W polityce, ewolucji społeczeństw konserwatyzm i liberalizm to jak Yin i Yang – zjawiska przeciwstawne a uzupełniające się, nieustanne ścieranie się tych sił jest konieczne dla równowagi funkcjonowania każdego organizmu.
Podstawową funkcją reprezentantów liberalnie myślącej części Polaków powinno być poszerzanie sfery wolności. Wolności niepodzielnej – bo jej się nie da w praktyce dzielić na gospodarczą czy światopoglądową – one spotykają się w każdym z nas jako nasze wolności osobiste. Reprezentanci liberałów mają bronić przed państwową przemocą fiskalną przedsiębiorców, naszej prywatności przed wszędobylskimi służbami specjalnymi, naszego prawa przed zdominowaniem przez normy religijne. Tylko tyle i aż tyle.
Polską chorobą od lat jest tkwienie w okowach nadreprezentacji konserwatyzmu w stosunku do realnego układu społecznego – wynikającej z głębokiego przeświadczenia całej klasy politycznej, że najważniejszymi wyrazicielami postaw i pragnień Polaków są hierarchowie Kościoła Katolickiego, z którymi zadzierać nie warto.
Wprawdzie w kampaniach wyborczych pojawiają się partie kuszące liberalnego wyborcę – zaraz po wyborach jednak zapominają o nim, wkraczając w polską normę trzymania się ciemnej strony wzgórza. Klasycznym tego przykładem była Platforma Obywatelska, dziś dołącza do tego grona Nowoczesna.
Postawa Nowoczesnej wobec obywatelskich projektów dotyczących aborcji potwierdza niestety, że partie budowane wokół lidera mają z zasady marne podstawy ideowe i brak im poglądów politycznych. Nie chciałem wierzyć tym, którzy nazywali Nowoczesną Platformą Bis – kolejną partią bez kręgosłupa i właściwości. Kiedy jednak widzę, że partia opozycyjna, w wyborach prezentująca się jako liberalna odmawia walki o wolność życia według własnego światopoglądu, uzasadniając to krótko – na pewno się nie uda – wiem, ze się pomyliłem.
W tej kadencji sejmu wiele rzeczy się nie uda, jednak wyciąganie wniosku, że można w związku z tym zachowywać się biernie i wyczekująco – to recepta na długie lata rządów PiS. Bo skoro się od nich nie różnicie – to po diabła zmieniać władzę?
Oczywiście tłumaczenie niemożnością nie jest do końca uczciwe – praktyka działania pokazała, że w Nowoczesnej liberałów można policzyć na palcach, w dobrym przypadku, obu rąk. Dla unikania sporu w klubie, trzymania się sondaży dających szansę na może 80 zamiast 30 mandatów, Nowoczesna unika decyzji, które wymagają posiadania przekonań a nie tylko kalkulacji sondażowych. Dla wyborcy liberalnego te potencjalne 80 mandatów to żaden postęp – po wśród nich liberałów wcale nie musi być więcej niż w dzisiejszej 30-tce.
Liberał może być prywatnie religijnie przekonany o tym, że zygota jest człowiekiem – od konserwatysty odróżni go to, że nie będzie narzucał swojego poglądu penalizującym prawem innym. Liberał w opozycji nie musi być niczym skrępowany. Czemu nie pozostawicie PiSowi zadania tamowania wolnościowych postulatów? Samoograniczenie niczemu nie służy – o. Rydzyk nie zacznie zapraszać do swojej TV Ryszarda Petru częściej, niż to robi TVN.
Żeby zasłużyć na głosy liberałów, w imię wolności, w imię zasad należy walczyć o to, żeby każdy mógł żyć według swoich przekonań i mógł podejmować decyzje sam. Ale żeby coś zrobić w imię zasad, trzeba te zasady mieć. I nie chodzi tu o zasadę: „na pewno się nie uda”.
Facebook https://www.facebook.com/marcelinski
