta, który przedstawia i wprowadza model analizy, a następnie pracownicy mogą się nim samodzielnie posługiwać. Możliwe jest wykorzystanie różnych źródeł pozyskiwania danych – jak choćby wspomnianej już korespondencji mailowej.
Co ciekawe, wirtualne lustro naprawdę pomaga ludziom w dokonywaniu refleksji. Dla mnie jest to również szansa by obserwować sposoby interakcji międzyludzkich przy użyciu różnych kanałów komunikacji, w zależności od kultury organizacyjnej w danym miejscu pracy. Inżynierowie mogą bowiem posługiwać się w danej firmie głównie komunikatorami internetowymi, zaś inni pracownicy używać przede wszystkim intranetu, Skype’a, lub do siebie dzwonić. Aby pomóc ludziom w dokonywaniu refleksji nad wpływem, jaki ich sposób i środek komunikacji ma na innych powinniśmy zatem porównać komunikację mailową z innymi nośnikami wymiany informacji.
Analiza zaledwie jednego kanału komunikacji nigdy bowiem nie ukaże całej prawdy o danej grupie.
Niemniej jednak, przeprowadzenie kompleksowego badania nie zawsze jest możliwe, ponieważ jest to dużo bardziej skomplikowane i czasochłonne. Zadanie jakie stoi przed nami w przyszłości to zatem stworzenie takiego modelu badawczego, który da nam wgląd także w inne źródła danych – jak choćby pozyskane ze smartwatchów lub czujników pomiaru różnych parametrów ludzkiego ciała.
Należy jednak nadmienić, że w naszych badaniach nie jesteśmy wszechwidzącym Wielkim Bratem, nie ma zatem także mowy o wykorzystywaniu technologi dla samej technologii. Stworzenie takiego modelu winno faktycznie pomóc użytkownikom, czyli nam samym, w dokonaniu refleksji. Podobnie jak czyni to medytacja.
OŁ: Dokładnie to przyszło mi na myśl, pewien rodzaj technik ze stajni pracy nad uważnością (mindfullness), które cieszą się ostatnio tak ogromną popularnością.
FG: Dokładnie! Chodzi o to, żeby być świadomym (mindful) wpływu, jaki nasze działania mają na innych, ponieważ nie chodzi przecież tylko o nas samych. Dlatego właśnie jest to szalenie ekscytujące –
ludzie muszą zdać sobie sprawę, że wzajemnie wywieramy na siebie wpływ. Wpływ na społeczeństwo, środowisko.
A następnie musimy wyjść ze swojej strefy komfortu i nawiązać kontakt z innymi ludźmi. To właśnie stawiam sobie za cel.
Niestety w przeszłości takie podejście było wykorzystywane w badaniach, które naprawdę usiłowały śledzić i kontrolować badanych, podczas gdy nasz model winien mieć zastosowanie tylko z korzyścią dla jednostek, zespołów i samych organizacji.
OŁ: Czy za pośrednictwem autorefleksji rzeczywiście jesteśmy w stanie stać się najlepszą wersją nas samych?
FG: Naprawdę jest to możliwe. Wspomniane już badanie czasu reakcji, w ramach którego przeanalizowaliśmy ok. 2.000 e-maili w jednej organizacji, wykazało, że wyciągnięte wnioski rzeczywiście wywarły wpływ na samych badanych w zakresie tego, jak później się komunikowali. W efekcie, zadowolenie klientów wzrosło, ludzie byli bardziej usatysfakcjonowani odpowiedziami, jakie uzyskiwali. Należy jednak pamiętać, że
aby w ludzkim zachowaniu zaszła realna zmiana, potrzeba znacznie więcej czasu.
Niestety często projekty badawcze kiedyś się kończą – brakuje pieniędzy, wskutek czego nie ma możliwości dalszego śledzenia postępów. Gdy realizowaliśmy badanie w zakresie funkcjonowania służby zdrowia w Szpitalu Dziecięcym w Cincinnati (Cincinnati Children’s Hospital) oraz Szpitalu Mount Sinai, udało mi się tam kilka razy wrócić po zakończeniu projektu, aby sprawdzić, jak ludzie wykorzystywali przestrzeń i prowadzili interakcje. Jak się okazało, pomimo iż przyznali oni, że badanie uświadomiło im potrzebę wprowadzenia zmian w sposobie korzystania z pewnych pomieszczeń, to kierownictwo niewiele z tą wiedzą zrobiło. Uczestnicy badania twierdzili, że bardzo cenią sobie uzyskane informacje zwrotne, ale jednocześnie nadmieniali, że poprawa istniejącej sytuacji “nie od nich zależy” i jest w zasadzie niemożliwa bez wprowadzenia zmian systemowych.
Jeszcze trochę nam zatem brakuje do osiągnięcia celu.
Jednostki zdają sobie sprawę z istniejących problemów, jednak to system musi się zmienić. A to trochę potrwa.
Dlatego właśnie zaproponowany przez nas model badawczy powinien być dostępny dla każdego, a nie tylko dla kierownictwa czy przywódców – ponieważ ci ludzie i tak za kilka lat najpewniej przestaną piastować obecne stanowiska. Tymczasem faktyczni użytkownicy mogą bez problemu wykorzystać ten model, by wprowadzać zmiany oddolnie.
W moich badaniach skupiam się na efektach długofalowych. Tymczasem kierownictwo zaangażowane w projekty niejednokrotnie wykorzystuje stosowane modele jako środek kontroli lub wręcz karania pracowników. Działanie takie jest, w mojej opinii, całkowitym przeciwieństwem tego, co usiłujemy osiągnąć. Mimo wszystko, wspomniany projekt realizowany w szpitalach był na pewno swojego rodzaju nauczką dla nas.
Potrzebna jest zatem dobra strategia, aby móc poprawnie zastosować mechanizm wirtualnego lustra – ponieważ
to my sami powinniśmy sobie uświadomić, jak wywierać pozytywny wpływ na nasze otoczenie.
Wniosek jest zatem następujący: jeśli ludzie będą otwarci na możliwość zmiany, w końcu uda się ją wdrożyć. Zmiana w sposobie dokonywania autorefleksji jest możliwa.
OŁ: We wspomnianym badaniu widoczna zdaje się rozbieżność pomiędzy tzw. „ja idealnym” a „ja realnym” – zachowujemy się w pewien określony sposób, jednak mamy ambicje być postrzeganymi jako lepsi, niż faktycznie jesteśmy. Czy w ciągu naszego życia jesteśmy w stanie zrealizować nasze „ja idealne” na drodze refleksji? Czy możliwe jest zastosowanie wirtualnego lustra nie tylko w naszym życiu zawodowym, lecz także prywatnym?
FG: Tak, jest to możliwe. Właściwie powinien być to punkt wyjścia. Zaczynam od siebie, dokonuję autorefleksji nad tym, w jaki sposób współpracuję z innymi. To niezwykle ciekawe pytanie: czy możemy osiągnąć „ja idealne”? I tak, i nie. Sądzę bowiem, że owo „ja” zmienia się, ewoluuje. W danym momencie życia możemy mieć konkretny cel, do którego zrealizowania dążymy – albo i nie mieć go wcale. W zakresie przyjętych przez nas wartości jesteśmy w stanie ten cel faktycznie osiągnąć. Jednak to, kim chcemy być, z dużym prawdopodobieństwem ulegnie modyfikacji, gdy to już się stanie.
Niekiedy może okazać się, że w ogóle nie będziemy w stanie osiągnąć naszego „ja idealnego”, ponieważ jest ono wyobrażone. Może się tak stać na drodze interakcji z innymi przy jednoczesnym zastosowaniu mechanizmu wirtualnego lustra. Nieustannie tworzymy siebie samych.
I choć wartości zasadniczo pozostają niezmienne, to cała reszta może się zmienić w zależności od ludzi, których spotykamy na swojej drodze.
Gdy dokonamy już autorefleksji, musimy zastanowić się jaki wpływ wywieramy na innych. Jesteśmy tacy, jakimi czynią nas relacje, które budujemy. Gdy chcemy osiągnąć nasze „ja idealne” przy okazji wyrządzając krzywdę innym, być lubianym a jednocześnie przez to wpadać w tarapaty, to nie jest to dobry pomysł. Niestety media także niejednokrotnie wywierają negatywny wpływ w tym zakresie. Dlatego też, jak pokazują prowadzone przeze mnie badania,
nie chodzi o to, jak popularni jesteśmy, ilu followersów mamy na Instagramie, ale o to, by znać odpowiednich ludzi, którzy mogą nam pomóc w osiągnięciu naszego celu,
jakim jest odkrycie własnej natury lub wywieranie wpływu na otoczenie.
Summa summarum, odpowiadając na pytanie: tak, jest to możliwe, ale sprawa jest złożona. Wszystko jednak zawsze zaczyna się od autorefleksji.
OŁ: Wydawać by się mogło, że obecnie – po części za sprawą mediów tradycyjnych i społecznościowych – niektórzy ludzie nie są skorzy do autorefleksji i w zasadzie są całkiem zadowoleni z tego, jacy są. Ekstremiści, populiści zyskują na popularności – obserwujemy to zjawisko na całym świecie. Przestaliśmy wystarczająco podawać w wątpliwość własną naturę i wartości, które wyznajemy. Czy możliwe jest wpłynięcie na innych w taki sposób, by zaczęli zastanawiać się nad sobą, własnymi poglądami i celami, które dla wielu innych mogą być szkodliwe? Czy jednostki też mogą się zmienić?
FG: Mogą. Jednak to społeczeństwo musi zmodyfikować system zachęt i nagradzania jednostek. W wielu systemach politycznych możemy zaobserwować poważny problem etyczny w tym zakresie – i nie dotyczy to tylko Stanów Zjednoczonych, lecz ma miejsce także we Włoszech i innych państwach. Problem ten związany jest z kwestią wizerunku, persony.
Nasi przywódcy dają nam sygnał, że powinniśmy odejść od coraz popularniejszego indywidualizmu, który jest napędzany przez społeczność Instagrama. Zmiana jest możliwa, jednak musi zostać poprzedzona szeroko zakrojoną debatą.
Ten proces już trwa – protesty w Hong Kongu są jednym z wielu przykładów. Zatem
możliwe jest by pęd do demokracji szerzył się szybciej, jednak musi się to stać inaczej, nić ma to miejsce w Stanach,
gdzie obecnie borykamy się z problemem przywództwa nakręcanego przez zjawisko persony. Co, z kolei, jest oczywiście powiązane z zachowywaniem się w etyczny (lub nie) sposób. Wszystko to sprowadza się do dyskusji o przyszłości kapitalizmu i powrocie dawno zapomnianych ideologii, która musi zostać podjęta.
Ogólnie rzecz biorąc, system zachęt dla obywateli musi przejść gruntowne zmiany.
Jeśli nagradza się ludzi ze złych pobudek, wkrótce nie będzie możliwości wycofania się z tego systemu.
Dlatego też pojawienie się przedsiębiorstwa społecznego (social enterprise) jest tak pozytywnym zjawiskiem. Raport Deloitte z 2018 roku pt. „Global Human Capital Trends” wskazał na zmiany, jakie organizacje zaczęły w ostatnim czasie wprowadzać w sposobie prowadzenia działalności. Rządy nie są w stanie zrobić wystarczająco wiele, więc to właśnie
firmy także ponoszą odpowiedzialność za kształtowanie dobrych obywateli.
Obecnie ludzie mają mniej zaufania do instytucji politycznych i społecznych niż to miało miejsce w przeszłości. Wielu oczekuje, że liderzy biznesu będą w stanie wypełnić tę lukę.
Tutaj właśnie upatruję szansy na przyszłość. Obywatele, przedsiębiorstwa, zaczynają w końcu zdawać sobie sprawę, że działania w zakresie ochrony środowiska to nie tylko szansa na dobre zagranie marketingowe.
OŁ: To jednak często budzi wątpliwości: czy firmy bądź jednostki podejmują działania, ponieważ rzeczywiście wierzą w to, co robią, czy też wykorzystują sytuację, gdyż chcą dobrze wyglądać? Prawdopodobnie rezultat będzie ten sam niezależnie od pobudek, więc może to, dlaczego coś robimy, w ogóle nie ma znaczenia?
FG: Rezultat może być taki sam na krótką metę. Jeśli na przykład wdrożę zmiany w mojej firmie tylko ze względów marketingowych, ponieważ chcę, żeby Microsoft mnie wykupił, to rzeczywiście mogę osiągnąć swój cel. Ludzie mogą wtedy powiedzieć, „Super! Wprowadziłaś zmiany, wdrożyłaś nowe technologie, więc teraz masz furę pieniędzy”. Ale na dłuższą metę to nie to samo. Jeśli jesteśmy naprawdę oddani sprawie i mamy słuszną motywację, wówczas wywarty wpływ będzie miał charakter długofalowy, bowiem ludzie uwierzą, że działaliśmy ze słusznych pobudek.
Wspomniany raport Deloitte wykazał, że ludzie naprawdę chcą pracować w firmach, które wywierają pozytywny wpływ na społeczeństwo i środowisko – w szczególności młode pokolenie.
Młodzi staną się motorem zmian, ponieważ pociągną przywódców (lub kierownictwo) do odpowiedzialności za podejmowane decyzje.
Przyszłość to naprawdę my.
Obawiam się jednocześnie, że część ludzi odejdzie z firm i organizacji, które są źle zarządzane. Jest to jednak nieuniknione, ponieważ przedsiębiorstwa muszą być odpowiednio prowadzone i winny troszczyć się o długofalowe skutki ich działalności. Tymczasem krótkowzroczność kadry zarządzającej wciąż ma się dobrze.
Musimy zmienić ludzi na najwyższych szczeblach. Musimy wprowadzić więcej zajęć z etyki w szkołach biznesu. Co ciekawe, nawet na Harvard Business School wciąż funkcjonują przedmioty, które uczą przede wszystkim jak zarabiać albo opracować skuteczną strategię wyjścia, aby móc założyć nową firmę. Taka ciemna strona kapitalizmu. Mniejsza liczba studentów wybiera zajęcia, które podejmują tematykę przedsiębiorstwa społecznego. To musi się zmienić.
Jak wspomniałam, zmiana ta już została zapoczątkowana, jednak wymaga czasu. Obecnie tempo zachodzenia zmian jest zbyt wolne. Aby je przyspieszyć
niezbędna jest ogólna zmiana naszego podejścia. Musimy dać głos i więcej władzy kobietom.
Miałam okazję być członkinią rady doradczej europejskiego projektu badawczego dotyczącego zróżnicowania pod względem płci i wpływu, jaki wywiera ono na wydajność. Wyniki przeprowadzonych badań wykazały, że organizacje, które były zarządzane przez większą liczbę kobiet, gdzie kobiety miały większy wpływ, były prowadzone inaczej. Istnieje bowiem widoczna różnica w sposobie, w jaki kobiety komunikują się między sobą, co może mieć duże znaczenie.
Jeśli, z kolei, przyjrzymy się absolwentom, którzy przejawiają zainteresowanie prowadzeniem organizacji non-profit, 83% stanowią kobiety. Niestety sektor ten nie pozwala na osiągnięcie wysokich zarobków. Nie ulega jednak wątpliwości, że to właśnie tym organizacjom zależy na tym, by coś zmienić. Dlatego właśnie te 83% powinny trafić do sektora for-profit i obejmować stanowiska kierownicze.
OŁ: Czy istnieje jedna konkretna kwestia, nad którą wszyscy powinniśmy się zastanowić, dokonać refleksji? Zarówno jako obywatele, jak i organizacje, firmy, lub rządy?
FG: Mamy naturalną tendencję do tego, by zastanawiać się nad sobą samymi. Mamy też ku temu mnóstwo okazji.
Powinniśmy jednak zastanowić się nad tym, jaki wpływ wywieramy na innych. Ktoś musi nas tego nauczyć.
W ten sposób możemy poruszyć kwestie zachowywania się w sposób etyczny, czy też poprawnej komunikacji.
Refleksja nad wpływem, jaki moje działania wywierają na społeczeństwo i środowisko jest niezbędna. Tajemnica tkwi w realnej zmianie systemu zachęt – zarówno dla obywateli, jak i organizacji. Coraz więcej podmiotów biznesowych już teraz dokonuje oceny wartości niematerialnych (intangibles). Dokonują refleksji nad sposobem, w jaki traktują swoich pracowników, klientów, partnerów. Nie skupiają się już tylko na zyskach, ale także na wpływie, jaki wywierają na świat zewnętrzny.
My już mamy w zwyczaju zastanawiać się nad sobą samymi. Jednak nadszedł czas, byśmy jako zwierzęta społeczne rozszerzyli ową refleksję także poza nas samych.
OŁ: Dokonując refleksji nad tym, co niematerialne?
FG: Tak, dokładnie. Wartości niematerialne to coś więcej niż znak towarowy, czy własność intelektualna. Powinny one uwzględniać także relacje wewnątrz organizacji i z zainteresowanymi stronami.
Wywiad został zrealizowany w ramach tegorocznej edycji Masters & Robots, zorganizowanego przez Digital University w Warszawie w dn. 8-9 października. Liberte! Było partnerem medialnym wydarzenia
Artykuł ukazał się pierwotnie w j. angielskim na portalu 4liberty.eu
