Do jednego z najbardziej rozpowszechnionych mitów należy antyfaszystowska postawa Komunistycznej Partii Francji. Niepodważalny jest fakt, że przed II wojną zgodnie z zaleceniami Kominternu, francuscy komuniści zaangażowani byli w ruch antyfaszystowski i działalność na rzecz „światowego pokoju”. Jednak po podpisaniu paktu Ribbentrop –Mołotow, komuniści stali się naturalnymi sojusznikami nazistów.
Francja przed II wojną światową to głęboko podzielone społeczeństwo i państwo. Z jednej strony prawicowa Akcja Francuska z drugiej Front Ludowy, sojusz większych i mniejszych partii socjalistycznych i komunistycznych. Sytuacja sprzyjała przemocy, a w głowach współczesnych rodziły się obawy o możliwość rozwiązania hiszpańskiego. Wybitny socjolog Raymond Aron wiele lat później stwierdzał, że trzykrotnie obawiał się wojny domowej w swoim kraju. Pierwszy raz przed wojną po objęciu rządów przez FL, po raz drugi, zaraz po niej, obawiając się przewrotu komunistycznego i trzeci raz podczas konfliktu algierskiego. W omawianym przez nas okresie Francja zgadzała się, co do jednego, nikt, żadna formacja polityczna nie chciała wojny z Niemcami. Może nawet nie tyle wojny, co nie chciała walczyć.
Przegrana kampania 1940 r. przeniosła przedwojenne podziały polityczne na grunt okupowanej Francji. Podzielony na mocy rozejmu kraj na strefę północną będącą pod okupacją Niemców i południową „wolną” rządzoną przez rząd z Vichy. Jak miało się okazać podział ten nie był wyłącznie administracyjny a dotykał sedna przedwojennego konfliktu politycznego. Różne w poszczególnych strefach były formy oporu, ale jeszcze częściej sposoby kolaboracji. Dotyczyły one praktycznie wszystkich elit środowiskowych; bankierów, przemysłowców, prawników czy handlowców. Szczególnie wymiar miała jednak kolaboracja przedwojennych elit intelektualnych. Ci, którzy się na nią nie zgadzali mogli wybrać milczenie, dołączyć do „Wolnych Francuzów” w Anglii a w późniejszym okresie do Ruchu Oporu lub kończyli w obozach koncentracyjnych.
Rewolucja Narodowa pod okiem okupanta
Sytuacja Vichy była dość jasna. Marszałek Philippe Petain prawo do swojej władzy czerpał z legalnych aktów prezydenta i parlamentu. Francja Vichy, to państwo posiadające wiele atrybutów niepodległości i utrzymujące niezależne stosunki dyplomatyczne. Posiadało też kontrolę nad zamorskimi koloniami. Odpowiedzią na przedwojenne kłopoty miała być revolution nationale i realizacja postanowień rozejmu. Mocno podzielona, ale skupiona wokół osoby marszałka prawica, wykorzystuje w swoich działaniach tendencje centralistyczne i etatystyczne silnie istniejące w społeczeństwie francuskim, kierując się konserwatyzmem społecznym i socjalizmem w gospodarce. Według francuskiego historyka J.D. de Bayaca „między Vichy a nazistami istniała wspólnota nienawiści do Żydów, demokratów i komunistów”. Zgadzając się z tymi słowami warto pamiętać jednakże, że rząd Petaina, równie zawzięcie zwalczał faszystowskich radykałów z Paryża, tworzących Francuski Legion Antybolszewicki, czy też francuskie formacje Waffen SS.

Rewolucja narodowa podziałała na lewicowców jak płachta na byka i większość z nich powróciła do Paryża, uznając nazistów i ich cenzurę za bardziej liberalną od tej panującej na Południu Francji. Taka sytuacja jest o tyle zrozumiała, że jak twierdzi Lucien Scheler, poeta Ruchu Oporu, w Vichy lepiej znano mentalność i poglądy polityczne niektórych z autorów. To, co ukazywało się w Paryżu, bardzo często było zakazane na Południu.
Rządy Petaina nie pozostały osamotnione i też miały po swojej stronie intelektualistów, których faktu kolaboracji można było się spodziewać jeszcze przed wojną. Do głównych nazwisk z tej grupy należy zaliczyć poetę i prozaika Roberta Brasillacha, filozofa i pisarza Charlesa Maurras’a oraz redaktora naczelnego „La Nouvelle Revue Française” Pierra Drieu la Rochelle. Szczególnie interesujący jest ostatni z wymienionych. Ten urodzony 1893 r. pisarz i poeta był jedną z czołowych postaci intelektualnych lewobrzeżnego Paryża. W samych tylko latach trzydziestych opublikował sześć powieści. Jak większość swoich kolegów literatów był komunistą i pacyfistą. Odmiany doznał w 1933 r. po pobycie w Niemczech. Jego fascynację nazizmem docenili kierujący NSDAP i zaprosili go na swój wielki zjazd do Norymbergii w rok później. La Rochelle zrewanżował się manifestem politycznym „Socjalizm faszystowski” wydanym przez prestiżowe wydawnictwo Gallimarda. Podczas okupacji stał się jednym z najbardziej wpływowych kolaborantów. Zaprocentowały jego znajomości w ruchu nazistowskim. Z inspiracji niemieckiej stanął na czele wznowionego „La Nouvelle Revue Française” przedwojennej mekki literackiego Paryża. Nadal dużo publikował, wspierając ideę międzynarodowego faszyzmu, jako polityczną odpowiedź na komunizm. Powoli tracił jednak złudzenia i po lądowaniu sprzymierzonych w Normandii próbował kilkakrotnie popełnić samobójstwo, skutecznie w marcu czterdziestego piątego.
Opór – komunistyczny mit
Do jednego z najbardziej rozpowszechnionych mitów należy antyfaszystowska postawa Komunistycznej Partii Francji. Niepodważalny jest fakt, że przed II wojną zgodnie z zaleceniami Kominternu, francuscy komuniści zaangażowani byli w ruch antyfaszystowski i działalność na rzecz „światowego pokoju”. Jednak po podpisaniu paktu Ribbentrop –Mołotow, komuniści stali się naturalnymi sojusznikami nazistów. Jeszcze przed majowym atakiem 1940 r. komunistyczna propaganda skupiała się na walce z burżuazyjną Wielką Brytanią i wykazywaniu bezsensowności wypowiedzenia wojny Niemcom w obronie Polski. W tej atmosferze, o czym pisze R. Aron, trudno było nawet lewicującym Żydom wyrażać swoje poglądy, gdyż panowało ogólne przeświadczenie, że to problem żydowski jest przyczyną napięć międzynarodowych. Żydzi bali się zabierać głos w sprawach aktualnych, gdyż od razu byli posądzani o lobbowanie w sprawie swoich prześladowanych na terenach okupowanej Europy Środkowej ziomków.
Klęska 1940 r. nie otrzeźwiła komunistów, którzy zaraz po zajęciu Paryża wystąpili do władz niemieckich z prośbą o wznowienie wydawania dziennika „L’Humanite”, pisząc w swojej petycji, że zadaniem redakcji „będzie kontynuacja pokojowej polityki europejskiej oraz obrona konkluzji wynikających z umowy o niemiecko-sowieckiej przyjaźni”. Pomysł spodobał się Niemcom, ale do reaktywacji dziennika stanął na drodze ostry protest czynników rządowych z Vichy. Zaraz po wyzwoleniu w 1944 r. politrucy z KPF przystąpili do fabrykowania starych numerów swojego dziennika, tak aby wykazać, że od samego początku byli po stronie Ruchu Oporu.
Klasycznym przykładem tego typu postawy jest osoba Louisa Aragona. Ten urodzony w 1897 r. poeta, pisarz i kryty literacki wstąpił do partii komunistycznej w 1927 r. i trzy lata później po raz pierwszy wziął udział w czystkach, piętnując swoich byłych towarzyszy i przyjaciół z kręgu surrealistów. W 1934 r. uczestniczył w delegacji francuskiej na zjazd pisarzy sowieckich. Efektem tego wyjazdu było zorganizowanie z jego inicjatywy Kongresu Pisarzy w Obronie Kultury, którego celem było dążenie do porozumienia literatów francuskich i sowieckich pod sztandarem antyfaszyzmu. W tej prokomunistycznej szopce obok oczywiście Aragona, udział wzięli tak znani pisarze jak A. Gide, A. Malraux czy P. Nizan. Na jednej z sesji Aragon perorował; „jedynie proletariat i jego sprzymierzeńcy mają prawo odwoływać się do realizmu, który nabiera cech realizmu socjalistycznego, do którego odwołują się pisarze w ZSRS”. Jego służalczość wobec stalinowskich politruków była wręcz niepojęta. Jako organizator poproszony o umożliwienie wzięcia udziału w kongresie innemu z literatów i przyjacielowi z młodości Andre Bretonowi, skonfliktowanemu z Ilją Erenburgiem, odparł, że sprawa jest w rękach sowieckich decydentów. Pośrednim efektem tej odmowy było samobójstwo Rene Crevela, francuskiego literata-komunisty, któremu rzeczywistość rozjechała się z sowieckimi marzeniami o wolności i równości.
Aragon w 1939 r. stał się piewcą sojuszu sowiecko-niemieckiego, publikując na łamach „Ce Soir” panegiryk „Długiego życia dla pokoju”, za co gazeta została zamknięta, a autor powołany do wojska. Nie był to jakiś nadzwyczajny przypadek, gdyż na dwa tygodnie przed wojną zamknięto we Francji wszystkie wydawnictwa komunistyczne, a nowych sojuszników Hitlera wraz miejscowymi faszystami skierowano przymusowo do armii lub internowano. W tej sytuacji na ironię, jakiej często doświadczamy w historii, zakrawa fakt internowania Artura Koestlera, antykomunisty i antyfaszysty tylko, dlatego, że był Niemcem.
Aragon brał udział w kampanii francuskiej, a następnie jak większość literackiego Paryża udał się do słonecznej Nicei, która w ramach zawieszenia broni znalazła się pod kontrolą rządu z Vichy. Przed Aragonem otwierał się podwójna kariera; z jednej strony poety Ruchu Oporu z drugiej kolaboranta.
Aragon ukrywał się, jednak nie przeszkodziło mu to już w 1942 r. w opublikowaniu w okupowanym Paryżu swojej powieści „Pasażerowie z dyliżansu”. Jak się wydaje, zamiana swoich bohaterów z podłych Niemców na Holendrów i komentarz, nieprzychylny dla sprawy Dreyfusa, to małe poświęcenie na rzecz udziału w kolaboracyjnym życiu literackim. Zmieniona wersja książki ukazała się już po wyzwoleniu, ale jej pierwsze wydanie to biały kruk francuskich bibliofilów. Aragon nie brzydził się też współpracą z Vichy, gdzie publikuje w tamtejszej prasie, co prawda pod pseudonimami, swoje wiersze. Zresztą czegóż nie robi się dla poezji, zwłaszcza, że w samym Lyonie ukazało się w tym czasie 125 tytułów o łącznym, miesięcznym nakładzie 12 milionów. Tam też ma swoich, dość oryginalnych powierników. Wspomniany kolaborant D. la Rochelle zaproponował Niemcom w zamian za ich wsparcie, zwolnienie z więzień pisarzy – na przykład Sartre’a – oraz otoczenie ochroną innych, w tym Aragona, „bez względu na wysuwane przeciwko nim zarzuty”. Jak twierdzi historyk H.R. Lottman „Malraux oraz Aragon, choć dopuścili się aktów oporu (…) korzystali obaj z wyjątkowej bezkarności”.
Kolaboracja Aragona nie był przypadkiem odosobnionym. Jak twierdził nazistowski ambasador w Paryżu, podczas okupacji niemieckiej we Francji ukazało się więcej książek niż w jakimkolwiek innym kraju na świecie. Nawet, jeżeli nie jest to do końca prawda, to według stowarzyszenia wydawców w latach 1940 -1944 we Francji ukazało się prawie trzydzieści trzy tysiące tytułów, z czego tylko 318 było przekładami z języka niemieckiego, a 466 z angielskiego. Sprzyjało temu porozumienie okupantów ze Związkiem Zawodowym Wydawców z września 1940 r., w którym przyjęto, że to wydawnictwa przyjmują na siebie odpowiedzialność – a nie niemiecka cenzura – za publikowane książki. W ten sposób powstaje lista książek zakazanych, na której znajdują się dzieła antyfaszystowskie i antykomunistyczne. Porozumienie parafują tak wydawnictwa prawicowe jak i lewicowe. Czy można sobie coś takiego wyobrazić w okupowanej Polsce?
Swoje dzieła, oficjalnie wydają tacy giganci francuskiej literatury jak A. Gide, A. Malraux, Paulhan, F. Mauriac. Początkujący pisarz Albert Camus publikuje swojego „Obcego”. J.P. Sartre wydaje i wystawia dwie sztuki teatralne, a Simone de Beauvoir, po zgodzie podziemnego Związku Pisarzy, obwarowanej zakazem udzielania wywiadów (sic!), decyduje się na publikację swojej pierwszej powieści „Zaproszona”, przyjmuje kontrolowaną przez nazistów nagrodę Goncourtów i pracę w kolaboracyjnej rozgłośni radiowej.
Ruch Oporu rodzi się w bólach. W pierwszych latach są to głównie siatki wywiadowcze w tym Brytyjczyków i Polaków. Sytuację zmienia wybuch wojny sowiecko-niemieckiej. Nowe dyrektywy międzynarodówki komunistycznej są jasne – walczyć ze wspólnym wrogiem. Tak rodzi się mit komunistycznego podziemia, równoważony przez działalność grup „Combat” z południa Francji. Jednak elity komunistyczne pracują na dwie strony. W dzień w oficjalnych gazetach, rozgłośniach i wydawnictwach. Nocą drukując podziemne pisma zapełniając je wzniosłą patriotyczną frazeologią. Ruchu Oporu pierwszych dwóch lat okupacji przypomina pewien stary dowcip. Otóż spotyka się trzech kombatantów; Jugosłowianin, Polak i Francuz. Jugosłowianin mówi; ja podczas wojny zabiłem 10 Niemców, Polak na to – ja piętnastu, a Francuz z melancholią w oczach patrzy i mówi – wy to mieliście dobrze, u nas to nie było w modzie.
Po wojnie z intelektualistów tylko Brassilach zostaje skazany i zabity, la Rochelle najpierw ukrywa się, następnie popełnia samobójstwo, Maurras odbywa karę więzienia, a Celin, publikujący antysemickie pamflety, przez pewien czas jest otoczony ostracyzmem środowiskowym. Lewicowcy mają się znacznie lepiej. Nikt już nie chce pamiętać o ich kolaboracji, więc chodzą w glorii bohaterów Ruchu Oporu. Wyzwolenie nie zamyka pól konfliktu. Tylko zdecydowana polityka amerykańska powstrzymuje komunistyczny przewrót, jednak przedwojenne pęknięcia społeczne widoczne są przez kolejne dziesięciolecia i ulegają załagodzeniu dopiero w latach osiemdziesiątych. W tym czasie Francję czekają jeszcze dwie wojny kolonialne, bunty studenckie, lewacki terroryzm, niebywała degeneracja partii politycznych oraz wprowadzone jeszcze w Vichy centralizacja i etatyzacja państwa, odpowiadająca wszystkim głównym siłom politycznym.
Czy doświadczenia historyczne Europy pierwszej połowy dwudziestego wieku mogą nas dzisiaj czegoś nauczyć? Radykalne podziały polityczne doprowadziły do wojny domowej w Hiszpanii, walka lewicowych plemion nazistów i komunistów, przy biernym oporze demokratów doprowadziła do przejęcia władzy przez Hitlera, a rozbite politycznie Włochy uklęknęły przed demagogią Mussoliniego. Francja jest tu przykładem klasycznym. Jej istnieniu nie zagroził bezpośrednio nazizm – z nim jak widać powyżej można się było porozumieć – lecz przedwojenne odrzucenie idei republikanizmu, osłabianie państwa i głęboki podział polityczny. Wolność Francji przyniosła dopiero koalicja amerykańsko-brytyjska, gdyż sami Francuzi w swojej masie byli pogodzeni z istniejącym status quo, kultywując w tych mrocznych dla nich czasach swój styl życia i swoje nienawiści polityczne. Czy z tej historii „wolni Polacy” z jednej strony i „młodzi, wykształceni z dużych miast” z drugiej wyciągną jakiekolwiek wnioski?